fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Cracovią

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Można było się spodziewać trudnego meczu, ale porażka nie wydawała się prawdopodobna. A zwłaszcza taka na bezdyskusyjna. Cracovia okazała się być znacznie lepsza we wszystkich aspektach gry. I to po tym spotkaniu jest najsmutniejsze.

1. Sapintyzm to za mało? Byłem zwolennikiem teorii, że do wygrania ligi piłkarzom Legii wystarczy dobrze biegać. Mają bowiem na tyle wysokie umiejętności indywidualne, że nawet przy dość prymitywnej taktyce są w stanie poradzić sobie ze słabymi przecież konkurentami. Po zgrupowaniach na łamach LL! sygnalizowaliśmy, że "Wojskowi" mają problemy taktyczne, grają bez pomysłu, topornie i nic się nie zmieniło od jesieni. Uważałem przy tym, że te kłopoty, przy odpowiedniej organizacji gry obronnej i mądrym bieganiu, można rozwiązać. Cracovia pokazała, że niekoniecznie. Potrzeba jednak też choć trochę grać w piłkę. Legia zaś robi to w stopniu bardzo ograniczonym. O ile na tle przedostatniej Wisły Płock można było jeszcze trochę oszukać rzeczywistość, o tyle w miarę, bo przecież nie nadzwyczajnie, zorganizowana, mająca pomysł na grę i rozumiejących go piłkarzy, choć przecież dopiero 8. w tabeli, ekipa z Krakowa takiej szansy nie dała. Obnażyła wszelkie słabości mistrzów Polski, a tych było w tym meczu bez liku. Poczynając od błędów w grze defensywnej, przez dziwną pasywność w środku pola, po niemal całkowitą bezradność w ofensywie. Czy więc sapintyzm wystarczy, by zdobyć podwójną koronę?

2. Bez wytłumaczeń. Zgrupowanie bez zakłóceń, pozamykane sparingi, treningi, pierwszy skład bez ubytków, za to ze wzmocnieniami, zgodnymi z wolą trenera, żadnych problemów zdrowotnych i... tak dostać? Bez ładu i składu? Bez taktyki, z szarpanym pressingiem, z prostackim planem na mecz? Nie ma na to racjonalnego wytłumaczenia. Graliśmy jak 7a w meczu o mistrzostwo szkoły przeciwko 8s, czyli sportowej. Bardzo rozczarowujący występ, ale jeśli już miał się zdarzyć, to dobrze, ze stało się to teraz. Wprawdzie w żenującym stylu oblaliśmy pierwszy sprawdzian, w czym sporo winy nauczyciela, ale za chwilę możemy napisać poprawkę. Egzaminy końcowe jeszcze przed nami.

3. Wierzganie zamiast waleczności. Piłkarz Ricardo Sa Pinto znany był z waleczności, gry na pograniczu faulu, a nawet poza tymi granicami. Takiego stylu wymaga też od swoich drużyn, ale tym razem kopanie się z przeciwnikami nie było wyrazem waleczności. Legioniści wierzgali nogami z bezsilności, wychodziła z nich frustracja. Mecz przypominał ten sprzed roku, gdy Jagiellonia ograła nas równie gładko w Warszawie na tęgim mrozie. Prawdę mówiąc, to nie chcę więcej oglądać takiej Legii, Legii, która jak pijany Waldek na wiejskiej zabawie jest obijana przez lepszych od siebie, a jedyne czym potrafi odpowiedzieć, to bezradne machanie i krzyki. Jeśli ktoś więc twierdzi, że "Wojskowi" w tym meczu walczyli, to myli odwagę z odważnikiem.

4. Przegrany środek pola. "Jak do tego doszło, nie wiem", ale podstarzały Gol, wracający do pełni dyspozycji po kontuzji Dąbrowski i nigdy nie wybijający się ponad przeciętność Javi Hernandez wyglądali jak naspidowani w zestawieniu z apatycznymi Martinsem, Cafu i Szymańskim. Przegraliśmy walkę o zawsze kluczowy, a dla Legii, ze względu na sposób gry, najważniejszy, środek pola. Cracovia nie przestraszyła się, nie pękła, zagrała twardo w tej strefie i okazało się, że nasi pomocnicy nie potrafią odpowiedzieć tym samym.

5. Bieganina. Legioniści przebiegli o 8 km mniej od Cracovii, co jest dość wstrząsającą różnicą, nawet biorąc pod uwagę, że ostatnie 25 minut graliśmy w osłabieniu. Tymczasem przecież to właśnie przygotowanie fizyczne i racjonalne bieganie, miało być znakiem rozpoznawczym, siłą Legii. To najbardziej niepokojąca statystyka po pierwszej od 68 lat porażce u siebie z Cracovią.

6. Kulenović nie. I jeszcze długo nie. Rozumiem, że plan RSP zakłada grę na wysoką 9, ale Kulenović nie daje żadnej gwarancji jakości, a już na pewno powtarzalności. Zdarzy mu się więc jeden niezły mecz, potem trzy przeciętne i dwa słabe. I tak w koło. Mamy oczywiście do dyspozycji Carlitosa, jest Niezgoda, ale czy trener będzie umiał z nich odpowiedni skorzystać, wykrzesać, co w nich najlepsze? Bez tego będzie nam bardzo trudno o bramki.

7. Dlaczego Szymański nie ma liczb? Pewnie dlatego, że otoczony jest takimi zawodnikami jak Agra, co to nie potrafią wykorzystać "patelni". Co jednak najważniejsze, Sebastian w tym sezonie nie radzi sobie ze zorganizowanymi w drugiej linii rywalami i na długo znika. Na zbyt długo. A jeśli coś już w końcu pokazuje, to jedno, dwa znakomite podania i to wszystko. Wszystko, które w tym wypadku oznacza właściwie nic.

8. Brak klasy. Nie wiem do czego doszło między trenerami RSP i Michałem Probierzem, ale jak się bezdyskusyjnie przegrywa, to trzeba tę porażkę przyjąć i się z nią pogodzić. Nasz szkoleniowiec woli jednak pleść ciągle to samo o braku szacunku (choć sam nie szanuje w klubie nikogo), krzywej murawie (fakt, wyglądała dramatycznie i klub nie potrafił o nią zadbać, choć w mediach społecznościowych przed meczem zachwalał jej jakość) oraz złej pracy sędziów (w rzeczywistości bardzo dobrej), na którą już zrzucał winę po odpadnięciu z Luksemburczykami. To Legia Warszawa, a nie Torpedo Kawęczyn, krajowa jakość, klasa. Jestem zażenowany, że tej ostatniej tak bardzo brakuje Sa Pinto, zwłaszcza, że nie pozostaje to bez wpływu tak na zawodników, jak i powszechne odbieranie klubu.

9. Co było fajne? Nic.

10. Co było słabe? Poza opisanymi kwestiami, zachowanie Remy'ego, gdy zdeptał rywala i w efekcie został wyrzucony z boiska.


Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.