REKLAMA

Nikt mi nie powiedział, dlaczego mnie odsunięto

Łukasz Surma, źródło: Życie Warszawy - Wiadomość archiwalna

Ochłonął Pan już po tym, jak właściciele Legii postanowili się Pana pozbyć?

Łukasz Surma: Już mam zimną głowę, ale przez pierwsze dni byłem w szoku. Zdaję sobie sprawę, że wymienia się kadrę w zespole, ale mnie chodzi o formę pożegnania. Przez pięć lat gry w Legii chyba coś zrobiłem dla tego klubu?



Przyzna Pan, że został wyrzucony za rzeczy pozasportowe?

- To bardzo źle brzmi. Słowo wyrzucony chyba jest zbyt daleko idącym stwierdzeniem. Tak na dobrą sprawę nikt mi nie powiedział, dlaczego odsunięto mnie od drużyny i musiałem ćwiczyć z Piotrkiem Włodarczykiem w Warszawie, a nie na zgrupowaniu zespołu w Grodzisku Wielkopolskim.



To chyba nie przypadek, że w Legii nie ma Pana, Włodarczyka i Jacka Zielińskiego? O wszystkim ponoć rozstrzygnął wieczór przed wiosennym meczem z Górnikiem w Zabrzu. Ktoś doniósł wówczas do właścicieli klubu, że we trzech sporo rozmawialiście...

- Też takie opinie słyszałem. Ciężko jednak uwierzyć, żeby właściciele klubu posługiwali się plociuchami.



Po meczu w Zabrzu i zmianie trenera z Dariusza Wdowczyka na Jacka Zielińskiego zaczęliście lepiej grać i zwyciężać.

- Ja nie mam do siebie pretensji za mecz w Zabrzu. Proszę przeanalizować, kto i ile wówczas biegał po boisku. Po prostu na tyle nas wówczas było stać. W mistrzowskim sezonie za Wdowczyka też miewaliśmy słabe spotkania.



Podczas meczu w Wilnie z Vetrą kibice śpiewali: „Dopięliśmy swego celu, Łukasz Surma w Izraelu”.

- Opinii takich kibiców już nie biorę pod uwagę. Natomiast warszawska publiczność była naszym dwunastym zawodnikiem w poprzednich sezonach. Atmosfera na trybunach i gorący doping pomogły nam w wywalczeniu mistrzostwa Polski. I za to chcę im podziękować. Wielu kibiców odnosiło się do mnie z życzliwością, wielu tych prawdziwych, zaprzyjaźniło się ze mną. Zapewniam, że nie było tak źle, jak pisano na niektórych forach internetowych. Bardzo dobrze mieszkało mi się w Warszawie.



Zostawił Pan tu swoją Akademię Piłkarską.

- Nie tylko, także dwa mieszkania. Zostawiam współpracownika Pawła Kuska. Mam nadzieję, że akademia będzie się rozwijała tak, jakbym był na miejscu. Rodzice, którzy zapisywali swoje pociechy do niej, musieli się spodziewać, że kiedyś mnie zabraknie. Mam jednak zamiar wrócić jeszcze do Warszawy.



W Gdyni był Pan o krok podpisania kontraktu z Arką.

- To prawda. Jednak na Wybrzeżu uświadomiłem sobie, że potrzebuję czegoś innego, nowych wyzwań. W Polsce grałem przez jedenaście lat, wystąpiłem w ponad trzystu spotkaniach. Gra w Maccabi Hajfa jest dla mnie krokiem w przód. To najpopularniejsza i jedna z najlepszych drużyn w Izraelu. Mam dwuletni kontrakt i chcę go wypełnić. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby swoją grą wywalczyć miejsce w jedenastce i zyskać szacunek tutejszych kibiców oraz działaczy.



Czy zaaklimatyzował się Pan już w Hajfie?

- Nie do końca. W szatni króluje język hebrajski. Nawet Brazylijczycy się nim posługują. Dobrze, że w urzędach można załatwiać sprawy w języku angielskim. Czuję się tu samotnie. Ale gdy Iwona urodzi drugiego syna, przyjadą do mnie w trójkę. Oni na wczasy, ja będę pracował. Nie ukrywam, że miałem inne wyobrażenie o tym kraju. Hajfa leży nad Morzem Śródziemnym. Latem jest tu 30 stopni Celsjusza, zaś zimą 20. To dobrze rozwinięty kraj, a ludzie są przyjaźnie nastawieni. Mimo że Izrael jest otoczony arabskimi krajami i istnieje spora groźba wybuchu konfliktu, nie jest tak niebezpiecznie, jak się powszechnie uważa.



Rozmawiał Maciej Rowiński

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.