Janusz Wichowski - fot. archiwum
REKLAMA
REKLAMA

Historia: Janusz Wichowski

Bodziach, źródło: Rzeczpospolita / własne - Wiadomość archiwalna

Według wielu naocznych świadków, Janusz Wichowski był jednym z najlepszych polskich koszykarzy w historii. Choć urodził się w Chełmie, całą swoją karierę spędził w Warszawie. Do Legii trafił z Polonii, gdzie świętował mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski, a także trzykrotnie tytuł króla strzelców. Z eLką na piersi zdobył trzy mistrzostwa, srebrny i brązowy medal MP, a także Puchar Polski.
Raz także, w 1964 roku ponownie został najlepszym strzelcem polskiej ligi. Zresztą Wichowski był wielokrotnie także najlepszym strzelcem reprezentacji Polski, z którą jeździł zarówno na Igrzyska Olimpijskie (dwukrotnie), jak i Mistrzostwa Europy (pięć razy). Na ME trzy razy był najlepszym strzelcem polskiej drużyny - w latach 1957, 59 i 61. W 1960 roku na IO w Rzymie, ze 166 punktami, został drugim z najlepszych strzelców całej imprezy. Wyprzedził go tylko Radivojov Koracz, zdobywca 192 pkt. Łącznie Wichowski z orłem na piersi wystąpił 224 razy.

"Jeśli osiągnąłem jakiś poziom sportowy, to dlatego, że miałem trochę talentu, ale przede wszystkim dzięki temu, że napotkałem wspaniałych ludzi, którzy pokierowali moją karierą. Profesor Adamczyk we Wrocławiu, w Warszawie Zygmunt Ślesicki, brat reżysera, i Jurek Groyecki, rodem z Krakowa, muzykalny, przedwojenna kultura. Potem trener-legenda Władysław Maleszewski, za którym z Polonii poszedłem do Legii. A w kadrze Zygmunt Olesiewicz i Witek Zagórski, z którym przyjaźnimy się do dziś. Drużyny, w których grałem – to były grupy przyjaciół, wesołych i towarzyskich. Trenerzy byli razem z nami. Żony, narzeczone także. I w Polonii, i w Legii czułem się jak w rodzinie" - mówił Wichowski na łamach Rzeczpospolitej.

Wichowski wyjechał na studia ekonomiczne do Wrocławia, gdzie zaczął trenować w Ślęzie. Jego drużyna minimalnie przegrała awans do I ligi z Wybrzeżem Gdańsk, ale 18-letni zawodnik wpadł w oko Polonii Warszawa. Jej pracownicy namówili go na zmianę miejsca zamieszkania i uczelni. W stolicy podjął studia na SGPiS (dziś SGH). "W Warszawie przeżyłem wspaniałe lata. Przyjęto mnie, chłopca z prowincji, bardzo miło. Myślę, że mój temperament pasował do warszawiaków" - mówi.

Reprezentacyjną karierę rozpoczął 13 lipca 1957 roku w meczu przeciwko Chinom. Grając z numerem 13 na koszulce, zdobył 13 punktów. "Najmilsze wspomnienia z kariery to bez wątpienia pierwsze mistrzostwo Polski i pierwsza w życiu olimpiada. Igrzyska w 1960 roku w Rzymie pozostaną na zawsze w pamięci. Prawo startu zdobyliśmy po bardzo ciężkim przedolimpijskim turnieju eliminacyjnym w Bolonii. Było to dla nas święto. Olimpiada zawsze kojarzyła mi się z czymś wielkim, niedoścignionym, a okazało się, że w Rzymie byłem drugim strzelcem turnieju, za słynnym Radivoje Koracem. Nigdy nie marzyłem, że zajdę tak daleko" - mówi.

Wichowski w 1959 roku po raz pierwszy wywalczył mistrzostwo Polski z Polonią, trenowaną przez Władysława Maleszewskiego. "W decydującym meczu z Wisłą Kraków zdobyłem 50 punktów. Zawsze podkreślam, że to duża zasługa kolegów, którzy mi podawali" - mówi skromnie najlepszy strzelec tamtych rozgrywek ligowych.

Później przeniósł się do Legii, wraz z trenerem, z którym świętował mistrzostwo kraju. W drużynie "Zielonych Kanonierów" występował przez 8 lat, trzykrotnie wygrywając rozgrywki ligowe oraz zdobywając srebrny i brązowy medal MP, a na zakończenie przygody z Legią, także Puchar Polski. "Mieszkałem wtedy na Saskiej Kępie. W ładnej i bardzo bezpiecznej dzielnicy, na ulicy Angorskiej. Niedaleko, jakieś 200 metrów, mieszkał sekretarz Gomułka. Zawsze stały tam dwa samochody z trzymającymi straż. Wszyscy mówili: 'mieszkasz w dobrej dzielnicy, pod ochroną'.
W Warszawie poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi. Spotykałem się z Gustawem Holoubkiem, Józefem Prutkowskim, Romanem Wilhelmim, Zbigniewem Cybulskim. Ze Zbyszkiem – dosyć często. Pamiętam, w pewnym okresie grał z Elżbietą Kępińską w Teatrze Atenum w spektaklu 'Dwoje na huśtawce'. Siedem wieczorów pod rząd byłem na tej sztuce. Po teatrze często szliśmy gdzieś na kolację. Zabierali mnie do Spatifu. Byłem dumny, że stykam się ze stołeczną bohemą. Bywałem na przykład u Kariny i Stasia Dygatów. Urocza rodzina.
Pamiętam, pewnego wieczoru, przyjechaliśmy do mnie na Angorską z Wilhelmim i Cybulskim. Troszkę podmęczeni. Było jakieś schłodzone piwko. Na wczesne śniadanie zrobiłem im swoje danie firmowe – jajeczniczkę na maśle. To dobrze robiło po trudach wieczoru. Posiedzieli u mnie trochę. Zrobiło się widno, ludzie już szli do pracy. Zamówiłem im taksówkę, a oni – przed wyjściem – w kuchni na ścianie napisali mi parę fantazyjnych, serdecznych słów, podpisali się. Niestety, nie dopilnowałem prac w trakcie remontu i robotnicy wszystko zamalowali. Nie mogłem odżałować. Powinienem przecież tę dedykację w ramki oprawić albo zakonserwować ten kawał tynku na pamiątkę" - wspomina na łamach Rzeczpospolitej.

W barwach Legii miał szansę rywalizować także w europejskich pucharach, a przy okazji zwiedzić kawałek Europy. "W 1962 roku rywalizowałem w barwach Legii z Realem Madryt w drugiej rundzie Klubowego Pucharu Europy. W Warszawie wygraliśmy 73-62. Rywale odlatywali następnego dnia. Część ich drużyny, po bankiecie w Bristolu, znalazła się u mnie w mieszkaniu. Pamiętam, że goniliśmy taksówkami na Okęcie, żeby dwaj Amerykanie z Realu zdążyli na samolot. Wszystko się dobrze skończyło" - mówi.

"W kraju skończyłem grać w sezonie 1971, wprowadzając z kolegami Skrę Warszawa do I ligi. PZKosz zaproponował mi wyjazd do ośrodka polonijnego, gdzie miałem przekazywać swoje doświadczenie. Pojechaliśmy z żoną i synem. Miał to być wyjazd na rok, ale przedłużył nam się do dziś. Teraz mówię, że starych drzew się nie przesadza. Młodszy syn urodził się już we Francji. Grałem tam jeszcze trochę w niższych ligach. Skończyłem, mając 46 lat. Głowa by jeszcze chciała, ale nogi odmawiały" - przypomina.

Dlaczego jeden z najlepszych polskich koszykarzy wszech czasów całą karierę spędził w Polsce? Odpowiedź jest prosta - kiedyś władze nie zgadzały się na wyjazd zagraniczny sportowców. A ofert, jak mówi Wichowski, nie brakowało. "Na jednym z turniejów we Francji otrzymałem kiedyś dość konkretną propozycję z Lyonu Villeurbanne. Do dziś jest to ośrodek z koszykarskimi tradycjami. No, ale wtedy nie było takich możliwości wyjeżdżania za granicę. Wcześniej, na olimpiadzie w 1960 roku, rozmawiali ze mną działacze Barcelony. Pamiętam, jak się dziwili moim odpowiedziom, że nie zezwalają na to nasze przepisy. A ja nie chciałem - jak to się mówi - dawać dyla, zamykać sobie drogi powrotu do kraju, gdzie zostali rodzice" - kończy.


Imię i nazwisko: Janusz Wichowski
Data i miejsce urodzenia: 6.10.1935, Chełm
Kluby: Budowlani Jelenia Góra, Ślęza Wrocław, Polonia Warszawa (1955-60), Legia Warszawa (1960-68), Skra Warszawa (1970-71)
Sukcesy klubowe:
Mistrz Polski z Polonią - 1959
Mistrz Polski z Legią - 1961, 1963, 1966
Wicemistrz Polski - 1957, 1960, 1968
Brązowy medalista MP - 1962
Zdobywca Pucharu Polski z Legią - 1968
Król strzelców polskiej ligi - 1956, 1959, 1960, 1964

Sukcesy z reprezentacją:
Uczestnik Mistrzostw Europy - 1956 (6. miejsce), 1957 (7. miejsce), 1961 (9. miejsce), 1963 (srebrny medal), 1965 (brązowy medal)
Uczestnik Mistrzostw Świata - 1967 (5. miejsce)
Uczestnik Igrzysk Olimpijskich - 1960, 1964
Reprezentant Polski - 224 mecze (1956-1967), 2970 punktów

Poprzednie teksty historyczne znajdziecie w dziale Historia.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.