Jacek Magiera - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Jestem pazerny na naukę w Lidze Mistrzów - wywiad z trenerem Legii Jackiem Magierą

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

"Każdy zawodnik Borussii przypomina dłoń. Na nią składa się pięciu palców. Pierwszy z nich to wytrzymałość, drugi szybkość, trzeci mentalność, czwarty technika, piąty percepcja, umiejętność obserwacji tego co dzieje się dookoła. Przeciwko niemu staje nasz piłkarz, który ma wytrzymałość, ale niekoniecznie ma szybkość. Ma szybkość, ale niekoniecznie ma technikę. Ma technikę i percepcję, a niekoniecznie wytrzymałość" - mówi trener Jacek Magiera w wielowątkowej rozmowie z LL!. Zapraszamy do lektury.

Co to się wydarzyło w Dortmundzie? Istne szaleństwo!
Jacek Magiera: - Spotykam się z opiniami, że to wstyd. A ja uważam, że wstydem byłoby przegrać 0-6 i nie podjąć walki. Wolę taki wynik nawet niż 0-0 po murowaniu bramki całym zespołem. Ok., mielibyśmy punkt, ale czego byśmy się na przyszłość nauczyli? Że efekty przynosi tylko wybijanie? Byliśmy przygotowani na wymianę ciosów, liczyliśmy się z tym, że mogą wbić nam sporo bramek. Przy stanie 3-6 powiedziałem do „Vuko”, że w sumie byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że już sześć straciliśmy (śmiech). Naszym założeniem było jednak cieszyć się z gry, sprzedać swoje umiejętności, pokazać siebie. Nie wstydzę się tego, że jestem słabszy od najlepszych. Chcę natomiast pracować, dążyć do tego by im dorównać.

Pocieszające może być to, że te większość tych goli padła po prostych błędach. Takich, które można szybko wyeliminować.
- Oczywiście, że można. To nie jest tak, że między nami jest wielka przepaść. Owszem, jesteśmy dziś słabszym zespołem, ale poprzez rozgrywanie jak największej ilości takich spotkań, otwartej walki z klasowymi przeciwnikami będziemy stawać się coraz silniejsi. Nie patrzyłem na to spotkanie z perspektywy Jacka Magiery. Patrzyłem z perspektywy Legii Warszawa. Tego co możemy z niego wynieść, zyskać jako drużyna i klub. A zamierzam pracować tu bardzo długo i wykorzystać lekcje, które otrzymujemy w Lidze Mistrzów tak, by do niej wrócić i nawiązać równorzędną walkę z rywalami tej klasy, co Borussia.

Co ważne, po straconych bramkach nie załamywaliście rąk.
- Chcieliśmy się też przekonać, jak drużyna będzie reagować na niepowodzenia. Tracimy trzy gole w trzy minuty, a już po chwili łapiemy kontakt i mamy sytuację na 3-3. Przy stanie 3-6 w 75. minucie gramy pressingiem na połowie Borussii. To jest i ma być mentalność Legii Warszawa. Mamy się nigdy nie poddawać. Jeśli przeniesiemy takie podejście i tę intensywność na ligę, to jestem spokojny o losy mistrzostwa.

Mówił pan, że chce by zawodnicy wycisnęli tę Ligę Mistrzów jak cytrynę – wzięli z niej jak najwięcej dla siebie.
- Pamiętajmy też, że dzięki dorosłej drużynie gra również młodzieżowy zespół, przy tym radzi sobie bardzo dobrze, i to też dla nas niesamowita inwestycja. Z pierwszą drużyną graliśmy w Lizbonie, Madrycie i Dortmundzie – za każdym razem przy kilkudziesięciotysięcznej publiczności. Hymn Ligi Mistrzów. Niektórzy podśmiewają się z nas, ale to bardziej z zazdrości. Mecz z Realem został wybrany spotkaniem, a gol Odjidji-Ofoe trafieniem kolejki. Radović i Prijović po meczu w Dortmundzie zostali wybrani do jedenastki kolejki. 8-4? No i co? O Legii jest głośno, bo można powiedzieć, że to był mecz roku w Lidze Mistrzów. Gdybyśmy w roku rozgrywali w lidze choćby ze 4 mecze z rywalami na poziomie zbliżonym do Realu, czy Borussii, to bylibyśmy już na dużo wyższym poziomie. Co innego wiedzieć, jak oni grają, a co innego się z nimi zmierzyć i przekonać się na własnej skórze. By być dobrym kucharzem trzeba praktykować samemu, a nie przyglądać się, jak to robią inni choćby byli najlepsi. Do tej pory takie zespoły oglądaliśmy w telewizji. Teraz przyszło nam się z nimi zmierzyć. Na miejscu Legii chciałby być każdy w Polsce.

Dużo płacimy za te lekcje.
- Mamy najwięcej straconych bramek. Szczerze mówiąc jednak nie mam z tym żadnego problemu. Biorę to na klatę. Spójrzmy natomiast ile już strzeliliśmy. Mamy 8 goli, więcej niż wiele drużyn, które zajmują drugie miejsca w swoich grupach. Mecz to ma być widowisko. Mam oczywiście uwagi, choć nie pretensje, względem gry obronnej całego zespołu. Możemy lepiej się zachować, szybciej myśleć, reagować. Każdy zawodnik Borussii przypomina dłoń. Na nią składa się pięciu palców. Pierwszy z nich to wytrzymałość, drugi szybkość, trzeci mentalność, czwarty technika, piąty percepcja, umiejętność obserwacji tego co dzieje się dookoła. Przeciwko niemu staje nasz piłkarz, który ma wytrzymałość, ale niekoniecznie ma szybkość. Ma szybkość, ale niekoniecznie ma technikę. Ma technikę i percepcję, a niekoniecznie wytrzymałość.

fot. Mishka / Legionisci.com

A nie boi się pan…
- Nie wiem, jakie będzie pytanie, ale nie boję się (śmiech).

… że po przyjęciu 8 goli drużyna straci wiarę w to, co robi, co jej chcecie przekazać, w drogę, którą wyznaczyliście.
- Nie boję się. Już w przerwie powiedziałem im, że mają wyjść na drugą połowę z podniesioną głową i wypiętą klatą. Mamy się zachowywać tak samo, wyjść do ludzi, nie unikać ich. Niczego złego przecież nie zrobiliśmy. Zagraliśmy na miarę swoich możliwości. Świetnie w ofensywie i za mało odpowiedzialnie w obronie. Wiemy, że mogliśmy i umiemy lepiej bronić. W niektórych sytuacjach zabrakło nam milimetrów, odrobinę lepszego ustawienia, czy zdecydowania.

Cierzniak nie wykorzystał swojej szansy?
- Arek Malarz i Radek już po meczu z Realem wiedzieli, kto zagra w Dortmundzie. Cierzniak dostał swoją szansę i przyjął 8 goli. Jest w trudnej sytuacji, bo tyle wpuścić to zawsze obciążenie dla bramkarza. Ale po tym jednym spotkaniu jest już lepszym zawodnikiem, bo wyciągnął wnioski. Jak mówiłem, patrzę przyszłościowo, a przecież jest szansa, że zagramy w Lidze Europy i kto wie, czy wtedy między słupkami nie będzie stał Cierzniak? I wówczas wykorzysta doświadczenie wyniesione z tego meczu.

Cierzniak to inteligentny facet, jestem spokojny, że sobie to wszystko poukłada.
- Nie tacy zawodnicy jak on popełniali błędy. Można mieć do niego pretensje o trzecią bramkę, gdzie niepotrzebnie i do tego niefortunnie piąstkował piłkę. Ale już przy pierwszym golu sam mam wątpliwości, czy powinien wychodzić do futbolówki. To była perfekcyjna wcinka. Radek jest dobrym bramkarzem i jestem pewny, że się podniesie.

W 21 spotkaniach, które prowadził pan w tym roku z ławki Zagłębia Sosnowiec i Legii padło aż 88 goli. Po meczu z Borussią mówiło się, że trener Magiera gra futbol na tak. Patrząc na te statystyki, to jest on bardzo na tak. Jest pan jedynym trenerem w Polsce, który nie boi się, że jak przyjmie 5, czy 8 goli, to zostanie zwolniony.
- Ja też mogę wylecieć, ale co z tego? Ma być uśmiech, radość, rozrywka. Ktoś powiedział, że Magiera od zawsze miał problemy z grą defensywną, a w Zagłębiu w pięciu z dziewięciu meczów nie straciliśmy gola. No to jak? Mecze w Europie i w Polsce to są odmienne dyscypliny. Mierząc się z najlepszymi jesteśmy w stanie na żywym organizmie zdiagnozować gdzie leży nasz problem. Defensywę zawsze można uszczelnić. Natomiast kreatywności, tworzenia kombinacyjnych akcji nie da się łatwo nauczyć.

Panu udało się to bardzo szybko. W poprzednich miesiącach nie sposób było się dopatrzeć polotu w grze Legii.
- Mamy swoje schematy gry ofensywnych, ale zawodnicy wiedzą, że mają swobodę w trzeciej strefie rozgrywania i tam mogą improwizować. Wymagam tylko, by ze sobą współpracowali, obserwowali się wzajemnie, tworzyli zespół. Na jednym z pierwszych spotkań powiedziałem im, że nie interesuje mnie, co mają napisane nad numerami. Interesuje mnie wyłącznie, co mają na piersi – herb czyli Legia. Nigdy nazwisko nie będzie ważniejsze od klubu. Tu znów dobrym przykładem służy Borussia. Dla niemieckich piłkarzy liczyło się wyłącznie dobro drużyny. Do tego wyszli na nas jak wściekłe psy, bo walczyli o siebie, o miejsce w składzie. Spójrzmy na ich radość po bramkach. To też o czymś świadczy. Wszystko to chcemy przenieść na nasz grunt. Mamy tworzyć zespół wspólnie pracować, rozwijać się i zwyciężać. A za rok osiągnąć cel, jakim jest ponowna gra w Lidze Mistrzów.

Jakie w sztabie szkoleniowym macie recepty na połączenie polotu i bramkostrzelności z efektywną grą defensywną całego zespołu? Takie powiązanie bardzo zwiększyłaby nasze szanse na awans z 3. miejsca w grupie.
- Mamy swoje spostrzeżenia, wyciągamy wnioski. Nie wiem, czy to wystarczy na Sporting, ale mogę zapewnić, że będziemy bardziej skrupulatni, odpowiedzialni, przewidujący i skuteczni w tym, co robimy. Natomiast to wszystko zweryfikuje boisko. Mimo, że nie jesteśmy faworytem, to mamy na celu wygrać ten mecz. Zagramy u siebie, przy wspaniałej publiczności, co będzie niesamowitym atutem. Wiem, że kibice dadzą z siebie wszystko, byśmy ograli Portugalczyków. Mogę zapewnić, że oni z naszej strony mogą liczyć na to samo.

Czy nie jest jednak tak, że Legia potrzebuje do tego po prostu lepszych wykonawców?
- Mam bardzo dobrych piłkarzy. Klub ma też jednak wciąż ograniczone możliwości finansowe. Zróbmy jednak wszystko, by mieć piłkarzy, którzy są w stanie się rozwijać i rywalizować z najlepszymi. Kopczyński, Rzeźniczak, czy Bereszyński, to najlepsze przykłady, że można takich wychować.

Po Kopczyńskim chyba najwyraźniej widać, że on niesamowicie cieszy się grą w Lidze Mistrzów, że chłonie ją całym sobą.
- Michał przede wszystkim spełnia marzenia. Ponadto doskonale wie, że dostaje cenne lekcje, za które on i drużyna muszą oczywiście zapłacić. Czasem nawet słono. To pokazuje, że warto mieć marzenia, starać się, piękna sprawa. Mnie to również bardzo cieszy.

fot. Woytek / Legionisci.com

Jest pan bardzo pazerny na naukę płynącą z Ligi Mistrzów.
- Jestem.

Co dostrzegł pan na pierwszym treningu z legionistami, co pana ucieszyło, dało nadzieję na szybkie odbudowanie zespołu?
- Gdy spojrzałem w oczy moich zawodników, to zobaczyłem w nich błysk woli walki. To dało mi jeszcze większą pewność siebie i poczucie, że coś razem zrobimy. Dziś jeszcze niczego nie osiągnęliśmy i nie ma co popadać w samozachwyt. Czeka nas jeszcze wiele trudnych momentów, ale obecnie jesteśmy na dobrej drodze, by wspólnie osiągnąć sukces.

To czym pan ujął drużynę, że postanowiła pójść za panem?
- Trzeba zapytać zawodników. Ze swojej strony mogę tylko zapewnić, że zawsze byłem i będę sobą. Nikogo nie udaję. Mam swoje zasady i podejście do świata. Piłkarze o tym wiedzą. Obserwuję także, czy mają do siebie pretensje w szatni. Szatnia piłkarska to miejsce, w którym czasem wręcz należy zachować się inaczej niż kulturalnie, ale muszą istnieć w niej jasne zasady. Zawodnik ma się czuć uczciwie traktowany. Jeśli jest to poparte meteorytyką, to zrozumie czego się od niego wymaga. Ciężko pracujemy, wręcz cierpimy na treningach. Robimy to jednak po to, by w meczu było nam łatwiej. Piłkarz musi jednak widzieć w tym sens. Bardzo więc ucieszyliśmy się na ławce, gdy efekt przyniósł sposób rozgrywania rzutu rożnego, który skrupulatnie ćwiczyliśmy.

Po meczu przeciwko Lechowi cieszyliśmy się też, że rodzi się nam drużyna. Czy poród już się zakończył?
- Proces budowania jeszcze trwa, ale tak – to już jest drużyna. Wystarczy na nich popatrzeć z jakim entuzjazmem przychodzą na treningi. Oczywiście inaczej funkcjonuje ten, który gra od tego, który nie gra. Rolą grających jest jednak także wspieranie tych rezerwowych, by i oni widzieli sens swojej pracy. Tworzy się zespół, co widać w dobrych momentach, gdy cieszymy się po zwycięstwach, ale przede wszystkim wówczas, gdy przychodzą trudne chwile. Wtedy jeden musi stanąć za drugim, pomóc mu i to najlepiej widać było właśnie w spotkaniu z Lechem. Oczywiście drużynę budują wyniki, a to przecież łączy się z dobrą atmosferą wewnątrz. Niemniej, czasem drobne rzeczy mają na to wpływ. Przypomnijmy sobie radość Guilherme w meczu przeciwko Lechii, gdy zablokował dośrodkowanie. Cieszył się, jakby właśnie strzelił piękną bramkę. Inni zawodnicy też to widzą i pozytywnie się nakręcają.

Wydaje się, że mimo wielu problemów drużyny, z jakimi zetknął się pan na początku swojej pracy w Legii, z jednym nie było większego kłopotu – drużyna była dobrze przygotowana fizycznie.
- Nie wyobrażam sobie, by było inaczej, by profesjonalny piłkarz nie miał siły biegać. Pewnie, że to kwestia przygotowań, ale i odpowiedniego podejścia samych zawodników. Okres przygotowawczy to dwa tygodnie, a oni mają o siebie dbać przez cały rok, jeśli chcą grać na wysokim poziomie. Odpowiednio się odżywiać, pić określone płyny w danych ilościach, chodzić na dodatkowe zajęcia.

To możemy powiedzieć, że nasi piłkarze profesjonalnie podchodzą do swoich obowiązków?
- Oczywiście. Ciężko pracują z Sebastianem Krzepotą (trener od przygotowania fizycznego), który pozostaje do ich dyspozycji 24 godziny na dobę. Gdy ćwiczą sami zawsze mogą się z nim skontaktować, poradzić się. Widzę, że oni bardzo chcą. Można powiedzieć, że panuje moda na profesjonalizm. Wiadomo, że jak nie będziesz robił pewnych rzeczy, to w końcu wypadniesz z obiegu. Jak z niego wypadniesz, to cię nie ma. A jak cię nie ma, to szukaj innej roboty.

Za czasów pana Hasiego wręcz hurtowo traciliśmy gole po stałych fragmentach. To się szybko poprawiło po pana przyjściu do klubu. Z czego brała się ta niefrasobliwość w obronie?
- Z braku koncentracji i odpowiedzialności. Możemy na treningu do znudzenia ćwiczyć obronę w takich sytuacjach, ale przyjdzie mecz i wszystko może wziąć w łeb. Trening a mecz, to są zupełnie dwa światy. Na treningu nie ma presji, nie ma przeciwnika, który potrafi zaskoczyć. Trzeba było więc nad tym popracować, wyjaśnić zawodnikom, ale akurat to poszło bardzo łatwo. Obecnie w różny sposób bronimy przy stałych fragmentach. Zależy z kim gramy, jaka jest sytuacja na boisku. Czasem zostawiamy trzech do kontry, czasem dwóch, a czasami wszyscy się bronimy. Liczy się skuteczność.

To przed meczem decydujecie, jak się będziecie bronić w takich sytuacjach?
- Tak, wszystko jest rozpisane, piłkarze wiedzą, co mają robić.

Może się to zmienić w trakcie gry?
- Jeśli chcemy coś zmienić, to idzie informacja do zawodników, ale często jest już pozamiatane. Oni nas po prostu nie słyszą. W Dortmundzie przez 5 minut próbowaliśmy przekazać Radoviciowi i Kucharczykowi, że mają zamienić się stronami. Nie słyszeli.

A w ofensywie? Rozmawialiśmy ostatnio z Aleksandarem Vukoviciem, to zapowiadał, że jeszcze nie raz zaskoczycie przeciwników rozegraniem stałego fragmentu.
- Brakuje nam czasu na dłuższe ćwiczenie takich zagrywek, ale robimy co możemy. Potrzeba powtarzalności, zawodnicy muszą wiedzieć, jak się zachować. Uważam, że np. Sporting jest w tym bardzo mocny. Ten czas przyjdzie dopiero na zimowych zgrupowaniach i na pewno go dobrze spożytkujemy. Ale zgadzam się z „Vuko” – jeszcze zaskoczymy rywali. Oby już w meczu przeciwko Śląskowi.

fot. Woytek / Legionisci.com

Zgodzi się pan, że Legia jest dziś źle zbalansowana. Mamy za dużo zawodników na niektórych pozycjach, a choćby na lewej obronie nie mamy zmiennika.
- Nie trzeba tego nawet komentować. Rozmawiamy z działem skautingu, szukamy rozwiązań. Powtórzę się, ale musimy mieć po dwóch zawodników na każdą pozycję, a właśnie na lewej obronie nie mamy i to jest poważny problem. Przez to kombinujemy, improwizujemy, przestawiamy piłkarzy na nienaturalne dla nich pozycje. W Lidze Mistrzów na takie rzeczy nie ma miejsca. Jeśli natomiast w ofensywie mam pięciu zawodników na jedną pozycję, to przecież wszyscy nie zagrają. Staram się więc na maksa korzystać z ich potencjału, dawać im odmienne zadania do wykonania. Pracujemy wspólnie w klubie, by te problemy rozwiązać w okienku transferowym. Nie zamierzam przy tym sam podejmować decyzji o ściągnięciu danego gracza. To klub ma przedstawić piłkarzy, którzy charakterystyką pasują do naszej drużyny i filozofii gry.

Wspominał pan, że kluczem do sukcesu w lidze będzie przełożenie intensywności z Ligi Mistrzów na rozgrywki ligowe. Pan nie dzieli meczów na ważniejsze i mniej ważne. W każdym wystawia optymalną jedenastkę. Jak do takiego podejścia przekonać też swych podopiecznych?
- Mam swoje sposoby, ale czy mi się to uda to nie wiem? Każdy z nich jest przecież inny. Muszę jednak trafić do ich głów, bo to jest w naszym interesie. Musimy grać lepiej w Europie i przenieść to potem na ligę. Jeśli dostosujemy się do tempa gry w Ekstraklasie, to staniemy w miejscu. Potrzeba też, by przeciwnicy ligowi się do nas dostosowywali. By podnieść poziom Legii, ale i całej ligi. Nie kategoryzuję meczów. Każdy jest tak samo ważny, każdy jest świętem. Nie wchodzą w rachubę kalkulacje.

Podkreśla pan, że Legię czeka jeszcze dużo pracy, a kiedy będziemy mogli powiedzieć, że jest to drużyna z certyfikatem Jacka Magiery?
- My ciągle musimy dużo pracować, ale już mogę przybić taką pieczęć. Wydaje mi się, że drużynie na początku najwięcej dała odprawa po spotkaniu ze Sportingiem. Na podstawie meczu przekazałem im czego dokładnie od każdego z nich i wszystkich jako drużyny oczekuję. Tak to ruszyło.

To jaki jest ten pana pomysł na Legię? Jak docelowo ma grać zespół?
- Chciałbym byśmy byli drużyną, która dużo ma piłkę przy nodze, gra do przodu, a przy tym jest skuteczna. Taką, która umie odpowiednio ustawiać rytm i potrafi skorzystać z wyniku, jaki ma. I zawsze gra do końca. Przy tym chcę Legii uśmiechniętej, dającej radość sobie i kibicom.

Skoro mówimy o radości, to trzeba przyznać, że bardzo dużo daje nam jej duet Radović – Odjidja-Ofoe. Ci panowie nie pałali do siebie nadmierną sympatią.
- Boisko łączy. Mam ich dwóch w kadrze i nie wykluczam, że spróbujemy zagrać na dwie „dziesiątki”, ale na dziś potrzeba chwili jest inna. Dobry z dobrym zawsze się dogadają, jeśli tylko będą mieli chęci współpracować. Oni mają. Bardzo mnie to cieszy, a przecież współpraca między nimi będzie jeszcze lepsza, bo się lepiej poznają, zgrają ze sobą. W szatni zaś nie ma z nimi żadnych problemów.

Jest za to problem z Langilem, który delikatnie mówiąc wykazał się daleko posuniętym brakiem profesjonalizmu.
- A to zależy, jak na to spojrzeć. Może to wcale nie problem? Mogę powiedzieć, że po zawodniku, który znajduje się poza kadrą meczową spodziewam się innej reakcji: walki, pracy, zaangażowania na treningach. Każdy jednak ma wybór. On wybrał taki sposób promocji. Ja tego nie akceptuję i nigdy nie zaakceptuję. Drużyna jest w Dortmundzie, on zostaje w Warszawie. Oczekiwałbym, że w tym czasie podciągnie rękawy i podejmie walkę. Wybrał imprezowanie.

Będzie kara?
- Nie mogę tego zostawić, bo to jest wbrew mojemu etosowi pracy. Wszyscy wiedzą, w jaki sposób chcę pracować i dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem czego wymagam. O karach najpierw jednak dowie się zawodnik, a potem drużyna.

A co będzie z Kazaiszwilim? Wiem, że sami piłkarze musieli sprowadzić go do pionu, bo zadzierał nosa.
- On ma potężny potencjał i sam dobrze o tym wie. Jeżeli jednak w Legii nie nauczy się pracy, to będzie miał potężne problemy, by grać na poziomie, do którego jest predysponowany. A sam chyba nie zdaje sobie sprawy, jak daleko może zajść. Nie robię mu na złość, chcę mu pomóc, przekonać do większego wysiłku. Ma pracować, dawać sygnał. Jest jeszcze bardzo młody. Przed nim dużo albo już nic. Ale samo się nie zrobi. Na talencie pojedziesz rok, dwa, góra trzy lata. Potem trzeba to potwierdzać. Nie mówię, że „Vako” nie pracuje, ale może i potrzebuje więcej.

Czy podobnie jest z Prijoviciem?
- Tak. On może być jeszcze dużo lepszy. Ma 26 lat więc przed nim mogą być jeszcze najlepsze momenty w karierze. Musi to sobie jednak uświadomić, chcieć wejść na wyższy poziom. Nie zadowalać się tym, co ma.

Kończąc zapytam jeszcze o jedno. Przez lata jako piłkarz nie czuł się pan ulubieńcem trybun. Potem to się zmieniło i doczekał się pan własnej przyśpiewki, która pojawiała się nawet wówczas, gdy był pan drugim trenerem. Co zaś czuje szkoleniowiec, który przegrywa 1-5, a kibice skandują jego nazwisko?
- To bardzo miłe. Od samego początku czuję, że kibice mnie wspierają. Wiedzą, że jestem stąd, że zrobię wszystko, by spełnić ich oczekiwania, by nasza Legia się rozwijała. Rozumiem jednak też, że fani mają wobec mnie wysokie wymagania. Czasem nawet nieswojo się czuję, gdy słyszę okrzyki na swoją cześć, bo to przecież grają chłopaki i to wsparcie dla nich jest podstawą. Chcę byśmy wszyscy szli razem w jednym kierunku, by na trybunach było barwnie, byśmy wspólnie mogli się cieszyć ze zwycięstw i stylu, jaki prezentuje Legia. Jestem legionistą, mam swoje zasady, nie uznaję dróg na skróty. Myślę, że kibice o tym wiedzą.

Rozmawiał Jakub Majewski "Qbas"

Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.