fot. Raffi / Legionisci.com
REKLAMA

20x20 LegiaLive - Raffi

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Świętujemy dwudziestolecie powstania portalu LegiaLive.pl. Z tej okazji chcemy przybliżyć Wam sylwetki nas, kibiców pracujących w redakcji najpopularniejszego obecnie serwisu o Legii. Tym razem macie okazję poznać Raffiego. 20 pytań na 20-lecie!

1. Imię: Rafał;

2. Ksywka: Raffi;

3. Debiut na Legii: podobno w wózku :) więc nie wiem kiedy; pierwszy, z którego coś pamiętam, to parę lat później – marzec 1982, Legia 5-3 Widzew;

4. Debiut na łamach LL: stopniowo, ale pierwszy tekst to jesień 2005. Od tego czasu pisuję o tych aspektach sportowych związanych z Legią, o których rzadziej się pisze albo ciężko pisać regularnie ;) głównie mecze drużyn młodzieżowych, inne sekcje, a na początku i czasami do tej pory rezerwy;

5. Debiut na redakcyjnym wyjeździe: nietypowy, bo na mecz CWKS z Milanem … w Milanówku, listopad 2005; być może było coś wcześniej, ale pamiątek brak :);

6. Najlepszy tekst/zdjęcie: Najlepsze zdjęcia to te, które nie wyszły : )) Dotyczy to tych najbardziej dynamicznych i wynika w jakimś stopniu z jakości sprzętu, jak również tego, że służy on głównie do nagrywania filmów, a nie do zdjęć, a o obiektywach i ustawieniach uniwersalnych można powiedzieć (za jedną reklamą) tyle, że „jeżeli coś jest do wszystkiego, to znaczy że jest do …”. Co do tekstów, ceniłem sobie robienie podsumowań statystycznych drużyn akademii, ale w obecnych uwarunkowaniach jest to nie tylko niespecjalnie możliwe do wykonania (z uwagi na brak części danych, wzajemne zastępowanie się części lub całych roczników, w tym LSS, w ligach etc.), ale może i niecelowe (w przypadku najmłodszych, gdzie tego typu rzeczy nie są przydatne, bywają bardzo mylące – np. gdy ktoś nabije statystyki na słabej drużynie - i mogą czasami wręcz szkodliwy wpływ).

7. Najgorszy tekst/zdjęcie: Co do zdjęć, to wszystkie, na których próbowałem uchwycić Roberta Lewandowskiego. Szukając ich po latach, nie mogłem znaleźć dosłownie nic sensownego z meczów Legii. Np. tutaj – szukajcie a znajdziecie :) :



Niektóre relacje meczowe uzupełniane późno w nocy, które trzeba było potem rano pilnie poprawiać, bo np. urywały się w pół zdania, to również niekoniecznie powód do dumy :) Z drugiej strony, z uwagi na inne obowiązki, od ładnych paru lat zwyczajnie mało jest czasu, by regularnie bywać na wielu meczach czy też rozpisać się tak, jakbym chciał, albo dokonać jeszcze dokładniejszej obróbki filmów/skrótów.

8. Najlepszy mecz Legii jaki opisywałeś/fotografowałeś: „złoty” turniej MP U19 w Nowem i Grudziądzu – 2013 r., pierwsze złoto dla Legii od 34 lat. Niektórzy gracze z tamtego składu czekali potem aż 5-6 lat by poważnie zaistnieć w ekstraklasie (i niemal wszyscy w ŁKSie :) ). To uczy, że medale są fajne w gablocie, ale same w sobie niewiele znaczą. Ale również, że jeżeli ma się potencjał, warto być cierpliwym i ciężko pracować nad poprawą szwankujących elementów rzemiosła piłkarskiego.

9. Najgorszy mecz Legii jaki opisywałeś/fotografowałeś: Może nie najgorszy, ale charakterystyczny, mianowicie jeden z pierwszych pojedynków ligowych Escola – Legia, z 6 lat temu, wtedy bodaj w kategorii U10 lub U11. Po dobrym początku, nasz golkiper zagapił się, nie zauważył strzału z wolnego i po tym zdarzeniu zupełnie się rozkleił, stojąc do końca meczu apatycznie między słupkami (rezerwowy był akurat kontuzjowany) i nie reagując na strzały. Teraz gra w niezłym klubie za granicą :). Podobnie w roczniku 2006, też w debiutanckim meczu ligowym z tym samym przeciwnikiem, z wynikiem hokejowym „w czapę”. Tym bardziej cieszyły postępy wielu zawodników z obu tych roczników Legii w kolejnych latach. Z innej beczki, może nie zły (bo wygraliśmy, choć w męczarniach) ale specyficzny był mecz ze starszym rocznikiem Agrykoli na Ł3 10 czy więcej lat temu. O ówczesnych realiach klubowych (i o tym, jakim kretowiskiem było boczne) niech świadczy fakt, że jeden z goli padł po tym jak niezbyt groźnie uderzona z daleka piłka... odbiła się na wyboju i przelobowała pewnego udanej interwencji bramkarza. Po meczu ręce opadły wszystkim, bo okazało się, że w trakcie meczu ktoś okradł szatnię z telefonów komórkowych i zarządzono kontrolę wszystkich obecnych przy wyjściu. Trzeba było zresetować telefon, a do tego trzeba znać PIN. Oczywiście mój telefon się w trakcie całej operacji... zawiesił :)

10. Zawodnik Legii, z którym współpracowało się najgorzej: Nie było chyba takich z którymi współpracowało się źle. Podobnie wśród trenerów. Nawet w okresie konfliktu z ITI udawało się jakoś funkcjonować, choć zdarzały się kuriozalne sytuacje z ówczesnym kierownictwem klubu.

11. Zawodnik Legii, z którym współpracuje się najlepiej: Podobnie. Może być tak, że gracze, którzy są w Legii bardzo długo, niekiedy od początku, mają delikatnego plusa. Z drugiej strony, zawsze trzymałem się lekko na dystans (być może z uwagi na różnicę wieku jest o to łatwiej) i dzięki temu może nie zawsze jestem poinformowany o najnowszych plotkach, ale też i nie zależy mi na tym przesadnie. Czasami lepiej pewnych rzeczy od kuchni nie wiedzieć. A jak się wie, to nie paplać na lewo i prawo, bo efekt shitstormu bywa bardziej szkodliwy.

12. Najfajniejszy moment redakcyjny: wszystkie gdy jesteśmy w szerszym gronie, co z uwagi na specyfikę mojej działki obowiązków redakcyjnych zdarza się niezwykle rzadko ;]

13. Najtrudniejszy moment w redakcji:
1) wyjazd za granicę kilka lat temu; roaming wtedy sporo kosztował, mecze nie odbywają się zwykle w środku tygodnia w godzinach pracy, a relacje się same nie napiszą. Wyszło i tak nieźle, ale przez parę miesięcy multimediów było znacznie mniej :]
2) okres konfliktu z ITI. Po pierwsze, stadion przypominał pilnie strzeżoną twierdzę i bywał zamknięty nawet dla rodzin zawodników grających akurat mecze. Bywało, że trzeba było się dostawać na obiekt na najdziwniejsze możliwe sposoby, których nie będę teraz zdradzał, bo mogą mi się jeszcze przydać : ) Czatować zza płota lub z popularnego „balkoniku” też mi się zdarzało. Zdarzało się (choć bardzo, bardzo rzadko) że trenerzy w obawie o swoją pracę prosili, by nie publikować pewnych rzeczy, póki nie ukażą się na oficjalce. Stąd, z rzadka, niektóre relacje bywały uzupełniane np. po kilku godzinach.
Bardziej przykrym aspektem była kwestia domeny redakcyjnej. Mnie dotknęło to o tyle, że na wniosek klubu, z YT usunięto konto Legialive. A z nim przepadło mnóstwo filmów, w tym co najmniej kilkaset, które zrobiłem w latach 2005-12.

14. Najfajniejszy redakcyjny wyjazd: ponieważ przeważnie bywam na takich wyjazdach, gdzie pies z kulawą nogą by nie chciał pojechać, ciężko znaleźć takie. Przypomina mi się mecz rezerw sprzed ładnych paru lat w Działoszynie, gdzie pojechałem sam, ale wracałem z kolegami z innych redakcji, którzy pojechali „na dzika”. Sensowne radia nie miały tam zasięgu, a akurat wymieniałem MP3kę i prawie nic na niej jeszcze nie miałem, więc kolegom umilały drogę powrotną dość upiorne dla nieprzyzwyczajonych pieśni Grabaża z lat 80. typu „Pan Bóg znowu pogniewał się na Polskę, butem okupanta znów ją pokarał...”, „Berlin nie będzie naszą stolicą” etc. :]

15. Najlepszy pomysł, jaki ci się udało zrealizować w LL: rozbudowanie tygodniowych/weekendowych rozkładów jazdy o mecze młodzieży etc. Bardzo mnie cieszyło, że podobne rozpiski zaczęły pojawiać się, czasami w bliźniaczo znajomej formie :) na oficjalnych i nieoficjalnych stronach innych klubów. Przed laty i przez lata pies z kulawą nogą się tym nie interesował.

16. Pomysł, który nie wyszedł poza plany: Podstrona o kolarstwie (mój ulubiony sport chyba), bo w międzyczasie grupa zawodowa wzięła i padła :( Bardziej rozbudowana podstrona o meczach młodzieży ze zdjęciami składów etc. Do tego potrzebne byłyby ze 4 dodatkowe ręce a i celowość, wobec istnienia takiej samej gdzie indziej, przy licznych zmianach personalnych dosłownie co chwilę, byłaby ograniczona przy braku czasu na permanentną edycję. Dział „Flagi” niestety też nie wyszedł poza fazę wstępną, choć trochę zdjęć udało się zdobyć. Podstrona o fanklubach - choć działała przez jakiś czas, w pewnym momencie jej formuła się nieco zestarzała.

17. Co daje ci praca w LegiaLive: dużo doświadczenia w szeroko pojętym pisaniu plus w różnych kwestiach technicznych. Ale przede wszystkim frajdę.

18. Co jest w niej najfajniejsze: że robię to co lubię, choć oczywiście w moim przypadku to tylko dodatkowe zajęcie, można powiedzieć hobby wykonywane okazjonalnie.

19. Co jest w niej najbardziej irytujące: świadomość zasadniczych ograniczeń technicznych i czasowych z mojej strony w rozwijaniu „mojej” działki sajtu w kierunku jeszcze bardziej profesjonalnym. Zwyczajnie lepiej już było ;-) .

20. Najlepszy kumpel z redakcji: tu są sami fajni ludzie, a do tego rodowód kibicowski (by nie powiedzieć CFowy) sporej części redakcji dla mnie osobiście jest zaletą. Choć oczywiście każdy może mieć swoje zdanie, dla mnie jednak dobrze jest, że nie ma iluś tam identycznych stron o Legii, każda ma swoją specyfikę i uzupełniają się wzajemnie w jakimś stopniu.

Raffi:
Legia gdzieś tam w tle zawsze była. Śródmieście Południowe, na stadion na piechotę. Jeden z wujków był MP juniorów i zarazem (przez kolejne kilkadziesiąt lat) najmłodszym legionistą, który wystąpił w I drużynie. Dzięki Tacie (który przewinął się przez klub kibica, a w latach 60. zaliczył epizod w juniorach sekcji koszykarskiej) ja i mój starszy brat (potem również koszykarz, ale i młociarz w Legii) nie opuściliśmy zbyt wielu meczów Legii na Ł3 przez całe lata 80. i wczesne 90. Pierwsze mecze zaliczyłem podobno w wózku (np. pożegnanie Kazika Deyny). Jeżeli akurat był problem z biletami, finansami albo frekwencja nie pozwalała, pierwszą połowę spędzaliśmy na nasypie Trasy Łazienkowskiej, a w przerwie zwykle otwierano bramę i chętni mogli wejść za darmo. Tata lubił sport szeroko pojęty, więc zaliczyliśmy również wiele innych obiektów sportowych w Warszawie (z pewnym istotnym wyjątkiem ;) ). Bywaliśmy też na meczach innych sekcji, w szczególności koszykówki – na tyle często, że w pewnym okresie moimi idolami sportowymi byli w co najmniej równym stopniu Puc, Łączyński, Pawlak, Łukasiewicz czy Sobczyński, a potem Królik. Poza tym często Ojciec chodził ze mną często na mecze rezerw, co również okazało się istotne w późniejszym okresie. Potem chodziłem już nawet sam, w szczególności gdy pojawili się tam (w Legii II czy drużynach przeciwnych) koledzy ze szkoły czy z boiska (jeden obecnie komentuje mecze w C+...).

Zainteresowanie było przede wszystkim sportowe – w barwach Legii lub przyjezdnych można było zobaczyć w latach 80. graczy na poważnym europejskim poziomie. Pierwsi idole to okres jeszcze przed medalowym Mundialem 1982 i takie postaci jak: wspaniały technik i cwaniak Andrzej Buncol, twardziele Edward Załężny, Stefan Majewski, Marek Kusto, Henryk Miłoszewicz, Janusz Turowski. Później Dariusz Dziekanowski, Dariusz Wdowczyk, Dariusz Kubicki, Kazimierz Buda, Jan Karaś, Andrzej i Witold Sikorscy (ten drugi miał wtedy wśród kibiców status podobny jak potem Piotr Włodarczyk – gracz kultowy, lubiany, ale… potrafił zaskoczyć w najbardziej niespodziewanym momencie wspaniałą akcją, strzelić ważnego gola a w gorszej chwili potknąć się na piłce w sytuacji sam na sam). Słynny rajd Jarosława Araszkiewicza przez pół boiska zakończony golem w wyjazdowym meczu z Videotonem Szekesfehervar, 3 gole Dariusza Dziekanowskiego w 4 minuty z Olimpią Warszawa(gdy trener go postraszył zdjęciem z boiska; mój pierwszy mecz na Odkrytej BTW, dwa sektory od Żylety), bomba Dariusza Wdowczyka z wolnego z blisko 40 metrów w meczu z Bałtykiem Gdynia i inne pamiętne wydarzenia sportowe...

W latach 80. i 90. byłem bywalcem E górnej (Kryta). Na początku czasy były takie, że niekiedy trzeba było przyjść odpowiednio wcześnie, by zająć wolne miejsce, a ludzie byli stłoczeni na ławkach tak, że powstanie powodowało niekiedy brak możliwości usiądnięcia z powrotem. Dodatkowo, szczególnie na trybunie odkrytej, dużo miejsca zabierali przedstawiciele tzw. organów, tworzący zielone i niebieskie „paski” na trybunach. Szybko przekonałem się, że na stadionie śpiewa się ”różne” piosenki. Na początku dowiedziałem się, że Boniek jest fajny tylko w TV w relacjach z meczów reprezentacji, a tutaj jest: „Ruuudy do buuudy” oraz „Rudy łeb, ruda masa i rudego ma….”. I że „Nie, nie, nienawidzę Arki...” itp. . Znajomość innej stadionowej piosenki wyszła podczas jednej z imprez rodzinnych gdy zapytany przez koleżankę mamy o jakiś wierszyk, wypaliłem: „Kto ty jesteś? Polak mały! Jaki znak twój? Gaz i pały”. Tu nastąpiło przerwanie ciągu dalszego o „ślepym tacie” (w przyciemnianych okularach) i dostałem bana na prezentacje artystyczne. Przełom lat 80. i 90. to postępująca brutalizacja i bezhołowie na stadionach, co w połączeniu z innymi czynnikami spowodowało, że w jednej rundzie na mecz potrafiło przyjść i 15.000 a zaraz potem 2500 widzów. Na jeden z meczów, koło 1990, zaprosiliśmy w ramach debiutu brata stryjecznego. Po meczu z ŁKS zapoznał się z atrakcjami typu szarża lekkiej brygady (niebiescy gonili nas aż na samą górę skarpy za Źródełkiem), wybijanie szyb w jadących samochodach płytami chodnikowymi, kamionka, gaz i pały. Mnie to nie odstraszało, ale kuzyn po hucznym debiucie już chyba długo się na stadionie nie pojawił...

Później, po przeprowadzce, rzadziej pojawiałem się na Ł3, zająwszy się w weekendy najpierw (na krótko) grą w piłkę, a potem "karierą" estradową, która pożerała sporo czasu i jeszcze więcej pieniędzy. Po 1992, z hali przy 29 Listopada wynieśli się koszykarze, a na odległe Bemowo było mi z początku nie bardzo pod drodze. Wprowadzenie kart kibica i koszty biletów (za które już musiałem sam płacić) też robiły swoje i przez kilka lat częściej niż na Łazienkowskiej oglądałem mecze w TV. Zdarzało mi się natomiast wpaść na rezerwy, gdzie grywali koledzy i przeciwnicy z boiska. Tą drogą, i przy niemałej roli wchodzącego pod koniec lat 90. Internetu (forum drzewkowe, na Kickerze i w końcu na LL, plus strona Warszawscy Fanatycy – strona o fanach mniejszych klubów z Warszawy i okolic), stopniowo przeprosiłem się z Estadio WP. Jedną z moich ulubionych rubryk w „Naszej Legii” była „mecze młodzieży” (prowadzona poniekąd przez Turi). Wyniki przepisywałem i wrzucałem na forum LFF, gdzie od ok. 2003 byłem jednym z modów. Zatem do LL trafiłem... poprzez forum. Od ok. 2005 zacząłem podrzucać zdjęcia i relacje z meczów, a po kilkunastu miesiącach współpracowałem już na stałe.

Do Legii miałem od dawna podejście całościowe tzn. interesowała mnie budowa marki za skalę możliwie największą, popularyzacja, ekspansja i dominacja Legii na wszelkich możliwych frontach, zwłaszcza sportowych, ale i kibicowskich. Stąd moja duża słabość do fanklubów. Ludziom z niektórych bardziej oddalonych FC starałem się pomagać w zakupie wejściówek, gdy jeszcze nie było sprzedaży przez Internet. Gdy była akcja „Pełny Stadion” na rzecz zwiększenia frekwencji, rozdawałem ulotki zachęcające do wzięcia udziału w różnych spotkaniach. Dużą satysfakcją było, kiedy po takiej akcji, w środku zimy na mecz z Łęczną przyszło ponad 10.000 osób. Natomiast ultraska była nie dla mnie, podobnie wyjazdy w erze rosnącej inwigilacji, choć trochę ich zaliczyłem. Zawsze interesowałem się losem sekcji – robiłem niekiedy relacje z kosza, kolarstwa, zapasów, piłki wodnej, siatki i hokeja, a czasami i z innych sekcji (na koszu w czasach III ligi zdarzyło mi się zresztą parę razy być i ochroną, i mopmanem, a raz nawet i spikerem :) ). Przede wszystkim jednak nadawałem z meczów rezerw, CWKS, a od 2006 także z drużyn młodzieżowych, i to jest od jakiegoś czasu moja podstawowa ”działka”. Zasadą jednak i tutaj było ogarnianie całościowe tematu tzn. pisanie o wszystkich drużynach, a nie tylko o najstarszych, czy tylko przy okazji zdobywania trofeów. Sukcesy i porażki są bowiem owocem ciężkiej, długoletniej pracy i postępów robionych stopniowo, ale i błędów popełnianych w tym okresie. Obecnie nie jestem już w stanie poświęcać tyle czasu na bytność na meczach i pisanie rozległych relacji, na szczęście koledzy z redakcji i współpracownicy (w tym rodzice zawodników, wśród których nie brakuje bardzo fajnych osób) pomagają, by to się kręciło. Przede wszystkim jednak - bez uprzejmości i cierpliwości trenerów, tych byłych i obecnych, ciężko by nam było dostarczać informacje na odpowiednim poziomie i szczegółowości.

Czy znajomość piłki od kuchni, względnie oglądanie dziesiątek meczów rocznie sprawia, że inaczej odbiera się zmagania? Trochę tak, ale jednak bardziej na tym niższym niż ekstraklasa poziomie. Łatwiej jest docenić zaangażowanie i kunszt przeciwnika. W przypadku „jedynki” – może jest i element delikatnego zobojętnienia, ale po części wynika to również z obecnego poziomu naszej ekstraklasy i Legii jako jej części. Pamiętam POWAŻNYCH graczy w barwach naszego zespołu, w którym niegdyś grywało po kilku takich 'Vadisów'. Tylko czasem nie chciało im się grać. Obecnie, ręce niekiedy opadają i bywa, że pusty śmiech ogarnia na wyczyny ludzi, którzy zarabiają sporo a poziom sportowy reprezentują zupełnie nieprzystający do swoich wymagań. Dotyczy to też młodego pokolenia, które myśli niekiedy, że wszystko dostanie pod nos za darmo. Potem jednak przypominam sobie, jak na trybunach śpiewało się „...My czekamy już 13 lat” (a potem tych lat zrobiło się już tak dużo, że śpiewanie tej piosenki zaczęło się robić lekko niezręczne) i robi się trochę lżej na sercu w tym grajdołku, w którym się wszyscy tak miło urządziliśmy :) I oby jak najwięcej było zasługującej na grę młodzieży, wychowanków i oby to oni kiedyś robili różnicę.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.