REKLAMA

Radović podaje piłkę na tacy

źródło: Super Express - Wiadomość archiwalna

Miroslav Radović jest z zawodu kelnerem. Jednak teraz nie serwuje drinków, ale doskonałe podania na boisku.

- Chodziłem do szkoły gastronomicznej, wybrałem sobie nawet specjalność: kelner. Chcecie złożyć zamówienie? Zaraz włożę strój, wezmę tacę i do roboty! - opowiada Miroslav Radović, prawy pomocnik warszawskiej Legii.
Mistrzowie Polski rozczarowują, ale do gry Serba nie można mieć zastrzeżeń. Tylko on nie zawodzi.

- To, że z zawodu jestem kelnerem, ma swoje plusy na boisku - wyjaśnia Radović. - Widzicie, jak dokładnie podaję chłopakom? Jak na tacy! - śmieje się. - Teraz moje firmowe danie trzeba powtórzyć w Wiedniu. Nie ma co, musimy wyrzucić Austrię z pucharów!

Radović ma prosty przepis na rywali.
- Trzeba zostawić serce na boisku, a ostatnio tego nie robiliśmy - ocenia słabsze występy legionistów. - Problem nie leży w trenerze, lecz w nas samych. Przegrywamy ze słabeuszami. Skoro teraz jesteśmy na dnie, to gdzie będziemy, jak polegniemy w Wiedniu? - zastanawia się.

Łakomczuchy z Partizana

Za Radovicia Legia zapłaciła 800 tysięcy euro. W Warszawie znalazł się, gdyż mocno o to zabiegałÉ Dragomir Okuka, trener krakowskiej Wisły.
- Namawiał mnie, abym przyszedł do Legii - zdradza kulisy transferu. - Liczę się z jego zdaniem, grałem u niego w kadrze do lat 21. Wówczas nie wiedział, że po kilku tygodniach wyląduje w Krakowie, czym mnie bardzo zaskoczył. Partizan żądał 1,3 miliona euro i długo nie chciał ustąpić. Podobnie było, gdy zgłosił się Lokomotiw Moskwa. Rosjanie proponowali 2,5 miliona dolarów, ale w Belgradzie próbowali wytargować pięćset tysięcy więcej. Chciwość nie popłaca, gdyż później miałem kontuzję i "łakomczuchy" tylko straciły - opowiada.

Obrazek Jezusa nosi przy sobie

Ostatnio działacze Legii nałożyli na swoich piłkarzy kary finansowe za odpadnięcie z Pucharu Polski. Podobnie było w Partizanie.
- Jak spóźniłem się piętnaście minut na trening, musiałem zapłacić pięćset euro - wylicza taryfikator kar. - Zadzwonił telefon w szatni - 200 euro, słaby występ - tysiąc euro. Ale miałem z czego "oddawać", bo premie były ekstra. Dziesięć tysięcy euro za wygrane derby z Crveną Zvezdą - wspomina i dodaje, że w dzieciństwie był wielkim sympatykiem tego zespołu.

Serb podkreśla, że bardzo ważną rolę w jego życiu zajmuje religia.

- Wszystko, do czego doszedłem, zawdzięczam Bogu - przyznaje. - Modlę się do niego, gdyby nie jego pomoc, to nie byłoby Radovicia. Jestem też trochę przesądny. Żegnam się przed każdym meczem. Zawsze przy sobie mam obrazek Jezusa, który oczywiście zabrałem ze sobą do Wiednia. Tak więc musi być dobrze! - kończy optymistycznie Radović.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.