fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Wywiad z trenerem - rozgrzewka

Vuković: Można nie trafić z piłkarzem, ale nie można nie trafić z człowiekiem (cz. 1)

Wiśnia, Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W pierwszej części obszernego podsumowania Aleksandar Vuković opowiada o ostatnich miesiącach, decyzjach personalnych, trudnych momentach, umacnianiu swojej pozycji, filozofii prowadzenia drużyny, sprawiedliwości, którą się kieruje i możliwych transferach.



Zapraszamy do lektury!

Od połowy października zanotowaliście 9 zwycięstw i 1 porażkę [rozmawialiśmy przed meczem z Zagłębiem - przyp. redakcja]. Szkoda, że ta runda się kończy?
Aleksandar Vuković - Od przygotowań w Warce, gdzie wszystko się zaczęło dla tej nowej drużyny, bardzo dużo przeszliśmy. Wydaje mi się, że to dobry moment, by odpocząć i przygotować się do kolejnego skoku. Indywidualnie każdy zawodnik jest w stanie być lepszy, a już zdecydowanie możemy być lepsi jako drużyna. Krótka przerwa i miesiąc przygotowań może nam pomóc, by rozwijać się w tym kierunku.

W Leogangu zakładał pan, że w grudniu będziemy mogli się tu spotkać i porozmawiać?
- Od początku pracuję odważnie, nie myśląc za bardzo o tym, co będzie za pół roku. Zawsze staram się myśleć tylko o najbliższym meczu - najważniejsze jest tu i teraz. Doskonale wiem jak w Legii wygląda sytuacja z trenerami i zdarzało mi się na ten temat żartować. Wtedy w Leogangu bardziej myślałem o trudnym początku sezonu, który chciałem przejść jak najlepiej.

Co z tej trudny zostanie zapamiętane?
- Mecz z Lechem i bramka Rosołka to było coś naprawdę fajnego. Było to spotkanie derbowe i bardzo ważny dla nas moment.

A przed meczem z Lechem miał pan posprzątane biurko?
- Walizka zawsze jest przygotowana i stoi w kącie. Tak to sobie poukładałem, że trzymam porządek i jestem gotowy na wszystko. Nawet nie czytając i nie wsłuchując się w głosy z zewnątrz, wiedziałem, że parę razy się “zakotłowało”. Trzecia porażka w lidze z rzędu mogłaby spowodować, że zakotłuje się jeszcze bardziej. Nie miałem sygnałów z klubu, że muszę wygrać z Lechem, bo inaczej nie będę trenerem. Wręcz przeciwnie - pamiętam duże wsparcie szczególnie ze strony Radka Kucharskiego, z którym rozmawiam na co dzień, ale też wsparcie samego prezesa. Nie było tematu zwolnienia, ale czułem ważność tej chwili. Będąc trenerem Legii nie można przegrywać meczu za meczem, bo to się nie obroni na dłuższą metę.

W 75. minucie tego meczu wpuścił pan na boisko absolutnego debiutanta. To był taki sygnał, że "pracuję na swoich warunkach, nie ugnę się"?
- Jeżeli jestem z czegoś u siebie zadowolony, to na pewno z tego jak zachowywałem się w trudnych chwilach. Nie zmieniłem się, pracowałem zgodnie z sumieniem i robiłem to co moim zdaniem było najlepsze dla drużyny. Nic nie miało na mnie większego wpływu. Rosołek przez cały tydzień przed meczem z Lechem wyglądał dobrze, dał dobrą zmianę w sparingu z Dinamem i to popchnęło mnie do decyzji, by myśleć o nim w kontekście spotkania z "Kolejorzem".
Może z jednej strony była to odwaga, ale z mojego punktu widzenia było to rozsądne posunięcie. Wiedziałem, że remisując 1-1 atakujemy i jeżeli wejdzie jeszcze jeden zawodnik, który na treningach strzela bramki, to tylko może pomóc.
To były fajny test i doświadczenie. Bardzo jestem zadowolony, że nie straciłem głowy i miałem w sobie dużo spokoju. Jedyne co jest w sporcie słabe, to fakt, że człowiek jest taki sam, robi to samo, a gdyby wynik ułożył się w drugą stronę, to cały obraz i ocena byłaby diametralnie inna. Ciągle mam tę pokorę w sobie - wiem, że jedna chwila może zaważyć na ocenie, a nie chcę żeby tak było. Chcę pracować tak jak uważam za słuszne, żeby jak najbardziej pomóc swojej drużynie. Najlepiej oczywiście potwierdzać to wynikami, ale niekoniecznie one mogą przyjść od razu.

fot. Hugollek / Legionisci.com
fot. Hugollek / Legionisci.com

Które decyzje w ostatnich miesiącach były najtrudniejsze? Takie jak w meczu z Lechem, czy raczej pozbycie się takich nazwisk jak Hamalainen, Kucharczyk, Radović, czy Malarz...
- Decyzje o nie przedłużeniu umów z kilkoma ze starszych zawodników podjęte już wcześniej. Gdy obejmowałem drużynę było to wpisane w pewną strategię, było jasne, że nastąpi nieunikniona zmiana pokoleniowa. Najtrudniejszy był przypadek Michała Kucharczyka, bo plan był taki, że kontrakt zostanie przedłużony. W tej sprawie miałem coś do powiedzenia i musiałem podjąć bardzo trudną decyzję, ponieważ bardzo cenię i szanuję to co Michał zrobił dla klubu, kim jest i co dawał drużynie. W swoim przekonaniu byłem pewien, że najlepsze dla drużyny będzie spróbowanie czegoś nowego na tej pozycji - zarówno na boisku jak i ustalenie nowej hierarchii w samej szatni. Do tej decyzji byłem przekonany wewnętrznie, wierząc w to, że może ona przynieść poprawę.
Z drugiej strony nie zawsze miałem aż tyle odwagi. Na początku sezonu nie miałem brakowało mi jej, by postawić na Michała Karbownika, pomimo tego, że już w Warce dałem go na lewej obronie i widziałem, że może być to ciekawe rozwiązanie. Potem “Karbo” złapał kontuzję w Leogangu, a do tego doszła pewna świadomość tego, że na początku sezonu nie wszystko będzie funkcjonowało idealnie, a i moja pozycja nie była mocna. Próbowanie na lewej stronie tak niedoświadczonego chłopaka to byłoby ryzykowne, a może należało od razu zrobić.
Początek był więc trochę wbrew moim własnym przekonaniom. Tak było w przypadku ustawiania linii ataku z Carlitosem w składzie - przekonanie o tym co jest lepsze dla drużyny wówczas nie wygrało. Pierwsze ważne mecze graliśmy z Carlosem czy na “dziesiątce”, czy w ataku. Nie było prostą sprawą podejmowanie niepopularnych decyzji bez mocnej pozycji, ale nie bałem się, bo chciałem i chcę pracować na swoich zasadach i według własnego sumienia. Tak będzie zawsze, nie tylko teraz w Legii, ale także gdy będę pracował gdzieś indziej, tym bardziej, że uważam się za człowieka sprawiedliwego.

Aleksandar Sprawiedliwy?
- Nie jestem w stanie w stu procentach być fair wobec każdego zawodnika. Nie da się każdego uczynić zadowolonym. Zawodnicy jednak chcą widzieć pewne zasady i konsekwencję w ich trzymaniu. Jeżeli uznaję, że w Legii jest najważniejsza wspólna praca, dobra atmosfera w szatni i to by wszyscy byli ukierunkowani na rozwój siebie, to muszę tych zasad na co dzień przestrzegać. Do tego wszystkiego dochodzi rywalizacja, która jest bardzo ważnym elementem Zawodnik grający w Legii nie może mieć poczucia, że jest nie do podmienienia. Nie ma takiego gracza i nie powinno go być. Każdy musi na swoją pozycję zapracować i największy sukces jest wtedy, kiedy każdy piłkarzy w szatni wystawiłby taką samą jedenastkę na jaką stawia trener, gdy każdy z nich widzi, że ta jedenastka powinna wyjść.
Oczywiście zawsze jest dwóch czy trzech takich, co są blisko składu i mogą nie być zadowoleni. Ostatnio taka sytuacja jest z Mateuszem Wieteską - dla mnie jest naprawdę obojętnie czy gra Lewczuk czy Wieteska. W tym momencie decydują detale. Obaj zasługują na grę, ale obaj nie mogą grać w tym samym czasie. Tak samo jest z Walerianem Gwilią, który powinien powinien być w podstawowym składzie, ale nie jest, ponieważ nie mogę wystawić dwunastu. Są też inni, którzy są dalej od gry. Wszystko to działa według pewnego sprawiedliwego klucza, który mam nadzieję jest przejrzysty dla każdego zawodnika.

Jaki był najlepszy mecz Legii w tej rundzie?
- Od początku mówię o pewnym procesie. Pracuję w ten sposób, że zawsze wyznaczam sobie aktualny dzień, jako ten najważniejszy. Jednocześnie mam perspektywę nieco bardziej odległą. Perspektywę, że pewne rzeczy muszą się jeszcze dotrzeć i rozwinąć. Nie miałem od początku sezonu meczu, w którym byłem niezadowolony z drużyny. Miałem pretensje po pierwszej połowie spotkania z Koroną, wtedy było głośno w szatni oraz po meczu z Wisłą Płock na wyjeździe. To są jedyne takie dwa momenty. Nie patrzę na spotkania pod kątem, czy zagraliśmy lepiej czy strzeliliśmy więcej goli. Jedno to dążenie do sukcesu i do tego, aby zagrać tak, jak trenujemy, ale trzeba pamiętać, że nie zawsze będzie nam to wychodziło. Miałem okazję prowadzić ostatnie dziesięć spotkań, w których co chwilę były momenty, kiedy można było być niezadowolonym. Tak było w wygranym meczu z Górnikiem Zabrze, czy mecze z Jagiellonią i Pogonią. Z Lechią zagraliśmy dobrze, z Piastem wbrew pozorom też, poza drobnymi indywidualnymi błędami. Od początku tego sezonu jest to, co cenię sobie najbardziej. Ta drużyna po prostu chce, niezależnie od tego czy graliśmy w Gibraltarze czy to było 7-0 z Wisłą Kraków. Podejście tych ludzi zawsze było takie same. To, że piłka zaczęła szybciej chodzić i my zaczęliśmy lepiej funkcjonować, być skuteczniejsi i dokładniejsi, jest kwestią procesu, który musi potrwać.

Denerwujące były porażki z zespołami z czołówki i głosy, że Legia nie potrafi sobie z nimi poradzić?
- Pierwszy raz z taką opinią spotkałem się w studiu Polsatu, kiedy Dariusz Dziekanowski mi to zarzucił. Mówienie o takich rzeczach w tej lidze mija się z celem. Najpierw słusznie byliśmy tępieni za to, że przegrywamy z nieporadnymi drużynami, a potem odnośnie tych samych zespołów mówiło się, że nie pokonujemy drużyn z czołówki. Latem wiedziałem, że Śląsk jest już inną drużyną niż w poprzednim sezonie, kiedy walczył o utrzymanie. Gdy zremisowaliśmy z nimi 0-0 na początku sezonu, każdy miał w pamięci, że to drużyna, która jeszcze niedawno była blisko spadku i dziwił się jak to możliwe, że Legia takie spotkanie remisuje. Kiedy teraz graliśmy ze Śląskiem we Wrocławiu, to mówiło się o nim jak o meczu derbowym. Odbiór tego spotkania był zupełnie inny. Tak samo było gdy przegraliśmy 0-1 z Wisłą Płock, która miała mało punktów na koncie i była w dolnych rejonach tabeli. Tymczasem niedługo później została liderem. Trochę za mało jest analizy i analitycznego podejścia we wszystkich tych ekspertyzach w polskiej piłce.

fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com

Gdyby miał pan zmienić jedną rzecz, to co to by było?
- Na pewno bardzo dużo nauczyłem się przez te pół roku. Można by się zastanowić nad pewnymi zachowaniami po wygranym meczu, czy chociażby reakcją na przerwę na kadrę i to, jak sobie w tym czasie poradzić. Po przerwie reprezentacyjnej mamy duże trudności. Może najlepszym rozwiązaniem jest postawić na zawodników, którzy w tym czasie byli w klubie? W meczu z Lechem zagrała większość takich zawodników. Nie jest to jednak sprawa zerojedynkowa, bo z kolei w Szczecinie najlepszy był Vesović, który chwilę wcześniej grał na Wembley. Mam sporo doświadczeń, które można mądrze wykorzystać.
Na pewno nie zgodzę się z tym jak ktoś mówi, że z Glasgow Rangers mogłem zagrać inaczej. Uważam, że ze strony trenerskiej i merytorycznej mam tyle sobie do zarzucenia co w meczu z Lechem. Tylko epilog jest inny. W mojej ocenie pomogłem drużynie na tyle, na ile mogłem. Wyjść bardziej ofensywnie na Rangers? Gdzie jest w tym logika, by grać bardziej ofensywnie niż z Atromitosem czy ŁKS-em? W tamtym dwumeczu mieliśmy realną szansę na awans, mieliśmy swoje sytuacje. Pozostaje tylko kwestia ich wykorzystania.

Przegrane mistrzostwo, wietrzenie szatni, stabilizowanie jedenastki, wyjście z kryzysu i ogólne, że aktualnie drużyna jest pełna zadowolonych ludzi. Jaką ocenę wystawi pan sobie za ten okres?
- Poprzedni sezon był bardzo trudny. Wszyscy widzieli i czuli, że zmierza do pewnych zmian. To powodowało, że w szatni nie było wielkiej chemii i to nie było winą samych zawodników, ale tego jak to wszystko zostało skonstruowane. Szczególnie w końcówce zabrakło takiego pozytywnego ziarna, by o czymś myśleć. W poprzednich latach wygrywaliśmy mistrzostwo tylko dlatego, że inni nie potrafili wykorzystać swoich szans. Można więc było mieć tylko nadzieję, że tym razem będzie tak samo. Na nasze nieszczęście Piast wygrał jednak 9 na 10 ostatnich spotkań i sięgnął po tytuł.
Przystępując do nowego otwarcia dla mnie liczyło się to, że robię wszystko, żeby - w najgorszym wypadku - następny trener, który tutaj zawita miał chociaż taką szatnię, jaką powinien mieć. To był pierwszy krok i on wiązał się ze zmianami, przyjściem nowych i świadomością, że nie każdy to poprze. Jestem zadowolony z tego, że jak teraz spojrzę na skład, który ludzie chwalą, to mamy w nim Vesovicia, Jędrzejczyka i Andre Martinsa, który grali w poprzednim sezonie jako podstawowi; Majeckiego, który broni pierwszy sezon od początku; dużą grupę nowych: Karbownik, Lewczuk, Wszołek, Gwilia, Luquinhas oraz wyciągniętych z szafy Antolicia, Niezgodę i Kante. Nie wydaje mi się, by był sposób, aby to wszystko zaczęło szybciej funkcjonować przy takim natłoku meczów, gdy nie ma czasu na spokojne zgrywanie. Pewne rzeczy trzeba było układać w biegu, mając świadomość że gramy ważne mecze, a okienko kończy się na koniec sierpnia. To okienko skończyło się dla nas bardzo dobrze. Mówiło się, że to iż Legia zostaje z Kante i Niezgodą jest bardzo ryzykowne na pewno nie było pozytywnego odbioru tej sytuacji, natomiast ja byłem przekonany, że to jest dwóch ludzi których stać na to, żeby być "dziewiątką" w Legii. Takich przykładów jest sporo i ta drużyna zaczyna dobrze funkcjonować. Dla mnie to początek i nie należy na tym poprzestać.
W pracy dyplomowej miałem opisać jak ma wyglądać moja drużyna marzeń. Napisałem, że każda drużyna jaką trenuję, ma być moją drużyną marzeń. Trener musi pokochać zespół, który trenuje, bo idąc tokiem myślenia gdzieś są lepsi, że można kogoś sprowadzić... nigdy nie będzie się zadowolonym. Z tą drużyną, którą mam, jest tak, że nie jest ciężko ją lubić. Wszystkich da się lubić za to jak pracują i za to jakimi są osobami. Dla Legii jest ważne żeby dobór ludzi był na jednej kluczowej zasadzie: można nie trafić z piłkarzem, ale nie można nie trafić z człowiekiem.
Pamiętam jak mówiłem o legionistach, którzy robią cuda wianki… ale Legia musi mieć ludzi charakternych i ambitnych. Wtedy nawet jak piłkarz grał kiedyś Polonii, to zostawi serce na boisku. Na boisku muszą być przede wszystkim ludzie wartościowi i charakterni jako osoby. Wiem, że to nie ma żadnego znaczenia za kim jesteś. Jeśli chcesz wygrywać, tworzyć coś i zdecydowałeś się na sport, w którym nie jesteś sam, to musisz współpracować - to jest najważniejsze.

Możemy spodziewać się, że sezon rozstrzygnie się wcześniej niż w ostatniej kolejce?
- Uznaję, że jedyną drogą dla Legii jest skupienie się na każdym następnym meczu. Kiedy przestaniemy mówić o tym, jak bardzo jesteśmy silni, a skupimy się tylko i wyłącznie na pracy i następnym rywalu, to będzie dobrze. W momencie, kiedy zaczniemy myśleć o tym, co będzie w ostatniej kolejce, to różnie wtedy może być.

Jak sam pan przyznał, sezon zaczynał z niezbyt mocną pozycją. Jak wygląda to teraz? O ile pewniej się trener czuje?
- Czuję się mocny od samego początku. Nie mam problemu z samooceną czy wiarą we własne możliwości. Zdaję sobie jednak sprawę, że wiarę we mnie muszę zbudować wynikami. Najlepiej jak najszybciej. Nikt nie będzie na to jakoś długo czekał. Nie czekali na Nawałkę, więc dlaczego mieliby czekać na mnie? Jest to pierwszy sezon, w którym od początku ponoszę pełną odpowiedzialność za drużynę. Uważam, że przegraliśmy jeden mecz, w którym nie mogliśmy się poprawić. Mówię tutaj o rewanżu z Rangers. Widzę teraz po czasie, jak dużą szansę mieliśmy, aby osiągnąć coś wielkiego. Nie mam drużynie nic do zarzucenia. Jeżeli odpadlibyśmy w Pucharze Polski z Widzewem, to wtedy moglibyśmy powiedzieć, że faktycznie zawaliliśmy sprawę. Tymczasem spotkań, w których nie daliśmy innym żadnych większych szans, było sporo.

Teraz wyeliminowalibyście Rangers?
- Niekoniecznie. Trudno powiedzieć, czy teraz mielibyśmy łatwiej. Jako drużyna powinniśmy umieć korzystać z naszego doświadczenia. Teraz musimy poprawić się na tyle, by być skuteczniejsi, gdybyśmy mieli zagrać z taką drużyną jeszcze raz. To jest taki nasz mały cel.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Jakiś czas temu mówiło się, że ocena pracy Vukovicia będzie najbardziej rzetelna po jego meczach w listopadzie i grudniu.
- Wyglądamy dużo lepiej w tabeli. Ostatnie mecze, jakie graliśmy nie były jednak łatwe. Pierwsze miejsce pokazuje, że stać nas, aby grać dobrze w piłkę i fajnie prezentować się indywidualnie - aby każdy piłkarz był zadowolony z siebie. Piłkarz czuje po meczu, czy zagrał dobrze czy źle. Najlepszym uczuciem jest to, kiedy wiesz, że dałeś z siebie wszystko i dane spotkanie możesz zaliczyć do udanych. Najważniejsze jednak, aby drużyna dobrze funkcjonowała jako całość.

Będą to pana pierwsze zimowe przygotowania w roli pierwszego trenera. Czy są już przemyślenia, jak je przeprowadzić?
- Podstawą jest zdrowa rywalizacja. Od 9 stycznia będziemy mieli dwóch zawodników na każdą pozycję, gotowych na to, aby grać dla Legii Warszawa - to jest kluczem. Piłkarze muszą sami na boisku dać sygnał, że zasługują na grę. Moim i całego sztabu zadaniem jest wybrać mądrze i zostać na właściwej drodze.

Nazwisko piłkarza z polskiej ligi, którego pan chciałby u siebie?
- Będziemy szukali polskich, bo zależy nam na tym, aby było ich jak najwięcej. Chcemy, aby odpowiednie proporcje były zachowane, a nie tak jak miało to miejsce całkiem niedawno. Mamy na oku kilku zawodników, ale nie są oni wcale z pierwszych stron gazet. W tej chwili szukamy zawodników na skrzydło. Chcielibyśmy Luquinhasa nieco odciążyć i móc używać go nie tylko na skrzydle, ale również w środku. Wiadomo, że ruchy przychodzące będą również uzależnione od tego, kto z klubu odejdzie.
Na tę chwilę jeden lub dwóch skrzydłowych byłoby branych pod uwagę. Liczę na to, że nasz atak pozostanie w przyszłym roku bez zmian. Mam nadzieję, że będę miał na przyszłą rundę Niezgodę, Kante, Kostorza i Rosołka. To powinno nam w zupełności wystarczyć.

Sprowadzenie nowego bramkarza jest możliwe?
- Tylko w przypadku, jeżeli ktoś zostałby sprzedany, ale liczę na to, że niekoniecznie kogoś stracimy.

Czy do samolotu na pierwsze zgrupowanie wsiądzie już jakiś nowy zawodnik?
- Tak. Rozmawiałem z Radkiem Kucharskim, że byłoby fajnie gdyby tak się stało.

Rozmawiał Jan Wiśniewski

PRZECZYTAJ DRUGĄ CZĘŚĆ WYWIADU Z ALEKSANDAREM VUKOVICIEM

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.