Arvydas Novikovas - fot. Marcin Banaszkiewicz
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z ŁKS

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia udanie rozpoczęła ligowe zmagania w 2020 r. Zwycięstwo 3-1 z ligowym outsiderem może wprawdzie nie robić wielkiego wrażenia, ale zostało odniesione w niezłym stylu i pozwoliło utrzymać prowadzenie w tabeli.

1. Zadanie wykonane. Obowiązkowa wygrana, oczekiwania kibiców na wysoki wynik – to często kończy się wielkim zawodem. Sprawia, że pewniak zaczyna być sam dla siebie największym zagrożeniem. Drużyna jednak była na to przygotowana. Świadoma, że nawet najsłabszy rywal też może sprawić kłopoty, choćby dlatego, że w takim spotkaniu nie ma nic do stracenia. Legioniści dobrze rozpoczęli grę, szybko ją sobie ułożyli na połowie ŁKS i dali jasno do zrozumienia, że mecz toczyć się będzie na ich warunkach. I toczył się, a zakończył pewną i zasłużoną wygraną. Odhaczone.

2. Pewność siebie. To chyba największe osiągnięcie jesiennej Legii. W polskich rozgrywkach czuje się niesamowicie pewnie, ma przeświadczenie o własnej sile. Udowodniła to w meczu przeciw ŁKS, gdzie od początku dała jasno do zrozumienia, że będzie rządzić na boisku. Z tej pewności rodzi się też spokój i cierpliwość, których w niedzielę nie zmąciła nawet strata bramki. Wszystkie te cechy stały się już znakiem rozpoznawczym „Wojskowych”, ale pamiętać należy, że nie zawsze będą dawały efekt. Czasem trzeba coś zmienić, dać impuls, trener musi przyjść z pomocą. I tak też to wyglądało w niedzielę.

3. Wciąż silna ławka. Oczywiście jak na polskie warunki. Wystarczy powiedzieć, że wyrównanie dała akcja, którą zmiennik Gwilia zakończył podaniem na głowę do zmiennika Rosołka, a ten strzelił swego drugiego gola w Legii i ponownie bardzo ważnego. Wprowadzenie tych zawodników nie tylko pomogło odrobić stratę, ale też rozkręciło ofensywne poczynania drużyny. Vuković po zimowych odejściach może i ma obecnie mniejsze pole manewru wśród rezerwowych, ale nadal ma je całkiem niezłe. A wkrótce powinno być przecież jeszcze większe.

4. Liść na otrzeźwienie. Patrząc z perspektywy całego meczu, to chyba dobrze się stało, że ŁKS strzelił gola. Legioniści bowiem, choć zdominowali grę, to zbyt rzadko stwarzali zagrożenie pod bramką Malarza, a jednocześnie zawsze czegoś brakowało, gdy trzeba było finalizować atak – a to niedokładne zagranie, a to spóźnione, a to akcja rozszyfrowana przez rywali. Na występ Legii patrzyło się dość przyjemnie, ale brakowało konkretów. Gol na 0-1 i idące za nim zmiany, sprawiły, że w końcu się ich doczekaliśmy.

5. Defensywny koszmarek. Bramka dla ŁKS padła zresztą w dość niecodziennych okolicznościach, bo jednak rzadko zdarza się taka kumulacja pecha, gapiostwa i niefrasobliwości zawodników. Prześledźmy po kolei całą sytuację – w pierwszej fazie ataku gości widać, że spóźnieni są Martins i Antolić, przedpole „szesnastki” Legii jest nieobsadzone. Dziurę próbuje łatać Jędrzejczyk, który blokuje strzał. Piłka nieszczęśliwie jednak trafia pod nogi innego zawodnika z Łodzi, który poradził sobie z Lewczukiem, ale na tyle był naciskany, że nie dał rady oddać strzału i Majecki zepchnął go do linii końcowej, gdzie nie poradził sobie z nim Vesović, ale łodzianin zdołał jednak odegrać futbolówkę do partnera. Do tego ostatniego doskoczyli Lewczuk z Jędrzejczykiem, pozostawiając na 6 metrze od bramki zupełnie niekrytego Piątka. W tym czasie Antolić stoi i przygląda się, jak walczą jego koledzy, a Karbownik i Vesović nie wychodzą do przodu i nie pilnują linii spalonego. Uff i to wszystko w ciągu kilku sekund.

6. Gra w dziesięciu. Miałem bardzo dużo cierpliwości do Novikovasa i starałem się doszukiwać pozytywów w jego grze, ale najwyższa pora zacząć od niego wymagać. Od początku uważam wprawdzie, że to zawodnik, który nie pomoże Legii w Europie, jest swoistym symbolem obecnych czasów w klubie, ale może być pożyteczny w zmaganiach krajowych. Miałem przy tym nadzieję, że po zimowych przygotowaniach zacznie się prezentować lepiej. Niestety, mecz z ŁKS potwierdził doniesienia z Turcji: Litwin jest w słabej formie i nikt nie zdziwiłby się, gdyby stracił miejsce w składzie, choćby na rzecz nowo pozyskanego Cholewiaka. Bezsensowne dryblingi, holowanie piłki, brak pomysłu na rozegranie akcji i dużo czasu na podjęcie decyzji dyskredytują Novikovasa jako piłkarza Legii. Musi zajść jakaś zmiana w jego sposobie myślenia, musi zacząć grać drużynowo. Inaczej Legia nadal będzie grała w dziesięciu, ale on w końcu straci miejsce w składzie, a potem odejdzie. I nikt w Warszawie nie będzie za nim tęsknił.

7. Legia dobra, ale nie aż tak. Legioniści przede wszystkim nie zaskoczyli taktycznie ŁKS, choć, jak pokazuje to wynik, nie jest to warunek wygranej. Ich gra była jednak łatwa do przewidzenia – robotę w ofensywie robili wszędobylscy Karbownik, Luqinhas i Kante. Reszta pokazała zbyt mało. I to mało potem wychodzi w pucharach. Jesteśmy zbyt ograniczeni jakościowo, by rywalizować z zespołami europejskiej trzeciej ligi, co najlepiej pokazał dwumecz z Rangers. Gdy Legia nie ma dużo miejsca w środku pola i swobody w rozegraniu piłki, to pojawiają się problemy, których nie rozwiąże najlepsze przygotowanie motoryczne i taktyczne. Owszem, niemal wszyscy nasi aktualni zawodnicy mogą się rozwinąć sportowo, stać się lepszymi, ale gdzie nauczą się szybszej gry? Szybkiego myślenia, podejmowania decyzji, jak nie w rywalizacji, do której nie są w stanie awansować? By to osiągnąć należałoby ściągać piłkarzy otrzaskanych w silniejszych ligach, a to, jak wiemy, niemożliwe z powodu polityki klubu i ograniczeń finansowych. Pozostaje więc ekscytować się rywalizacją z ŁKS, który pozwolił Legii grać w swoim tempie, nie uprzykrzając jej życia w środkowej strefie boiska.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL


REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.