Relacja z trybun: Mistrzowska atmosfera
Od niespełna miesiąca wspieramy naszą drużynę w ramach rozgrywek kwalifikacyjnych do Ligi Europy. Abyśmy jednak nadal mogli podróżować po europejskich miastach i cieszyć się z awansu do kolejnej rundy wstępnej, nasi piłkarze musieli zwyciężyć przy Łazienkowskiej. Wszystko przez ich zeszłotygodniową wyjazdową przegraną 1-2 z zespołem SV Ried. Relacja z trybun
O ile zawodnicy z Austrii przed meczem mieli nadzieję, że popsują radość legionistom z awansu do fazy play-off, o tyle "wojskowi" stanęli na wysokości zadania i pokonali rywali 3-1. Nie obyło się jednak bez bardzo nerwowej końcówki, którą warszawscy fani z pewnością będą jeszcze długo pamiętać.
Ci, którzy wybrali się w ubiegłym tygodniu do austriackiego Ried im Innkreis, nie mają czego żałować. Mimo dość niskiej, jak na możliwości warszawiaków, frekwencji (586 fanów), doping stał na bardzo wysokim poziomie. Tak wysokim, że Austriacy nie mogli wyjść z podziwu dla zaangażowania legionistów w donośne i bezustanne śpiewy. Co więcej, wyrażali nadzieję, że w stolicy będą świadkami jeszcze bardziej efektownego widowiska. Trzeba przyznać, że ci z nich, którzy przyjechali do Warszawy, chyba raczej się nie zawiedli, przynajmniej nie w kontekście przygotowanej przez naszych ultrasów choreografii. Zdecydowanie gorzej było z frekwencją. Spotkania w ramach europucharów, niezależnie od szczebla rozgrywek, zazwyczaj przyciągały na Stadion Wojska Polskiego tłumy kibiców. Tym razem, zresztą po raz kolejny w tym sezonie, vide Metalurgs Lipawa, liczba legionistów nie powalała na kolana. Poza Żyletą nasz obiekt świecił pustymi krzesełkami.
Przed stadionem można było zaopatrzyć się w trzynasty numer minibiuletynu "Nienawidzimy wszystkich". Do tego rozdawano kartki z pełnym tekstem... "Mazurka Dąbrowskiego". Czyżby aż tak źle było ze znajomością naszego hymnu narodowego? Ponadto ultrasi zbierali pieniądze na kolejne oprawy.
Przed meczem Wojtek Hadaj odczytał komunikat UEFA odnośnie zachowań rasistowskich na trybunach, jednak większość kibiców w ogóle nie zwracała na niego uwagi. Do czasu, kiedy zaczął odczytywać skład drużyny austriackiej. Wówczas na stadionie rozległy się intensywne gwizdy. Potem nastąpiła prezentacja naszych zawodników. Na telebimach pojawiały się twarze legionistów z nowej sesji fotograficznej. Tutaj wkradło się kilka błędów, bo w trakcie wyczytywania wyjściowej jedenastki na monitorach pojawili się... Janusz Gol i Michał Żyro, którzy mecz rozpoczynali na ławce rezerwowych :)
Zanim europejski pojedynek się rozpoczął, odśpiewaliśmy "My kibice z Łazienkowskiej". Chwilę później z głośników rozległ się "Sen o Warszawie" i w tym momencie ultrasi zaprezentowali na trybunach "zaległą" oprawę. Składały się na nią: dwupoziomowa sektorówka z zaciśniętą pięścią, trzymającą szalik i złoty medal z wygrawerowanymi na niej rokiem 2012 i żyletką, zawieszony na wstążce w barwach Legii, półprzezroczyste transparenty tworzące hasło "Mistrzowska atmosfera" i flagi w barwach. Do tego odpalono pirotechnikę. Całość wyglądała świetnie, a piłkarze z Austrii siedzący na trybunach... kręcili filmiki telefonami ;).
Kiedy oprawa została schowana, izraelski sędzia dał sygnał do rozpoczęcia spotkania, a my głośno zaśpiewaliśmy "Mistrzem Polski jest Legia". Zwróciliśmy się również do Austriaków, którzy wspominali, że chcieli poczuć atmosferę prawdziwego kibicowskiego święta. "Posłuchajcie!" – krzyknęliśmy do nich, by po chwili odśpiewać "Tylko Legia!". Nie zabrakło także standardowego pytania o to, kto wygra mecz. Wszyscy wierzyliśmy bowiem, że naszym zawodnikom, mimo niekorzystnego rezultatu przywiezionego z Austrii, uda się odrobić straty.
Gniazdowy Legii próbował rozruszać trybuny hitem z Wiednia, który zwłaszcza podczas ostatnich piętnastu minut w Ried im Innkreis wychodził nam kozacko, jednak fani przy Łazienkowskiej nie do końca podchwycili jego entuzjazm, więc efekt był średni. Nie zapomnieliśmy jednak o zgodach oraz o walczyku labada, który podobnie jak w Austrii został odtańczony klasycznie oraz w wersji pogo.
Mijały kolejne minuty, a zwycięski gol nie padał. Niektórzy fani zaczęli się poważnie obawiać czy "wojskowym" uda się zdobyć bramkę, zwłaszcza że to, co prezentowali na murawie, nie napawało zbytnim optymizmem. By zachęcić piłkarzy do walki, krzyczeliśmy "Gola, gola, gola...", "Hej Legia gol" czy "Legia gol, allez, allez". Ta ostatnia przyśpiewka chyba szczególnie podziałała na naszych zawodników, którzy chwilę później zdobyli pierwszą bramkę. Jej autorem był wykazujący się sporym doświadczeniem i skutecznością Marek Saganowski. Warto dodać, że była to jego czwarta bramka w ramach europejskich pucharów! W tym momencie trybuny po prostu eksplodowały radością i... pirotechniką. Czuliśmy, że jesteśmy już jedną nogą w decydującej rundzie play-off. Tym bardziej, że gdyby taki rezultat się utrzymał, mieliśmy awans. Kolejne minuty minęły nam na przypomnieniu, do kogo należy puchar.
W tym miejscu warto odnieść się do przyjezdnych. Ci przybyli do Warszawy w 60 osób. Część z nich miała szaliki i koszulki w barwach swojego klubu. Ponadto prowadzili skromny doping w asyście głośnego "wikingowego" bębna, machali kilkoma flagami na kijach oraz wywiesili trzy małe flagi: SV RIED, SV RIED INNVIERTLER STOLZ oraz FC SG 1995.
Drugą połowę meczu zaczęliśmy od dziesiątek serpentyn, które pofrunęły z trybun na murawę. Sędzia musiał przerwać spotkanie na nieco ponad minutę, by uprzątnięto plac gry. Następnie śpiewamy w sumie rzadko słyszane "Do boju, Legio marsz!", po czym przez bardzo długi czas w kółko "wałkujemy" "Legia, Legia, gol, lalalalala". Efektem był gol zdobyty przez Miroslava Radovicia, dzięki któremu trybuny ponownie szaleją. Upragniony awans mamy już prawie w kieszeni, a i cieszy postawa naszych piłkarzy, którzy starają się iść za ciosem, szturmują bramkę Austriaków i nie dają im się pozbierać. Poza tym można wreszcie zaśpiewać "Wyginam śmiało ciało" czy "Niech żyje wolność".
Po raz kolejny zdejmujemy koszulki. Gdy zaczynamy je podrzucać w wesołej atmosferze, pada trzeci gol dla naszego zespołu. Jego autorem jest ten, który dał nam w Austrii nadzieję – Danijel Ljuboja. Teraz jesteśmy już pewni, że nikt nie odbierze nam upragnionego awansu. Po trybunach zewsząd rozlega się głośne "Puchar jest nasz!". Na dwie trybuny odśpiewujemy również "Za nasze miasto" oraz "Warszawę'.
Niestety, nadchodzi 71. minuta spotkania, kiedy Ivica Vrdoljak ogląda drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę i musi przedwcześnie opuścić plac gry. Od tej pory Legia gra w osłabieniu, a rywale jakby się ocknęli. Z każdą chwilą zaczęli coraz bardziej napierać na bramkę strzeżoną przez Kuciaka. My przez dobre pięć minut koncentrujemy się na odśpiewywaniu hitu z Wiednia. Wreszcie Robert Žulj zdobywa kontaktową bramkę dla swojego zespołu i zaczyna się jeden z najdłuższych kwadransów dla kibiców z Warszawy. Wiadomo było, że jeśli Austriacy zdobędą drugą bramkę, to wówczas oni wyjadą ze stolicy z tarczą. A mieliśmy prawo do obaw, bo przeciwnicy, którzy ponownie zwietrzyli szansę na awans, raz za razem zaczęli atakować naszą bramkę. Kilka razy naprawdę poważnie nam zagrozili. Do tego trudno było oprzeć się wrażeniu, że sędzia z Izraela gwizdał na korzyść Austriaków. My jednak robiliśmy to, co potrafimy najlepiej w Europie, tzn. dopingować. Śpiewaliśmy "W tramwaju jest tłok", "Ole, ole, ole, ola" oraz ponownie, do końcowego gwizdka, "Legia, Legia, gol, lalalalala". Gdy ten nastąpił i mogliśmy wreszcie odetchnąć z ulgą, podnieśliśmy szaliki w górę i odśpiewaliśmy nasz hymn narodowy. Zaraz po nim, świeżo ucieszeni wygraną, spowodowaliśmy wrzenie trybun przyśpiewką "Puchar jest nasz!". Odśpiewaliśmy ją również wspólnie z piłkarzami, którzy podeszli przed Żyletę, by podziękować nam za doping. Razem zaśpiewaliśmy także "Ole, ole" oraz "Warszawę" i przybiliśmy piątki. Szczęśliwie czarny scenariusz drugiej bramki dla zawodników SV Ried się nie sprawdził i wszyscy w dobrych nastrojach mogliśmy udać się do domów.
Warto jeszcze nadmienić, że na sam koniec podszedł do nas Jakub Kosecki, przepraszając za swoje zachowanie z ostatniego meczu z Lechią Gdańsk, w barwach której wówczas grał. Piłkarz wszedł na gniazdo, wyjaśnił sytuację i zaintonował "Moja jedyna miłość!", za co został przez nas nagrodzony gromkimi brawami.
Kolejny mecz w ramach Ligi Europy za nami. O tym, z kim zmierzymy się w fazie play-off 23 i 30 sierpnia, zadecyduje piątkowe losowanie. Z kolei następne spotkanie legioniści rozegrają już w najbliższą niedzielę przy Łazienkowskiej, gdzie zmierzą się ze Śląskiem o Superpuchar. Fani z Wrocławia bojkotują to spotkanie, ponieważ nie odbywa się ono na neutralnym terenie.
Frekwencja: 15000
Kibiców gości: 60
Doping Legii: 8
Doping gości: 2
Flagi gości: 3