fot. Hagi / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Na Ibrox Park słychać było tylko Legię

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Niestety nasza przygoda w europucharach w sezonie 2019/20 dobiegła końca wraz z końcem sierpnia. Wyjazd do Szkocji był doskonały niemal pod każdym względem - wypełniliśmy sektor gości, przez większość meczu na trybunach słychać było tylko naszą grupę, a wyjazd okraszony został oprawą oraz racowiskiem. Pod każdym względem w tym dwumeczu górowaliśmy nad Szkotami na trybunach. Niestety, na boisku ostatecznie górą byli faworyzowani Rangersi.

Po pierwszym meczu można było odnieść wrażenie, że ekipa Rangers FC jest mocno przereklamowana. Niby dobrze jeżdżą, śpiewają konkretnie itp., ale przy Łazienkowskiej pokazali się słabo - pośpiewali tylko chwilę, a na mieście w typowo brytyjskim stylu preferowali "łomżing" pod czujnym okiem policji, bez której z pewnością byliby ubożsi o znaczną część oflagowania.

Do Szkocji udaliśmy się na przeróżne sposoby. Oczywiście głównie drogą lotniczą, ale nie brakowało również wariatów podróżujących busami ponad 2 tysiące kilometrów. Możliwości dotarcia do Glasgow, jak i Edynburga (godzina jazdy do Glasgow) było całe mnóstwo. Aby zminimalizować koszty podróży, wybieraliśmy loty łączone przez Berlin, Brukselę, Oslo, Londyn i wiele, wiele innych. Poleciał również czarter, który wystartował z lotniska Okęcie o godzinie 7 rano w dniu meczu. Zdecydowana większość z nas dotarła do celu dzień przed spotkaniem, co zresztą dało się zauważyć na mieście.



Pogoda była zupełnie inna niż ta w naszym kraju. Zamiast przeszło 30-stopniowych upałów, było ledwie kilkanaście kresek na termometrze, a po meczu deszcz, po którym co poniektórym ubrania ledwo zdążyły wyschnąć. Nasza grupa zebrała się na około 4 godziny przed meczem w miejscówce o nazwie Rotunda. Tam też serwowano lokalne browary, chyba nawet można było się posilić. To właśnie z tego miejsca, znajdującego się ponad dwie mile od Ibrox Park, wyruszyliśmy wspólnym przemarszem, na wszelki wypadek mieliśmy spory zapas czasowy.

Policja obstawiła naszą grupę ze wszystkich stron, ale obyło się bez prowokacji. Jeśli zaś chodzi o zaufanie, to na wszelki wypadek fruwał nad nami helikopter. Trasa przebiegała bardzo sprawnie. Goręcej zrobiło się, kiedy gdzieś w oddali pojawiło się 10 ubranych na czarno kibiców lokalnego klubu, którzy jednak szybko zostali spacyfikowani przez policję, a ta będąc w bardzo dużej liczbie, nie pozwoliła by nasza grupa zeszła z dość okrężnej drogi wiodącej w kierunku stadionu. Nasz przemarsz wzbudzał niemałe zainteresowanie lokalsów, którzy w mijanych zakładach pracy przylepieni byli do szyb, by choć przez moment móc zobaczyć okrytych złą sławą warszawskich "złodziei i pijaków".



Początkowo ochrona miała pewne obiekcje dotyczące wpuszczenia oprawy, ale delegat UEFA załatwił sprawę i dał zielone światło na wniesienie sektorówki. Wchodzenie przebiegało w miarę sprawnie - jedna kontrola osobista, przyłożenie biletu do czytnika i już można było zajmować miejsca w sektorze w jednym z narożników na dolnej kondygnacji. Gospodarze przygotowali dla nas 1100 wejściówek i niemal wszystkie znalazły nabywców. Tradycyjnie już, wstępu na nasz sektor nie mieli kibice Małysza, Stocha i Kubicy zamieszkujący Wyspy. Ci zresztą nie mieli również wstępu na sektory gospodarzy, bowiem wejściówki zeszły na pniu. A pamiętać należy, że UEFA ukarała Rangersów zamknięciem 3 tys. miejsc na trybunach za sekciarskie ich zdaniem słowa pieśni "The Billy boy".

Miejscowi zaczęli wchodzić na stadion dopiero 20 minut przed rozpoczęciem spotkania. Wcześniej trudno było uwierzyć, że zdołają wypełnić go do ostatniego miejsca. Z jednej strony nasz sektor oddzielony było 10-metrowym buforem (rozłożona siatka na krzesełkach + ochrona), z drugiej maksymalnie dwumetrowym - tu również nie było żadnych barierek, pleksi i zasieków, a jedynie rozłożona na krzesełkach siatka + policja.

Na tym meczu, ze względu na wspomnianą karę UEFA, zakaz wstępu mieli przedstawiciele grupy "Union Bears", która na co dzień zajmuje się organizacją dopingu i opraw na Ibrox Park. Rangersi postanowili kogoś ukarać i uderzyli właśnie w tę ekipę. Oflagowanie Rangersów tego dnia było nad wyraz skromne - wisiały pojedyncze flagi w różnych miejscach stadionu, w tym płótno "Rangers - West Ham. No surrender". W pobliżu naszego sektora miejscowi prowokacyjnie zaczęli rozwieszać flagę "Inter City Firm" - ekipy, która może pochwalić się bogatą chuligańską historią - jednak w ostatnim czasie właściwie nie działa zupełnie. Niewiele brakowało, a wywieszane płótno zostałoby przechwycone, ale gdy Brytyjczycy zobaczyli nasze zamiary, zaczęli odsuwać się z flagą na bezpieczną odległość i stamtąd "opuszczać" ją delikatnie z piętra, co nieco prowokując.



Wymiany uprzejmości między naszymi ekipami nie brakowało zresztą przez całe spotkanie. Rangersi nieźle pokazali się tuż przed rozpoczęciem meczu, kiedy odśpiewali "Simply the best" w akompaniamencie z głośników i kolejne dwie pieśni, angażując do śpiewów cały stadion. Faktycznie, wtedy tumult był niesamowity. Później jednak przeszli do dopingu typowego dla Wyspiarzy, a mianowicie "podniecania" się przy okazji ofensywnych akcji swojej drużyny.

My zaś, nieskromnie mówiąc, daliśmy z siebie maksa. Kierujący dopingiem "Szczęściarz" nie mógł mieć żadnych zastrzeżeń jeśli chodzi o nasze zaangażowanie w doping. Czasem szwankowała jedynie synchronizacja pomiędzy dołem i górą, ale to zrzucić można na kształt sektora - faktycznie dźwięk rozchodził się tu niejednakowo. Ale jak już wkręciliśmy się w jakąś pieśń, miejscowi mogli słuchać i słuchać. A piłkarze Legii mogli poczuć się jak przed własną publicznością.

fot. Hagi / Legionisci.com


Na początek spotkania Nieznani Sprawcy przygotowali oprawę, na którą składały się sektorówka przedstawiająca papieża Jana Pawła II oraz transparent "Be not afraid" - nawiązujący do słynnych słów papieża Polaka "Nie lękajcie się". Nasi piłkarze głównie bronili się, ale stworzyli również sytuacje, po których niewiele brakowało, abyśmy cieszyli się z bramki. Już w trakcie pierwszej części spotkania skandowaliśmy imię i nazwisko Artura Boruca, którego Rangersi darzą szczególną "sympatią".



Były bramkarz Legii pojawił się w naszym sektorze po przerwie, wzbudzając niemałe poruszenie wśród gospodarzy, którzy czym prędzej poświęcili mu jedną z przyśpiewek. Boruc oczywiście odwdzięczył się "pozdrowieniami", a po chwili (podobnie jak przed laty w Płocku) zarzucił przez megafon głośne "Ceeeeeee". Później długo jechaliśmy "Hitem z Wiednia" oraz "Nie poddawaj się, ukochana ma...".

Na kilka minut przed końcem spotkania w naszym sektorze zapłonęło kilkadziesiąt rac, co było niemałym zaskoczeniem dla miejscowych (niesamowite gwizdy z ich strony), a także dla policji. Jako, że dym przesłonił nieco widoczność na murawie, sędzia przerwał na chwilę spotkanie. Policja znajdująca się bezpośrednio nad naszym sektorem rozpoczęła szybką analizę VAR, z której na szczęście nic nie wyniknęło.



I kiedy zanosiło się, że konieczna będzie dogrywka, w doliczonym czasie gry gospodarze strzelili zwycięską bramkę. Takiego hałasu, jaki stworzyli po tym golu Szkoci, dawno nie doświadczyliśmy. A może nawet nigdy. Przez cały mecz cisza, cisza i cisza, a po golu harmider nie do opisania. Przez moment nie było słychać własnych myśli, a tym bardziej tego, co śpiewa osoba dwa rzędy niżej. Po chwili tumult zelżał, a my znów wróciliśmy na właściwe tory, zdzierając gardła na maksa. Na pewno każdy z nas marzył o golu wyrównującym, który dałby nam awans, ale cudu nie było. Legia odpadła w czwartej rundzie i trzeci rok z rzędu nie zdołała awansować do fazy grupowej.

Po meczu pierwszą osobą, która podeszła pod nasz sektor był... trener gospodarzy, Steve Gerard, który brawami pogratulował kibicom z Łazienkowskiej. Później podeszli też nasi piłkarze, którzy jeszcze parę minut po końcowym gwizdku szarpali się ze szkockimi grajkami - niesieni oczywiście okrzykami "Zaj... mu" oraz "Jazda z k...!". Graczom Legii podziękowaliśmy za pełne zaangażowanie okrzykiem "Hej Legio dzięki za walkę". Ci rzucili w kierunku naszego sektora swoje koszulki i ruszyli do szatni.

Miejscowi fani postanowili jeszcze trochę ponapinać się. Najpierw w naszą stronę zaczęła przemieszczać się flaga "ICF", pomachano także płótnem "XXX" z Amsterdamu. I to by było na tyle. Stadion opustoszał, my zaś zrozumieliśmy, że jesienią w pucharach możemy pojechać co najwyżej do Niepołomic. Jedno jest pewne - każdy z nas obecny na tym wyjeździe dał z siebie wszystko. Byliśmy świadkami super wyjazdu, podczas którego zabrakło tylko korzystnego wyniku na boisku. Na ten jednak nie mamy do końca wpływu.

Stadion opuściliśmy mniej więcej godzinę po meczu po to, by kolejnych 30 minut stać na deszczu. Osoby wracające czarterem zostały odwiezione autokarami na lotnisko, pozostali musieli przespacerować w asyście funkcjonariuszy pod Rotundę. Stamtąd już każdy ruszył w swoją stronę, tak by do stolicy wrócić nie później niż w niedzielę. W końcu tego dnia nasz klub czeka spotkanie ligowe z Rakowem. Trzeba wrócić do naszej rzeczywistości i z nie mniejszym zaangażowaniem zapierd...ć przy okazji meczów z polskiej ligi.

Frekwencja: 45 463
Kibiców gości: 1031
Flagi gości: 5

Autor: Bodziach

Fotoreportaż z meczu - 75 zdjęć Hagiego

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.