Bra-zy-lia-na! To dla tych, co zarywają życie na stadionach!
W sobotę grała nie tylko Legia ze Śląskiem, ale także dwie inne sekcje Legii. Fanatycy nie zawiedli i na Bemowie stworzyli atmosferę o jakiej na Łazienkowskiej można jedynie pomarzyć. To co pokazali w sobotę legioniści w hali przy Obrońców Tobruku trudno ując w słowa! Jeśli interesowaliście się kiedyś ruchem kibicowskim w Ameryce Południowej, to właśnie jedynie na stadionach w Brazylii i Argentynie można doszukiwać się podobieństw z tym co pokazali legioniści. Na trybunach była istna BRA-ZY-LIA-NA!
Fotoreportaż z kosza - 19 zdjęć Hagiego
Fotoreportaż z CWKS-u - 27 zdjęć Hagiego
Najpierw fani Legii udali się na spotkanie CWKS-u z Gwardią, czyli "wielkie derby stolicy" ;) Niestety dzień przed meczem zmieniono godzinę jego rozpoczęcia, tak że pokrywała się z początkiem meczu koszykarzy. Na stadionie przy Obrońców Tobruku 11, mimo fatalnej pogody (padający od dłuższego czasu deszcz), pojawiło się około 600 osób (liga okręgowa). Na trybunach było gorąco. Doping prowadził "Staruch", a na trybunach było jak za dawnych czasów. Właściwie wszyscy obecni na trybunach zaangażowani byli w doping dla Legii. Ponadto ultrasi przygotowali efektowną oprawę, jakiej jeszcze długo nie stworzy żadna "oficjalna grupa ultras" na Łazienkowskiej.
Na płocie rozwieszono transparent z hasłem zaczerpniętym z piosenki rapera, kibica Legii - Pjusa. Na transparencie widniało hasło "To dla tych, co zarywają życie na stadionach", a nad nim odpalone zostały race. Tak, te zakazane. Na stadionie nie brakowało wrzutów na ITI i działaczy KP Legia, ale mimo wszystko dominował doping dla Legii. Fani przez pewien czas dopingowali na dwie trybuny - część osób śpiewała stojąc po drugiej stronie boiska, za płotem. Głośny doping przez 90 minut stał na naprawdę wysokim poziomie, ale ekstremum osiągnął na meczu koszykarzy w pobliskiej hali...
Tam legioniści dotarli dopiero na początku III kwarty. Mimo to w kilkanaście minut potrafili rozgrzać halę do czerwoności. Doping w hali prowadził "Szczęściarz". Po kilku legijnych pieśniach doszliśmy do tej, która zdominowała ten wieczór. "Hej Legia kosz... lalalalalala" to w sumie żadna nowość w naszym repertuarze. Jednak wykonana w taki, a nie inny sposób stała się hitem! Przez tych kilkanaście minut, przez które śpiewaliśmy ten właśnie kawałek można się było poczuć jak na stadionie w najgorętszym miejscu Ameryki Południowej. Brazyliana w czystej formie. Z perspektywy czasu można żałować tylko jednego - że sędzia w koszykówce nie może przedłużył meczu o kilka, a nawet kilkanaście minut. Zabawa była tak wspaniała, że fani po końcowej syrenie ani myśleli zaprzestać. Wbiegli na parkiet i tam dalej kontynuując swoją "życiową jazdę", przy okazji przybijając piątki z zawodnikami.
Kiedy zawodnicy udali się już do szatni, na parkiecie i trybunach jeszcze przez około 10 minut unosił się śpiew "Hej Legia kosz...". Niektórzy, postronni obserwatorzy nie mogli wyjść ze zdziwienia. Natomiast koszykarze Legii i Sidenu jeszcze długo po meczu nie mogli wyjść z podziwu! "Na parkiecie wszyscy wiemy jak było. Ale to co zrobili kibice to najwyższy poziom!" - mówił nam po meczu Tomek Lipiński, zawodnik drużyny z Torunia, grający w Legii jeszcze w ekstraklasie. W podobnym tonie wypowiadał się Robert Pacocha. "Kibice byli fantastyczni! Pasja z jaką dopingowali zapewne udzieliła się nam wszystkim... To było coś wspaniałego" - podsumował grający trener Legii.
K... ludzie, czy Wy wciąż to czujecie? :)
Kolejne spotkanie koszykarskiej Legii odbędzie się w środę 31 marca o godzinie 18. Kolejne, a zarazem ostatnie w tym sezonie dokładnie tydzień później - 7 kwietnia o 18.
Doping na koszu (vid. Hugollek):
Doping na CWKS-ie (vid. Hugollek):
Transparent oraz race i flagi na kiju na meczu CWKS-u - fot. Hagi