REKLAMA

Z kart historii

Władysław Karaś - pierwszy indywidualny meda(L)ista IO

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Ostatnio przedstawialiśmy pierwszych zawodników Legii, którzy zdobyli medal Igrzysk Olimpijskich - czterech szermierzy Legii przyczyniło się do wywalczenia brązowego medalu w drużynie szablistów na IO w Los Angeles, w 1932 roku. Indywidualnie pierwszy medal zawodnik naszego klubu zdobył cztery lata później podczas Igrzysk Olimpijskich w Berlinie. Medal, również brązowy, zdobył zawodnik sekcji strzeleckiej naszego klubu, Władysław Karaś.

Miało to miejsce 8. sierpnia 1936 roku. Był to jednocześnie pierwszy "olimpijski" medal Polaków w tej konkurencji. W Berlinie w rywalizacji wzięło udział 64 strzelców z 22 państw, w tym trzech Polaków. Oprócz Karasia startowali również Wrzosek i Palcha.

Udział Karasia w Igrzyskach Olimpijskich był swego rodzaju niespodzianką. Spore szanse na wyjazd do Berlina miał z kolei inny zawodnik Legii, Edmund Rutecki, ale prasa pisała, że aby tak się stało, musiałby poprawić strzelanie z postawy leżącej.

"Strzelectwo polskie odniosło wielki sukces. Po raz pierwszy na Olimpiadzie zdobyliśmy medal. Jest to wprawdzie tylko medal brązowy, ale i to dobre na początek. Nasz reprezentant, kapitan Karaś znalazł się wśród elity najlepszych strzelców świata. Wyprzedził go jedynie fenomenalny Norweg Rogenberg, który uzyskał maksymalną ilość punktów: 300 na 300 możliwych. Węgier Berczeni pokonał Polaka dopiero po rozgrywce. Zawody odbyły się na wspaniałej strzelnicy w Wansse pod Berlinem. Strzelano z karabinku małokalibrowego na dystansie 30 metrów do 10 pierścieniowej tarczy. Każdy z zawodników musiał oddać po 10 strzałów z każdej pozycji: leżąc, stojąc i klęcząc" - relacjonował przebieg rywalizacji korespondent Przeglądu Sportowego.



Willy Rogenberg był nie do pokonania - wszystkie strzały (30!) umieścił w czarnym polu, zdobywając maksymalną liczbę punktów. Potrzebował na to dwóch godzin i tym samym ustanowił nowy rekord świata. "Kładł się z zamkniętymi oczami, aby wypoczęły mu nerwy i wzrok" - zdradzano w PS.

Aż pięciu zawodników uzyskało wynik 296 punktów, odpowiadający niedawnemu jeszcze wtedy rekordowi świata. Taki rezultat uzyskali Władysław Karaś, a także Węgier Berczeni, Meksykanin Hueta, Brazylijczyk Nello oraz Francuz Mazoyer.

Później miała miejsce dodatkowa rozgrywka o medal srebrny i brązowy. "Zacięta walka o srebrny medal rozegrała się właściwie tylko pomiędzy Berczenim i kapitanem Karasiem. Po długich bojach wyszedł z niej zwycięsko Węgier. Nasz reprezentant zajął pewne trzecie miejsce" - pisał PS. W dodatkowej serii Karaś, podobnie jak Węgier, trafił w 10, ale oględziny tarcz wykazały, że bliżej środka była kula wystrzelona przez Ralpha Berczeniego.

Czwarty był Mazoyer, piąty Hueta, a szósty Nello. Dwaj pozostali Polacy z wynikiem 289 pkt. uplasowali się w drugiej dziesiątce.



W księdze Legii wydanej w 1966 roku próżno szukać informacji nt. startu Karasia na IO w Berlinie. Dopiero księga na 100-lecie Legii odnotowuje ten fakt i zauważa, że większość źródeł podaje informację, jakoby kpt. Karaś reprezentował Strzelca Warszawa. "Ale takiego klubu nie sposób znaleźć na liście uczestników Narodowych Zawodów Strzeleckich z 1936 roku. Prawdopodobnie mamy więc do czynienia z pomyłką i chodziło o Związek Strzelecki, którego członkiem istotnie Karaś był, zarówno jako zawodnik (tam zaczynał w 1931 r. karierę sportową), jak i instruktor. W zawodach brał jednak udział okazjonalnie, a do IO 1936 w Berlinie przygotowywał się... w czasie urlopu. Jego przynależność klubowa jest zatem sprawą dyskusyjną. Dlatego zdajemy się na samego zawodnika, a ten zaraz po igrzyskach w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego, przeprowadzanym przez Janusza Kusocińskiego, stwierdził: 'Organizacyjnie należę do Zw. Strzeleckiego i do klubu Legia" - wyjaśnia księga na 100-lecie Legii.



Na koniec przytoczymy wspomniany artykuł/wywiad Janusza Kusocińskiego, w którym przedstawia sylwetkę pierwszego legijnego zdobywcy medalu na Igrzyskach Olimpijskich na łamach Przeglądu Sportowego:
"O trzeciem miejscu na Olimpiadzie nie wypada tak mało pisać jakby chodziło o zwyczajnego 'patałacha', który zginął gdzieś w przedbojach. A tem więcej trzeba pisać o kapitanie Władysławie Karasiu, który zdobył medal olimpijski w tak odległej dla przeciętnych sportowców dziedzinie jaką jest strzelanie. Winszujemy laureatowi serdecznie.
- Mogło być jeszcze lepiej. Niestety kierownictwo zbyt mało troszczyło się o nasz stan psychiczny, który w strzelectwie decyduje o wyniku. Na stoisku trzeba być spokojnym i opanowanym na sto procent, bo wszelkie podniecenie odbija się od razu na rezultatach. Poszedłem na strzelanie niewypoczęty. Podczas poprzedzającej start nocy, spałem tylko 4 i pół godziny, gdyż sąsiad mój do późnej nocy czytał gazetę i mimo prośby mej nie chciał zgasić światła. Z miejsca swego i medalu jestem bardzo zadowolony, z wyniku - nie. Powinienem był uzyskać przynajmniej 298 punktów, zamiast 296-ciu. W każdym razie o zajęciu przeze mnie drugiego czy trzeciego miejsca zdecydował ostatni strzał, ponieważ mieliśmy jednakową ilość punktów. Widocznie jednak mój przeciwnik trafił bliżej środka, bo ja miałem również 10-tkę, tylko z prawej strony... Za mną znaleźli się Szwajcarzy, Szwedzi, Francuzi, a mistrz Niemiec uzyskał tylko 292 punkty.
- Czy nie zechciałby pan kapitan opowiedzieć coś o sobie?
- Urodziłem się w Kielcach, mam 43 lata. W Legionach przeszedłem całą wojnę, byłem 3 razy ranny. Potem pracowałem przez pewien czas jako inspektor terenowy Zw. Strzeleckiego, a w zeszłym roku przedzielony zostałem do PUWF-u.
Ze sportem strzeleckim zapoznałem się stosunkowo niedawno. Poważnie zacząłem go uprawiać właściwie dopiero po zwycięstwie w meczu z karabinka małokalibrowego pomiędzy PUWF-em a Zw. Strzeleckim (październik 1935). Zająłem wtedy pierwsze miejsce. Przedtem strzelałem dorywczo w pułku i Związku oraz uprawiałem myślistwo. Całą zimę trenowałem w strzelnicy na Zielenieckiej w Warszawie. Pogoda nie robi mi żadnej różnicy. Przyznam się, że nawet ucieszyłem się, że nasze strzelanie w Berlinie wypadło w dzień ciemny i pochmurny. Tegoroczny swój urlop zużytkowałem częściowo na obóz treningowy, a częściowo spędziłem na letnisku w Małopolsce Wschodniej. Urządziłem tam sobie prymitywną strzelnicę i pukałem, kiedy miałem wolną chwilę.
- Czy pan kapitan uprawia jeszcze inne sporty?
- Przepadam za narciarstwem; mam nawet odznakę związkową. Organizacyjnie należę od Zw. Strzeleckiego i do klubu Legia.
Z Berlina wywożę dobre wspomnienia i przyrzeczenie poprawy miejsca przy następnej okazji.
- Brawo, panie kapitanie!


Poprzednie teksty w dziale Historia.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.