Bartosz Bereszyński,Lech Poznań - fot. Piotr Galas
REKLAMA

Bereszyński: W Legii poczułem, że ja jestem dla klubu, a nie klub dla mnie

Małgorzata Chłopaś, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W środę w Bad Zell, jeszcze przed informacjami o oficjalnej ofercie złożonej przez Benfikę, rozmawialiśmy z piłkarzem Legii. Ze słów "Beresia" dało się wywnioskować, że chętnie skorzystałby z propozycji transferu do silnego europejskiego klubu, ale nie chciał jednak wdawać się w szczegóły, bo - jak sam powiedział - brakowało konkretów. "Gdyby przyszło mi odejść już teraz, to na pewno uważałbym półroczny pobyt w Legii za najwspanialsze chwile mojego piłkarskiego życia" - uważa Bereszyński. Zapraszamy do lektury!

Jesteś wielkim wygranym minionego sezonu. W pół roku zdobyłeś z Legią tyle, na ile niektórzy czekają latami. Zostałeś odkryciem sezonu, zadebiutowałeś w reprezentacji Polski. Piękna wiosna.
Bartosz Bereszyński: Gdy w lutym podpisywałem kontrakt z Legią nie myślałem, że wszystko potoczy się tak szybko. Debiut w kadrze, mistrzostwo i Puchar Polski, nagroda indywidualna - wszystko to w zaledwie trzy miesiące. Rzeczywiście wysoko zawiesiłem sobie poprzeczkę przed nowym sezonem. Pozostaje ciężko pracować na obozie, a potem zacząć wojnę o Ligę Mistrzów i nowy sezon Ekstraklasy.

fot. Woytek / Legionisci.com

Pytanie tylko, czy będzie ci to dane, bo Legia nie ukrywa, że są kluby zainteresowane zakupem Bereszyńskiego.
- Tak, ale żadnych konkretnych propozycji nie dostałem. O tym, jakie zespoły są mną zainteresowane, dowiaduję się z mediów. Rozmawiałem z moimi menedżerami i powiedziałem im jasno, że interesują mnie tylko konkretne oferty. Jeżeli takowa będzie, to będę sobie tym zaprzątać głowę. W tym momencie chcę skupić się na przygotowaniach do nowego sezonu z Legią.

[W piątek okazało się, że Bereszyński najprawdopodobniej odejdzie z Legii - przyp. redakcja]

Interesują cię wszystkie kierunki transferowe? W ostatnich sezonach wśród legionistów popularne stały się wyjazdy do ligi rosyjskiej.
- Do Rosji mnie nie ciągnie i ten kierunek nie za bardzo mnie interesuje. Chciałbym sprawdzić się w którejś z zachodnich lig, które więcej znaczą w Europie - myślę tu o lidze niemieckiej, angielskiej, hiszpańskiej, włoskiej, francuskiej czy portugalskiej...

Czyli na przykład o Benfice Lizbona, która podobno chce cię sprowadzić.
- O Benfice czytałem w internecie, bo jeden ze znajomych zadzwonił do mnie z pytaniem, czy zagram w Lizbonie. Oczywiście to fajny klub, fajne miasto i klimat, ale mogę tylko gdybać czy jest coś na rzeczy. Trzy czy cztery tygodnie temu oglądałem ich w finale Ligi Europy i byłem pod wrażeniem. Mecz z Chelsea powinni zdecydowanie wygrać.

A 2. Bundesliga? Usatysfakcjonowałby cię wyjazd do klubu z tej klasy rozgrywkowej?
- Jeśli miałbym wybierać pomiędzy 2. Bundesligą a grą w Legii Warszawa, to wybrałbym grę w Legii. Mamy przed sobą walkę o Champions League oraz obronę mistrzowskiego tytułu i Pucharu Polski. W 2. Bundeslidze jedyne co można wygrać, to ewentualny awans do Bundesligi. Myślę jednak, że dobrą grą w Legii i europejskich pucharach mógłbym ominąć zaplecze ligi niemieckiej i od razu trafić do Bundesligi. Tak więc 2. Bundesliga mnie nie interesuje.

Z tego samego powodu zastanawiam się, czy twój wyjazd już latem miałby sens. Grając z Legią w pucharach mógłbyś się jeszcze bardziej wypromować i znaleźć silniejszy klub.
- Dlatego przede wszystkim myślę o tym, by jak najlepiej przygotować się do nowego sezonu z Legią. Zarówno wyjazd latem, jak i zimą, ma swoje plusy i minusy. Jako piłkarz mogę sobie wiele rzeczy zakładać, robić wszystko żeby nowa runda była w moim wykonaniu jak najlepsza, ale nie na wszystko mam wpływ i nie zawsze życie toczy się tak, jak chcemy. Każdemu może przydarzyć się chociażby kontuzja czy obniżka formy. Podam tu przykład Pawła Wszołka, który mógł iść do czołowego klubu Bundesligi, ale się na to nie zdecydował, a następnie miał słabsze pół roku i poszedł do Sampdorii Genua, czyli średniego klubu włoskiego. Decyzje o transferze nigdy nie należą do tych z gatunku łatwych. Dopóki jednak nie ma konkretów, to nie będę się nad tym dłużej zastanawiał.

Jesteś w o tyle dobrej sytuacji, że masz klauzulę odstępnego.
- Tak, można mnie wykupić za dwa miliony euro. Kiedy zimą podpisywałem umowę z Legią nikt chyba nie przypuszczał, że trzy miesiące później znajdą się kluby gotowe wyłożyć za mnie takie pieniądze. Ja zawsze stawiam przed sobą wielkie cele, ale uczciwie przyznam się, że tak dobrej rundy, podniesienia umiejętności a co za tym idzie mojej wartości się nie spodziewałem. Jeśli ktoś odchodzi z polskiej ligi za 2 mln euro, to jest to sporo. Legia kupiła mnie pięć miesięcy temu za 400 tysięcy złotych, teraz może sprzedać za 2 mln euro, a gdyby klauzuli nie było, to mogłaby być jeszcze wyższa kwota.

fot. Woytek / Legionisci.com

Co twoim zdaniem miało największy wpływ na twój indywidualny sukces?
- Po pierwsze i najważniejsze w sporcie bardzo ważna jest pewność siebie. Przyszedłem do Warszawy, do wielkiego klubu, gdzie postawiono przede mną jasny i sprecyzowany cel - zdobycie mistrzostwa Polski. Podpisując umowę z Legią miałem jasno nakreśloną przez sztab wizję mojej osoby w tym klubie. Wiedziałem jak mnie postrzegają i czego się po mnie spodziewają. Od pierwszego dnia czułem się w Legii ważny. I chyba właśnie ta chęć postawienia na mnie i zaufania mi coś odblokowały w mojej psychice. To spowodowało, że zacząłem myśleć: "Kurczę, Bereś, ty naprawdę możesz być dobry, możesz grać na wysokim poziomie". Uwierzyłem w siebie, chciałem i dalej chcę odwdzięczać się dobrą grą za ten kredyt zaufania, który tutaj dostałem.

Trafiłeś do Legii Jana Urbana, który słynie z tego, że stawia na młodych graczy.
- Cały sztab szkoleniowy w Legii jest fajnie zbudowany - trenerzy Urban i Magiera grali w piłkę, bardzo dobrze zna się na futbolu Kibu. To, że trener grał w piłkę, że wie o co w tym chodzi, było dla mnie bardzo ważne. Jan Urban potrafi w bardzo humorystyczny sposób podejść do wielu spraw, ale potrafi się też zdenerwować. Czasem w żartobliwy sposób przekazuje krytyczną uwagę, robi to z uśmiechem, ale tak, że każdy myśli: "rzeczywiście źle to zrobiłem". Jest to robione w fajny sposób i myślę, że wprowadza bardzo dobrą atmosferę w drużynie.

W głosowaniu C+ 50 procent piłkarzy T-ME odpowiedziało, że chciałoby trenować z Janem Urbanem. Z czego bierze się ta popularność? To wy opowiadacie o trenerze swoim kolegom? A może wygląda na miłego i nieszkodliwego, takiego który nie goni do roboty?
- Myślę, że każdy piłkarz Ekstraklasy śledzi poczynania Legii, na różnych stronach internetowych ogląda filmiki z trenerem czy chociażby konferencje prasowe transmitowane w C+. Do tego dochodzi samo zachowanie na ławce w czasie meczu. Po tym można poznać człowieka. Po każdej rundzie montowane są najlepsze czy najzabawniejsze momenty sezonu i chyba nie byłoby takiej kompilacji, w której kilka razy nie znaleźlibyśmy trenera Urbana. To trener, który nawet w czasie spotkania, kiedy stres jest ogromny, potrafi rozładować sytuację. Potrafi śmiać się z siebie i innych, ale tak, że nikogo to nie uraża. Były też jednak momenty, w których widać, że potrafi się zdenerwować - jak chociażby w przerwie ostatniego meczu z Lechem, kiedy wywiadu miał udzielać "Kosa". Urban potrafi pokazać nie tylko miłe oblicze, jest konkretny i bardzo dobrze. Trener musi czasem się wkurzyć, dosłownie powiedzieć co robimy źle, i on to robi. Ile razy było w zeszłej rundzie tak, że kiepsko wyglądaliśmy po pierwszej połowie, a potem po przerwie byliśmy innym zespołem. Trener potrafił wejść do szatni i powiedzieć nam takie słowa, po których wybiegaliśmy na drugą część meczu naładowani, a potem pokazywaliśmy to na boisku.

fot. Mishka / Legionisci.com

Przed galą Ekstraklasy każdy z kandydatów do nagrody był krótko charakteryzowany przez kilku zawodników. Urbana opisywali "Kosa" i "Jędza". Padały słowa "tata", "ojciec". Ty też tak Urbana odbierasz?
- Na pewno tak. Nie chodzi zresztą o samego trenera Urbana, ale i o Magierę czy Kibu. Dzięki nim do Legii chętnie przychodzi wielu młodych zawodników, którzy doceniają nie tylko to co na boisku, ale i klimat, jaki tworzy się poza boiskiem. Można wyjść razem, można razem posiedzieć, porozmawiać. Trener Urban na pewno traktuje młodych zawodników jak dzieci. Czujemy, że może nie tyle jesteśmy tu jakoś specjalnie traktowani, ale widzimy, że często się do nas uśmiecha, żartuje, umie podejść i wprowadzić rozluźnienie. To dla nas bardzo ważne.

Twój tata, były piłkarz, jest zaskoczony tym, jak wielki skok zrobiłeś?
- Jest dumny, że może siedzieć na trybunach w Warszawie i oglądać takie mecze jak ten z Lechem czy Śląskiem na zakończenie ligi. To były na pewno wzruszające chwile. Był także świadkiem mojego debiutu w reprezentacji Polski w meczu z Liechtensteinem i po meczu powiedział mi, że jest ze mnie dumny.

Z Polski wyjeżdża coraz więcej młodych chłopaków, także tych, którzy nic jeszcze nie osiągnęli. Niedawno prezes Leśnodorski w rozmowie z nami wskazywał takich piłkarzy, jak choćby Milik czy Stępiński.
- Polska piłka na tym zyskuje, ale Ekstraklasa traci. Powiedzmy sobie szczerze - jeśli ktoś zagrał dobrze przez sezon czy nawet pół sezonu, to nie jest w stanie utrzymać go żaden polski klub. Jedynie Legia Warszawa i Lech Poznań mają atuty atrakcyjne dla młodych zawodników - możliwość gry w europejskich pucharach, zaplecze, akademię piłkarską, stadiony, świetnych kibiców. Jeśli jednak do młodego zawodnika zgłosi się klub z Bundesligi, to i te warunki raczej nie będą w stanie spowodować, aby zrezygnował z transferu. Taki Stępiński na pewno miał do wyboru grę w Legii i w Bundeslidze. Wybrał kierunek niemiecki i wielu wybrałoby podobnie, bo taka jest kolej rzeczy. Każdy chce grać tam, gdzie są najlepsi piłkarze, stawić czoła takim zawodnikom jak Robben czy Ribery, bo oto chodzi w piłce nożnej, by grać przeciwko najlepszym. Polska reprezentacja na tym zyska. Liga straci, ale z drugiej strony kluby zarabiają na sprzedaży tych zawodników konkretne pieniądze. Kilka lat temu nikt nie wyobrażał sobie transferów zawodników za dobrą kasę, a teraz widzimy, że odszedł Rybus, Komorowski, Jędrzejczyk, Borysiuk, Wolski i to są kwoty rzędu 1.5-2 mln euro.

I tylko kibic denerwuje się, że najlepsi odchodzą.
- Ale z drugiej strony dzięki wytransferowaniu Rybusa czy Borysiuka Legię było stać na to, żeby zatrudnić Ljuboję, który wniósł dużo jakości do polskiej ligi. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Tak jak w życiu - nie można mieć wszystkiego.

Jeśli już jesteśmy przy kibicach, wszyscy pamiętamy, jakie emocje w Poznaniu wywołał twój transfer do Legii. Ty sam wiele razy podkreślałeś, że podejmując decyzję o zmianie klubu myślałeś o swoim rozwoju. Piłkarze coraz rzadziej deklarują przywiązanie do jednego, konkretnego klubu. To też znak czasów.
- Dzieje się tak właśnie ze względów kibicowskich. My, piłkarze, nie możemy patrzeć w taki sposób jak kibice. OK, kibice mogą się nie lubić, lecz ja muszę dbać przede wszystkim o swój rozwój. Skoro uważałem, że gra w Legii będzie dla mnie krokiem do przodu i chciałem tego transferu, to się na ten krok zdecydowałem. A to, że ktoś będzie mnie wyzywał, czy na mnie gwizdał, nie rusza mnie. Niech sobie pogwiżdże te 90 minut, a ja zobaczę go może za jakiś czas na następnym meczu. Prezes Leśnodorski powiedział, że chciałby, aby polskie kluby wymieniały się polskimi zawodnikami i przeprowadzały między sobą transfery. To coś zupełnie normalnego, na całym świecie tak jest. Tevez przechodzi z United do City, Balotelli krąży po Mediolanie. Dlaczego się nie wymieniać?

Twój transfer wpłynął trochę na świadomość kibiców, przypomniał im, że piłkarz to profesja, zawód. Przyszedłeś z Lecha, ale szybko zostałeś zaakceptowany, bo na boisku dajesz z siebie wszystko.
- Zgadza się, wiele osób mi to mówi. Kiedy przychodziłem do Legii powiedziałem, że zdaję sobie sprawę, iż niektórym kibicom ciężko się będzie do mnie przekonać. Nie wiedzieli, czego się mogą po mnie spodziewać i nic dziwnego, bo jeśli chodzi o polską piłkę byłem nikim i moje nazwisko nic na piłkarskiej mapie nie znaczyło. Powiedziałem jednak, że moją grą, zaangażowaniem i postawą na boisku chcę przekonać każdego, kto we mnie nie wierzy i jest przeciwny temu transferowi, że to będzie dobry wybór. Dla mnie było to szalenie miłe, kiedy wiosną po wygranych meczach cieszyliśmy się z kibicami i słyszałem z trybun głosy wsparcia: "Szacun Bereś, dobra decyzja, cieszymy się, że jesteś tutaj". Także na Żylecie przybijałem piątki z każdym kibicem i nie słyszałem negatywnych komentarzy, odsyłających mnie do Poznania. Jestem wdzięczny kibicom Legii, że nie wyrażali swojej opinii na mój temat, dopóki nie zobaczyli mnie na boisku.

fot. Mishka / Legionisci.com

Zżyłeś się już trochę z Legią? Jeśli zdecydujesz się na wyjazd, jakiś sentyment pozostanie?
- Gdyby przyszło mi odejść już teraz, to na pewno uważałbym półroczny pobyt w Legii za najwspanialsze chwile mojego piłkarskiego życia. Nigdy nie czułem się tak doceniany, nigdy nie czułem się tak wartościowym zawodnikiem. Tu w Legii poczułem się jak prawdziwy piłkarz. Poczułem, że ja jestem dla klubu, a nie klub dla mnie. To fajne, że tak wiele osób mi pomagało. Wchodziłem do klubu i zawsze słyszałem: "Cześć Bereś, witaj". Ludzie rozpoznawali mnie także w mieście, podchodzili, robili sobie ze mną zdjęcia, prosili o autografy. Te chwile będę wspominał z uśmiechem na twarzy.

W Poznaniu na takie miłe powitania już chyba nigdy nie będziesz mógł liczyć? Twój "antyfanpejdż" na Facebooku ma się świetnie.
- Tak, niedawno sobie tam nawet zajrzałem (śmiech). Myślę, że troszkę zamknąłem buzie tym wszystkim kibicom z Poznania, którzy mówili, że jadę do Warszawy tylko dla pieniędzy, że się nie nadaję. Część z nich zapewne zmieniła zdanie, a część nadal gada głupoty. Nie mają już żadnych argumentów i to mnie cieszy. Swoją postawą udowodniłem wszystkim tym ludziom, że transfer do Legii był dobrą decyzją i nigdy nie będę jej żałował. Szanuję Lecha i zawsze będę go miał gdzieś w pamięci, bo ten klub wiele dla mnie znaczy - nie mogę wyprzeć się tego, że jestem z Poznania i nigdy tego nie zrobię. Urodziłem się w Poznaniu, mieszkałem tam 20 lat, chodziłem na mecze Lecha, grałem w Lechu i ten Lech będzie gdzieś we mnie zawsze, tak jak teraz Legia.

To paradoks, że właśnie niektórzy poznaniacy chcą cię na siłę z tej poznańskości odzierać.
- To pokazuje tylko i wyłącznie poziom tych ludzi. Zanim ktoś wypowie się na mój temat niech spojrzy na swoje życie. 95 procent piszących te komentarze, to ludzie noszący okulary, zapuszczeni, nie mający nic innego do roboty jak tylko ubliżać innym w internecie. Taki gość wejdzie na jedno forum, zostawi komentarz, wejdzie na inne, zrobi to samo, a nie wiem czy w realnym życiu ten ktoś zdał z piątej do szóstej klasy. Jestem człowiekiem, który podchodzi do tego z dużym dystansem i bawi mnie podejście niektórych ludzi do tej sprawy. Mam ogromną, ogromną satysfakcję, że ja nie stanąłem w miejscu, tylko się rozwinąłem. To utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że podjąłem słuszną decyzję. Sprawa transferu do Legii uświadomiła mi, jacy są niektórzy ludzie. Spotykając pewne osoby na ulicy chyba nie podałbym im ręki nawet, gdyby ten ktoś tę rękę do mnie wyciągnął. Spojrzałbym na niego i szczerze się uśmiechnął, co pewnie bardziej by go zdenerwowało, niż gdybym mu ubliżył. A gdyby zdarzyła się sytuacja, że spotkałbym się z dawnym kolegą i on miałby do mnie jakieś "ale", to zareagowałbym uśmiechem, na zasadzie: myśl sobie jak chcesz, a ja będę po prostu pracował dalej.

Na koniec wróćmy do najbliższych ważnych dla nas tygodni. Legię stać na awans do Ligi Mistrzów? Uważasz, że jest na to szansa?
- Bardzo nam na tym zależy. Już w pierwszym sparingu zagraliśmy z Żiliną, która dwa lata temu grała w LM. OK, przyjmowała srogie baty, ale na pewno sam udział w tych rozgrywkach dużo im dał. Patrząc na skład personalny naszej drużyny stać nas na to, a i mentalnie jesteśmy gotowi do walki. Nie możemy się już doczekać tych meczów. Potrzebujemy chłodnych głów i troszeczkę szczęścia. Ono sprzyja lepszym, a my będziemy lepsi.

Rozmawiała Małgorzata Chłopaś (26.06.2013)


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.