Będę kibicował Legii
Wydawało się, że kryzys Austrii Wiedeń minął po tym, jak pokonali Pana zespół półtora tygodnia temu 3-1.
- Jak słaba drużyna może przeżywać kryzys? Po prostu przegraliśmy przez własną głupotę. Nie chcę wracać do tego spotkania. Ale w niedzielę pokonaliśmy ich 1-0.
Na co powinni zwrócić uwagę trener Dariusz Wdowczyk i piłkarze Legii?
- Właściwie nie mają na co. Z zespołu odeszli najlepsi piłkarze, drużyna się sypie, mają braki kadrowe. Jeżeli już koniecznie trzeba kogoś przypilnować, to jedynie kapitana Jocelyna Blancharda. To obecnie jedyny dobry piłkarz w tym zespole.
Co może być szansą Legii w spotkaniu rewanżowym?
- Strzelenie bramki. To legionistom ułatwi drogę do sukcesu, bo Austria będzie musiała się odkryć.
W jaki sposób strzelić wiedeńczykom gola?
- Mecz z Austrią będzie rozgrywany na Praterze. Ten stadion jest zdecydowanie większy od obiektu, na którym na co dzień wiedeńczycy rozgrywają swe spotkania ligowe. Boisko także jest szersze. Wystarczy spokojnie i długo rozgrywać piłkę wszerz boiska. A kiedy już rywale zostaną dobrze skołowani i odechce im się biegać, wystarczy rozwinąć akcję skrzydłem. Rozciągnięcie gry to najprostszy sposób na pokonanie Austrii.
Jest Pan sporym optymistą. A przecież Legii ostatnio się nie wiedzie.
- Jestem spokojny. W ostatnim meczu z Koroną Legia zagrała już lepiej. To powinno wystarczyć na Austrię. No, chyba że legioniści zagrają tak jak w Sanoku...
Jak ocenia Pan szanse obu zespołów?
- Mogę wszystkich uspokoić, że Legia awansuje do fazy grupowej. Daję jej 70 proc. szans. 30 pozostawiam Austrii, bo różne dziwne rzeczy mogą się wydarzyć.
Komu będzie Pan kibicował?
- Co za pytanie? Oczywiście, że Legii. To mój klub, w którym spędziłem najpiękniejsze lata swej piłkarskiej kariery. Osobiście zasiądę na Praterze, by dopingiem wspierać legionistów.