Z boku stadionu Ramon Sanchez Pizjuan znajduje się tablica, na której widnieją herby rywali Sewilli - fot. turi
REKLAMA
REKLAMA

LL! on tour: Sevilla FC i CD Ronda

turi - Wiadomość archiwalna

Już od czwartku jasne było, że w niedzielę legioniści dostaną wolne od trenera Jana Urbana. Zgrupowanie w Mijas nie jest lekkie - dwa treningi dziennie i sparingi dają się "wojskowym" we znaki. Nic więc dziwnego, że na chwilę oddechu czekali jak na zbawienie, a my... poszliśmy ich śladem. Niedzielną sjestę planowaliśmy długo i skrupulatnie. Zwiedzanie Andaluzji i mecz Primera Division - to był nasz cel.

Fotoreportaż z Sewilli - 117 zdjęć turi

Szybko sprawdziliśmy gdzie możemy zobaczyć futbol na najwyższym poziomie. Malaga grała u siebie z Atletico, Sevilla FC podejmował Racing Santander. Malaga? Za blisko. Zaledwie 50 km - co to za wyprawa? Do tego doszedł jeszcze czynnik kibicowski - Sevilla FC i Betis to dwie najbardziej znane i najbardziej popularne ekipy z Andaluzji. Z Mijas do Sewilli jest raptem 220 kilometrów. Sprawa stała się więc jasna - Sewilla!

Ekipa LL, wzmocniona przez redaktora serwisu 90minut.pl, stanęła przed jeszcze jednym dylematem. Na niedzielne przedpołudnie zaplanowano mecz sztabu szkoleniowego z dziennikarzami. Jako że męska część naszego "teamu" marzyła o tym, by założyć siatę trenerowi Urbanowi, a wręcz sami dopraszaliśmy się rewanżu po sromotnej czerwcowej porażce na obozie w Grodzisku Wielkopolskim, w sobotni wieczór mieliśmy minorowe nastroje. Żeby jednak było jasne - już od piątku wierciliśmy dziurę w brzuchu trenerowi Jackowi Magierze. "Każdy dzień, tylko nie niedziela" - prosiliśmy, ale nic nie pomogło. Koniec końców dziennikarze musieli zagrać osłabieni i skończyło się tak, jak się skończyć musiało - porażką 5-11. Jeszcze sobie odbijemy!

Kiedy dziennikarze dzielnie odpierali ataki Brychczego, Urbana, Magiery i innych piłkarskich tuzów, my przemierzaliśmy góry Sierra de las Nieves. W końcu, po tym jak setki razy zatkały i odetkały nam się uszy, dotarliśmy do malowniczej andaluzyjskiej Rondy, która przywitała nas ulewą. Kiedy jako jedyni turyści w całym mieście dreptaliśmy jednym z deptaków, trafiliśmy na tablicę ogłoszeń. A na niej jak wół widniała informacja, że właśnie w niedzielę swój mecz w Tercera Division (czwarty poziom) rozgrywa C.D. Ronda. Cóż było robić - przerwaliśmy zwiedzanie i udaliśmy się na "campo de futbol".

Club Deportivo Ronda podejmował tego dnia w derbach Velez C.F. Zwabieni śpiewami i okrzykami trafiliśmy pod bramy obiektu, a tam szybkie "solo dos minutes por favor" i uśmiechnięci mili panowie wpuścili nas na stadion. Obiekt całkiem przyzwoity - trybunka kryta jakiej nie powstydziłaby się Odra Wodzisław, a po drugiej stronie miejscowy młyn - dziesięciu, góra 20 młodzieżowców, którzy dumnie obnosili się ze swoimi barwami. Jako że stadion położony jest między budynkami, śpiewy słychać było naprawdę dobrze. Wbiegamy na trybunkę krytą, a tam niespodzianka - okupują ją goście z Velez, którymi dyryguje "Bodziach z velezowym bębnem", jak to po chwili określamy. Królują tu popularne w całej Andaluzji orzeszki i słonecznik i - co w Polsce nadal jest nierealne i pewnie długo nie będzie - barwy miejscowych mieszają się z barwami gości. Kiedy wbiegamy na trybuny burzymy spokój i monotonię meczu. Od tej pory każdy nas obserwuje, pozdrawia, macha nam i pozuje do zdjęć. Robimy kilka fotek i oglądamy mały młynek po drugiej stronie boiska. Chłopaki się starają, a to najważniejsze. Zrobić doping w 10, góra 20 osób, to duża sztuka. Kibice Rondy nie śpiewają non stop, ale drużyna co jakiś czas słyszy ich wsparcie. Jak widać doping przyniósł korzyści - Ronda wygrała 1-0. Brawo!

Po tej dość egzotycznej wyprawie obieramy kierunek na Sewillę. Mecz zaczyna się o godzinie 19, ale jesteśmy pod stadionem SFC już na ponad trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Pierwsze wrażenia? Wszechobecne... drzewa pomarańczowe. Wyobraźcie sobie, że idziecie ulicą, a wokół leżą pomarańczki. I ten zapach! Coś niesamowitego. Jeszcze kilka metrów i jesteśmy pod stadionem. Najpierw, na reprezentacyjnej ścianie stadionu, wita nas herb SFC, a pod nim panorama miasta z imponującą wieżą katedry - całość to mozaika wykonana z kawałków ceramiki. Swoje stoliki rozkładają pierwsi bazarowi sprzedawcy szalików, a klubowy sklep jest otwarty dwie godziny przed meczem. Ceny? Na stoiskach szalik kupicie za 10 euro, w sklepie ceny wahają się między 12 a 15 euro. Jako że reprezentantka LL! zbiera magnesy na lodówkę możemy dodać, że Sevilla sprzedaje dwa ich rodzaje, a ceny to 1,5-3 euro za sztukę.

Co robią fani SFC przed meczem? Trudno uwierzyć, ale przy temperaturze + 16 stopni C idą na... łyżwy. Tuż przy stadionie, w centrum handlowym, zrobiono otwarte lodowisko. Hiszpanie taplający się w pół-wodzie i pół-lodzie wyglądają zabawnie - szczególnie fontanny wody z roztopionego toru są bardzo widowiskowe. Plus za podjęcie walki ;) Ci, którzy mają łyżwy w głębokim poważaniu, idą do pobliskiego pubu na piwko, czyli "cervezę". A potem już lecą na stadion, kupując po drodze żelki, popkorn, orzeszki i słonecznik. O procenty nikt nie dba - ochroniarze nie mają ani "stefanowych" alkomatów, ani specjalnie nie interesują się tym, czy kibic na stadion wejdzie, czy się na trybuny wczołga. Przykładamy bilet do czytnika i "hola!" - jak mawiają na powitanie Hiszpanie - jesteśmy na stadionie!

Jeśli już jesteśmy przy stadionie, to poświęćmy mu kilka zdań - obiekt SFC to betonowy kloc z ładnie odmalowaną na biało elewacją. Dbałość o szczegóły - tym różni się obiekt Sevilli od obiektu lokalnego rywala czyli Betisu, w którym grał nasz "Kowal". Na elewacji mamy wspomniany wcześniej herb SFC i panoramę Sewilli. Z boku stadionu Ramon Sanchez Pizjuan znajduje się z kolei tablica, na której widnieją herby rywali Sewilli - nie tylko tych ligowych, ale także tych, z którymi SFC walczył w europejskich pucharach. Polskich drużyn oczywiście w tym zestawieniu nie ma - Wisła grała z Sevillą FC tylko w sparingu.

Kiedy przekroczymy bramy stadionu naszym oczom ukaże się widok, na który większość z nas wciąż czeka - wysokie, imponujące trybuny. Tylko jedna jest jednak w całości zadaszona - to oczywiście trybuna główna, na której swoje miejsca mają VIP-y i dziennikarze. Stadion Legii będzie więc lepszy o jakieś pół wieku, bo obiekt SFC został zbudowany w 1958 roku. Młyn SFC znajduje się za jedną z bramek na trybunie dolnej - to właśnie tam kibice wieszają flagi i powiewają "fanami" na kijach. Na polskich ultrasach wrażenia to jednak nie zrobi - ot, dwa ręcznie namalowane płótna i kilka flag na kijach, czyli poziom, który osiągają ekipy z polskich niższych lig. Flagi na kijach mają w SFC barwy klubu i Andaluzji, ale LL! zauważyła również motyw z Che Guevarą, odbierany na naszych stadionach jednoznacznie.

Trybuny stadionu wypełniają się bardzo powoli. Na wejściu nie ma mowy o przeszukaniach czy "macankach" ochroniarzy tak popularnych na polskich obiektach. W Polsce kibic traktowany jest jak potencjalny terrorysta, w Sewilli witany jest uśmiechem i pogodnym "buenos dias". Na stadionie widać cały przekrój społeczny - są wycieczki ze szkół, niemowlaki z rodzicami i dziadkami, mnóstwo kobiet młodych i tych starszych, licealiści, gimnazjaliści, studenciaki ;)

Atmosferę meczu czuć dopiero wtedy, kiedy sędzia gwizdnie po raz pierwszy. Dopinguje głównie młyn, czasem do śpiewów dołączają pozostałe trybuny. W młynie w zasadzie non stop słychać miejscowego gniazdowego, który intonuje kolejne piosenki. Słychać go świetnie, dzięki podwieszonym na całej długości trybuny głośnikom. Kiedy jednak na boisku nic ciekawego się nie dzieje, słychać... tylko gniazdowego. Hiszpanie nie wysilają się z dopingiem - fakt, mają ładne i melodyjne piosenki, ale śpiewają je za rzadko i za cicho. Mimo wszystko atmosfera i tak robi duże wrażenie - niektórym ten model rodzinnego wspierania swojej ukochanej drużyny się sposoba, inni mogą uznać go za "piknikowy", fakt jest jednak taki, że Hiszpanie po prostu żyją piłką i widać to gołym okiem. Jest inaczej niż w Polsce, co nie znaczy, że gorzej.

Emocje z boiska wpływają na trybuny w ogromnym stopniu. O ile na "Żylecie" zawsze "robiliśmy swoje bez względu na wynik", o tyle na Sewilli reakcje fanów uzależnione są od wydarzeń na płycie. Czerwona kartka dla gracza Racingu spowodowała, że z miejsc wstali wszyscy i wszyscy - babcie i dziadkowie też! - wymownie pokazali piłkarzowi zejście do szatni, żegnając go przy tym niezbyt kulturalnymi określeniami. Kibice pamiętają o zmarłym piłkarzu SFC - w sierpniu 2007 roku na boisku zasłabł 22-letni Antonio Puerta, który potem w stanie śpiączki został odwieziony do szpitala. Modliła się za niego cała Hiszpania. Bezskutecznie. Puerta zmarł w szpitalu. Kibice Sewilli w trakcie meczu z Racingiem długo śpiewali na melodię "Ja kocham Legię" - "An-to-nio Pueeerta...". Wizerunek Puerty pojawia się też na malunkach wokół stadionu.

Jeśli chodzi o rywali z Santander, to zostali oni koncertowo... olani. Kiedy autokar Racingu podjechał pod budynek klubowy SFC piłkarzy przywitały gwizdy, a fani z Sewilli ustawili się wokół pojazdu, machając swoimi barwami. Na ulicach kibice obu klubów mieszali się ze sobą i w zasadzie nie zauważali. Na stadionie jest wydzielony sektor dla gości, ale zasiadło tam tylko kilkunastu, może kilkudziesięciu fanów z Santander. Inni rozsiani byli po całym obiekcie i bez problemów mogli wywieszać np. małe flagi, siedząc krzesełko w krzesełko z kibicami SFC.

Niestety, nasza obecność nie pomogła Sewilli. Mimo że gracze SFC byli faworytami i grali niemal cały mecz w przewadze jednego zawodnika, przegrali 0-2. Jak to określił jeden z kolegów z naszej ekipy, piłkarze SFC wyszli na Racing tak, jak Legia wychodzi na Odrę Wodzisław - dopisując sobie trzy punkty jeszcze przed meczem. Taka postawa nie sposobała się kibicom, którzy wspierali zespół aż do ostatniego gwizdka, a kiedy arbiter zakończył spotkanie, dali upust swoim emocjom, bez opamiętania gwiżdżąc na swoich zawodników. I tylko młyn do końca bił brawo piłkarzom z herbem SFC na piersi.

Znaczna część kibiców zaczęła zresztą wychodzić ze stadionu przed końcem meczu. Może dlatego o żadnym tłoku przy wyjściach nie było mowy. Nic w tym jednak dziwnego - w końcu otworzono 28 ogromnych bram. Szybko rozładowały się także korki i w zasadzie bez problemów mogliśmy wyjechać samochodem spod stadionu i dokończyć zwiedzanie miasta. A Sewilla nocą jest naprawdę piękna...

Fotoreportaż z Sewilli - 117 zdjęć turi

________________________________________________________________________________

Poprzednie relacje z ze stadionów świata znajdziecie w dziale Na stadionach

Masz ciekawą historię z meczu europejskich (i nie tylko) klubów lub Mistrzostw Europy, czy Świata?
Wychodząc naprzeciw Waszym pomysłom, zachęcamy do przesyłania nam relacji i zdjęć! Wy również możecie mieć swój wkład w tworzenie materiałów na LegiaLive!

Relacje prosimy nadsyłać na specjalnie przeznaczonego maila ultras@legialive.pl


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.