REKLAMA

Wspomnienia: CWKS 12-0 Wisła Kraków

źródło: polskieradio.pl - Wiadomość archiwalna

W 1955 roku warszawska Legia sięgnęła w dramatycznych okolicznościach po tytuł mistrza Polski w piłce nożnej. O triumfie "Wojskowych", wtedy – "Wojskowych" pełną gębą, wszak drużyna grała w lidze pod nazwą CWKS, o "Legii" ludowa władza kazała zapomnieć – zadecydował rozegrany już po zakończeniu rozgrywek zaległy mecz z Zagłębiem (Stalą..., to też polecenie "władzy ludowej"...), mecz, który zakończył szczęśliwym dla stołecznych piłkarzy remisem 1-1.

Poniżej przypominamy o meczu, w którym Legia strzeliła Wiśle tuzin bramek. Wspomnienia pochodzą z audycji Polskiego Radia. Możecie także posłuchać, jak mecz ten wspomina legenda Legii, strzelec trzech goli we wspominanym meczu, Lucjan Brychczy. Posłuchaj
Od początku rozgrywek w 1956 roku w gronie faworytów do mistrzostwa kraju wymieniano obrońców korony, czyli Legię-CWKS, Zagłębie-Stal, Ruch Chorzów oraz Wisłę Kraków. Bezsprzecznie najpoważniejszym kandydatem do ponownego zdobycia tytułu najlepszej drużyny piłkarskiej w Polsce była Legia (pozostańmy przy tej nazwie), w szeregach której aż roiło się od ówczesnych reprezentantów kraju.

Niewielu dzisiejszych kibiców futbolu pamięta, że rozgrywki odbywały się według systemu wiosna / jesień – pierwsza część sezonu wystartowała w połowie marca 1956 roku, a już w trzeciej serii spotkań doszło do potyczki Wisły z Legią. Lepsi pod Wawelem okazali się gospodarze, zwyciężając 2-0. Nikt nie przypuszczał wtedy, jak sroga będzie zemsta „Wojskowych”...

12. sierpnia Legia spotkała się w Zabrzu z Górnikiem, rewelacyjnym beniaminkiem ligi, i przegrała w twardym boju 2-3, co tak naprawdę wcale niespodzianką nie było. W następnej kolejce piłkarzy trenera Ryszarda Koncewicza czekał mecz z Wisłą Kraków na stadionie przy Łazienkowskiej.

Katowicki sędzia o groźnie brzmiącym nazwisku Kowal słonecznym popołudniem 19. sierpnia 1956 roku rozpoczął w obecności ponad 25 tysięcy widzów mecz, który przeszedł do historii polskiej piłki. W drużynie gości – Kalisz, Monica, Kawula i Adamczyk, w składzie gospodarzy wystąpili m.in. Szymkowiak, Zientara, Kempny, Brychczy i Pohl. I dwaj ostatni z wymienionych poprowadzili Legię do zwycięstwa w rozmiarach wręcz szokujących – „Wojskowi” pokonali Wisłę 12-0 (!!!), a Ernest Pohl i Lucjan Brychczy strzelili w sumie osiem z tuzina goli (odpowiednio pięć i trzy).

Niedawno minęło 50 lat od tamtych chwil. Jubileusz ten dla sympatyków Legii był wielkim świętem. Dla kibiców Wisły – to jeden z najczarniejszych dni w dziejach klubu.

Różne były reakcje prasy po niecodziennym meczu na stadionie Wojska Polskiego. Oddzielnie publikujemy wycinek ze sprawozdania zamieszczonego w „Przeglądzie Sportowym”, 50 lat temu prawdziwej wyroczni i rzetelnej „biblii” kibiców, zaś z relacji „Sportu” ukazującego się w Katowicach (przypomnijmy: wtedy: Stalinogrodzie...) przytoczymy jeden fragment – redaktor Tadeusz Maliszewski pisał: (...)Gdyby to byli zawodowcy, podejrzewałbym jakiś bierny opór, czy 'włoski strajk'. To rzecz jasna był komentarz do poczynań krakowskich piłkarz, w szczególności – obrońców. O występie legionistów reporter „Sportu” wspomina, że byli dla rywali bezlitośni, a gdyby Pohl i Brychczy pod koniec spotkania nie opadli z sił, zapewne rekord bramkowych zdobyczy swoich i zespołu wyśrubowaliby do nierealnych rozmiarów.

Ciekawe, że „Życie Warszawy” nie czuło się w obowiązku poinformować swoich czytelników o efektownym zwycięstwie, w końcu, stołecznych piłkarzy, ale takie niestety były „wytyczne” – większość miejsca w gazecie zajmowały referaty partyjnych towarzyszy, relacje z kolejnego „plenum”, „egzekutywy” lub zjazdu.

Na sport zostawało miejsca akurat tyle, żeby poinformować o innym, przyznajmy, ważniejszym nawet niż rekordowe zwycięstwo Legii, wydarzeniu: otóż dzień po triumfie Legii nad Wisłą znakomita polska lekkoatletka Elżbieta Duńska-Krzesińska (piękna dziewczyna ze wspaniałym długim warkoczem) ustanowiła w Budapeszcie rekord świata w skoku w dal, osiągając 6,35 m. Warto o tym wspomnieć, choćby dlatego, że dziś rekordów świata polscy lekkoatleci nie biją tak na zawołanie... Poza tym - jakby nie było - przez wspomnienie pięknego jubileuszu składamy uznanie Pani doktor Duńskiej-Krzesińskiej, mieszkającej dziś na stałe w USA.

CWKS (Legia) Warszawa – Wisła Kraków 12-0 (5-0)

1-0 – Kowal (7’); 2-0 – Pohl (28’); 3-0 – Pohl (30’); 4-0 – Pohl (32’); 5-0 – Brychczy (44’); 6-0 – Brychczy (48’); 7-0 – Kowal (52’); 8-0 – Pohl (53’); 9-0 – Pohl (59’); 10-0 – Monica (72’, samob.); 11-0 – Brychczy (77’); 12-0 – Kempny (79’, karny)

CWKS (Legia): Szymkowiak, - Mashelli, Słaboszewski, Woźniak, Strzykalski, Zientara, Pohl, Brychczy, Kempny, Kowal, Ciupa

Wisła: Kalisz, - Monica, Snopkowski, Kawula, Michel, Jendrys, Machowski, Kościelny II, Gamaj, Adamczyk, Morek

Jerzy Lechowski, „Przegląd Sportowy”, 20 sierpnia 1956:

„Przeróżnego rodzaju rekordy padły w tym meczu. Należał do nich przede wszystkim rezultat spotkania. Wynik 12-0 nie padł jeszcze na żadnym powojennym meczu ligowym. Prócz tego Pohl pięcioma zdobytymi bramkami ustanowił rekord goli strzelonych na jednym meczu przez jednego zawodnika.

Ofiarą wspaniale usposobionego CWKS padła krakowska Wisła, która potrafiła wygrać z wojskowymi wiosną 2-0. Przy porównywaniu tych dwóch wyników szumi nam w głowie. Jak bowiem mógł przegrać CWKS w Krakowie, skoro na własnym boisku robił z Wisłą dosłownie, co chciał i to od samego początku spotkania. W 3 min. Silny strzał Kempnego trafia w asekurującego bramkę Kawułę, ale już 4 minuty później bardzo ładna akcja świetnej w tym meczu pary Brychczy-Pohl kończy się wypuszczeniem w bój Kowala i CWKS prowadzi 1-0.

Od tej chwili jasne się stało, że Wisła musi przegrać. CWKS grał na pełnych obrotach, ciągle napierał. Wobec nieustających ataków, zmian pozycji i celnych strzałów napastników CWKS – zupełnie bezradna była krakowska obrona. Brychczy, Pohl, a nawet Ciupa ogrywali swych przeciwników w dziecinnie łatwy sposób, będąc raz po raz sam na sam z równie słabym w tym meczu Kaliszem. Przy takim układzie sił bramki sypały się jak z rogu obfitości. Nie ma więc nawet potrzeby dokładnego rejestrowania ich kolejności.

Beznadziejnie słabo grała obrona Wisły z mało zwrotnym Snopkowskim na czele, nie lepiej również spisywał się atak. Szymkowiak obronił łatwo w 18 min. Jeden jedyny strzał Gamaja, po przerwie przy stanie 12-0 sparował na róg główkę Adamczyka. To było wszystko. Nie potrafili zatrudnić Szymkowiaka ani Morek ani Machowski przewidziany do reprezentacji. Nie „pognał” on sobie przy Woźniaku, który również specjalnie błyszczał. Przed przerwą lewy obrońca CWKS miał dwa nieprzyjemne kiksy, później grał znośnie.

Twórcami wysokiego zwycięstwa CWKS byli głównie Pohl, Brychczy i Kowal w napadzie oraz para pomocników, a szczególnie znajdujący się w doskonałej formie Strzykalski. Marcel był na tym meczu wszędzie, grał ambitnie, pchał na zmianę z Zientarą atak do przodu i strzelał. Zdobył on burzę oklasków za udane wkraczanie w akcje, podobnie zresztą jak Pohl i Brychczy.

Para ta grała przed przerwą na prawej stronie, po przerwie Pohl przeszedł na lewe skrzydło. I tu i tam Pohl grał bez zarzutu będąc wspólnie z Brychczym motorem ataku. Obecna forma Pohla i Brychczego uzasadnia w pełni ich kandydatury do I reprezentacji.

Słabiej od nich, ale już lepiej niż ostatnio zagrał Kempny. Przy jednej akcji zaimponował nam. Środkowy CWKS poszedł na przebój i tuż przed bramką podał piłkę, będącemu w jeszcze lepszej pozycji strzałowej Kowalowi. To się Kempnemu rzadko zdarza. Może ta akcja jest zapowiedzią kolektywnej gry Kempnego. Dotychczas bowiem za dużo grał on solo.

W drużynie Wisły stosunkowo najlepiej grała pomoc Michel – Jędrys. Obaj ci zawodnicy grali do końca meczu bardzo ambitnie, usiłując nawet strzelać na bramkę Szymkowiaka. Reszta – beznadziejna.”

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.