REKLAMA

Z kart historii

Pięćdziesiąt lat minęło... Odcinek 4.

Łukasz - Wiadomość archiwalna

Wyobraźmy sobie majowy wieczór w 1970 roku. Na Stadionie San Siro w Mediolanie w finale Pucharu Europy naprzeciw mocnej szkockiej drużyny - Celtic Glasgow stanęli reprezentujący polską piłkę „wojskowi” z Warszawy, w składzie których wiodą prym weteran Lucjan Brychczy i nadzieja nowego pokolenia Kazimierz Deyna. W pierwszej fazie spotkania dominują doświadczeni zawodnicy z Wysp Brytyjskich i tuż przed upływem drugiego kwadransa obejmują prowadzenie po zaskakującym strzale zza pola karnego Thomasa Gemmella. Mimo to będący rewelacją tamtych rozgrywek warszawianie po dwóch minutach wyrównują po strzale głową Bernarda Blauta. Zacięta walka trwa dwie godziny, obydwie drużyny miały swoje szanse, ale tuż przed końcem dogrywki na szalony rajd zdecydował się Robert Gadocha, który minął bramkarza i oddał strzał w kierunku pustej bramki…

Tak mógł wyglądać najpiękniejszy dzień w historii polskiej piłki klubowej, ale w rzeczywistości to zawodnicy holenderskiego Feyenoordu Rotterdam wykorzystali swoją szansę na zdobycie najcenniejszego trofeum w europejskim futbolu. Pierwszego i ostatniego zarazem do obecnego momentu. Niewiele brakowało, a na ich miejscu mogli znaleźć się piłkarze Legii Warszawa. W drugiej rundzie czekało na nich o wiele trudniejsze zadanie, niż w pierwszej.

Czytaj Odcinek 1.
Czytaj Odcinek 2.
Czytaj Odcinek 3.

Cz. 4. Nieoceniona pomoc Dygata.
Przypomnijmy, że 3 października 1969 roku w Genewie odbyło się losowanie 1/8 finału Pucharu Europy. „Wojskowi” trafili na mistrza Francji - AS Saint-Étienne (w skrócie ASSE). Gospodarzem pierwszego spotkania zostali wskazani przez los warszawianie. W pierwszej rundzie francuska drużyna była w poważnych tarapatach. Zmierzyła się w niej z mistrzem Republiki Federalnej Niemiec, Bayernem Monachium, który jeszcze nie miał takiej marki i renomy jak obecnie, ale reprezentował silny piłkarsko kraj. W tamtym czasach zdarzały się przypadki, że teoretycznie silniejsze zespoły mogły wpaść na siebie na starcie rozgrywek. Otóż „Les Verts” („Zieloni”) przegrali pierwsze spotkanie w Monachium 0:2. W rewanżu odrobili straty, wygrywając w dramatycznych okolicznościach 3:0 po dwóch bramkach Hervé Revelliego i jednej Salifa Keity. Wydawało się zatem, że ówcześni mistrzowie Francji będą faworytami. Otóż był to klub w pełni zawodowy, który został założony w 1919 roku i nadal ma swoją siedzibę w mieście Saint-Étienne. W 1969 r. piłkarze ASSE zdobyli piąty tytuł mistrza kraju w historii, a trzeci z rzędu, zatem na swoim „podwórku” byli dominatorami. Natomiast w europejskich pucharach nie mogli pochwalić się imponującym wyczynem. Ich szczytem możliwości było wyeliminowanie jednego przeciwnika, zatem patrząc od strony rankingów historycznych nie przewyższali warszawian. Natomiast skład personalny ASSE wzbudzał uznanie dziennikarzy i ekspertów. Trenerem drużyny „zielonych” był Albert Batteux, znany m.in. jako selekcjoner „trójkolorowych”, z którymi na Mistrzostwach Świata w Szwecji (1958 r.) zajął trzecie miejsce. W zespole występowały zarówno rodzime gwiazdy, takie jak np. bramkarz Georges Carnus, rozgrywający Robert Herbin, napastnicy Georges Bereta (z pochodzenia Polak) i Hervé Revelli, jak też i przedstawiciele innych państw: Malijczyk Salif Keita, reprezentanci Jugosławii: Vladimir Durkovic oraz Paja (Spasoje) Samardžić. Jednym z zawodników był również Aimé Jacquet, bardziej znany jako selekcjoner, który doprowadził Francuzów do złota na MŚ w 1998 r. Kolejnym czynnikiem wzbudzającym niepokój był ujemny wówczas bilans spotkań reprezentacji Polski i Francji, a zwłaszcza bolesna porażka 1:4 poniesiona w 1967 roku na Stadionie Dziesięciolecia w meczu eliminacyjnym do Mistrzostw Europy. Pierwsze trafienie zaliczył wtedy jeden ze wspomnianych już graczy ASSE - Herbin.

Ekipa „zielonych” pojawiła się w Warszawie dwa dni przed meczem. Nieco wcześniej wizytowali polską stolicę dziennikarze znad Sekwany, aby szczegółowo ją opisać, a także stadion Legii oraz zespół, który wzbudził zainteresowanie w Europie pogromem mistrza Rumunii. Do stolicy Polski przybyła też ponad setka kibiców z Francji. Prezes St. Étienne liczył na awans do kolejnej rundy, choć w jego odczuciu należało traktować Legię bardzo poważnie. W dniu spotkania w „Życiu Warszawy” ukazała się taka zapowiedź: Mecz (…) wzbudził ogromne zainteresowanie, chyba nawet większe w ojczyźnie gości, gdzie trafia na centralne szpalty gazet, również paryskich. Nic dziwnego, Francuzi są dumni ze swej mistrzowskiej jedenastki, która została uznana za najlepszą drużynę europejską minionego sezonu (brano pod uwagę sukcesy międzynarodowe, liczbę zawodników oddanych do reprezentacji, przewagę nad przeciwnikami w mistrzostwach krajowych itp. Respekt wzbudzał ówczesny ligowy bilans „zielonych”, którzy na jedenaście spotkań wygrali osiem i trzy zremisowali, mając przy tym bilans bramkowy 40:14. Mimo to piłkarze Legii twierdzili: nie ma takiej drużyny, z którą nie można wygrać. Ich forma jednak nieco obniżyła się. Po spotkaniu rewanżowym z UTA rozgrywki ligowe były dwukrotnie przerywane na mecze reprezentacji w eliminacjach do mistrzostw świata. W tym okresie „wojskowi” zagrali dwa spotkania ligowe. Pierwsze z nich skończyło się katastrofalnie, ponieważ ulegli w pojedynku derbowym na stadionie przy Racławickiej Gwardii aż 1:4. To była pierwsza porażka w sezonie i zakończyła się w ten sposób seria dwudziestu z rzędu spotkań bez porażki. Jedną z przyczyn blamażu był brak kontuzjowanego „mózgu” zespołu, czyli Bernarda Blauta. Ponadto zawodnicy Legii nieco zlekceważyli rywala, a w sytuacji, kiedy spotkanie nie układało się po ich myśli, niektórych zawiodły nerwy. Za obrazę sędziego bocznego Baradzieja usunięty z boiska został przez głównego arbitra Jerzego Hołuba Władysław Stachurski (wówczas jeszcze nie stosowano czerwonej kartki). W kolejnym meczu legioniści pokonali innego beniaminka, Cracovię, w stosunku 2:0, choć decydujące trafienia zadali dopiero w ostatnich minutach Deyna i Gadocha. Zdaniem obserwującego to spotkanie trenera St. Étienne: Legia potrafi grać na pewno lepiej, niż z Cracovią, nie zorientowałem się jednak, w czym tkwią jej największe walory (fragment wypowiedzi dla „PS”, nr 130 z 1969 r.). Po raz kolejny narzekano na dyspozycję warszawian (ich grę określono w nagłówku relacji w „Przeglądzie Sportowym” jako „pozorowaną”), ale gwoli ścisłości, nie wyszli na to spotkanie w najsilniejszym zestawieniu. Nadzieję na udany występ dawała wysoka forma Deyny i Żmijewskiego, którzy zagrali w niezwykle udanym spotkaniu pierwszej reprezentacji przeciwko Bułgarii na Stadionie Dziesięciolecia, które było zarazem ostatnim w eliminacjach meksykańskiego mundialu. Polacy na jesieni zdołali wygrać trzy mecze o punkty ze wszystkimi rywalami w grupie (kolejno z: Holandią, Luksemburgiem i Bułgarią), ale z powodu dwóch porażek poniesionych wcześniej nie zdołali odrobić poniesionych strat i w efekcie dali się wyprzedzić o punkt Bułgarom. Była to jednocześnie zapowiedź, iż siła i znaczenie polskiej piłki na arenie międzynarodowej rośnie, a piłkarze Legii w kadrze odgrywali również coraz bardziej istotne role.

fot. Dariusz Chojnacki
fot. Dariusz Chojnacki

Pierwszy mecz 1/8 finału Pucharu Europy rozegrano w Warszawie 12 listopada, a „pierwszy gwizdek” zaplanowano na godz. 19:05 (taką informacje znalazłem w „Życiu Warszawy), choć część opracowań podaje 19:00. Taka pora związana była z bezpośrednią transmisją w TVP, która miała być skłonna zapłacić za nią 150 tys. zł (za „księgą stulecia”). Fragment spotkania jest obecnie ogólnodostępny w Internecie z francuskim komentarzem. Legioniści rozpoczęli w takim samym składzie jak w Aradzie: Grotyński, Stachurski, Zygmunt, Niedziółka, Trzaskowski, Deyna, Brychczy, B. Blaut, Żmijewski, Pieszko, Gadocha. Na zielonych koszulkach, na których były także białe rękawy, mieli odpowiednio numery: 1, 2, 5, 3, 4, 8, 9 ,6, 7, 10, 11 (informacja pochodzi z publikacji Stefana Szczepłka „Deyna, Legia i tamte czasy”). Trener Zientara musiał w trakcie meczu dokonać wymuszonej zmiany, starszego z braci Blautów z powodu niewyleczonego urazu zastąpił młodszy. Co ciekawe, w znalezionych przeze mnie relacjach pomeczowych nie wspomniano tego faktu, a w opracowaniach pojawiają się różne wersje odnośnie czasu dokonania tejże zmiany. Skład gości, którzy wystąpili w białych strojach: Carnus, Durkovic, Mitoraj, Bosquier, Camerini, Herbin, Jacquet, Samardžić (zmienił go Larqué, znany później jako komentator), Bereta, Keita, Revelli. Spotkanie prowadził sędzia Vital Loraux z Belgii, znany później jako główny rozjemca meczu Anglia – Polska, który dał „biało-czerwonym” awans na MŚ. Tytuł relacji w numerze 137 z 1969 r. „Przeglądu Sportowego głosił: W meczu z St. Etienne koncertu nie było. Według Jerzego Lechowskiego: Środowy wieczór był w Warszawie ciepły i pogodny. Poza dużą klasą drużyny francuskiej było to sporym magnesem dla publiczności, na Stadionie WP zebrał się więc prawie komplet widzów. Atmosfera na trybunach była niemal taka sama, jak w niedzielnym meczu „biało-czerwonych” z Bułgarią. Miła, serdeczna, uroczysta… Kibice i tym razem wierzyli w efektowne zwycięstwo mistrza Polski. Ostatecznie Legia wygrała z St. Etienne 2:1, ale przyszło jej to z ogromnym trudem i po grze bardzo rzadko przypominającej wielkie dni jedenastki z ulicy Łazienkowskiej. Nieco inną opinię na temat występu legionistów można znaleźć w relacji w „Życiu Warszawy” w numerze z 13 listopada 1969 r.: Pojedynek warszawski był niezwykle dramatyczny i trzymał w napięciu ponad 20 tys. widzów. Od początku przewagę zdobyła Legia i prawie przez pół godziny przebywała na połowie gości, którzy ograniczali się jedynie do sporadycznych kontrataków. O ile jednak ataki legionistów nie dawały efektów, to groźny wypad Francuzów dał im nieoczekiwane prowadzenie. Błąd Niedziółki wykorzystał w 39 minucie Revelli. Dalej możemy przeczytać: Po przerwie Legia nadal atakowała, lecz Saint Etienne coraz częściej niepokoił Grotyńskiego. W końcu jednak ogromna ambicja Polaków została nagrodzona i padły dwie decydujące bramki. W drużynie Legii najlepszy był Deyna, dobrze wypadł (po kontuzji) B. Blaut, nieźle grał Gadocha, boczni obrońcy. U gości wszyscy imponowali doprowadzoną do perfekcji techniką, grą bez piłki, a szczególnie podobali się Revelli, Keita, Bereta, Carnus. – Cieszę się ze zwycięstwa, powiedział trener Legii E. Zientara : mniej ze stylu, w jakim zostało odniesione. Inna sprawa, że prześladował nas pech. Trzy słupki i poprzeczka, rzadko się takie przypadki zdarzają. Nasz rywal – to drużyna bez słabych punktów. Trener St. Etienne A. Batteaux: Zwycięstwo Legii zasłużone, ale ten rezultat wcale nas nie martwi. Uważamy, że na swoim terenie nie powinniśmy mieć kłopotów z odrobieniem jednobramkowej straty. Legia miała jednego wspaniałego zawodnika – Deynę. Bohaterem spotkania została wschodząca gwiazda polskiej piłki, ale zanim to nastąpiło kibice zgromadzeni przy Łazienkowskiej przeżyli wiele emocji. Warszawianie atakowali z impetem, jednak przez długi czas nie udało im się pokonać Carnusa. Ponadto, na początku spotkania należał im się rzut karny za faul Jacquet’a na Gadosze. Belgijski arbiter, poza tą jedną sporną sytuacją, zdaniem Stefana Szczepłka prowadził mecz bardzo dobrze. W drugiej połowie goście mogli podwyższyć prowadzenie, bo impet legionistów nieco osłabł. Wreszcie w 78 min. z podania Żmijewskiego wyrównał Pieszko, który w tamtym czasie znakomicie odgrywał rolę egzekutora. Pięć minut później na warszawskim stadionie słychać było okrzyki radości. Jak napisał Lechowski: doskonale dotychczas broniący bramkarz St. Etienne Carnus dał się zaskoczyć Deynie strzałem zza pola karnego i nadzieje na awans legionistów do następnej rundy Pucharu Europy zostały przedłużone do meczu rewanżowego we Francji. St. Etienne jest dobrą drużyną, jednak wydaje się, że legioniści na wyjeździe są w stanie uzyskać z nią nie gorszy wynik, niż w Warszawie. W jego opinii bramkarza gości częściowo usprawiedliwia (…) fakt, że był zasłonięty przez własnych obrońców. Zaskakujące uderzenie Deyny lewą nogą z około 30 metrów, mimo iż piłka leciała w środek bramki, okazało się na tyle skuteczne, że „wojskowi” zdobyli jednobramkową przewagę przed spotkaniem rewanżowym we Francji. Dodam jeszcze, że w relacji z „księgi stulecia” (str. 607) możemy dowiedzieć się, iż z powodu rzucania przez kibiców na murawę jakichś twardych przedmiotów i wybuchu petardy przed rozpoczęciem drugiej połowy, która została nieco opóźniona, niewiele brakowało, by warszawianie przegrali walkowerem i znaleźli się za burtą rozgrywek. Na szczęście sędzia nie przerwał meczu, a w drugiej połowie ambitnie grający legioniści wznieśli się na wyżyny umiejętności i odwrócili losy spotkania. Tego samego dnia w 1/8 finału Pucharu Zdobywców Pucharów na Stadionie Śląskim Górnik Zabrze pokonał Glasgow Rangers 3:1. Czołówka „Przeglądu Sportowego” głosiła: Trudne zadanie polskich drużyn w meczach rewanżowych.



Na koniec barwna anegdota, którą opowiedział nieżyjący już niemal od dziesięciu lat Edmund Zientara. W rozpracowaniu ekipy ASSE pomógł mu pisarz Stanisław Dygat, który otrzymywał prasę francuską. Dzięki znajomości tego języka przetłumaczył artykuły dotyczące drużyny „zielonych”. Stąd warszawianie mieli nieco informacji na temat swoich rywali. Warto też dodać, że Dygat przychodził na mecze Legii w towarzystwie m.in. Gustawa Holoubka i Tadeusza Konwickiego. Jego żoną była znana aktorka, Kalina Jędrusik. Związki bohemy literackiej i artystycznej w tamtych czasach ze światem sportu były dosyć silne, o czym jeszcze się przekonamy w kolejnych odcinkach. Z kolei, w „księdze stulecia” jest wzmianka, iż „bankiem informacji” w klubie zajmował się wówczas późniejszy trener legionistów – Ignacy Ordon.

Czytaj poprzednie odcinki:
Odcinek 1.
Odcinek 2.
Odcinek 3.

Internet:
https://kassiesa.net/uefa/data/index.html
https://www.asse-stats.com/match-12-novembre-1969-coupe-des-clubs-champions-europeens-legia-varsovie
https://en.wikipedia.org/wiki/AS_Saint-%C3%89tienne
https://www.transfermarkt.com/spielbericht/index/spielbericht/1169211
https://www.uefa.com/uefachampionsleague/match/62611--legia-vs-st-etienne/
AS Saint-Étienne – Bayern Monachium 3:0 (01.10.1969 r.):
https://www.youtube.com/watch?v=peyYiLtDWeA
Polska – Bułgaria 3:0 (09.11.1969 r.):
https://www.youtube.com/watch?v=4IgH8qsu8aI
Legia - AS Saint-Étienne 2:1 (12.11.1969 r.):
https://www.youtube.com/watch?v=5qmZufvDJh8

Bibliografia:
Bołba Wiktor, Dawidziuk Adam, Karpiński Grzegorz, Piątek Robert, Legia Warszawa 1916 ⸜ 2016, Warszawa 2017.
Gowarzewski Andrzej, Futbolowa wojna światów. Mistrzostwa świata 1930-1978, encyklopedia piłkarska FUJI, t. 44, Katowice 2014.
Gowarzewski Andrzej i in., Polonia, Warszawianka, Gwardia. Prawdziwa historia trzech klubów, „Kolekcja klubów”, t. 7, Katowice 2003.
Gowarzewski Andrzej, Szczepłek Stefan, Szmel Bożena Lidia i in., Legia to potęga. Prawie 90 lat prawdziwej historii, „Kolekcja klubów”, t. 9, Katowice 2004.
Gowarzewski Andrzej, Mucha Zbigniew, Szmel Bożena Lidia i in., Legia najlepsza jest…, „Kolekcja klubów”, t. 13, Katowice 2013.
„Nasza Legia” z lat 1997-2007.
„Przegląd Sportowy” i „Życie Warszawy” z przełomu lat 60-tych i 70-tych.
Szczepłek Stefan, Deyna, Legia i tamte czasy, Warszawa 2012.
Wójkowski Kamil, Legia Warszawa w europejskich pucharach. Historia klubu i jego kibiców na piłkarskich arenach, Żelechów 2013.
Plus materiały autora.

Film: O krok od pucharu. Legia Warszawa 1969/70, reż. Rafał Nahorny, Marcin Rosłoń, prod. Canal+ Polska 2010.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.