REKLAMA

Brutalne derby z Warszawianką i surowe konsekwencje dla Legii

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

27 października 1935 roku piłkarze Legii rozegrali derbowe spotkanie z Warszawianką, które zakończyło się porażką legionistów, a konsekwencje związane z zajściami na murawie stadionu Wojska Polskiego odczuwalne były w kolejnych miesiącach. "Mecz niedzielny rozegrany przy niemiłej, jesiennej szarudze, należał do kategorii imprez sportowych, o których chciałoby się jak najszybciej zapomnieć!" - pisał Przegląd Sportowy w artykule zatytułowanym "Tak nie profanuje się piłki nożnej! Brutalny mecz Warszawianka - Legja 2:1 na stadionie w stolicy".

"Kto zawinił? - Kibice znajdą sto i jeden dowodów, że nieczyste sumienie ma przecfiwnik, a w końcu pogodzą się w stwierdzeniu, że: największym winowajcą był sędzia! Bezstronnemu widzowi tłumaczenie takie nie będzie odpowiadać! W rzeczywistości bowiem grzeszyli ponad dozwoloną miarę jedni i drudzy, a sędzia znalazł się doprawdy w niełatwej sytuacji" - czytamy dalej a relacji.

Z relacji Przeglądu Sportowego wnioskować można, że Warszawianka słynęła w tamtym czasie z ostrej gry i podobnie było w spotkaniu przeciwko Legii, choć początkowo "bez wyskoków". "Legia reagowała najpierw dość flegmatycznie, dopiero z chwilą gdy zmora przegranej stawała się coraz realniejszą, zaczęła raz po raz stosować niedozwolone środki. Efekt był taki, że druga połowa przemieniła się w ogólne polowanie na kostki!" - relacjonowano.

W pierwszej połowie padły wszystkie trzy bramki. Najpierw dwie zdobyła Warszawianka - pierwszą po samobójczym trafieniu Szczotkowskiego w 22 minucie. "Knioła bije daleki rzut wolny. Ostrą piłkę wypuszcza Keller z rąk, łapie ją po raz drugi, znów mu ucieka i pada na linię, skąd nadbiegający Szczotkowski pakuje ją 'pewnie' do własnej bramki" - pisał PS. Strzelec bramki samobójczej był jednym ze słabszych graczy Legii w tym meczu. "Popełniał mnóstwo błędów i to wszelkiej kategorii. Raz źle obliczył piłkę, to znów fatalnie ją odbił; samobójcza bramka nie wzmocniła jego samopoczucia. Odbiło się to na Martynie, który daleki był od zwykłej formy" - czytamy na temat postawy piłkarza Legii. Ten właśnie gol dodał "animuszu i pewności siebie" graczom Warszawianki.

Zaledwie sześć minut później, padł dla rywala Legii. Smoczek wypuścił Pirycha, a ten wykorzystał dogodną okazję i podwyższył na 2:0. Dla Legii gola zdobył Józef Nawrot, który niestety tego dnia był osamotniony w ofensywie. "Walczył ambitnie i często się eksponował. Pilnowano go zresztą bardzo starannie, nie dopuszczając do strzału. Jedyna bramka jego była majstersztykiem! Zadanie Nawrota było o tyle utrudnione, że zmuszony był zrezygnować ze współpracy z Łysakowskim, który grał chyba jeden z najsłabszych meczów w sezonie. Powolny, niezdecydowany, hamował każdą akcję, nie myśląc zupełnie o strzale. Bardziej ruchliwy był Przeździecki I. Panował jednak słabo nad piłką, co przy szybkim przeciwniku stanowiło poważny mankament" - czytamy w relacji. Bramka kontaktowa padła w 43. minucie, atak opisywano jej zdobycie: "Rajdek ucieka z piłką do środka, przerzuca ją do Wypijewskiego, który podaje pod bramkę. Nawrot trzymany przez dwu przeciwników, pięknym skokiem chwyta ją na głowę i z trudnej pozycji zdobywa honorowy punkt".

Po przerwie bramki nie padły, choć na boisko działo się sporo. Niekoniecznie w sportowym aspekcie. Jak relacjonował Przegląd Sportowy, "druga połowa przemieniła się w ogólne polowanie na kostki, a szczególnie krytyczny moment miał miejsce w 22-ej min. po przerwie". "Foul Knioły na Przeździeckim tak rozsierdził Przeździeckiego II-go, że przyskoczył do Sroczyńskiego i rzucił go na ziemię. Zanosiło się na ogólną bójkę, której zapobiegło jednak kilku roważniejszych. Słuszna decyzja sędziego brzmiała: rzut wolny do Warszawianki, a Przeździecki II - za boisko! Dotkliwa ta kara nie zmitygowała jednak graczy. Rozbijano się nadal i raz po raz tarzał się ktoś po ziemi. Ostatnim akordem był foul Nawrota na Ziemianie, który nie powrócił już o własnych siłach do szatni" - pisano.

"Raz, Dwa, Trzy" z kolei podawał, że wspomniany faul Sroczyńskiego miał miejsce na Henryku Martynie, który słynął z potężnego uderzenia z rzutów wolnych, nie raz decydując się na strzały ze stałych fragmentów gry, nawet z połowy boiska. Nie ma z kolei wątpliwości, że chodzi o tę samą sytuację (wspomniana 25 minuta musi dotyczyć drugiej części spotkania), bowiem właśnie po tym zagraniu jeden z braci Przeździeckich, został usunięty z boiska. "Knioła dopuścił się niesłychanie rzadkiego faulu na Martynie, a mianowicie w chwili wykonywania przez niego rzutu wolnego. W 25 min Sroczyński znokautował W. Przeździeckiego. Brat biegnie mu na pomoc i rozpoczyna z napastnikiem bójkę" - pisano w tygodniku.



Postawę sędziego oceniano pozytywnie, wskazując, że często odgwizdywał rzuty wolne. "Starał się opanować temperamenty graczy, aplikując sporo wolnych rzutów, mógł wystąpić jeszcze energiczniej, ale ostatecznie nie jest zbyt łatwo zdecydować się na wykluczenie graczy w ważnym meczu punktowym. Gdy zaszła ku temu nieodzowna potrzeba nie zawahał się i przed tym krokiem" - pisano nt. postawy arbitra z Krakowa.

Dwa tygodnie później okazało się, że konsekwencje dla czołowych graczy Legii były o wiele poważniejsze, aniżeli usunięcie z boiska. Ukaranych zostało aż trzech zawodników Legii (Przeździecki II, Nawrot i Martyna), w tym zdecydowanie najsurowiej pomocnik naszego klubu, którego czekała aż półroczna pauza.

"Wydział Gier i Dyscypliny Ligi rozpatrywał we wtorek sprawę burzliwego meczu Legia - Warszawianka. Wydział ukarał: Przeździeckiego II za uderzenie przeciwnika - 6 miesięczną dyskwalifikacją, Nawrota za umyślne kopnięcie przeciwnika - 2 miesięczną dyskwalifikacją, Martynę i Zwierza za krytykowanie orzeczeń sędziowskich - po 4 tygodnie dyskwalifikacji. Ponadto pozbawiono praw pełnienia obowiązków kapitanów drużyn: Nawrota i Sroczyńskiego na okres 1 roku, za dopuszczenie do brutalnej gry. Wydział postanowił zwrócić się jeszcze do sędziego tego meczu p. Rutkowskiego z prośbą o nadesłanie wyjaśnień co do innych graczy. Kary te obowiązywać będą już og 6 b.m. [6 listopada 1935 roku - przyp. B]" - pisał Przegląd Sportowy w tekście "Epilog brutalnego meczu".

Brak podstawowych zawodników na pewno miał wpływ na słabe wyniki legionistów w kolejnych spotkaniach, niewiele brakowało, by zakończyło się to dla Legii degradacją z ligi. Nasz zespół przegrał później dwa wyjazdowe mecze w Krakowie - z Wisłą 0:5 (debiut w barwach Legii bramkarza Grgy Zlatopera, który po przerwie, przy stanie 3:0 zastąpił kontuzjowanego Antoniego Kellera) oraz Garbarnią (aż 0:8!), w tym ostatnim grając w mocno rezerwowym składzie. Wpływ na wysoką porażkę z Garbarnią miał z pewnością fakt, że kolejny raz Legia kończyła mecz w osłabieniu - tym razem w dziewiątkę, po tym jak kontuzjowany Schaller nie był w stanie wrócić na murawę po przerwie, a arbiter usunął z placu gry także Drabińskiego. Legię od degradacji uratował remis Ruchu Hajduki Wielkie z walczącą również o utrzymanie Cracovią. "Pasy" prowadziły już 1:0, i gdyby takim rezultatem zakończyło się tamto spotkanie, nasz zespół zostałby zdegradowany do klasy A. Z kolei remis zapewnił Ruchowi kolejny tytuł mistrza Polski.

27.10.1935, stadion Wojska Polskiego: Warszawianka 2-1 (2-1) Legia
Bramki: Szczotkowski (samobójcza) 22', Pirych 28' - Józef Nawrot 43'
Warszawianka: Jachimek - Zwierz, Ziemian, Meternich, Sroczyński, Sochan, Stollenwerk, Knioła, Smoczek, Święcki, Pirych.

Legia: Keller - Martyna, Szczotkowski, Kubera, Cebulak, Przeździecki II, Rajdek, Przeździecki I, Nawrot, Łysakowski, Wypijewski.
Sędziował: p. Rutkowski (Kraków)

Widzów: ok. 1000

Poprzednie teksty w dziale Historia.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.