fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: 29 lutego dopingowaliśmy na całego

Hugollek - Wiadomość archiwalna

Data sobotniego meczu była nie byle jaka – 29 lutego, czyli dzień, który z małymi odstępstwami mamy okazję przeżywać co cztery lata. W historii rozgrywek „Wojskowych” to dopiero drugie spotkanie rozgrywane tego właśnie dnia. Pojedynek z zespołem z Krakowa miał dla Legii arcyważne znaczenie w kontekście przewagi punktowej nad „Pasami”. W przypadku wygranej liderujący legioniści mieliby o sześć punktów więcej od zajmującej obecnie drugą lokatę „Craxy”. Było więc o co walczyć.



By zachęcić możliwie jak najwięcej kibiców do wizyty na Estadio WP, w akcję promocyjną oprócz klubu, który przez pierwsze dwa dni sprzedaży biletów obniżył ich ceny o dwadzieścia procent, włączyli się także Nieznani Sprawcy. Ultrasi z pomocą piłkarzy Tomáša Pekharta i Domagoja Antolicia nagrali humorystyczny klip wideo, nawiązujący do popularnego w byłej Czechosłowacji utworu „Jožin z Bažin” Ivana Mládka i Banjo Band. Reklama chyba podziałała, bo na trybunach zjawiło się niespełna 21 tysięcy kibiców.



Przed meczem, z okazji zbliżającego się Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, „Krewcy Legioniści” zorganizowali akcję zbiórki krwi. W okolice stadionu podjechały trzy krwiobusy, w których w godzinach od 9 do 14 wszyscy chętni mogli oddawać ten życiodajny płyn ustrojowy. Zgłosiły się 237 osoby, spośród których krew oddało 206. W ciągu pięciogodzinnej akcji udało się zebrać prawie 93 litry tej niezbędnej do życia cieczy. Wszyscy krwiodawcy, oprócz satysfakcji, że dzięki swojemu czynowi przyczynili się do uratowania czyjegoś życia, mogli także liczyć na atrakcyjne nagrody za swoją postawę, m.in. bilety na piłkarski mecz z Piastem Gliwice przy Łazienkowskiej czy koszykarski pojedynek z Arką Gdynia przy Obrońców Tobruku. Więcej znajdziecie w naszej relacji ze zbiórki krwi na Legii.

Przed początkiem widowiska, przy wejściach na poszczególne trybuny, odbyła się kolejna zbiórka pieniędzy na oprawy meczowe.

Fani z Kałuży przyjechali do stolicy w ponad 600 osób pociągiem specjalnym i zajęli miejsca w górnej części sektora gości. Wywiesili trzynaście flag i wprawdzie prowadzili regularny doping dla swojego zespołu, lecz z perspektywy „Żylety” ich wokalne poczynania były praktycznie niesłyszalne. Co ciekawe, to kibice „Pasów” zaczęli nas prowokować do wymiany „uprzejmości”. A miało to miejsce na długo przed pierwszym gwizdkiem, gdy nasi piłkarze wkroczyli na murawę celem dokonania krótkiej rozgrzewki. Wówczas goście głośno wygwizdali naszych futbolistów. Ich popis nie trwał jednak długo. Gdy bowiem chwilę później na boisku pojawili się zawodnicy z Krakowa, otrzymali podwójną, jeśli i nie potrójną porcję przenikliwych gwizdów z pozostałych trybun stadionu. „Jazda z k...!” – krzyczeliśmy głośno, napominając legionistów, by ci zrobili wszystko, co w ich mocy, aby krakowianie nie zdobyli w Warszawie choćby punktu. Tego dnia zresztą w naszym repertuarze znalazło się jeszcze kilka innych przyśpiewek, które kierowaliśmy pod adresem zgromadzonych w sektorze gości kibiców. Gdy spikerzy ogłosili, że na stadionie obecny był pan Lucjan Brychczy, trybuny z całych sił skandowały nazwisko naszej żywej, legijnej legendy.

W trakcie wykonywania „Snu o Warszawie” nasi ultrasi rozpoczęli prezentację choreografii meczowej. Najpierw centralną część Żylety zakryła dawno nie widziana Wielka Flaga, po czym, już w trakcie odśpiewywania hymnu Legii, górną część trybuny i dach rozświetlił blask rac. Dopełnienie oprawy stanowiły „szachownicowe” flagi na kijach, którymi machano po obu stronach sektorówki. Ten, wydawałoby się, minimalizm i ta prostota w czystej postaci, to jednak klasyka sceny ultras.



Po zakończeniu pokazu z przytupem ruszyliśmy z dopingiem. Tak dobrego wokalnie początku meczu, z takim zaangażowaniem, nie doświadczyliśmy chyba od co najmniej kilkunastu spotkań. „Do boju, Legio marsz!” brzmiało po prostu fenomenalnie – równo, donośnie oraz, co ważne, bardzo długo. Czuło się, że wszyscy pozytywnie nakręciliśmy się na ten pojedynek i że chcieliśmy naszym donośnym śpiewem niejako zmieść rywali z murawy, by ułatwić zadanie naszym piłkarzom, którzy po prostu musieli umocnić się na pozycji lidera. Wydawało się, że legioniści poczuli nasze wsparcie, bo od pierwszych minut konfrontacji z „Pasami” przystąpili do zmasowanego ataku na ich bramkę.

Tu warto wspomnieć o pewnym sędzi, którego nasze trybuny „uwielbiają” począwszy od ćwierćfinału Pucharu Polski ze Śląskiem Wrocław przy Łazienkowskiej, który odbył się na początku marca 2015 roku. Szymon Marciniak, bo o nim mowa, podejmował (oczywiście z naszej perspektywy) tak kuriozalne i niezrozumiałe dla nikogo z nas decyzje, że musieliśmy mu przypomnieć, dlaczego tak bardzo go „kochamy”. Nasze napomnienia w kierunku sędziego, połączone potem z donośnym wykonywaniem przyśpiewki „Ole, ole, ole, ola” oraz z konsekwencją w grze i cierpliwością naszych piłkarzy opłaciły się, bowiem po dwudziestu minutach spotkania mogliśmy się wreszcie cieszyć pierwszą bramką „Wojskowych”. Jeden z bohaterów klipu NS-ów potężnym wolejem pokonał bez większych trudów Michala Peskovicia. Zarówno na trybunach, jak i na murawie zapanowała szalona radość. Gol ewidentnie wybił z rytmu krakowian, którzy zaczęli się gubić w akcjach wyprowadzanych przez naszych zawodników. Legioniści chcieli pójść za ciosem, próbując raz za razem szturmować bramkę rywali, ale ci stosunkowo dobrze się bronili. Co się jednak odwlecze...




My z kolei nie ustawaliśmy w naszych wokalnych wysiłkach. Wykonywaliśmy całą plejadę utworów z naszego legijnego śpiewnika, w tym: hit z Wiednia, „Legiooo!” na dwie trybuny z machaniem szalikami i przysiadaniem czy „Legia, Legia, Legia, Legia goooool!”. Pozdrowiliśmy również nasze zgody oraz trochę też potańczyliśmy.

Gdy pierwsza połowa spotkania miała się ku końcowi, wyciągnęliśmy asa z rękawa w postaci przyśpiewki „Nie poddawaj się”. Ledwo zaczęliśmy ją wykonywać, a Walerian Gwilia oddał bardzo mocny strzał na bramkę Cracovii. Niestety, trafił jedynie w poprzeczkę, a na trybunach dało się słyszeć dojmujący jęk zawodu. Wściekli, że piłka nie zatrzepotała w bramce przeciwników, ze zdwojoną siłą uskutecznialiśmy ten właśnie utwór. Nasze wysiłki nie poszły na marne, bowiem chwilę później ten sam futbolista mocnym uderzeniem mógł się wreszcie cieszyć ze strzelenia gola, powodując tym samym także wzrost euforii w naszych szeregach. Do przerwy zasłużenie prowadziliśmy z „Pasami” 2-0. Wokalnie też było świetnie, co zresztą sam zauważył dyrygujący dopingiem.

Drugą odsłonę widowiska rozpoczęliśmy tradycyjnie od „Mistrzem Polski jest Legia”. Jednocześnie na obu poziomach „Żylety” pojawiły się sztycówki. Ponadto, gdy spikerzy powiedzieli nam, że na mecz przybył nasz ekszawodnik Miroslav Radović, głośno go pozdrowiliśmy, skandując jego nazwisko.

Warto podkreślić, że praktycznie ani na chwilę nie zwalnialiśmy naszego decybelowego tempa. Każdy dawał z siebie maksimum możliwości wokalnych. „Szkoła, praca, dziewczyna, rodzina” brzmiała niemal wzorowo. Niestety, na boisku zaczęło dziać się nieco gorzej. Można było odnieść wrażenie, że rozpoczęliśmy oglądanie zupełnie innej Legii. Nasi grajkowie swoją grą przypominali bardziej „Pasy” z pierwszych 45 minut konfrontacji.

fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com

Nie minęło kilka minut, a Cracovia zdobyła kontaktową bramkę z rzutu karnego. Duży udział w niej miał sam sędzia Marciniak, który kolejny raz nieźle nas rozwścieczył, udając się uprzednio na wideoweryfikację. Gol podciął nieco skrzydła legionistom, jednocześnie dodając animuszu krakowianom, którzy uwierzyli, że w tym spotkaniu mogą coś jeszcze ugrać. „Jesteśmy z Wami, hej Legio jesteśmy z Wami!” – krzyczeliśmy do naszych zawodników, by ci się nie poddawali i strzelili w zamian „Pasom” bramkę numer trzy. Ta nie chciała jednak paść. Zamiast tego na murawie coraz bardziej uaktywniał się nasz „ukochany” arbiter. Po jego kolejnej absurdalnej decyzji, gdy ukarał jednego z naszych żółtym kartonikiem, czara goryczy się przelała i pod adresem sędziego poleciała cała śmietanka inwektyw.

Potem mogliśmy ponownie skupić się na dopingowaniu legionistów. W naszym bogatym repertuarze znalazły się m.in.: „Czarna eLka”, „Za kibicowski trud”, „Dziś zgodnym rytmem” czy „Niepokonane miasto”. Na boisku nic się nie zmieniało – „Craxa” próbowała doprowadzić do remisu, a „Wojskowi” chcieli strzelić przesądzającą o losie meczu bramkę. My zaś, ponownie „w asyście” dużych flag na kijach, uskutecznialiśmy z wiarą i wytrwałością do końca pojedynku dwie pieśni: „Za nasze miasto” oraz hit z Wiednia.

Gdy Marciniak użył gwizdka po raz ostatni, odetchnęliśmy z ulgą i poczuliśmy niesamowitą radość. Legia wygrała bowiem 2-1 i umocniła się na fotelu lidera, mając sześć punktów przewagi nad krakowianami i osiem nad szczecinianami. Jednocześnie zapytaliśmy kibiców z sektora gości, czy odczuwali specyficzny ból po porażce z „Wojskowymi”. Nie zaczekaliśmy jednak na ich odpowiedź, gdyż czym prędzej chcieliśmy podziękować naszym piłkarzom za ich trud, zaangażowanie i, naturalnie, odniesienie cennego zwycięstwa. Przypomnieliśmy im również, że przed nimi jedyny możliwy do zaakceptowania przez nas cel, jaki stanowi zdobycie krajowego trofeum. „Do boju, Legio marsz! Mistrzostwo czeka nas!” – zaśpiewaliśmy wspólnie z futbolistami, którzy otrzymali od nas także porcję soczystych braw. Nim udali się do szatni, odśpiewaliśmy jeszcze wspólnie „Warszawę” i podkreśliliśmy, żeby zawsze walczyli do końca.

Rozgrywki ligowe nabierają tempa. Już w najbliższą środę udamy się pociągiem specjalnym do Trójmiasta, by tam późnym wieczorem dopingować legionistów w pojedynku z gdańską Lechią. Z kolei już w niedzielę przy Łazienkowskiej Legia zmierzy się z obecnym mistrzem Polski. Początek spotkania z gliwickim Piastem zaplanowano na godzinę 17:30. Wszystkich gorąco zachęcamy do nabywania wejściówek na ten mecz. Dla wszystkich pań, z okazji ich święta, klub przygotował specjalną promocję na pojedynek z Piastem. Kobiety posiadające kartę kibica, zapłacą za wejściówkę jedynie 8 złotych. Te, które jej nie posiadają - o 5 złotych więcej.

PS. Z okazji Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” wywieszono okolicznościową flagę „WYKLĘCI” w barwach narodowych z głową wilka, zajmującą jej centralną część. Z prawej strony „Żylety” zawisła także flaga „ŚP. GACEK”, poświęcona jednemu z fanów Radomiaka Radom.

Frekwencja: 20 813
Goście: 600
Flagi gości: 13

Fotoreportaż z meczu - 61 zdjęć Mishki
Fotoreportaż z meczu - 45 zdjęć Kamila Marciniaka

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.