Jesień 2007r., czyli Fumen i Łukasz Fabiański - fot. Legionisci.com
REKLAMA

20x20 LegiaLive - Fumen

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Świętujemy dwudziestolecie powstania portalu LegiaLive.pl. Z tej okazji chcemy przybliżyć Wam sylwetki nas, kibiców pracujących w redakcji najpopularniejszego obecnie serwisu o Legii. 20 pytań na 20-lecie! Dziś Fumen. Zapraszamy!

1. Imię i nazwisko: Paweł Krawczyński

2. Ksywka: Fumen

3. Debiut na Legii: 14 marca 2003 r., Legia 4-3 Amica (liga)

4. Debiut na łamach LL: początek czerwca 2003 r.

5. Debiut na redakcyjnym wyjeździe: 13 kwietnia 2004 r., Jagiellonia 0-2 Legia (PP)

6. Najlepszy tekst/zdjęcie: może nie najlepszy, ale obszerna rozmowa ze śp. Władysławem Stachurskim ma dla mnie szczególny wymiar. Ponadto dużo frajdy przyniosło mi relacjonowanie podczas I Międzynarodowego Turnieju Kibiców rozgrywanego na Bemowie w 2004 r.

7. Najgorszy tekst/zdjęcie: pewnie te pisane na ostatnią chwilę. Irytuję się, gdy po publikacji pojawiają się banalne błędy merytoryczne.

8. Najlepszy mecz Legii jaki opisywałeś/fotografowałeś: zatopienie Łodzi, czyli 6-0 z Widzewem w 2004r. czy 5-1 z Wisłą Kraków, która przyjechała jak po swoje w drodze do mistrzostwa. W europejskich pucharach – 4-1 z Celtikiem czy wygrana 1-0 ze Sportingiem Lizbona w LM.

9. Najgorszy mecz Legii jaki opisywałeś/fotografowałeś: niestety, co roku piłkarze przesuwają skalę. Myślałem, że mecz z Sheriffem Tiraspol u siebie było pewnym apogeum… Do czasu.

10. Zawodnik Legii, z którym współpracowało się najlepiej/najgorzej: dobrze się słuchało i rozmawiało z takimi zawodnikami jak Łukasz Fabiański, Jakub Rzeźniczak, Jakub Wawrzyniak czy Aleksandar Vuković.

11. Zawodnik Legii, z którym współpracuje się najlepiej/najgorzej: Miroslav Radović / -

12. Najfajniejszy moment redakcyjny: ale jeden z 16 lat?

13. Najtrudniejszy moment w redakcji: czasy konfliktu na linii kibice - ITI.

14. Najfajniejszy redakcyjny wyjazd: do Kopenhagi na mecz z Broendby w 2009 r.

15. Najlepszy pomysł, jaki ci się udało zrealizować w LL: lubię wszelkiego rodzaju podsumowania oraz statystyki, analizy. Próbę czasu przetrwały coroczne – Alfabet i Liczby Legii.

16. Pomysł, który nie wyszedł poza plany: skatalogowanie piłkarzy, którzy grali w Legii wraz z dokładnymi statystykami. Były próby publikowania newsów po angielsku. Ze zmiennym szczęściem.

17. Co daje ci praca w LegiaLive: To nie jest praca, to pasja. Poczucie realizowania się, forma odskoczni, pozwala być ciut bliżej klubu.

18. Co jest w niej najfajniejsze: niezależność. To, że nic nie trzeba. Frajda, że można przybliżać kibicom nasz klub.

19. Co jest w niej najbardziej irytujące: gdy liczba wydarzeń legijnych wygrywa z ilością czasu do bycia wszędzie i opisania wszystkiego.

20. Najlepszy kumpel z redakcji: Woytek dba o nas jak ojciec najlepszy. Bodziach przez lata był kompanem do podróży na mecze u siebie, a także te koszykarskie. Klawy gość! Jednak byłoby nie fair postawić tylko na jedną osobę. Można by jeszcze wymieniać wszystkich razem i każdego z osobna, bo każdy z nas wnosi coś do redakcji – ogromną wiedzę i doświadczenie, nieprzeciętne umiejętności, a jeszcze częściej dobry humor.

Fumen:

Początki na Legii i... w redakcji

Dość powszechny i utarty schemat początków kibicowania. Ojciec zabiera syna na pierwszy mecz przy Łazienkowskiej. Chłopak chłonie atmosferę jak gąbka, później nie będzie pamiętać dokładnie wyniku i rywala, ale pozostaje na trybunach przez kolejne sezony. Nie do końca tak było w moim przypadku. To syn zabrał ojca na Legię. 14 marca 2003 roku do Warszawy przyjechała Amica Wronki, a dla nas to była okazja, żeby w końcu wybrać się na stadion. Zasiedliśmy na trybunie Krytej, w sektorze E, nieopodal orkiestry i... trzeba przyznać, że lepszego spotkania na pierwszy raz nie można było sobie wymarzyć. Worek z bramkami rozwiązał Stanko Svitlica już w piątej minucie, a do przerwy było... 4-2 dla gospodarzy. Ostatecznie przyjezdni trafili do siatki tylko raz i tak to się zaczęło. O ile w rundzie wiosennej pojawiałem się na Krytej "E" nieregularnie, o tyle wszystko się zmieniło od sezonu 2003/2004. Wówczas nie tylko kupowałem regularnie wejściówki na ten sektor, ale stałem się częścią LegiaLive! Jak?

Przepisz + wklej

16 lat temu rozwój szeroko pojętych mediów, szczególnie tych Internetowych był na zupełnie innym poziomie. To prasa codzienna jak "Życie Warszawy", "Przegląd Sportowy" czy tygodniki "Nasza Legia" oraz "Piłka Nożna" były źródłem informacji. Cytowanie ciekawszych doniesień nie odbywało się poprzez naciśnięcie kilku klawiszy. Ów tekst należało po prostu... przepisać. Tak się złożyło, że na LL! nie pojawiały się żadne ciekawostki dotyczące Legii czy też fragmenty wywiadów z jej piłkarzami, które publikowała "Piłka Nożna". W związku z tym, zacząłem podsyłać na redakcyjnego mejla, co ciekawsze fragmenty. Po pewnym czasie dostałem wiadomość od Woytka z propozycją dołączenia do zespołu. Efekt? Po kilku miesiącach od debiutu na trybunach, przyszedł debiut na łamach serwisu publikując newsa "Grali przyjaciele", w którym informowałem o... wyniku Olimpii Elbląg. Ostatecznie cykl o zaprzyjaźnionych ekipach przetrwał kilkanaście lat.

Legia w wersji Live!
Jednak to nie relacje o Pogoni Szczecin, Zagłębiu Sosnowiec czy wspomnianej Olimpii były moim głównym zajęciem. LegiaLive! chciało być jeszcze bliżej. Bliżej zarówno kibica, jak i bliżej wydarzeń na boisku. Na pożyczonym sprzęcie miałem za zadanie zrobić relację live – minuta po minucie. Ze stadionu. Poległem. Powód? Internet, a raczej jego brak. Wi-Fi, LTE, zasięg niemal w każdym miejscu, dziś to standard. Wtedy, co najwyżej połączenie po kablu, a i tak nie zawsze działało. Oczywiście, jak to piłkarze mają w zwyczaju, szybko wyciągnęliśmy wnioski z tego meczu. Poszło. Jeśli tylko gramy u siebie, najczęściej piszę relację live. Jeśli tylko jestem na Łazienkowskiej, tak samo jak przed laty, tak i dziś schodzę po meczu do strefy wywiadów, żeby porozmawiać z zawodnikami i zebrać co ciekawsze wypowiedzi. O ile schemat powielany jest przez lata, o tyle zmienia się otoczenie – narzędzia i infrastruktura. Zamiast skromnej salki dla dziennikarzy na "starym" obiekcie, mamy teraz do dyspozycji przestronne, klubowe pomieszczenia. Smartfon zastąpił dyktafon na duże kasety. Natychmiastowa wysyłka plików mejlem do osoby spisującej wypowiedzi, zamiast powrotu do domu po półtorej godziny od zakończenia meczu i następnie spędzonych wielu minut naprzemiennego wciskania guzików magnetofonu play – pause – rewind – play, aby wiernie oddać treść i sens tego, co powiedział rozmówca.

Pierwszy wyjazd, czyli kierunek... Ł3 i Białystok

Z formalnego punktu widzenia moim pierwszym wyjazdem było spotkanie… na Łazienkowskiej. Świt Nowy Dwór Mazowiecki był gospodarzem potyczki z Legią. A ja zamiast na trybunach wylądowałem na murawie, żeby zrobić fotorelację. Dziesiąty mecz widziany na żywo i niemal z miejsca takie przeżycie! Inna perspektywa wydarzeń na boisko, inny odbiór dopingu niosącego się z "Żylety". Jednak prawdziwy wyjazd przypadł dopiero na wiosenne zmagania legionistów w Białymstoku. Rywalem naszej drużyny była Jagiellonia, a spotkanie rozgrywano na obiekcie Hetmana. Rejsowy pociąg – taxi – stadion. Stadion, na którym od początku panował chaos. Punkt odbioru akredytacji? Był, ale już dawno zamknięty i to bodajże na Jurowieckiej. Wejście dla dziennikarzy i fotoreporterów? Może jakieś i było, ale na murawie znaleźliśmy się przechodząc przez… płot oddzielający trybunę od boiska. Totalna prowizorka organizacyjna, której ciąg dalszy znalazł swój finał na murawie. Awantura, oddziały policji, zapach gazu w powietrzu... Niezły początek wyjazdowych przygód.
Przygód, których ostatecznie nie zostałem kolekcjonerem. Nie byłem typem wyjazdowicza. Co nie zmienia faktu, że w głównej dzięki Legii odwiedziłem m.in. nie tylko Grójec czy Zamość, ale także Zurich czy Kopenhagę. Miałem też szczęście relacjonować jedno ze zgrupowań na Malcie za czasów Stanisława Czerczesowa. Inna sprawa, że nie ma co ukrywać, ta lista destynacji powinna być dłuższa. Szczególnie w moich ulubionych europejskich pucharach z Champions League na czele.

Wczoraj i dziś
Zdarzało się, że gdy ktoś się dowiadywał o mojej działalności w LL!, zadawał pytanie w stylu "A co Ty z tego masz? Ile zarabiasz?". Satysfakcja, pasja, wymiar emocjonalny, to są kwestie bezcenne, które ludziom ciężko niekiedy zrozumieć.
Szczególnie jak spojrzę na pierwsze lata współtworzenia LegiaLive! To nie były tylko główne mecze Legii u siebie. To dodatkowo niezliczone godziny spędzone na bocznym boisku, na którym grały rezerwy w III lub IV lidze pod wodzą Jerzego Kraski. To wypady na mecze siatkówki, hokeja czy przede wszystkim z Bodziachem na koszykówkę. Niekiedy z meczu na mecz, z jednej sekcji na drugą. To stałe wizyty w pubie pod trybuną Krytą podczas spotkań z piłkarzami. A jeszcze do tego dochodzą wywiady, a także szereg pozostałych legijnych wydarzeń czy przeżyć – mistrzowskich fet, radości po zwycięstwach, nerwów po porażkach, dumy po sukcesach. Brak większych obowiązków poza studiami i równoległą pracą pozwalał więcej relacjonować, więcej pisać, jeździć, bardziej przeżywać. Więcej być.
Skubaniec, czas, zrobił swoje. Szczególnie na niwie emocjonowania się wynikami po przegranych meczach. 16 lat radości i smutków, przeżyć. Niemal sezon w sezon „coś” się dzieje. To nieco uodparnia, pogłębia dystans do wyników, wydarzeń. Aczkolwiek tylko nieco, bo choć głowa często bywa chłodna, to w środku nadal tli się ogień.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.