Andrzej Pstrokoński - fot. Bodziach / Legionisci.com
REKLAMA
REKLAMA

Andrzej Pstrokoński: Nikt nie może zawłaszczyć sobie nazwy Legia cz.II

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Jeśli przyrównać Andrzeja Pstrokońskiego do któregoś z piłkarzy Legii, mogliby to być jedynie Lucjan Brychczy i Kazimierz Deyna. "Dzisiaj ludzie podziwiają Kobe Bryanta, kilka lat temu Michaela Jordana, mniej więcej w tym stylu grałem w 1961 roku z Lechem, zapewniając Legii mistrzostwo Polski" - mówi w rozmowie z Legionisci.com Andrzej Pstrokoński, który jako pierwszy został włączony do Galerii Sław Koszykarskiej Legii.

W barwach koszykarskiej Legii rozegrał najwięcej spotkań ze wszystkich graczy w długiej historii naszego klubu. Zdobył z nią wszystkie 7 mistrzostw Polski oraz krajowy puchar. 200 razy reprezentował barwy narodowe, pięciokrotnie uczestnicząc w Mistrzostwach Europy, podczas których zdobył dwa medale, i dwukrotnie w Igrzyskach Olimpijskich. Jako zawodnik Legii został wybrany do reprezentacji Europy na mecz z Realem Madryt.

Przed laty chciały go mieć w swoich szeregach najlepsze kluby Europy oraz NBA. Został w Legii, bo wówczas wyjazd zagraniczny był niemożliwy. Ukoronowaniem jego kariery zawodniczej było zdobycie zdobycie mistrzostwa Polski w 1969 roku, kiedy jego rzut z ponad połowy boiska (!) równo z końcową syreną zapewnił Legii ostatni do tej pory tytuł mistrzowski. Grałby przynajmniej rok dłużej, ale kontuzja ręki sprawiła, że skupił się na trenowaniu - najpierw kobiecej reprezentacji Polski, z którą osiągnął pierwszy powojenny sukces, następnie Legii, a później męskiej reprezentacji Polski. W Legii pełnił także inne funkcje, a swojemu jedynemu klubowi pozostał wierny do dziś. Poniżej druga część rozmowy z niesamowitą osobą - Andrzejem Pstrokońskim.

PIERWSZA CZĘŚĆ ROZMOWY

Na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie Polska zajęła dopiero siódme miejsce.
- To był bez wątpienia ogromny sukces polskiej koszykówki. Gdyby nie kontuzja Władysława Pawlaka, myślę, że byśmy przywieźli z Rzymu medal. Tuż przed wyjazdem Pawlak doznał wstrząsu mózgu, a był wówczas jednym z najlepszych centrów w Europie.

Z wyjazdem na Olimpiadę było podobno sporo problemów.
- W 1959 roku zdobyliśmy kwalifikacje na turniej przedolimpijski miejscem na ME w Istambule. Mieliśmy więc pełne prawo jechać na Igrzyska, ale nie było na to pieniędzy. W Zakopanem podczas Sylwestra najstarszy z nas Andrzej Nartowski przycisnął ministra sportu, Włodzimierza Reczka, żeby dał słowo, że pojedziemy na Olimpiadę do Włoch. Długo Reczek się wzbraniał przed deklaracją, mówiąc że nie ma pieniędzy. W końcu po półgodzinnych naciskach wszystkich zebranych koszykarzy dał nam słowo, że pojedziemy.

Musieliśmy wtedy grać turniej przedolimpijski, bo my nie byliśmy zakwalifikowani do samych Igrzysk, a z tego turnieju do IO wchodziły tylko dwie drużyny. Dwa tygodnie przed Olimpiadą pojechaliśmy do Bolonii na turniej. Ku zaskoczeniu wszystkich, graliśmy kapitalnie. Wygrywaliśmy kolejne mecze z najlepszymi drużynami świata. Z około 20 zespołów grających w tym turnieju, my byliśmy jednym z dwóch, które zdobyły kwalifikację.

Około 1 w nocy, już po wywalczeniu awansu, zaczęły się dyskusje szefów co robić. Bilety powrotne do Polski mieliśmy na za dwa dni. Zastanawiano się, czy mamy lecieć do Warszawy, czy z Bolonii jechać do Rzymu. Tak przesiedzieliśmy w Bolonii trzy dni i czwartego dnia pojechaliśmy do wioski olimpijskiej do Rzymu. Nie mieliśmy ze sobą wystarczającego sprzętu, ale ten miały nam dowieźć inne polskie ekipy. Jak dotarliśmy do wioski olimpijskiej, to jeszcze tam nikogo nie było, nie licząc pojedynczych osób z Afryki. Otwarta była tylko jedna stołówka. Niełatwo było tam trenować, bo dwie znajdujące się tam hale sportowe, były jeszcze przygotowywane do Olimpiady. W końcu doszło do rozpoczęcia Igrzysk i zaczęliśmy grać bardzo dobrze. Wygraliśmy z bardzo mocną Jugosławią i po tym meczu trafiliśmy na Brazylię. Jak już wspomniałem nie poleciał z nami pierwszy center, Pawlak. Na jego miejsce wszedł późniejszy, może nawet najlepszy polski koszykarz Łopatka, ale on wtedy miał tylko 18-19 lat i to były jego pierwsze występy.

To nie był jeszcze Łopatka 2 lata później czy z roku 1963, tylko chłopak nieograny. Brazylijczycy wcześniej, widząc że prowadzimy, zaczęli się potwornie denerwować. Byli agresywni. Jeden z nich znokautował w końcówce meczu Wichowskiego. Wichowskiego zniesiono do szatni, w jego miejsce na boisko wszedł Łopatka - my wtedy jeszcze prowadziliśmy. Zaraz po wejściu Łopatka dostał 2-3 "czapy" i Brazylia wyszła na prowadzenie. Po tamtym meczu siedzi mi w sercu zadra... Ja grałem wtedy w pierwszej piątce i rozgrywałem kapitalny mecz. Nie dość, że kryłem najlepszego gracza Brazylii. Ba, niemal biłem się z nim na boisku, bo on zaczął przepychanki i po chwili zaczął tracić nerwy. To ja specjalnie prowokowałem go i jemu odgwizdywano przewinienia. Cały czas kontrolowałem sytuację, a w przerwie trener Olesiewicz miał do mnie pretensje, że ja się biję z przeciwnikiem. "Panie trenerze, przecież ja to robię specjalnie. Niech pan zobaczy, że ja jestem spokojny, a jego udało się wyprowadzić z równowagi" - odpowiedziałem. Trener wkurzył się na mnie i posadził mnie w II połowie na ławce. W końcu Brazylia zaczęła przejmować inicjatywę i odrabiać straty... I na trybunach nagle słychać było krzyki trenerów, którzy pojechali na IO - m.in. Maleszewskiego czy Pawlaka, któremu pozwolono mimo kontuzji przyjechać na Olimpiadę: "Zygmunt wpuść Pstrokę! Wpuść Pstrokę!". Trener siedział jednak niewzruszony i nie robił zmiany. Dopiero w momencie kiedy Wichowski został uderzony, wszedłem na boisko, ale już właściwie nic nie można było zrobić. Mecz był rozgrywany w Palazzo dello Sport. Może gdyby trener nie posadził mnie na ławkę rezerwowych, najlepszy Brazylijczyk spadłby za faule i nie dotrwał do końca meczu? No, ale tak nam uciekła "czwórka" w Rzymie.

W ostatnim meczu o miejsce 5-6 walczyliśmy z Jugosłowianami. W naszym zespole nie było już ducha i przegraliśmy ten mecz.

Rok później Legia zdobyła mistrzostwo Polski i o tytule decydował mecz z Lechem Poznań, w którym zdobył Pan 43 punkty.
- To był chyba mój najlepszy mecz w lidze. Mecz odbywał się w Warszawie przy tłumie kibiców. W Lechu grało paru reprezentantów Polski, byli naprawdę bardzo silną drużyną, tymczasem w tym spotkaniu... ja zacząłem się z nimi bawić. Dzisiaj ludzie podziwiają Kobe Bryanta, kilka lat temu Michaela Jordana, mniej więcej w tym stylu grałem wtedy z Lechem. Gdybym się zmobilizował bardziej, to w tym meczu mogłem zdobyć i 50 punktów i więcej, ale wysoko prowadziliśmy, więc nastawienie było inne. Myślę, że to był jeden z najlepszych moich meczów w historii. Takie sztuczki, przekładanie piłki prawą ręką z tyłu na lewą i rzut, wcześniej robiliśmy co najwyżej na treningach. W tym meczu udało się to zastosować w praktyce.

W Polsce w tamtym czasie nie można było robić wsadów. Trenowaliście je w ogóle na treningach?
- Oczywiście, że tak, ale w formie zabawy i to wsady bez wieszania się na obręczy. Ja byłem przeciwnikiem wrzucania piłki z góry. Ja wiem, że to jest efektowne i fajne dla widzów, ale kiedyś to po prostu było niebezpieczne. Na meczu Legia - Polonia przy Konwiktorskiej jeden z graczy uczepił się za obręcz i gruba szyba zaczęła się sypać na moją głowę... razem z obręczą. Ledwo stamtąd uciekłem - dałem porządnego susa i tylko dlatego nie doszło do tragedii. Doszczętnie rozwaliła się cała tablica. Proszę pamiętać, że tablice i kosze wtedy były inne. Tablice były szklane, z naprawdę grubego szkła. Drugi raz podobną sytuację widzieliśmy we Włoszech podczas meczu z Jugosławią - jeden włoski zawodnik z rozciętą głową trafił wówczas do szpitala. Technika umocowania kosza do tablicy była na stałe. On nie miał żadnej ruchomości. Jak się nacisnęło na sam jego czubek, to napięcie szyby było ogromne. Takich przypadków w Europie było znacznie więcej, stąd zakaz łapania się za obręcze. Wsad traktowano właśnie jako łapanie się za obręcz, bo zawsze - nawet jak się czysto wrzuci - ręka jej dotknie. Celowe łapanie się za obręcz było kiedyś karane przewinieniem technicznym.

Jeździliście regularnie na Igrzyska Olimpijskie czy mistrzostwa Europy, graliście w europejskich pucharach. Tymczasem w polskiej lidze grało się wtedy innymi piłkami. Jak przychodziło Wam przestawianie się?
- To był ogromny problem. W latach 50. graliśmy jeszcze skórzanymi piłkami, które były zszywane z boku. Te piłki jak były nowe, były twarde. Ale z czasem rozciągały się, szwy puszczały i piłka robiła się o 1-2 centymetry większa. Często balony, którymi musieliśmy grać, w ogóle nie pasowały do ręki i trzeba było uważać, żeby piłka nie odskoczyła jakoś niespodziewanie. Jak "skóry" się skończyły, to zaczęły się problemy z piłkami plastikowymi. Na ligę nie udało się ich sprowadzić, więc graliśmy piłkami bułgarskimi. One były gumowe i jak się lekko zakozłowało, to piłka odbijała się na dwa metry do góry. Opanowanie tej bułgarskiej piłki było niezwykle trudne. Natomiast jak graliśmy mecze Pucharu Europy, graliśmy normalnymi piłkami. To była różnica. Przed Pucharem Europy musieliśmy ćwiczyć piłkami typu Mikasa, żeby przyzwyczaić się do kozłowania, podawania i rzucania nimi. To nie było łatwe - takie ciągłe roszady.

W tym samym sezonie, w którym walczyliście z Realem Madryt, Legia w lidze zajęła trzecie miejsce, a o niezdobyciu mistrzostwa zadecydowała porażka 2 punktami z AZS-em Warszawa.
- Myśmy wtedy grali na AWF-ie. Rozmawiałem nawet niedawno na ten temat z Wiesławem Piwowarem [w tamtym czasie koszykarz AZS-u Warszawa - przyp. B.] i my wtedy zagraliśmy naprawdę słaby mecz. Tak to bywa, może inaczej by było, gdybyśmy byli gospodarzem tego meczu.

Pan zawsze był w czołówce najlepszych strzelców drużyny i rozgrywek.
- Na te klasyfikacje trzeba patrzeć zupełnie inaczej. Król strzelców nie jest od razu najlepszym zawodnikiem. Na przykład w 10 najlepszych strzelców cały czas mieścił się Rysiek Olszewski z AZS-u Toruń. On rzucał dużo, ale jego zespół był 6-9 w lidze. Miał prawo rzucać dwa razy więcej niż każdy inny zawodnik. Podobnie Wiesław Langiewicz [zawodnik Wisły - przyp. B.] - rzucał właściwie każdą piłkę, bo takie miał prawo. W zespole takim jakim była Legia, gdzie było pięciu bardzo dobrych i równych zawodników - Wichowski, Pawlak - świetny strzelec nie tylko w Legii, ale i reprezentacji Polski - ja grałem obok Bednarowicza, który też lubił rzucić. Jak ja grałem na Wichowskiego, a taki miałem obowiązek narzucony przez trenera, to tak właśnie robiłem. Nie chodziło o własne statystyki, a o wygraną drużyny. Wichowski był zresztą doskonałym graczem - jak kiedyś byliśmy w Izraelu, to miejscowi chcieli go tam od razu zatrzymać.

Wicemistrzostwo na mistrzostwach Europy w 1963 roku to największy sukces koszykówki. Najpierw jednak był słaby występ w Belgradzie.
- Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że występ z 1963 roku to był największy sukces polskiej koszykówki. W 1959 roku w Stambule pokazaliśmy się, że potrafimy grać i jesteśmy niebezpieczni dla Europejczyków. W 1961 roku na ME w Belgradzie ponieśliśmy klęskę, zajęliśmy dopiero 9. miejsce. Trener Zygmunt Olesiewicz na miesiąc przed Mistrzostwami złożył rezygnację, czym zaskoczył nas wszystkich. My już przygotowywaliśmy się do wyjazdu na ME, a tu nikogo nie było. Jakieś dwa tygodnie przed wyjazdem ktoś ze związku poprosił naszego kapitana, Tadka Pacułę, żeby poprowadził treningi. Wiadomo, że coś tam potrenowaliśmy, ale to nie były takie zajęcia jak być powinny. Mijały kolejne dni, a my nie mieliśmy trenera i nie wiedzieliśmy o co chodzi. Więc do mistrzostw Europy ćwiczyliśmy sami. 3-4 dni przed wyjazdem prezes Polskiego Związku Koszykówki, pan Kozłowski, przyjechał i powiedział, że pan Olesiewicz nie doszedł do porozumienia i bardzo nas prosi, by nasz kolega, siedzący wtedy koło nas, Witold Zagórski został przyjęty przez nas jak trener. Przez dwa dni nie mógł jednak nic zrobić. Pojechaliśmy do Belgradu i wyszły nasze "treningi", i nic nie ugraliśmy. Do tego wyszły zgrzyty starszych z młodszymi. Przegrywaliśmy właściwie wszystko - wstyd było jak cholera.

Jeszcze przed powrotem do Polski oświadczono nam, że trenerem reprezentacji będzie dalej Witold Zagórski. Padło pytanie, czy podejmujemy się pracy z nim i wszyscy odpowiedzieli twierdząco. Mimo że był naszym kolegą z boiska, podporządkowaliśmy mu się i udało się nam osiągnąć świetny wynik, jakim był srebrny medal na mistrzostwach Europy w 1963 roku. Staliśmy się wtedy potęgą europejską. Gdybyśmy po wygranej z Jugosławią potrafili się zmobilizować bardziej, mogliśmy grać na równi ze Związkiem Radzieckim. Pomimo tego Kruminsza, mogliśmy to osiągnąć. Nam się jednak wydawało, że osiągnęliśmy wiele. Śmieszna sytuacja miała miejsce następnego dnia rano, po bankiecie z okazji zdobycia medalu, wracałem pociągiem z Markiem Sitkowskim pociągiem do Warszawy. W pociągu tłum ludzi, a kolejarz wyskoczył do nas i zawołał nas do służbowego przedziału, zamknął nam drzwi. Zanim jeszcze poszliśmy spać, kolejarz bardzo nas żałował. "Kazali wam przegrać z tym ZSRR. Szkoda, ale widziałem, że wam kazali" - mówił. I taka opinia była wśród ludzi po tym meczu.

W 1964 roku reprezentanci Polski dołączyli zdecydowanie później do drużyn ligowych.
- Tak było po Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. My wtedy zaczęliśmy grać od drugiej rundy rozgrywek. To dotyczyło wszystkich reprezentantów Polski. W Legii było wtedy trzech kadrowiczów. To był duży ubytek dla zespołu. I strat z pierwszej rundy nie dało się już odrobić. Zyskiwały natomiast zespoły, które w ogóle nie dawały reprezentantów kraju.

W tym roku po raz kolejny graliście z Realem Madryt. Drugie podejście było bardziej wyrównane?
- Obie gry z Realem były w miarę równe. Real wtedy zdobywał puchary europejskie w miarę regularnie, grali u nich Amerykanie. W składzie Realu był m.in. Rodriguez, skrzydłowy, wspaniała gwiazda hiszpańskiej koszykówki, rzucający regularnie ponad 20 punktów. Do tego obrońca Sewiliano, który przesłał mi parę lat temu pozdrowienia, już będąc jednym z dyrektorów całego Realu Madryt.

W tym samym roku grał Pan w reprezentacji Europy. Kto wtedy wybierał zawodników do tego meczu?
- To była dla mnie spora niespodzianka, oczywiście bardzo miła. A zawodników wybierała FIBA. Nie było tu żadnego wpływu Polaków, jak parę lat później, gdy Zagórski - po brązowym medalu na Mistrzostwach Europy - został trenerem drużyny Europy, miał wpływ na dobór graczy. Wtedy do drużyny byli powołani - rok po roku - Łopatka, Trams i Kwiatkowski. W pierwszej edycji skład wybierał najprawdopodobniej Bisne, to był wtedy trener Francji, a potem prezydent francuskiej koszykówki i członek władz FIBA. Myślę, że wpływ na kadrę pierwszej reprezentacji Europy mógł mieć również Stanković, który pracował w FIBA. Tak więc było to absolutnie bezstronne powołanie.

To, chyba oprócz propozycji gry w klubach NBA, największe wyróżnienie dla Pana w trakcie kariery?
- To był zdecydowanie największy sukces dla mnie. Propozycje z NBA trudno nazwać sukcesem, były jedynie propozycjami gry. Powołanie do grona 12 najlepszych graczy Europy było niesamowitą rzeczą. To świadczyło o mojej grze i opinii rywali o mnie.

Ile czasu trenowaliście przed tym meczem?
- Osiem dni. Wspominam to bardzo miło. Byliśmy zakwaterowani w starym, sześciogwiazdkowym hotelu, gdzie bywała sama wierchuszka Madrytu. 7-8 dni trenowaliśmy, trzeba się było pokazać jak najlepiej, bo mecz pokazywała na żywo telewizja. Byliśmy przyjmowani przez Real Madryt i wtedy mogliśmy dowiedzieć się wszystkiego o tym, jak ten klub funkcjonuje. Mieliśmy można powiedzieć szkolenie, jak prowadzi się wielki klub. To było bardzo ciekawe, choć mogę powiedzieć, że wtedy mniej mnie to interesowało. Nie miało to bowiem żadnego przełożenia na polskie warunki. W Polsce klub miał dotacje ze Skarbu Państwa. Tam już wtedy trzeba było zdobywać pieniądze, grać nimi na giełdzie. To kompletnie nie pasowało do wizji klubów sportowych w Polsce.

W 1966 roku zdobyliście mistrzostwo po wygranej we Wrocławiu ze Śląskiem. Sędziowie wyjątkowo surowo karali wówczas zawodników Legii - po pierwszej połowie Pan, Trams i Suski mieliście już po 3 przewinienia...
- Ten mecz "skaleczyli" sędziowie. Wspomnienia z tego spotkania nie są najlepsze, bo było przez decyzje arbitrów trochę awantur. Kibice śląscy rzucali się do nas. Ale nie chciałbym mówić więcej, bo trzeba by podać nazwiska tych sędziów.

Przed laty regularnie graliście w turnieju Wyzwolenia Warszawy, który był bardzo silnie obsadzony.
- Co roku, w styczniu, odbywały się te turnieje. Bardzo dobry turniej, w którym przez wiele lat były najlepsze zespoły europejskie, w tym także reprezentacje. Grała m.in. reprezentacja Izraela, Francji, Czechosłowacji, Bułgarii, Korei, Chin. Przyjeżdżało zawsze CSKA lub Dynamo Moskwa, Dynamo Kijów, Honved jako mistrz Węgier. Sprowadzano także zespoły z Zachodu. To był turniej, który był szanowany w Europie. Był w kalendarzu FIBA i należał do pierwszej kategorii. Jak ktoś szukał zimą zawodów, na których można się przygotować, to chętnie wybierał warszawski turniej.

Ten turniej był przez tyle lat organizowany i tak powinno być po dzień dzisiejszy. Tylko nie pasuje do "Wyzwolenia Warszawy", ale wystarczyłoby zmienić nazwę na przykład na "Turniej Warszawski".

W 1967 roku Legia wyjątkowo szybko odpadła z Pucharu Europy, przegrywając z zespołem z Lipska [51-57 w Lipsku i 65-70 w Warszawie].
- To była dla nas tragedia. To było spowodowane głównie tym, że panowało przeświadczenie, że Niemcy nie bardzo potrafią grać w koszykówkę. W Niemczech tymczasem stworzono coś na wzór gimnastyków z Tokio. Zawodnicy zostali skomasowani w jednym miejscu, przez długi okres czasu byli trenowani. Tam zostali ściągnięciu zawodnicy z całego NRD. My tego nie doceniliśmy. Trafiliśmy na niezwykle twardą obronę i nie byliśmy jej w stanie przełamać. Przez to odpadliśmy już w pierwszej fazie rozgrywek. To było dla nas ogromne zaskoczenie.

W sezonie 1968/69 wystartowaliście w Pucharze Zdobywców Pucharów. Tym razem zatrzymali Was Czechosłowacy.
- W październiku 1969 graliśmy w Pradze czeskiej, przecież niewiele wcześniej nasze wojska weszły do Czechosłowacji [akcja pod kryptonimem "Szumawa" - przyp. B.]. Wcześniej graliśmy w Brukseli, gdzie pokonaliśmy Royal Anderlecht [wygrana 97-69 w Warszawie i porażka 70-96 na wyjeździe - przyp. B.]. Pamiętam, że już wtedy w Brukseli żartowaliśmy sobie: 'Przegrajmy ten mecz, bo do Pragi to nie ma co jechać, przecież jest tuż po wojnie'. Przyjechaliśmy do Pragi i muszę powiedzieć, że czułem się wtedy fatalnie. Umieszczono nas w hotelu, po czym zostawiono samych sobie. Wyszliśmy na ulicę coś kupić, to nas opluto w sklepie. Za to, że mówimy po polsku! Nie chcieliśmy więc wychodzić na miasto, bo nastawienie do Polaków było tragiczne. W dużej hali w Pradze trybuny były puste! Nie było nikogo. Stolik sędziowski, sędziowie, paru działaczy i nikogo więcej. Oni wtedy byli tak do nas nastawieni jak ludzie na mieście - rzucili się na nas, żeby nas znokautować. Słychać było docinki: 'faszyści' i tym podobne. Ten mecz na pewno przegraliśmy wyraźnie i odpadliśmy.

W tym samym sezonie zdobyliście mistrzostwo Polski po wygranej z Wybrzeżem Gdańsk, a udało się je osiągnąć dzięki rzutowi z połowy boiska, równo z syreną Andrzeja Pstrokońskiego.
- To było takie ukoronowanie mojej kariery. Kolega wyliczył, że rozegrałem najwięcej sezonów ligowych w Warszawie. To był właśnie mój 16. ligowy sezon w Warszawie, kończący zresztą moją karierę. Byłem już w tym czasie trenerem reprezentacji żeńskiej, ale jeszcze grałem w koszykówkę. Grywałem już wtedy rzadziej, ale do Gdańska [16 marca 1969] pojechałem. Przyszła końcówka spotkania, ktoś spadł za faule i trener Majer powiedział do mnie: 'Wchodź i ratuj nas'. I tak rzeczywiście się stało. Ostatnia piłka w meczu, punkt przewagi Wybrzeża - a w przypadku przegranej, przegrywaliśmy mistrzostwo Polski - do końca zostało parę sekund. Po wznowieniu gry spod własnego kosza piłkę dostał Jacek Dolczewski. Był wystraszony i chcąc pozbyć się odpowiedzialności, oddał piłkę mnie, gdzieś w okolice stolika sędziowskiego, gdzie wtedy stałem. Wszyscy krzyczeli wtedy: 'Rzucaj!', bo to była ostatnia sekunda spotkania. Zrobiłem krok, rzuciłem jeszcze sprzed linii środkowej i nagle w hali zapanowała potworna cisza... ta piłka jakby leciała godzinę i wszyscy ją obserwowali, ja również. Leci, leci i klap... wpadła czyściuteńko, tylko słychać było trzepnięcie siatki zamocowanej do obręczy. Mecz został od razu zakończony - wygraliśmy jednym punktem i zdobyliśmy mistrzostwo Polski! Co tam się zaczęło dziać! Cały nasz zespół zaczął skakać ze szczęścia, na trybunach wszyscy złapali się za głowę.

Można wtedy było brać czas dla drużyny, co jest popularne w końcowych akcjach meczu obecnie?
- Majer mógł wziąć czas, ale było tak mało czasu - została sekunda. Ja jako trener w tym momencie chyba nie wziąłbym czasu. Po straconym koszu i na przykład pięciu sekundach do końca meczu, jakbyśmy wzięli czas, przeciwnik by się dobrze ustawił, zaczął kryć. Każde podanie piłki trwa i oddanie rzutu byłoby utrudnione. A tak po trafieniu Wybrzeża, jego zawodnicy podskoczyli z radości, byli pewni, że wygrali mecz, my tymczasem szybko wymieniliśmy dwa podania, oddaliśmy rzut i chwilę później był gwizdek oznaczający koniec meczu.

Zawodnicy widzieli wtedy czas pozostały do końca spotkania? Obecnie zegary są obowiązkowo w halach, jak było pod koniec lat 60.?
- W niektórych halach były już wprowadzone zegary. Natomiast o wszystkim decydował stolik sędziowski. Dlatego wszyscy krzyczeli "rzucaj", bo wiedzieli, że skoro po trafieniu Wybrzeża było do końca około 5 sekund, a każde podanie trwa na pewno sekundę, nie można było zwlekać. Rzuciłem i Legia zdobyła ostatnie mistrzostwo Polski.

To był Pana ostatni mecz w Legii?
- Tak.

Jakieś oficjalne pożegnanie miało miejsce? Słyszałem, że niektórych zawodników żegnano na początku kolejnego sezonu.
- Żadnego pożegnania nie było. Teraz robi się wielkie show jak ktoś kończy karierę. Wtedy natomiast było cicho. Dostałem jakąś nagrodę od klubu, ale jakiegoś "wielkiego pożegnania" nie było.

W ostatnich latach pańskiej gry w Legii do gry wchodzili młodsi gracze.
- Tybinkowski, Trams, Piltz, Olejnik byli grupą juniorską Legii, która awansowała do pierwszego zespołu. Ze starych pozostawał jeszcze Olejniczak, który grał sezon dłużej ode mnie. Odszedł od nas Jurkiewicz, którego Legia chciała zatrzymać, ale poszedł do Gdańska i bardzo wzmocnił Wybrzeże. Jurkiewicz wielkim graczem stał się właśnie w Legii. Jak przyszedł do nas, mając niespełna 20 lat, był przeciętniakiem. Ale to u nas dwa lata popracował tak, że nie schodził z sali, tylko rzucał non stop. Cały czas grał też jeden na jeden z Tybinkowskim. Obaj byli żołnierzami i ćwiczyli po kilka godzin dziennie. Od rana do obiadu nie schodzili z boiska! Jak zostałem trenerem, to musiałem gonić ich z sali, bo byli przemęczeni. Wydawałem im zakaz treningów, bo trening 5 godzin bez przerwy nie przyniesie dobrych efektów. Ale później były efekty jego ciężkiej pracy - urósł na wielkiego gracza. Dużo rzucał i gdy przyjechali Amerykanie - ich zespół Olimpijski - potrafił rzucić 40-50 punktów. Rzucał z każdej pozycji i trafiał.

Jak doszło do tego, że został Pan trenerem żeńskiej reprezentacji Polski, będąc jeszcze zawodnikiem Legii?
- To był przypadek. Włożono mi rękę w gips i nie mogłem pojechać na obóz przygotowawczy z Legią. A muszę przyznać, że chciałem jeszcze jeden sezon pograć w koszykówkę, ale z powodu problemów z ręką grać nie mogłem. Jednego razu przyszedłem do siedziby Związku i w rozmowie przyznałem, że kończę z graniem. Michał Mochnacki, który był sekretarzem generalnym PLK, powiedział że jeszcze się wyleczę i będę grał dalej. Następnego dnia zadzwonił do mnie i powiedział, że za 2 tygodnie rozpoczyna się obóz żeńskiej kadry w Wiśle i czy nie pojechałbym na ten obóz. Trener Mięta, który prowadził wtedy reprezentację żeńską, powiedział że chętnie przyjmie mnie do pomocy przy zgrupowaniu. Zgodziłem się. Na miejscu Mięta powiedział, żebym przygotował konspekt treningów i poprowadził zajęcia. Dziewczyny były zaskoczone, bo dla niektórych z nich byłem kolegą, do tego rówieśnikiem. No i zaskoczyło je to, że dostawały ode mnie wycisk, do jakiego nie były przyzwyczajone. Powiedziałem im, że żeńska koszykówka mnie w ogóle nie interesuje. Jak nie będą grały jak mężczyźni, walczyły na boisku, to nie mają czego szukać. "To ma być walka, a nie klepanie rączką. Albo chcecie grać w koszykówkę, albo nie" - powiedziałem im krótko.

Cały świat koszykarski przewrócił im się. Przepracowałem z nimi mniej więcej miesiąc, potem miał się odbyć jakiś turniej, ale ostatecznie do niego nie doszło. Sam byłem ciekawy jakie byłyby efekty tej pracy, ale ktoś nawalił organizacyjnie. I wróciłem do Warszawy. Po 2-3 tygodniach dostałem telefon od związku. Tam spotkał się ze mną prezes Kozłowski, który zaproponował mi objęcie pierwszej reprezentacji, wobec rezygnacji dotychczasowego pierwszego trenera.

Od razu się Pan zgodził?
- Ja byłem oficerem, nie wiedziałem, czy mnie puszczą. Zadzwoniono do MON-u, tam wyrażono zgodę i tak zostałem trenerem. Przepracowałem następny rok, zmieniłem całkowicie styl gry reprezentacji. I nasza drużyna zaczęła grać na wysokim europejskim poziomie. Na turnieju gdzieś we Włoszech, chyba w Porto San Giorgio, pokonaliśmy wtedy - tak zdecydowanie, że zaskoczyliśmy wszystkich - bardzo mocną reprezentację Czechosłowacji. W kolejnym meczu z Kubą wystawiłem do gry drugą piątkę i znowu to samo, pewnie prowadzimy. Z tym meczem wiąże się jeszcze inna ciekawa sytuacja - moje zawodniczki podbiegły do mnie i mówią, że Kubanki mają żelazne cycki. Ja im odpowiadam: "żelazne cycki, bo to są twarde dziewczyny". Tymczasem po chwili, po jakimś zderzeniu pod koszem, jedna z Polek rzuciła się na Kubankę, zerwała jej koszulkę i... okazało się, że faktycznie rywalki miały żelazne nakładki na piersi z wypustem. Miały rację. Sędziowie odesłali Kubanki do szatni i nakazali im zdjąć te nakładki.

Na mistrzostwach Europy w 1968 roku osiągnął Pan z reprezentacją wielki sukces.
- Muszę przyznać, że popełniłem jeden błąd. Wiem to z perspektywy czasu. Wtedy moglibyśmy zdobyć srebrny medal. Srebrny, bo Rosjanki były nie do pokonania. Tak jak Kruminsz w męskiej reprezentacji, tak Siemionowa w żeńskiej była skałą nie do przejścia. Nasze zawodniczki mające maksymalnie 190 cm, przy jej wzroście sporo ponad dwa metry, nie dawały sobie rady. Można natomiast było pokonać Jugosławię. Tu dostałem podpowiedź od drugiego trenera, żeby zagrać strefą, bo one nie potrafią rzucać. I to mnie zgubiło. Ja wcześniej nie widziałem meczu Jugosłowianek. Wcześniej mieliśmy swoją filozofię gry i na ten mecz ją zmieniłem, przewróciłem do góry nogami. Postawiłem strefę, którą za mało trenowaliśmy, a rywalki rzucały ze stuprocentową skutecznością. Goniliśmy wynik, ale nie udało się wygrać. Trzecie miejsce, trzeba jednak pamiętać, było i tak dla nas ogromnym sukcesem.

Później w Amsterdamie zajęliśmy szóste miejsce. Tam też mogliśmy zdobyć medal, ale nie miałem kim grać. Na meczu z Francją, prowadząc 9-punktami na 3 minuty przed końcem, i ostatecznie przegrywając to spotkanie, straciliśmy szanse na medal. Nie miałem wtedy kogo wpuścić na boisko. Jednej zawodniczki nie dopuszczono wtedy do gry, druga miała wstrząs mózgu, kolejna nie wsiadła w ostatniej chwili do samolotu, następna miała kontuzję stopy, a jeszcze jedna była w ciąży. Tak rozbił się wtedy zespół, który spokojnie mógł zdobyć medal. Później Ludwik Mięta przejął po mnie reprezentację i rok po roku zdobył dwa srebrne medale mistrzostw Europy [1980 i 1981 - przyp. B.].

Jak doszło do rozpoczęcia pracy w roli trenera Legii w sezonie 1971/72?
- Władysław Pawlak zrezygnował z prowadzenia drużyny. Nie było kogo obsadzić na to stanowisko. Próbowano ratować sekcję, żeby się nie rozleciała i ja - nie do końca chcąc tego - zostałem trenerem Legii. Stworzyłem całkiem niezły zespół. Ściągnąłem wtedy Korcza, Kozaka, grał Dolczewski, Żurek, Frołów i po pierwszej rundzie byliśmy na drugim miejscu.

Świetny początek rozgrywek, ale ostatecznie zajęliście dopiero 9. miejsce i spadliście z ligi. Dlaczego?
- Nastąpił rozłam w połowie roku, ponieważ władza wojskowa obiecała, że będą pieniądze za granie. Wtedy już wszystkie zespoły płaciły za grę w koszykówkę. Może nie były to duże pieniądze, ale przynajmniej jakieś premie za wygrane mecze itp. Tylko grająca w czubie tabeli Legia nie płaciła w tamtym czasie. Doszło do buntu czołowych graczy. Jak obiecano mi, że władze dadzą pieniądze, to jakoś dotrwaliśmy do drugiej rundy na wysokiej pozycji. Jak później musiałem przekazać im, że tych pieniędzy nie będzie, automatycznie skończyła się gra. Popracowałem jeszcze rok, ale brak było zainteresowania ze strony wojska.

W kolejnym sezonie pewnie wróciliście do ekstraklasy.
- Drugą ligę wygraliśmy w cuglach [Legia wygrała wszystkie 22 mecze - przyp. B.]. Natomiast w pierwszej lidze to my mogliśmy walczyć o mistrzostwo Polski.

W sezonie 1974/75 ponownie Legia spadła z pierwszej ligi. To także efekt problemów finansowych?
- Tak. Władze wojskowe cały czas nie dopuszczały do siebie myśli, żeby płacić zawodnikom. Nie przyjmowano do zrozumienia, że w Polsce rodzi się zawodowstwo. W innych klubach pojawiały się etaty. Na przykład zawodnicy Górnika Wałbrzych dostawali trzy razy więcej pieniędzy niż moi zawodnicy w Legii.

Mimo słabej gry w lidze, Legia dobrze spisywała się wtedy w rozgrywkach Pucharu Polski. Jaka była tego przyczyna?
- Rozgrywki Pucharu Polski kończyły się latem i to były zupełnie inne rozgrywki niż liga. Jak się przeszło pierwsze rundy, to jakoś to leciało. Raczej nikt nie traktował tych rozgrywek priorytetowo. To był raczej dodatek do ligi. Rozgrywki PP poważniej traktowały słabsze zespoły, które chciały się odegrać. Dopiero jak zdobycie Pucharu Polski zapewniało grę w Pucharze Zdobywców Pucharów, wtedy nabrały odpowiedniej rangi.

Sam Pan zrezygnował z trenowania Legii?
- Tak, sam zrezygnowałem. Już wchodziłem do kierownictwa klubu, kończyłem drugie studia, chciałem robić karierę w wojsku.

W koszykarskiej Legii pełnił Pan także inne funkcje - na przykład kierownika sekcji.
- Dokładnie tak, wtedy wziąłem na trenera drużyny Stefana Majera. Jeszcze był niezły zespół. Potem przestałem również pełnić rolę kierownika sekcji, bo trudno to było pogodzić z pracą w klubie.

Wspomniał Pan o braku pensji czy premii za grę w lidze. Za zdobycie mistrzostwa Polski czy medalu na mistrzostwach Europy też nic nie dostawaliście?
- Szkoda o tym mówić. W 1963 roku za wicemistrzostwo Europy, kiedy przeciętna pensja w Polsce wynosiła 1500 złotych, otrzymaliśmy 1300 złotych. Poniżej średniej pensji w kraju. W klubie z nagrodami było jeszcze gorzej, nagrody były naprawdę symboliczne. Inaczej było natomiast w Wiśle, tam już dostawali premie po parę tysięcy. Legia jednak była najpotężniejszym klubem i zdobywała mistrzostwa Polski w wielu, naprawdę wielu dyscyplinach sportu. Jak ja już byłem w kierownictwie klubu i trochę tym zarządzałem, sam musiałem się głowić, skąd brać pieniądze na nagrody. Co sekcja, to prawie mistrzostwo Polski. Była pula pieniędzy, którą trzeba było gospodarować, podzielić na wszystkich mistrzów. A przy takich dobrych wynikach, nie były to duże pieniądze dla pojedynczego zawodnika.

W 1971 roku nastąpiło głośne zatrzymanie koszykarzy wracających z Neapolu, po którym zdyskwalifikowano i posadzono w więzieniu paru koszykarzy Legii, w tym Włodzimierza Tramsa. To zatrzymało rozwój kariery wielkiego koszykarza. Zgadza się Pan z tym?
- Zdecydowanie tak. Trams mógłby być jednym z najlepszych zawodników w Europie na swojej pozycji. On to zresztą udowodnił na mistrzostwach Europy we Włoszech, gdzie grał bardzo dobrze. Trams siedział w więzieniu około dwóch lat, więc wyleciał na dwa sezony. On jednak nie tracił tego czasu i w więzieniu na Służewcu stworzył boisko do koszykówki i zamiast spacerniaka, grał w koszykówkę. Trams zamiast spacerować, wykorzystywał czas na rzuty do kosza i zachęcał, by inni z nim grali. W celi ustawiał sobie trzy taborety tak, że ćwiczył pompki i doszedł w tym do perfekcji. Jak wyszedł z więzienia, to miał bardzo silne ręce, był napakowany. On przecież później grał jeszcze z powodzeniem w koszykówkę, ale moim zdaniem jego problemem był charakter. Zresztą to osoba, o której trzeba by było napisać książkę lub nakręcić film.

Zawodnicy wielu innych sekcji Legii przyznają, że przed laty wyjeżdżając zagranicę przewozili trochę towaru na handel czy walutę,by trochę dorobić w tych trudnych czasach. Dlaczego głośno do dziś jest przede wszystkim o zatrzymaniu i osadzeniu w więzieniach Grotyńskiego i Tramsa?
- To jest co innego. Każdy obywatel Polski przekraczający granicę poddawany był rewizji. Szukano wszędzie. Nas to dotyczyło również, na przykład jadąc na Olimpiadę tak samo byliśmy sprawdzani, czy nie przewozimy dolarów. Nie byliśmy lepiej traktowani niż inni ludzie. Wiadomo, że często ktoś przewoził jakieś drobne towary, ale to nie był handel masowy. Władza też pewnie podchodziła do tego z dystansem - jak złapali kogoś przewożącego niewielkie ilości jakichś towarów - na przykład parę płaszczów z Włoch, jakieś ortaliony, które razem dawały podwójną polską pensję, to jeszcze przymykano oko.

W przypadku przewozu złota z Neapolu, to było na grubszą skalę?
- Oni poszli na całość i do tego mieli ogromny niefart. Wiedziałem o tym od pracownika odpowiednich służb, że będą ich kontrolowali i przekazałem im tę informację. Oni zaczęli się z tego śmiać. To miało miejsce jeszcze przed ich wyjazdem. Od granicy Warszawy do Neapolu i z powrotem byli na okrągło fotografowani i filmowani. Zrobiono im zdjęcia w sklepie we Włoszech i służby dokładnie wiedziały co kto wiezie. Oni wtedy przewozili złoto, bo we Włoszech było ono bardzo tanie. Ponad dwa razy tańsze niż w Polsce. Paru z nich połakomiło się na to, żeby przewieźć. Od granicy do samej Warszawy przechodziły non-stop kolejne kontrole. Trzy czy cztery były na pewno. Oni już się rozpakowali, a tu wchodziła kolejna kontrola. Czekałem na całą drużynę na Dworcu Gdańskim, żeby ich przywitać, a cały wagon koszykarzy został otoczony i odesłany do kontroli celnej. Wpadli, później sąd to udowodnił i dostali po ok. dwa lata więzienia. Trams dostał najwyższy wyrok. Mniejszy Piltz, Tybinkowski i Golimowski [działacz - przyp. B.]. Wtedy Legia rozpadła się. Trams, Piltz i Tybinkowski byli podstawowymi graczami tej drużyny, która przecież w Pucharze Zdobywców Pucharów dotarła naprawdę daleko.

Na mecze ligowe podróżowaliście pociągami czy autokarem?
- W latach 50-60. głównie pociągami. To była tragedia. Na przykład jadąc do Wrocławia, ten pociąg jechał dalej w góry i właściwie nie było w nim miejsca. Jak się już udało znaleźć jakiś przedział dla całej drużyny, to często ściskaliśmy się w nim w 12 osób. Wracać trzeba było w nocy po meczu, więc łapało się pociągi wracające już z jakiejś miejscowości i zapchane do granic możliwości. Czasami jechało się gdzieś na korytarzu wiele godzin. Takie były warunki. Potem Legia podjęła decyzję o podróżach autokarami. Może nie luksusowymi, starymi Jelczami, ale na pewno było wygodniej - było gdzie siedzieć.

Jak doszło do zawiązania Koła Seniora, któremu przez pewien czas Pan przewodniczył?
- Koło Seniorów Legii było zaakceptowane przez klub przynajmniej 30 lat temu. Pierwszym prezesem był prezes tenisa, pan Lewiński. On przeforsował to w kierownictwie klubu i został przewodniczącym Koła Seniorów. Wciągał do niego byłych zawodników różnych sekcji Legii, i tak stworzyła się grupa stu kilkudziesięciu osób.

Dość dawno temu, na początku lat 90., Lewiński poprosił mnie, żebym został sekretarzem Koła Seniorów. I po tym Koło zaczęło prężnie działać. Odbywały się przynajmniej dwa spotkania w roku - wielkanocne i bożonarodzeniowe. Rozmawialiśmy na nich o potrzebach Legii, jak ją ratować. To zaczęło funkcjonować i zaczęło mieć wpływ na kierownictwo klubu. Spotykaliśmy się z kolejnymi prezydentami RP, ministrami obrony, w różnych sprawach, np. budowy stadionu, pomocy dla sekcji itp. Chcieliśmy na przykład pomóc sekcji jeździeckiej WKW w Starej Miłośnie. Niestety nie udało się, konie sekcji zostały przejęte przez pluton Szwoleżerów i sekcja zaczęła upadać. Szkoda, że jeden z prezydentów nie podchwycił mojej koncepcji w tej kwestii. Nam bardzo zależało na tym, żeby utrzymać Legię jako całość - jeden klub, a nie podziały na sekcje i osobne władze. Nie mówiąc już o prawach do herbu, które nie wiedzieć czemu zostały przyznane tylko sekcji piłkarskiej. Jednakowe prawa do niego ma każda legijna sekcja. Niestety stało się bardzo źle - klub został podzielony.

Koło Seniora nadal funkcjonuje?
- Tak, Koło Seniora istnieje dalej, mieliśmy nawet niedawno spotkanie. Zazwyczaj na spotkania przychodzi ok. 60-70 osób - trenerzy, bokserzy, kolarze, lekkoatleci. W Kole Seniora jest nadal ok. 150 osób. Ja przed dwoma laty zrezygnowałem z przewodniczenia, ale przychodzę na spotkania i mamy w gronie dawnych legionistów - Olimpijczyków, wielokrotnych mistrzów Polski - jeszcze trochę pomysłów, by pomóc Legii.

Mało kto wie, ale był Pan jedną z osób, dzięki którym Legia przez kilkanaście lat miała swoją halę na Bemowie.
- Był taki czas, kiedy kierownictwo MON-u powiedziało, że jest możliwość zaadaptowania hali do gry w koszykówkę. Tej, w której obecnie gra koszykarska Legia, przy Obrońców Tobruku. Jak tu pierwszy raz przyjechałem, to naprawdę nie było łatwo się tu dostać, musiałem od tyłu wchodzić przez szerokie drzwi, bo to był hangar lotniczy. Kierowca trochę pomógł mi z tymi drzwiami... a tam zasieki rozłożone, żeby złodzieje nie wchodzili. Rozdarłem przez nie wojskowe spodnie. Przyjrzałem się temu co tam zastałem i uznałem, że jak najbardziej nadaje się na rozgrywanie meczów w koszykówkę. W klubie napisałem, że akceptuję tę halę do adaptacji. I rozpocząłem rozmowy z MON-em - odnośnie pieniędzy itp. To trwało ze dwa lata. W końcu otrzymaliśmy zgodę na adopcję tej sali. Podczas mojej nieobecności w Warszawie, po zabiegach Ś.P. Lewińskiego, salę próbowali "przejąć" tenisiści - wyłożyli tam wykładzinę i narysowali dwa korty. Walczyłem o to, żeby to jednak była normalna sala, z klepką, gdzie oczywiście mogliby trenować również tenisiści Legii. Awantura wtedy trwała ze dwa miesiące, ale udało się załatwić tak, że powstała tu sala przede wszystkim dla koszykarzy i siatkarzy. Z parkietem i pełnym wyposażeniem. Z gabinetem lekarskim, sauną, prysznicami, pokojami dla kierownictwa, zawodników. Tym sposobem załatwiłem powstanie hali na Bemowie. Całkiem niezłej jak na warunki, które tu zastałem przyjeżdżając po raz pierwszy.

Był jeszcze plan, żeby drugi hangar zaadaptować na potrzeby sekcji lekkoatletycznej, ale tu nie udało się uzyskać pozwolenia. Szkoda, że się nie udało...

Rozmawiał Marcin Bodziachowski


Imię i nazwisko: Andrzej Pstrokoński
Data i miejsce urodzenia: 28.06.1936, Warszawa
Kluby: Legia Warszawa 1954-70
Meczów w reprezentacji Polski: 200 / 1009 punktów
Sukcesy klubowe:
Mistrzostwo Polski (7) w 1956, 1957, 1960, 1961, 1963, 1966, 1969
Wicemistrzostwo Polski (3): 1955, 1958, 1968
Brązowy medal MP: 1962
Zdobywca Pucharu Polski: 1970
Awans do 1/4 finału Pucharu Europy w 1957/58, 1960/61, 1961/62 i 1963/64
Awans do 1/4 finału Pucharu Zdobywców Pucharów w 1968/69

Sukcesy w reprezentacji Polski:
Srebrny medalista Mistrzostw Europy w 1963 (Wrocław)
Brązowy medalista Mistrzostw Europy w 1965 (Moskwa)
Uczestnik Mistrzostw Europy w 1957 (Sofia, 7. miejsce), 1959 (Stambuł, 6. miejsce), 1961 (Belgrad, 9. miejsce)
Uczestnik Igrzysk Olimpijskich w 1960 (Rzym) i 1964 (Tokio)
Powołany do reprezentacji Europy na mecz z Realem Madryt (1964)

Trener:
1968-71 kobieca reprezentacja Polski
1971-75 Legia Warszawa
1976-77 reprezentacja Polski

Sukcesy jako trener:
Brązowy medalista z kobiecą reprezentacją Polski z 1968 roku
Awans z Legią do ekstraklasy w sezonie 1972/73

Poprzednie teksty historyczne znajdziecie w dziale Historia.


















fot. archiwum / Legionisci.com
REKLAMA
REKLAMA

Komentarze (164)

+dodaj komentarz
Nie kibic - 04.10.2024 / 08:56, *.orange.pl

„Nienawidzimy wszystkich” co to znaczy?

odpowiedz
(L)Wasyl - 22.09.2024 / 21:47, *.orange.pl

Jagiellonia ma wjazd KGB z magazynu jak w Holandii musi umówić się z Jagielonią w 2 Legii 5 Ligi a tam Cracovia Policja IFBB na stadionie pod Warszawą

odpowiedz
MK - 30.09.2024 / 15:32, *.187.2

@(L)Wasyl:

osz kurła!

odpowiedz
Dandi - 25.11.2023 / 20:34, *.autocom.pl

Na melodię " O mój rozmarynie rozwijaj się".

Mój cewukaesie nie zdradzę Cię x2
Inni Cię zdradzili, na Ciebie bluźnili, ale ja nie x2
A jak mi ktoś powie "warszawski psie" x2
Wyjadę mu w ryja, zęby powybijam, nie poddam się x2

odpowiedz
abc - 25.11.2023 / 19:02, *.39.208

Gratulacje ! NIe ma Legii bez Zylety!

PS 1948

odpowiedz
wo(L)a - 25.11.2023 / 18:40, *.net.pl

Czerwono ..Biało.. Zielone barwy ma.....ce...wu..ka..es.
I najlepiej na świecie w piłkę gra... ce..wu..ka..es
Puchar blisko a my wierzymy, że zdobędziesz go
Tego bardzo pragniemy wszyscy.. kocha..na Legio
Na..przód marsz

odpowiedz
wo(L)a - 25.11.2023 / 18:31, *.net.pl

Nie płacz polonio ma..
z żalu co serce rwie..
Nie płacz warszawski psie..
Bo w trzeciej lidze nie jest źle

odpowiedz
wo(L)a - 25.11.2023 / 18:29, *.net.pl

Na dworze jest mrok.
W tramwaju jest tłok.
Kibice na Legię jadą..
Wtem nagle ktoś wstał
Zaśpiewam ja wam.. o Legii mej u--ko--chanej.

Ceeeeeeeee...Wuuuuuu Kaaaaaa ... essssss
do boju Legia Warszawa..
Dwie bramki Majewski//dwie bramki Topolski
i Legia ma mistrza polski

odpowiedz
wo(L)a - 25.11.2023 / 18:10, *.net.pl

Gwizdek sędziego rozpoczyna wielki mecz..
Dejna ..Ćmikiewicz i już jeden zero jest..
Poem Mareczek.. ( Kusto).. strzeli bramkę ..może dwie..
Cała Legia cieszy się..
Glory.. Glory ale luja.. Legia wygra nie ma ... ...ja..
Glory.. Glory ..ale luja.. cała Legia cieszy się..

a nie takie zamulanie jak teraz..
nieeee...poddawaj...się...itd

odpowiedz
Peru123 - 25.11.2023 / 16:13, *.centertel.pl

Mój debiut to mecz z Samdorią, potem w lidze 0-1 z Katowicami po golu z 40 metrów chyba Jegora i komentarzem w Przeglądzie Sportowym - Szczęsny zdążył uskoczyć. Awantura 21 marca na Starówce po awansie do półfinału PZP. I podziękowania dla chłopaków z Białołęka Dworskiej, jako 8 latek widziałem jak zbierali się przy pętli 152 z flagą i jzd śpiewałem jechali na mecz, wtedy postanowiłem że też będę jeździł na Legie.

odpowiedz
FOREVER LEGIA - 25.11.2023 / 17:03, *.play-internet.pl

@Peru123: A mój "pierwszy raz"na Legii,to '83,albo '84 na meczu przeciw Bałtykowi Gdynia i debiut Dariusza Dziekanowskiego,okraszony pięknym golem na 4-3 dla Legii.Chociaż na Legię chodziłem z tatą wcześniej,to ten mecz uważam za swój inauguracyjny,ponieważ zwyczajnie go zapamiętalem.

odpowiedz
Dandi - 25.11.2023 / 20:25, *.autocom.pl

@FOREVER LEGIA: To w 1985 miałeś debiut, bo to wtedy Dziekan strzelił bramkę Czyżniewskiemu. Mój kilka tygodni później, pod koniec sierpnia z Zagłębiem Lubin 3:0. Oglądałem z łuku od strony Łazienkowskiej.

odpowiedz
Anzelmo - 25.11.2023 / 15:29, *.plus.pl

Mnie zawsze irytowała ta reklama Triada :P
fajne czasy

odpowiedz
OLaf - 25.11.2023 / 14:09, *.tpnet.pl

Od ponad 30 lat na minimum 10 meczach w sezonie domowych jestem , trochę tęsknię za piłką z lat 90tych bo wtedy to był klimat i jakoś ta gra lepiej wyglądała no i te rzuty wolne Pisza, a najgorzej wspominam pobyt u nas Michała Żyro normie mogłem patrzeć na tą drewnianą łamagę

odpowiedz
wo(L)a - 25.11.2023 / 12:33, *.net.pl

"Żyleta rozciągała się wzdłuż boiska na przeciw krytej" pisze autor...
hmm.. a ja myślałem w swojej nieświadomości ... przez prawie 50 lat gdy jestem kibicem LEGII, ( pierwszy raz na Żylecie w 1976 roku ), że Żyleta to tylko jeden sektor pod reklamą POLSILWER-a.
Dopingiem kierował Bosman.. jego ewry bady.. pamiętam do dziś.
Lamusy na ten sektor nie mały prawa wejścia...

odpowiedz
Peter - 25.11.2023 / 14:32, *.vectranet.pl

@wo(L)a: Odkąd ja chodzę na Legię to Żyletą nazywana była cała trybuna otwarta, czyli przynajmniej od końca lat 90-tych.

odpowiedz
Pan - 25.11.2023 / 15:57, *.centertel.pl

@wo(L)a: Autorzyna widocznie nie pamięta jak było w latach 80 a się wymądrza Masz rację

odpowiedz
wo(L)a - 25.11.2023 / 18:47, *.net.pl

@Peter: ŻYLETA jest tylko jedna !!
Ta pod reklamą Polsilwer-a.
Teraz to tylko podróbka.
Starzy kibice to wiedzą.

odpowiedz
Jasiu - 25.11.2023 / 11:23, *.centertel.pl

Glory, glory, alleluja!
Wygra Legia nie ma ch...ja!!!
Glory, glory, alleluja!
Legia wygra dzisiaj mecz!

Kro to dzisiaj zna?

odpowiedz
FOREVER LEGIA - 25.11.2023 / 13:40, *.play-internet.pl

@Jasiu: To jest refren .Jak tak "blyszczysz stażem" to zarzuć całą piosenkę.....

odpowiedz
Stasiu - 25.11.2023 / 13:50, *.aster.pl

@Jasiu: wszyscy

odpowiedz
Tolek - 25.11.2023 / 14:34, *.t-mobile.pl

@Jasiu: śpiewają czasem i teraz ..gwizdek sędziego rozpoczyna wielki mecz Miro radovic i już jeden zero jest....

odpowiedz
J77 - 03.10.2024 / 16:23, *.vectranet.pl

@Tolek:
Wojciech Kowalczyk i już 1:0 jest...;)

odpowiedz
chrisSiekierki - 24.11.2023 / 20:41, *.vectranet.pl

Rok 1985. Inter Mediolan nie dorósł Legii do kolan... byłem pod zegarem.
1986 siedziałem na Żylecie ( a w zasadzie cały mecz staliśmy wszyscy )

odpowiedz
FOREVER LEGIA - 25.11.2023 / 13:35, *.play-internet.pl

@chrisSiekierki: W zasadzie to "Inter Mediolan,nie sięga Legii do kolan",a jeszcze było "Naszej Legii nie pokona,nawet słynna Barcelona".No i było też "O Manchester,is wonderfull,O Manchester is wonderfull......."Klaskaliśmy "Glasgow",na trybunach była "Kanada",lub "Meksyk",a konfetti z pociętych gazet "Życia Warszawy",czy "Kulisów",plus rolki papieru załatwione ze sklepów spożywczych imitowały trybuny w Argentynie.No więc na Legii od zawsze było.....światowo-))). Zdrówka......

odpowiedz
L - 19 godzin temu, *.orange.pl

@FOREVER LEGIA : jaka słynna?
Naszej Legii nie pokona nawet Barcelona. To chyba Piotr S. W późniejszych latach.

odpowiedz
Krzysiek Okęcie - 24.11.2023 / 15:27, *.virtuaoperator.pl

Zacząłem chodzić na Żyletę w 2002 roku, pierwszy mecz z moim śp dziadkiem sparing przed sezonem z Rks Okęcie. Potem niezapomniane mecze z ekipką z Ochoty z którą zawsze śmigaliśmy i niektóre kontakty przetrwały do dziś ;) Mecz z Utrechtem, świetny i na boisku i na trybunach, Holendrzy zgrabnym składem z dobrym dopingiem i piro. Potem słynny mecz z Widzewem, oprawa Witamy w Piekle, awantura na boisku itd. Pamiętne wygrane derby z KSP 7-2 (0-7 zgłoś się) pierwsza dwustronna kartoniada w meczu z Lechem i pierwszy międzynarodowy turniej dla kibiców gdzie obecny m.in. Werder Brema, Juve, Den Haag, Zenit st Petersburg...Czasy wojny z ITI i mecz z Widzewem bez dopingu ale na ostatnie 5 min prawdziwa kanada kiedy ruszyliśmy z dopingiem, "Mojaaaa jedynaaa miłość....." rozwaliło wtedy system. Wchodzenie za dychę, wchodzenie od strony basenów przez płot, gięta z bułą zza parkanu, obleśne toi toie, wesołe skaczące autobusy (jak ten Ikarus nigdy nie zwalił się z wiaduktu to do dziś się zastanawiam...). Zapach THC, jupitery wszystkie cztery, Kto dziś wygra Hadaja.... to se nevrati, kto nie przeżył nie wie o czym gadam. Pozdrawiam starych bywalców tamtej trybuny, dobrze że wielu z nas ciągle jest i na nowym stadionie :)

odpowiedz
18.10.07 - 24.11.2023 / 15:52, *.centertel.pl

@Krzysiek Okęcie: ten mecz w którym ryknelismy slynne "Moja Jedyna Milosc" zarzucone przez Starucha z mikrofonu pod Torwarem to Odrą Wodzisław w październiku 2007. Ależ tam była moc, tysiące osób wygłodniałych dopingu, coś pięknego...

odpowiedz
Krzysiek Okęcie - 24.11.2023 / 23:52, *.orange.pl

@18.10.07: na Widzewie też było na 100%, tam byliśmy normalnie na stadionie ale bez dopingu, Widzew jechał ze śpiewami a my dopiero ostatnie parę minut. Pamiętam ze grał u nas wtedy Grzelak, były Widzewiak. W pewnym momencie Widzew zarzucił " je..ć Grzelaka, Grzelak to ku..wa pokraka" na co cześć z nas wybuchnęła śmiechem i biła im brawo, też za nim nie przepadaliśmy; )

odpowiedz
Peter - 25.11.2023 / 09:53, *.vectranet.pl

@Krzysiek Okęcie : Do dziś nie rozumiem tego hejtu na Grzelaka. Jednak kilka bramek dla nas strzelił. Grali przecież u nas byli Widzewiacy jak Citko (lubiany na trybunach), Łapiński czy potem także lubiany Broź. Nawet kiedyś Bosman na łamach Naszej Legii prosił o "łagodniejsze" traktowanie tego piłkarza :-)

odpowiedz
Eloelo520 - 24.11.2023 / 14:37, *.t-mobile.pl

Do dziś mam pamiątkowe krzesełko z żylety „E”

odpowiedz
Q&A - 24.11.2023 / 14:17, *.centertel.pl

Czy istnieje jakaś geneza powstania przyśpiewki "będą filmy" czy poprostu ktoś gdzieś kiedyś rzucił taką wesołą rymowanką i tak zostało do dziś?

odpowiedz
Bédâ fiLmy!aLe jakie?! - 25.11.2023 / 00:43, *.187.212

@Q&A: Ktòrz !to wie?!!albo hu.. kto wie, zaśpiewajmy /zaśpiewamy tâ piosenke piosenke .....k.... k...ksp hu.! Polonia oooooleeeee i niosło sie po ośiedlach na melanrzu .. może sie myle to 35 lat mineło od latania z deskâ hehe pozdro dLa wszystkich wariatów✨ lat9⚽️ tych✨
.

odpowiedz
45540 - 24.11.2023 / 08:36, *.ynet.pl

Mega sentymentalny artykuł - powrót do przeszłości. U mnie pierwszy mecz 97 Vicenza, na kadrze chyba 99 na sparingu z Armenią. Jeszcze na krytej, z ojcem. Zajebista była ta orkiestra - super zgrana z Żyletą. Pierwszy mecz na Żylecie to chyba Valencia 01. Miliony wspomnień. Wielogodzinne kolejki pod kasami po bilety, latające buty, łapanie rac, Cyberfani, krzesełka pamiątkowe z pożegnania Żylety, wieczny uśmiech na twarzy. Daewoo, ITI, krucjaty. Różyk to zaszczepił tysiącom ludziom pozytywny fanatyzm. Tam się narodził fenomen na cały świat - tysiące osób dające 100% dopingu przez 90 minut. Atmosfera to tam była jedyna na świecie. Na nowym stadionie jest ogólnie też bdb, więc nie ma co aż tak żyć wspomnieniami ! Legia !

odpowiedz
Peter - 24.11.2023 / 16:27, *.vectranet.pl

@45540: Wystarczy przypomnieć sobie jak wspaniale mokło się podczas ulewy przez trzy godziny na Żylecie (godzinę przed meczem jeśli chciało zając się miejsce pod "Yorkiem") lub jaka świetna widoczność na boisko była na Łuku żeby zatęsknić za starym stadionem ;-) Atmosfera być może była lepsza niż obecnie ale trzeba też wspomnieć, że ludzie w większości byli inni. Obecnych 16-20 latków przechodzących na Żyletę jeszcze na świecie nie było lub robili w pieluchy :-D

odpowiedz
Dobrze pamiętam - 24.11.2023 / 17:14, *.centertel.pl

@Peter: jakbyś dzisiejszym 16 latkom kazał ustawić się w kolejce 3h przed meczem przed bramami w deszczu/mrozie żeby chwilę po otwarciu biec (tzw. sprinterzy) i oklejać taśmą rzędy na górnym G żeby zająć najlepsze miejsca to woleliby zostać w domu i grać dalej w EA SPORTS :) to były inne czasy i inna mentalność ludzi, być na meczu na Legii, w dodatku na Żylecie to było coś czym mogłeś się chwalić przez tydzień kumplom w szkole. Rozrywek nie bylo zbyt wiele, świat nie był tak komercyjny i pozbawiony emocji

odpowiedz
Peter - 24.11.2023 / 18:37, *.vectranet.pl

@Dobrze pamiętam: Masz rację, pewnie tak by było :-b

odpowiedz
chrisSiekierki - 24.11.2023 / 20:36, *.vectranet.pl

@Peter: Zazwyczaj w latach 80 na Żylecie byłem już ze dwie godziny przed meczem. A na z trybunie pod zegarem 1985 oglądałem mecz z Interem .

odpowiedz
Zgred - 24.11.2023 / 02:52, *.as13285.net

Pamiętam ekipa White Legion zajmowali przeważnie miejsca na I to były czasy na wejściu w łapę i wjazd za 5 zł.

odpowiedz
Małolat - 25.11.2023 / 01:18, *.176.30

@Zgred: takie były
Czasy i mój debiut na meczu

odpowiedz
Andy - 26.09.2024 / 20:04, *.com.pl

@Zgred: a dotego jeszcze lolą po plecach żeby zwiększyć przepustowośc wejścia,a po meczu albo zdejmowane szelki z trajlusia albo blokady zomowskie przy ambasadach

odpowiedz
OSA(L) 1975 - 24.11.2023 / 02:07, *.chello.pl

Okrągła rocznica i wspomnienia,
to i ja sięgnąłem pamięcią do pierwszych meczów, na które zaczął mnie zabierać ś.p. Tata.
Pamiętałem sezon- nie pamiętałem, które ze spotkań było pierwsze, ale jak zacząłem łączyć kropki to wyszło że :
Sezon 1982/1983
Trybuna: Żyleta
Mecz: LEGIA - Gwardia W-wa
Wynik: 3 - 1
i tego dnia można było zaśpiewać - ....dwie bramki Turowski i Legia ma Mistrza Polski :)
dla Legii jeszcze strzelił Miłoszewicz, a dla Gwardii nie kto inny jak....Dziekan.

i się zaczęło....

co mecz cięcie Życia Warszawy i confetti po golu, a jak się udało wycyganić rolkę kasową ze sklepu, to się cieszyłem jak głupi :)

Potem sezony '85-'88 z Wujkiem- Olimpijczykiem i Tatą na Krytej i smak miętowych-rzadziej owocowych- mentosów z zagranicy albo Pewexu :P
do dzisiaj na każdym meczu mentosy są obowiązkowo ;) ,
a w budce komentatorskiej Dariusz Szpakowski, na płocie zagrzewający do dopingu łysy "Kojak" zawsze rozebrany do pasa i drący się w niebogłosy...
potem lata 90te, już sam na Żylecie i Mistrz przy stole, Mistrz Polski i kiwki Fedoruka,
i "pod zegarem" i "od Torwaru" i Kazik i Lubaszenko widywani, a na żylecie Bosman, Alchim i Różyk z "na c#uj tu przyszliście??! " :)
Liga Mistrzów z bramkami Leszka Pisza.... magia.
Milenium i po latach przerwy znowu Mistrz ... sam już byłem trenerem w Fitness Klubie i piłkarze Legii przychodzili do nas ćwiczyć- Marcin Mięciel, Bartek Karwan, Vuko i Moussa Yahaya ogladający się za dziewczynami i zamiast ćwiczyć, to mlaskał i mówił: "ładna ładna" :)
jak się zaczeło pracować to kilka wyjazdów zagranicznych, ajtiaj spier&alaj itp.. potem kolejne dziesięciolecie, nowy stadion,
a My zostaliśmy na Wschodniej trybunie, ale blisko Żylety ( 210 )
kilka historii, Mistrzostw Polski i LIGA MISTRZÓW...
kolejny rozdział to ...niestety kilku kolegów za wcześnie i Tata do sektora NIEBO...
Pjus, Coolio - R. I. P.

Teraźniejszość, to więcej wyjazdów po Polsce i "z Ojca na Syna Legijna Rodzina" więc i ja Młodego przyprowadzam to i Rodzinny kilka razy zaliczony :)
Przepraszam za ten długi opis ale łapałem wspomnienia i szybko pisałem
ech , jak ten czas leci....
...a My ciągle m(L)odzi :)

Pozdrawiam Wszystkich

Ży(L)eta, Ży(L)eta, Ży(L)eta-a
Ży(L)eta, Ży(L)eta, Ży(L)etaa-a
Ży(L)eta, Ży(L)eta, Ży(L)eta-a,
Ży(L)eta!
ŻYY-LE-TAAA !!!!

odpowiedz
Chcemy fiLmy ale jakie ?! zaśpiewajmy znòw piosenke.... - 24.11.2023 / 13:11, *.02.net

@OSA(L) 1975: Brawo o takie wspomnienia orosi nasz tedaktor z tvp wiéc zaoraszamy wszystkich do opowiadania a potem nasz redaktor zmontuje wsoaniałe dokumênty w tvp

odpowiedz
Tolek - 23.11.2023 / 21:45, *.t-mobile.pl

W 1982 roku miałem taki ładny szalik klubowy( zamówiony w zakładzie na Broniewskiego) gdy na pewnym meczu starsi kibice poprosili mnie żebym im go oddał a w zamian przyniosą mi inny za tydzień.Oczywiscie nie przynieśli.Musialem zamówić drugi.Doping był właściwie tylko za żylecie ...czasem odzywała się kryta tupaniem o ławki i klaskaniem.No i zomowcy na schodkach otaczających sektor.Trabki.ciete gazety imitujące confetti i taśmy papieru z kas sklepowych.....

odpowiedz
Legia-79 - 24.11.2023 / 03:24, *.centertel.pl

@Tolek: Witam, no niestety, było też nagminne, małolat jaki masz ładny szalik - pokaż na chwilę. I po szaliku. Też straciłem ( piękny zrobiony przez Mamę na drutach) Następny - został zamówiony w zakładzie na Marymonckiej. Pozdrawiam.

odpowiedz
Piotr Czyżewski - 23.11.2023 / 16:06, *.tvp.pl

Robie jutro materiał o Żylecie do Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego. Jeśli ktos z Was chodził na Żylete w latach 80tych lub 90tych ma cudem jakieś zdjecia, albo wycinki z gazet z tamtych lat z Żylety albo ciekawe wspomnienia to bardzo prosze o kontakt z imieniem nr telefonu. Dzięki

piotr.czyzewski@tvp.pl

odpowiedz
Zwykły kibic co kocha Legie od 40lat! - 23.11.2023 / 18:12, *.02.net

@Piotr Czyżewski: Brawo!jakiś pierwszy krok, Legia i jej kibice powinni mieć na wieczne pokolenia film fabularny i produkcje seriali o klubie o kibicach o Warszawie o podròżach za Legiâ , masa materiałilöw istnieje w tvp i wsròd kibicòw, co nigdy nie wyszły na światło dzienne , trzymam kciuki aby pan ogarnoł jak najwiécej i zmontował film seriale, poprostu kibicowskie dzieło sztuki Pozdrawiam i ciesze sue że coš w tym kierunku ruszy
Szalony 93

odpowiedz
nagrywarka - 23.11.2023 / 19:20, *.autocom.pl

@Piotr Czyżewski: a kiedy emisja? W sobotę?

odpowiedz
LWF - 23.11.2023 / 13:52, *.orange.pl

Tęskni człowiek czasami za stara Żyletą, ale tak naprawdę ŻYLETA TO NIE MIEJSCE A LUDZIE.... Jak się widzi tyle twarzy które widywało się jeszcze na starym stadionie to człowiek sobie uświadamia jak lata lecąa ludzie cały czas są z tą Naszą Legią...


LTM !!!

odpowiedz
Jurek - 23.11.2023 / 09:20, *.inetia.pl

Kto bywał na Żylecie ten nigdy nie zapomni tego klimatu. Było biednie ale to było właśnie to COŚ.

odpowiedz
Jan Patejko - 22.11.2023 / 22:46, *.146.229

Tęsknię za starą Żyletą

odpowiedz
(L)eve(L)64 - 22.11.2023 / 20:02, *.tpnet.pl

A ja jeszcze nie zapomnę żołnierzy których przywożono na mecze. Cały stadion szalał a oni siedzieli jak manekiny.

odpowiedz
Jimmy L - 22.11.2023 / 17:24, *.d1-online.com

Ale to były czasy. Sitek, Bosman, żyleta była tylko dla charakternych. Wyjaz do innego miasta miał swój klimat i adrenaline. Teraz jest całkiem inaczej, inny świat. Mam swoje lata a mimo to ciągle to wspominam. 35 lat po całym świecie a u mnie tylko Legia.

odpowiedz
Piotr - 22.11.2023 / 15:32, *.t-mobile.pl

Moja 50 też. Pierwszy mecz Legia - Polonia Bytom 5 -1 wrześnie 1973

odpowiedz
Koneser polskiej piłki klubowej - 22.11.2023 / 14:35, *.plus.pl

Czadzior :-) jak widzę klatkę gości za lewą bramką to słyszę "nożownicy ch....j wam w d....ę" :-)

odpowiedz
;) - 23.11.2023 / 02:55, *.autocom.pl

@Koneser polskiej piłki klubowej: Hehe, S. wykrzykiwal to z takim kunsztem :D

odpowiedz
wo(L)a - 22.11.2023 / 12:13, *.net.pl

"Żyleta rozciągała się wzdłuż boiska na przeciw krytej" hmm.. a ja myślałem w swojej nieświadomości ... przez prawie 50 lat gdy jestem kibicem LEGII, że Żyleta to tylko jeden sektor pod reklamą POLSILWER-a.
Dopingiem kierował Bosman.. jego hewry bady.. pamiętam do dziś.
Lamusy na ten sektor nie mały prawa wejścia...

odpowiedz
FOREVER LEGIA - 22.11.2023 / 14:13, *.play-internet.pl

@wo(L)a: "Wzdłuż boiska na przeciw krytej"-to się rozciągała "trybuna otwarta",a prawilna (i jedyna) Ży(L)eta była centralnym sektorem na tejże trybunie.Na tej wyjątkowej trybunie zasiadała tylko i wyłącznie "stara Legia",a małolactwo nawet nie miało prawa stanąć na ławce nawet jedną nogą-cóż,miejsce dla "elity kibicowskiej"zobowiązuje.Teraz-mimo,że trybunę za bramką nazywamy Żyletą,to powiem szczerze,że z "elitarnością ludzi tam zasiadających" ma niewiele wspólnego,chociaż by z tego powodu,że dla wielu kibiców chodzącym na tą trybunę jedynym powodem,że tam właśnie się pojawiają jest....cena biletu.Zdecydowanie dużo więcej "ludzi z Żylety" można spotkać chociaż by na trybunie im Kazia Deyny,albo......w Sportbarze????.

odpowiedz
Pan - 22.11.2023 / 15:30, *.centertel.pl

@wo(L)a: Dokładnie ale redaktorek najwyraźniej nie ma o tym pojęcia

odpowiedz
Peter - 23.11.2023 / 16:22, *.vectranet.pl

@FOREVER LEGIA : Może kiedyś tak było, przynajmniej od końcówki lat 90-tych odkąd zacząłem jeździć na Legię Żyletą nazywaną całą trybunę otwartą.

odpowiedz
Jacek z Błonia - 23.11.2023 / 16:55, *.centertel.pl

@wo(L)a: chłopie kiedy był Bosman, był malarz a przed malarzem inni. Żyleta była pośrodku po lewej Cora a po prawej Świt. Na LEGI od 1980 ale szacunku nie ma dla takich ludzi byłem na nowej ŻYLECIE. To byłe dobre czasy 1980 wojsko na trybunach(ławki drewniane) milicja po między sektorami i kapitan milicji z megafonem który krzyczał o spokój bo ma w obwodzie jeszcze 3 plutonu milicji. No i ZIMNY z lodami

odpowiedz
kibic od 1968 roku - 25.11.2023 / 16:48, *.vectranet.pl

@wo(L)a: oczywiście masz rację

odpowiedz
FOREVER LEGIA - 22.11.2023 / 11:03, *.play-internet.pl

Jest taki materiał filmowy na yt-można go znaleźć pod tytułem "Kibice" Legia Warszawa Śląsk Wrocław Lech Poznań 1990 .Oj jest na co popatrzeć,czego posłuchać....I te znajome mordeczki,niektóre już dawno przeze mnie nie widziane.....Polecam-wspomnień czar.

odpowiedz
VictorioEmpiorio - 22.11.2023 / 09:05, *.cyfrowypolsat.pl

Moje czasy starej żylety to doping prowadził rożyk człowiek spajdermen .Piękne lata.Żyleta na Sawsze

odpowiedz
123 - 22.11.2023 / 08:27, *.plus.pl

Pamiętam mecz z MU w półfinale PZP ( swoją drogą teraz niedopomyślenia MU,Juwe, Barca i Legia) na Żylecie staliśmy trochę bokiem do boiska bo taki był tłok na ławkach , jak Cyzio strzelił na 1:0 to był amok, część kibiców po bramce już na ławki nie weszła taki był tłok. Pozdrawiam wszystkich braci po szału. Cały czas tworzymy historię.

odpowiedz
FOREVER LEGIA - 22.11.2023 / 16:12, *.play-internet.pl

@123 : Cóż-uefa przeistoczyła się od tamtej pory w twór zdecydowanie komercyjny (w zasadzie to cały świat komercją stoi),to i " biedni z Europy środkowo-wschodniej nie mają co liczyć na "frukta z pańskiego stołu".Kiedyś-tak jakoś do drugiej połowy lat 90-tych wszyscy mieli równe szanse (oczywiście teoretycznie,bo "sędziowie też nieraz robili co mogli,żeby takie kluby jak np Legia zbyt długo sobie w europucharach nie pograła-vide Legia vs Valencja,czy np ze Spartakiem w Moskwie),na to,żeby sprawić niespodziankę,eliminując z dalszej gry zespoły z tzw górnej półki.Niestety,ktoś z możnych tej mafijnej,oraz meeeega skorumpowanej organizacji (o ile dobrze pamiętam,to tym kimś był Franz Beckenbauer) zmienił zasady gry i w myśl zasady "sport sportem,ale kasa musi się zgadzać"doprowadził do sytuacji,że w Lidze Mistrzów-(hehehehe),gra trzecia drużyna z ligi włoskiej,z czwartą z ligi hiszpańskiej,tworząc zaś te wszystkie rundy przedprzedwstępne,pozbawiają w ten sposób zespoły z "naszej półki" szans na zarobienie naprawdę dużych pieniędzy.A te wszystkie "ligi konferencji" czy inne puchary pocieszenia bardziej są stworzone dla "spadów" z ligi europy,żeby mimo wszystko mogli jeszcze zarobić trochę euraków.Uważam,że w dużej mierze jest to nasza wina,że jesteśmy w tym miejscu,gdzie jesteśmy,ponieważ "przegapiliśmy "ten moment,kiedy powinniśmy budować naprawdę solidny klub za pieniądze z europucharów,bo przecież kilka sukcesów w nich odnieśliśmy.Niestety,ale dla właścicieli Legii,poczynając od Warsfutbolu,poprzez Romanowskiego,Miklasa,czy nawet Leśnodorskiego i Mioduskiego,patrzenie w przyszłość jest jakąś abstrakcją,ważne jest tylko tu i teraz.I dlatego właśnie chyba już dożywotnio będziemy "dziękować za walkę" z drużynami z Litwy,Łotwy lub Estonii,bo to chyba tylko te drużyny są w zasadzie w naszym zasięgu.Reszta drużyn nam tak daleko odjechała,że każdy wynik poza naszą porażką jest ogłaszany jako gigasukces,a piłkarze coś pyertolą o "heroicznej walce i pokazaniu harakteru".Ja tam się już do tego przyzwyczaiłem,pora na Was.Zdrówka.

odpowiedz
starszy - 22.11.2023 / 07:50, *.47.40

Gdzieś tak do sezonu 92/93 lamusy omijały stadion Legii szerokim łukiem. A Żyleta to była dla wybranych. Byle kto na mecze Legii nie chodził a wyjazdy to była inna bajka. Pozdrowienia dla nienormaLnych.

odpowiedz
Mirek 46 lat na Ż - 21.11.2023 / 21:28, *.217.183

Teraz na Żylecie niestety zbyt dużo kibiców w rurkach jednostrzałowców. Na starej Żylecie takie rzeczy nie do pomyślenia, a na środkowym sektorze to juz wstęp wzbroniony.

odpowiedz
Obiektyw - 22.11.2023 / 12:56, *.plus.pl

@Mirek 46 lat na Ż: Tylko kiedyś na meczu z Wartą byłoby 5 tysięcy na całym stadionie, w sobotę będzie ponad 8 na samej Żylecie.

odpowiedz
Dickson Chotowski - 21.11.2023 / 21:07, *.btcentralplus.com

Legia - Spartak, grudzien 1995 w lidze mistrzow. Minus 15 stopni i na dodatek lodowy wiatr mocno wial. Totalny koszmar. Czy byl 'zimniejszy' mecz na starym stadionie ?

odpowiedz
artic - 21.11.2023 / 23:37, *.t-mobile.pl

@Dickson Chotowski: bylem na krytej dolnej od stony kanalku potwierdzam moze bylo " tylko" - 12 ale ten wiatr byl taki ze odczuwalna była z - 20 nie bylo zimniejszego meczu w bramce stal Stasiek Czerczesow ps.Rekawiczce wnioslo sie sete spirytu i potem zmieszalo sie to z cola sprzedawana na stadionie:)

odpowiedz
Zlb 82 - 22.11.2023 / 14:02, *.t-mobile.pl

@Dickson Chotowski: Ja nie kojarzę!!!Ale wtedy był mróz!!!!

odpowiedz
Bardzo stary kibic - 21.11.2023 / 19:24, *.chello.pl

Chyba jestem jednym z najstarszych legionistów! Pierwszego razu nie pamiętam, choć ojciec mnie regularnie zabierał -przeważnie mecze były w niedzielę przed obiadem. Mecz.który spowodował,że pokochałem Legię -jeszcze wtedy CWKS - to sierpień 56 - Legia -Wisła - 12:0...
Przez 40 lat nie opusciłem żadnego meczu - najpierw z ojcem na Krytej,potem ławki na póżniejszej Żylecie,potem znowu Kryta.
Teraz to już tylko TV ale ze starymi kumplami jeszcze świętujemy każdy mecz przy browarku!

odpowiedz
Belek - 25.11.2023 / 11:35, *.centertel.pl

@Bardzo stary kibic: Rzeczywiście jesteś bardzo stary.

odpowiedz
cenciak LEGIAod 1978 - 21.11.2023 / 19:14, *.centertel.pl

pytam bo nie widzę GDZIE POLSILVER ?

odpowiedz
Paź Króla Woli - 22.11.2023 / 11:05, *.centertel.pl

@cenciak LEGIAod 1978 : No i gdzie York ???

odpowiedz
FI(L)IP - 21.11.2023 / 19:05, *..

Wspomnień czar.

odpowiedz
MarioL - 21.11.2023 / 18:46, *.wanadoo.fr

To były czasy.Mój pierwszy mecz Legia-Ruch w 1984 roku.

odpowiedz
MordaTyMoja - 21.11.2023 / 18:34, *.orange.pl

Ktoś dobrze napisał. Żyleta to ludzie. Czasy się zmieniają stadiony pięknieją ale duch Żylety musi być ten sam.
Osobiście pamiętam Żyletę z drewnianymi ławkami. Rodzącą się w duchu lojalności wobec kolegow pełnego szacunku do barw i Miasta Stołecznego Warszawy.
Wyzwania dzis są chyba cięższe niż na początku. Celebryty, świat youtube'a...
Żyleta staje się teraz alternatywą dla zboczenia i wyuzdania. Dlatego zwracam się do NS
W Was jest nadzieja! Wasze oprawy oglądają tysiące ludzi! Jesteście drogą dla następnych pokoleń! Nie zatrzymujcie się! Za te Barwy i to Miasto!

odpowiedz
mi(L)ena - 21.11.2023 / 18:17, *.play-internet.pl

nie miałam okazji być na starej Żylecie. Ale czuje ten klimat choćby przez fotografie. Musiał być tam meega klimat. Wiadomo bez starego nie byłoby nowego. Mimo że jestem na nowej to z samego tego że znajduje się na Żylecie dostąpił mnie zaszczyt że mogę tam być na każdym meczu, niby nic takiego wystarczy kupić bilet. Dla mnie nie. Ja się ekscytuje i czekam na kolejne mecze. W sobotę odliczam dni do nast. soboty, tym żyję. Wszystkim tym co przebywali na „starej„ zazdroszczę tych wspomnień. Czasem wspomnienia to to co nam zostaje.

odpowiedz
Peter - 21.11.2023 / 20:01, *.vectranet.pl

@mi(L)ena: Na starej Żylecie był klimat ale też sporo minusów :-) Żeby zająć dobre miejsce trzeba było być dobre półtorej godziny przed meczem. Często podczas ulewy lub śnieżycy. Stojąc poniżej wysokości wysokiego płotu oddzielającego trybuny od płyty praktycznie nie było nic widać boiska :-b O gigantycznych kolejkach do "toj tojów" nie wspomnę. Klimat faktycznie był niepowtarzalny, jednak nie można zbytnio idealizować tamtych czasów :-)

odpowiedz
Kanclerz - 30.09.2024 / 11:32, *.supermedia.pl

@Peter: Na drugą połowe można było wejść za friko.

odpowiedz
chrisSiekierki - 21.11.2023 / 18:06, *.vectranet.pl

Szkoda że nie ma zdjęcia z ławkami... lata 80 to były czasy...młodości...

odpowiedz
Januszek - 21.11.2023 / 14:05, *.chello.pl

Kiedys na zylecie sie kombinowalo jak dostac sie pod zegar , dzis jak zrobic slit focie na z tlem oprawy biegacze na skrajne sektory byle tylko zrobic fote z pozycji paly jak jest orpawa czy sektorowka... ot znak czasow..

odpowiedz
Ż - 23.11.2023 / 20:07, *.ztomy.com

@Januszek: tak było, bez biletu można było wejść, trzeba było wiedzieć komu dać

odpowiedz
jurand - 21.11.2023 / 13:19, *..

Czy ktoś pamięta mecze Kadra-wybrańcy czytelników Expresu Wieczornego.
To były mecze. Zawsze był komplet, a oglądało się oczywiście z ławeczki na Żylecie

odpowiedz
Single malt - 21.11.2023 / 16:37, *.wawtel.pl

@jurand: Kolego,byłem chyba na dwóch takich meczach.Na jednym Gmochowi złamali nogę.Doping był oczywiście tylko za Expressem i chyba dlatego nie było kontynuacji tych spotkań.A paru ludzi tam sie dobrze pokazało.Pozdrawiam.

odpowiedz
jurand - 24.11.2023 / 16:09, *..

@Single malt: To prawda, Gmoch ze złamaną nogą. W kadrze było sporo piłkarzy ze Śląska (np Lubański), jaka była radość kiedy Lubański przy naszych gwizdach( bywał prawie sam na sam)nie strzlał goli. Cały stadion bił brawo z radości. pozdrawiam

odpowiedz
FOREVER LEGIA - 21.11.2023 / 10:19, *.play-internet.pl

Żyleta to ludzie na niej wychowani,to ludzie nią żyjący na co dzień,a nie tylko godzinę przed meczem i godzinę po nim,co niestety teraz jest "nagminne",no i przede wszystkim wolność.Co prawda ta "wolność" bardzo często się kończyła "wjazdami po flagi przyjezdnych',a w zasadzie każdy mecz był meczem "podwyższonego ryzyka",oraz "tony pirotechniki" odpalane na prawie każdym meczu.Ale największą wartością Żylety był fanatyzm i "testosteron który aż kipiał",gdy przyjeżdżały widzewskie,czy poznańskie,hanysowskie,krakowskie......znaczy się w zasadzie wszystkie ekipy-nie tylko pierwszoligowe.Również Żyleta" żyła wydarzeniami na boisku,czego teraz ewidentnie brakuje,bo monotonne śpiewanie jednej pieśni,nie dotyczącej zresztą sytuacji na boisku,bardziej służy "sławieniu Legii" niż jej dopingowaniu.Poza tym przypominam (a tych młordszych kibiców uświadamiam),że właściwie podczas większości spotkań nasz doping skupiał się i na naszej drużynie i na "deprymowaniu rywala",co również przekładało się na sytuację na murawie.Wszak piłkarze drużyn przyjezdnych,a i również trenerzy "modlili się" żeby te mecze na Legii zakończyły się jak najszybciej,co można wysłuchać w wywiadach chociaż by z programu tv "retro gol".....Teraz wszystko takie "ugrzecznione i ugłaskane".Nie wiem jak wam,ale mi to nie pasuje.

odpowiedz
abc - 21.11.2023 / 12:29, *.autocom.pl

@FOREVER LEGIA : sa pewne rzeczy ktorych nie odwrócimy, niestety. Ważne, zebyśmy nigdy nie oklapli tak jak "kibice" na zachodzie...

odpowiedz
Heh - 21.11.2023 / 13:26, *.geckonet.pl

@FOREVER LEGIA : Też bardzo często wspominam tamte czasy. Niestety wiele zmieniły zabezpieczenia, przewidywalność a głównie nowy stadion. Tamte czasy to swego rodzaju elita kibicowska. Każde gardło było stargetowane na fanatyczny doping i wynik. Hasło nienawidzimy wszystkich było odzwierciedleniem tego, co rywale spotykali na naszej trybunie. Pamiętajmy, że były to również inne czasy, inne problemy - nie wszystko było takie ugrzecznione. Dziś monitoring, kontrole, rozpoznawalność niszczą atmosferę znaną z tamtych lat. Staliśmy się masówką w której mamy splot wielu pokoleń, kultur, nawyków, przyzwyczajeń czy oczekiwań względem czasu spędzonego na stadionie. Również reakcja trybun na wydarzenia sportowe jest inna ze względu na infrastrukturę. Tam byliśmy bliżej spotkań, bliżej zawodników. Mieliśmy wrażenie że wręcz możemy w każdej chwili wskoczyć i wymierzyć sprawiedliwość sami na murawie... Dziś to wręcz niemożliwe.

Pamiętajmy również, że historia Żylety to również bardzo często i historia naszego życia, dzieciństwa, dorastania, młodości... pozdrawiam wszystkich, którzy mieli szczęście w tamtych latach dopingować Legię z tamtej Żylety.

To se ne vrati!

odpowiedz
Obiektyw - 22.11.2023 / 13:12, *.plus.pl

@FOREVER LEGIA : Dzisiaj zdarza się, że gniazdowy, zwłaszcza ten "rezerwowy" zniechęca do reagowania na sytuacje boiskowe. Wydaje mu się, że to chór, a nie stadion piłkarski.

odpowiedz
MarioL - 22.11.2023 / 16:36, *.wanadoo.fr

@Heh: Super to opisałeś.Tak było.Człowiek nie mógł się doczekać do meczu.A po meczu gardło zdarte że po dwóch dniach człowiek dopiero mógł rozmawiać bez chrypki.Piłkarze drużyn przeciwnych mieli sraczke gdy słyszeli ten fanatyczny doping,nawet takich klubów w których również byli konkretni fani.Teraz nie ma tego czegoś,fanatyzm pomału zanika,wkracza komercja.

odpowiedz
Belek - 25.11.2023 / 11:46, *.centertel.pl

@FOREVER LEGIA : Dokładnie mam takie same odczucia od wielu lat. Kiedyś piłkarze drużyny przeciwnej mieli galaretowate nogi, a piłkarz płakał kiedy udzielał wywiadu dla telewizji.

odpowiedz
Echhhh - 21.11.2023 / 09:11, *.35.103

Pamiętam jak sektor gości był jeszcze na łuku od strony torwaru :-)
Dawałem 5 PLN i wchodziłem. W przerwie wpuszczali za darmo na drugą połowę.
Przynajmniej tak pamiętam.

odpowiedz
elmo - 25.11.2023 / 11:54, *.amazon.com

@Echhhh: faktycznie tak bylo na drufa polowe za darmo. Ale widocznosc na boisko zerowa

odpowiedz
Pan - 21.11.2023 / 08:28, *.centertel.pl

Z ławkami to było coś

odpowiedz
Rysio - 21.11.2023 / 01:24, *.play-internet.pl

Trybuna Kryta,naszym napojem jest pryta:)

odpowiedz
SzaLony kocur 93 - 21.11.2023 / 00:29, *.02.net

Ja pierwszy raz byłem na Legii ze starszym bratem i jego kumplami niepamiêtam dokładnej daty , ale byliśmy na krytej trybunie a mecz był towarzyski z wojskowym zespołem z NRD , może ktoš pamiêta te 80 lata? ja szalałem dopiero z deskâ z ławki dopiero w 90 latach hehehe to były super kocurzaste czasy ech a teraz 50 walneło jak z bicza strzeliŁ3!

odpowiedz
023L - 21.11.2023 / 00:00, *.play-internet.pl

Ojciec mnie zabrał w 95 na IFK Geteborg… ekipa z Piszem, Stankiem… masakra…

odpowiedz
Arek - 20.11.2023 / 23:43, *.tpnet.pl

Mecz z Zabrzem 2000 r. Za Smudy. Śniegu w ch... i nie szło odróżnić podłoża od krzesełka. I ku... mać, 0:0.

To mój początek był.

odpowiedz
Peter - 21.11.2023 / 06:03, *.vectranet.pl

@Arek: Ja także 2000 rok ale pod koniec rundy w maju (Legia-Wisła 0-2).

odpowiedz
Wyrwikufel - 20.11.2023 / 22:36, *.vectranet.pl

Byłem na tym meczu ze Śląskiem, jednak siedziałem na Krytej. Kilka razem byłem też na starej Żylecie, która była tam gdzie dzisiaj trybunach Wschodnia. Wydaje się, że to było tak niedawno, ale tyle lat już upłynęło.

odpowiedz
zp - 20.11.2023 / 22:07, *.centertel.pl

Krzesełka nie mam ale mam kawałek deski jak jeszcze były „ławki” :) Piękną historię ma nasza trybuna, pozdrawiam pionierów tej historii oraz kontynuatorów.

odpowiedz
jurand - 20.11.2023 / 22:07, *..

Na Legię zacząłem chodzić od 1965 roku dzięki kumplowi Jurkowi.
Jak się nie miało pieniędzy na bilet ( 5 zł ), wchodziło się przez dziurę w siatce od kanału. Później postawili faceta, który miał pilnować, aby dzieci nie wchodziły. Wystarczyło dać dużo moniaków i nas wpuszczał. Ach wspomnienia.

odpowiedz
Bartek1969 - 20.11.2023 / 21:41, *.orange.pl

Legia -Inter ,K.H.Rummenige ,ZenA,Pasarella 3:2 jak pamiętam,

odpowiedz
MarioB - 20.11.2023 / 21:20, *.tpnet.pl

Jeszcze jedna rzecz lody, kurcze nie pamiętam jak Gość miał na imie, chodzący z białą skrzynką

odpowiedz
DZ - 20.11.2023 / 22:49, *.centertel.pl

@MarioB: Na tego z "krytej" (handlował też lodami na wyścigach konnych) wołaliśmy "Kasownik" ze względu na braki ... w uzębieniu. ;)

odpowiedz
DZ - 20.11.2023 / 20:44, *.centertel.pl

Czy dobrze wypatrzyłem, że tam FORIN maluje pierwszą wersję znanej f(L)agi z syrenką (tę jej pierwszą/oryginalną wersję jeszcze z elementem 'dark side of fooTBall' w/na herbie)? ;)

odpowiedz
szemir58 - 20.11.2023 / 20:33, *.orange.pl

Pierwszy mój mecz Legii z Feyenoord Rotterdam (1.04.1970).

odpowiedz
gazza - 20.11.2023 / 19:48, *.inetia.pl

Mocna rzecz ! To najlepsze wspomnienia z życia !
Siadałem najczęściej na samej górze na tych żółtych rurach !
Kilka meczy siedziałem obok Kazika z Kultu...Tak tak - przychodził on na mecze i siadał na żylecie.
Ten stary stadion miał i ma więcej atmosfery legijnej niż ten nowy dzisiejszy.

odpowiedz
Tom - 20.11.2023 / 21:18, *.aster.pl

@gazza: dokładnie , kazik z punkową fryzurą ale nikt się go nie czepiał mimo że większość to wtedy skinhedxi

odpowiedz
KuLa1916 - 20.11.2023 / 19:08, *.kpn-gprs.nl

Piękne czasy i wspomnienia:)

odpowiedz
meb1916@wp.pl - 20.11.2023 / 18:38, *.centertel.pl

Bracia, miałby ktoś może wolne miejsce w aucie do Lubina na wyjazd 3.12? Jeśli tak i mógłby mnie zabrać z W-wy w zamian za dorzucenie do wahy to prosze o kontakt. Pozdr

odpowiedz
Qba - 20.11.2023 / 18:33, *.orange.pl

Pierwszy mecz to Legia Videoton byłem na krytej i od tego momentu tylko Żyleta

odpowiedz
Hehe - 20.11.2023 / 17:59, *.t-mobile.pl

To zdjęcie ma zapach

odpowiedz
Fan.Grotynskiego - 20.11.2023 / 17:56, *.chello.pl

Kto nie był,niech żałuje zawsze było zajebiście!

odpowiedz
Kryni(L) - 20.11.2023 / 17:00, *.aster.pl

Ja starą żyletę pamiętam , jeszcze z drewnianymi ławkami pamiętam przejście na foteliki w 1994r. jak każdy się jarał że teraz to będzie nowoczesny stadion i foteliki , na Lechu chyba tylko wtedy były.... wiele meczy od 1989r. na niej zaliczyłem na nowej byłem kilka razy , teraz siedzę najczęściej w miejscu starej żylety na Deynie.

odpowiedz
robert szenfeld - 20.11.2023 / 20:01, *.t-mobile.pl

@Kryni(L) : no właśnie , jaka sentymentalna z fotelikami ??? na ławkach na żylecie się mieściły obecne 3 sektory luda ...

odpowiedz
Gołąbek - 20.11.2023 / 16:28, *.centertel.pl

Tylko bilety mi zostały i wspomnienia...

odpowiedz
Legia-79 - 20.11.2023 / 16:21, *.centertel.pl

Witam, a ktoś pamięta, kiedy i dlaczego została zdjęta reklama Żyletek ?
PS " ŻYLETA - to był jeden środkowy sektor na Trybunie Otwartej ! Pozdrawiam.

odpowiedz
DZ - 20.11.2023 / 17:29, *.centertel.pl

@Legia-79: Jeżeli chodzi Ci o pierszy/e billboard(y, bo layout ulegał zmianom) ... łódzkiej firmy "wizamet", to prawdopodobnie chodziło o ... niesfornych kibiców z W-wy, którzy byli znani z tego, że m.in. intonowali w centrum swojej głównej (tzw. "otwartej" czyli odkrytej/niezadaszonej) trybuny opozycyjne wobec ówczesnej/w prl-u władzy pieśni o okrzyki (np. "NSZZ, NSZZ, Solidarność Mazowsze jest!", "Andrzej Gwiazda" itp.), więc wspomniany producent żyletek "polsilver (iridium super/extra stainles blades)" przeniósł swoją reklamę na ... zegar stadionu przy ul. armii czerwonej w litzmannstadt i klub(ik)u chołbionego przez polską zjednoczoną partię robotniczą tj. rts-u lodz, gdyż tam zasiadali właśnie najbardziej pokorni i grzeczni wyznawcy ubeckiego siepacza z kbw, niejakiego "lutka" rosenbauma.

odpowiedz
DZ - 22.11.2023 / 08:33, *.centertel.pl

@Legia-79: * pierWszy/e

Pozostaje pytanie, kiedy dokładnie się pojawiła ta tablica reklamująca polskie żyletki i kiedy została usunięta oraz jakie są daty zainstalowania i zdjęcia drugiej odsłony tego bilbordu ze stylizowaną (zieloną?) żyletką [jako flaga na drzewcu (z napisem "LEGIJNA ŻYLETA"?)].

odpowiedz
Legiak83 - 20.11.2023 / 16:17, *.supermedia.pl

Droga redakcjo, super wspomnieniowy prezent! dzięki

odpowiedz
mktw - 20.11.2023 / 15:55, *.centertel.pl

Fajnie jakby wrociła orkiestra jak kiedys na krytej. Razem z dopingiem Żylety tworzyła się niezła miazga jak w 2001 z Valencia.

odpowiedz
Kurak - 20.11.2023 / 17:21, *..

@mktw:To prawda, i gosc grajacy na trabce. Brakuje tego strasznie. Mega fajnie tez brzmialo na ktorejs fecie jak fscet z saksofonem sie do na przylaczyl ze streeta i gral legijne melodie

odpowiedz
NZW - 20.11.2023 / 15:42, *.chello.pl

Z pewnych względów sam musiałem przyjść na swój pierwszy mecz. Miałem wtedy 12 lat i poprosiłem jakiegoś gościa, który był z synem w moim wieku, czy mogę z nimi wejść i przy nich stać, żeby było mi raźniej. To był rok 1993. Zostałem do dziś, a spory kawałek czarnego siedziska mam w pokoju.

odpowiedz
Kondi21 - 20.11.2023 / 15:31, *.plus.pl

Piękne wspomnienia. Jeździło się pociągami w latach 90tych ze Starachowic na Żyletę. Pamiętny mecz z Wisłą na zamarzniętym boisku. LEGIA wygrała 1:0 po golu Czereszewskiego. A ja ze złamaną ręką na środku Żylety... Nawet mam ten mecz gdzieś na kasecie VHS bo ustawiłem magnetowid na nagrywanie. Piękne czasy... CWKS LEGIAAA ŻYLETAA! (L)

odpowiedz
Peter - 20.11.2023 / 16:03, *.vectranet.pl

@Kondi21: Ja też jeździłem ze Starachowic na mecze z przesiadką w Skarżysku i czekaniem do rana na zapyziałym skarżyskim dworcu na pierwszy pociąg o 4.30 :-D

odpowiedz
Mamut - 20.11.2023 / 17:10, *.t-mobile.pl

@Kondi21: mój pierwszy mecz na żylecie, to też 93, i też miałem 12 lat . To były derby po iluś tam latach, poszedłem z tatą

odpowiedz
Kondi21 - 20.11.2023 / 17:31, *.plus.pl

@Peter: To może nawet zdarzyło się nam jechać razem na mecz :) Choć z tego co pamiętam to nie jeździłem aż tak wcześnie. Pozdrawiam! (L)

odpowiedz
Peter - 21.11.2023 / 05:54, *.vectranet.pl

@Kondi21: Bardzo możliwe, sporo jeździłem w latach 2000-2007. Ja też nie jeździłem wcześnie ale późno wracałem ???? W Skarżysku czekało się na pierwszy pociąg do Starachowic o 4.30. Nie było zbyt dobrego połączenia powrotnego, chyba coś koło 22 z Warszawy do Skarżyska a do domu dopiero nad ranem. Pozdro!

odpowiedz
Peter - 20.11.2023 / 15:26, *.play-internet.pl

Szanowna Redakcjo, w 2005 roku były już telefony z aparatem ;-) Słabej rozdzielczości ale jednak.

odpowiedz
Peter - 20.11.2023 / 15:24, *.play-internet.pl

Zajebiste, w 2005 roku byłem akurat w wojsku. Za "starego" szef kompanii (Widzewiak zresztą z Opoczna), puszczał mnie na 24 godzinne PJ-otki na mecze :-D Już wtedy nie było słynnego "Yorka" na środku Żylety.

odpowiedz
Legia75 - 20.11.2023 / 15:19, *.play-internet.pl

Moja Żyleta to drewniane ławki i przede wszystkim reklama polsilver na górze...

odpowiedz
beton - 20.11.2023 / 15:30, *.chello.pl

@Legia75: to jak ja. na pierwszym meczu byłem w 1970 roku, inne czasy, ale właśnie mam dylemat czy już wtedy nie było tej reklamy żyletek ? Koledzy piszą, że 50 lecie, ale skąd wiadomo, że to 50 lat temu zainstalowano tę reklamę ? Bo nazwanie trybuny żyletą powstało po zainstalowaniu reklamy żyletek. I wtedy umawiało się na mecz, czy idziemy na krytą czy na żyletę, czyli trybunę otwartą. Jeżeli mnie pamięć nie myli bilet na żyletę kosztował wówczas dychę a na krytą 15 zyli

odpowiedz
LNR - 20.11.2023 / 15:36, *.autocom.pl

@beton: A nie od 73r była?

odpowiedz
beton - 20.11.2023 / 16:02, *.chello.pl

@LNR: dziś mówią, że 50-lecie, czyli tak jakby od 1973 roku, ale mam wątpliwości. chętnie bym się dowiedział według jakich źródeł to ustalono ? to było tak dawno więc trudno to pamiętać, no i to, żeby zapamiętać, bo kiedyś będziemy obchodzili taką rocznicę :)
w ogóle to były takie czasy, że nikomu się nawet nie śniło, że kiedyś stadion będzie wyglądał tak jak teraz. Zresztą w krajach bogatych też się wiele zmieniło od tamtego czasu. Może stadiony mieli lepsze, ale odnajdźcie sobie zdjęcia z ligi angielskiej z tamtych czasów z meczów rozgrywanych zimą. Błotna kąpiel to mało powiedziane. U nas rozgrywało się mecze na śniegu, grano czerwoną piłką a piłkarze grali w czapkach z pomponem. takie to były czasy.

odpowiedz
Brychczy fan - 20.11.2023 / 17:58, *.aster.pl

@beton:
Pierwszy raz byłem na meczu w 1968, z ojcem na Krytej. Moim zdaniem reklamy pojawiły się jak Gierek doszedł do władzy, czyli w 1971 roku i prawdopodobnie w 1971, najdalej w 1972 zawisła tam reklama żyletek, która wymieniona na "świeżą" była tylko raz i wisiała prawie do końca lat 80-tych, a potem zastąpiła ją reklama York. W 1970/1971 rodził się ruch kibicowski, po meczu z Feyenoordem (kwiecień 1970). Trochę czasu upłynęło zanim pojawiły się szaliki i flagi, a nazwa "Żyleta" na początku dotyczyła TYLKO tego środkowego sektora. Moi ciut starsi kumple z podwórka do dziś mówią, "siadaliśmy POD Żyletą". Nazwa rozprzestrzeniła się na całą trybunę otwartą dopiero w latach 80-tych, a dlaczego w tym roku 50-cio lecie? Być może ktoś przegapił 1971 lub 1972, a być może dlatego, że istnieje zdjęcie z 1973, na którym widać kibiców "spod Żylety" w pełnej krasie z reklamą w tle i, być może to najstarsze zdjęcie tej trybuny z reklamą zdecydowało o wyborze terminu rocznicy. Dla mnie jednak oczywiste jest, że reklama wisiała już wcześniej, przed 1973.

odpowiedz
Legia-79 - 20.11.2023 / 20:27, *.centertel.pl

@Brychczy fan: Witam, mam pocztówkę zdjęcie Legii z Pucharem Polski 1973 rok ze stadionu i nie ma jeszcze żyletki.Możliwe, że została powieszona na jesieni.Pozdrawiam.

odpowiedz
xyz - 20.11.2023 / 15:15, *.autocom.pl

Poszukajcie sobie na youtube bramki Karwana z meczu Legia - Valencia 2001 . Zobaczcie jak płot lata po bramce i poczujcie ta atmosfere. Polecam glosnosc na full i sluchawki. K O Z A K!

odpowiedz
byłem - 20.11.2023 / 15:35, *.centertel.pl

@xyz: kopacze valenci byli w tym meczu totalnie o....ani i mieli nogi jak z waty.

odpowiedz
Peter - 20.11.2023 / 16:05, *.vectranet.pl

@byłem: Ale dzięki sędziemu wywieźli remis. Kupiłem wtedy bilet u konika, niestety nie na Żyletę. Ależ to była tragedia dla mnie!

odpowiedz
Arek - 20.11.2023 / 23:52, *.tpnet.pl

@xyz: ja ją czułem wtedy. Na żywo. I rzeczywiście było nieziemsko.

odpowiedz
L - 20.11.2023 / 15:10, *.177.15

Piękne wspomnienia!

odpowiedz
PL - 20.11.2023 / 15:09, *.jmdi.pl

Kto wbijał na wałek od strony basenów przez kible...Ręka w górę :)

odpowiedz
Autor - 20.11.2023 / 16:49, *.tpnet.pl

@PL: Oj zdarzało się, i przez korty na krytą też ;)

odpowiedz
Jdhdh - 20.11.2023 / 18:27, *.centertel.pl

@PL: my wbijaliśmy po daniu w łapę ochronie:) hehe

odpowiedz
Tommy Bielany - 20.11.2023 / 22:15, *.chello.pl

@PL: Ja wbijałem najpierw pod zegarem i odrazu ogniem na żyletę:)

odpowiedz
Dżako - 20.11.2023 / 15:07, *.enf.pl

Mój pierwszy mecz na Żylecie: Legia-Polonia Warszawa 3:0, wrzesień 1996 r.
Pamiętam do dziś. Do stolicy mam 300 km.

odpowiedz
lucho_83 - 20.11.2023 / 14:56, *.77.228

Łezka się w oku zakręciła....tyle wspomnień...na szczęście Żyleta to Ludzie, a nie trybuna!!!!

odpowiedz
Sarek - 20.11.2023 / 14:44, *.plus.pl

A gdzie za trybuną sławna reklama Żyletki Polsilver?

odpowiedz
3210start - 20.11.2023 / 16:35, *.233.218

@Sarek:
Ta reklama Polsilver była dużo wcześniej- w latach 70-ych, 80-ych.

odpowiedz
majusL@legionista.com - 20.11.2023 / 14:44, *.174.42

Mój pierwszy i jedyny mecz na starym Stadionie i starej Żylecie to Legia - udinese w l8stopadzie 1999. Niesamowite wrażenie robi to zdjęcie. Szacunek !!!

odpowiedz
G - 20.11.2023 / 14:42, *.autocom.pl

A pamiętacie jeszcze ten klimat kupowania biletów na topowe mecze albo zapisy na wyjazdy w sam środek dnia i w środku tygodnia? Kombinowało się jak sie urwać ze szkoły, pracy żeby zająć kolejkę, nieraz naprawdę zarywając dla większości ludzi najpoważniejsze sprawy świata będąc nieobecnym na szkolnym egzaminie czy w robocie ryzykując zwolnienie :D

odpowiedz
Peter - 20.11.2023 / 15:16, *.play-internet.pl

@G: Po bilety na mecz wyjazdowy z Wisłą w 2003 roku stałem w kolejce chyba od 7 do 15. Podobnie jak na najważniejsze spotkania przy Ł3. Potem kupowałem już karnet, chociaż mieszkałem 150 km od Warszawy i nie mogłem być na każdym meczu.

odpowiedz
Żyleciarz'90 - 20.11.2023 / 14:33, *.autocom.pl

To były czasy... Co się tam wymarzło, zmokło nieraz do suchej nitki (przy okazji przemaczając swoją starą nokie w kieszeni, którą po powrocie do domu ratowało się suszarką :D) , by potem odchorować! Ale było warto, bo co człowiek doznał będąc tam to jego i pozostanie w pamięci aż po grób! Na pierwszy mecz szedłem bez większego entuzjazmu, za namową kolegi, a po meczu byłem już zajarany na 100%!!! Atmosfera starej Żylety była niepowtarzalna... Oczywiście, że teraz też jest świetnie, ale tam może przez to że było nas mniej czuło się to "LEGIJNE DNA" bijące od każdego, to coś między nami, a po czasie kojarzyło się każdą regularnie bywającą twarz jak własną rodzinę :) Łezka się w oku kręci jak się widzi tą wizualizację dawnej Ł3. Potem były cięższe czasy jak zygi, ajtijaje, trybuna torwar, widelec, które pokonaliśmy i które nas umocniły. Być Legionistą i jednocześnie częścią Żylety to wspaniałe uczucie, nie do opisania! Pozdr Bracia

odpowiedz
Legiak83 - 20.11.2023 / 16:54, *.supermedia.pl

@Żyleciarz'90: W pełni się zgadzam. Mamy to szczęście że tam się wychowaliśmy. Tego nie da się opisać. Piona!

odpowiedz
Piotrek - 20.11.2023 / 14:24, *..

Ech, zawsze miło wspominam nasz stary stadion. Ta dzika atmosfera, fanatyzm, ten dreszczyk emocji związany z bliskością kibiców gości. Prawdopodobieństwo atrakcji było relatywnie wysokie - był tylko metalowy płot, nie było tylu i takich kamer jak dziś. Te betonowe obskurne trybuny, toi-toie, pomalowane farbą olejną barierki. Kiełba w bułce, przemycane małpki, twarze owinięte szalami. Ile razy wychodziło się z meczu mokrym. Szczególnie zapadł mi w pamięci mecz z Górnikiem - jesień, lało godzinę przed meczem aż do ostatniego gwizdka. Zimno, mokro, zajebiście...
Do tego człowiek był młody, niezmanierowany i zmotywowany do darcia ryja i nie tylko :)

odpowiedz
Peter - 20.11.2023 / 15:19, *.play-internet.pl

@Piotrek: Takich meczów było wiele, między innymi burza podczas spotkania z Wisłą wiosną sezonu 99/00 lub ulewa także z Wisłą ale w 2006. Musiałem wymienić wtedy kartę kibica, tak zmokła, że aż się cała zmyła i wytarła.

odpowiedz
M. - 20.11.2023 / 15:47, *.autocom.pl

@Peter : W 2006 lało jak jak z wiadra, a błyskawice za Żyletą robiły za oprawę :D pamiętam jak wracałem cały mokry az do gaci.

odpowiedz
Peter - 20.11.2023 / 17:12, *.vectranet.pl

@M.: Ja też byłem wtedy mokry do gaci. I potem cała noc spędzona w pociągu i na dworcu. W domu byłem ok. 8 rano.

odpowiedz
FWWM - 20.11.2023 / 14:21, *.centertel.pl

Ale sztos! Dzięki redakcjo

odpowiedz
Dickson Chotowski - 20.11.2023 / 14:21, *.btcentralplus.com

Cos pieknego. Wspaniale czasy. Wielkie dzieki.

odpowiedz
REKLAMA
Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.