Aleksandar Vuković - fot. Piotr Kucza / FotoPyK
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Wisłą Kraków

Qbas - Wiadomość archiwalna

Legia wyraźnie wygrała przy Reymonta 3-1 i wydaje się, że jest to wynik zasłużony. Legioniści mieli wprawdzie spore trudności z ambitnie grającymi gospodarzami, ale gdy ci opadli z sił, to szybko strzelili im trzy bramki. Był to mecz o dwóch obliczach „Wojskowych”, który udowodnił, że nie są tak dobrzy, by rywalizować z powodzeniem w Europie, ale też nie tak słabi, by utracić prowadzenie w Polsce.

1. Wyższość. Legia w Krakowie udowodniła swoją, mimo że przecież nie zagrała dobrego meczu. Ot, przeciętny, ze słabą pierwszą połową. Tyle jednak wystarczyło na kolejnego rywala. Legioniści wiedzą, że są najlepszą drużyną w lidze i nie tylko są w stanie wygrać z każdym, ale też wyjść z każdej opresji. To bardzo dobrze, że zawodnicy mają tę świadomość, ale, z czego doskonale zdają sobie sprawę w sztabie szkoleniowym, ona może bywać też zgubna. Najlepszym tego dowodem była gra przed przerwą, gdy „Wojskowi”, po udanym początku, jakby stracili oddech i rytm dając się gospodarzom odsunąć od pola karnego Buchalika. Z drugiej zaś strony, po raz kolejny Legia wygrała dzięki cierpliwości i niezmąconym przekonaniu, że potrafi to zrobić. Koniecznym jest więc nieustanne ważenie proporcji, by poczucie wyższości, siły nie zamieniło się w pychę. To chyba obecnie największe wyzwanie dla szkoleniowców.

2. Styl. Legia nie gra z takim rozmachem, do jakiego zdążyliśmy się przyzwyczaić w drugiej części piłkarskiej jesieni, a co parokrotnie potwierdziła w tegorocznych spotkaniach. Z drugiej strony nadal zdobywa sporo bramek (po przerwie średnia goli wynosi 2,0 na mecz). Myślę jednak, że estetyka przy obecnym terminarzu jest dla trenera Vukovicia drugorzędną kwestią. Trzeba wygrywać, by jak najszybciej zapewnić sobie mistrzowski tytuł. W Krakowie było podobnie, jak w Poznaniu. Legioniści byli przygotowani na ciężką przeprawę, na długie mocowanie się z rywalami. Na spotkanie z Legią wszyscy się mobilizują, a już szczególnie zespoły walczące o utrzymanie, którzy cechami wolicjonalnymi starają się niwelować braki piłkarskie. Taki mecz czeka nas prawdopodobnie także w środę z Arką, chyba że „Wojskowi” szybko pierwsi strzelą gola.

3. Wyjątkowy Perkhart. Jeśli napastnik do przerwy ma może ze dwa kontakty z piłką, jeśli nie oddaje żadnego strzału na bramkę rywali, nie otrzymuje żadnego podania umożliwiającego uderzenie, ba, nie ma nawet okazji do znalezienia się w sytuacji bramkowej, to wydaje się źle o nim świadczyć. Ale jeśli napastnik w drugiej połowie ma piłkę już kilka razy więcej (łącznie ok. 15) i odwraca losy meczu zdobywając dwa gole, to pozostaje tylko przyklasnąć. Zimą rozmawiałem z Vukoviciem, czy Czech w ogóle pasuje mu do koncepcji. Mówił wówczas, że bardzo, że takiego zawodnika potrzebował. I widocznie wiedział co mówi. Niewątpliwie Pekhart jest największym wygranym przerwy sanitarnej. Nie dość, że dzięki zawieszeniu Kante wskoczył do podstawowego składu, to jeszcze potem nasz najlepszy strzelec doznał urazu i rosły atakujący utrzyma miejsce w kolejnym meczu. Gwinejczyk jest zawodnikiem znacznie bardziej mobilnym, dużo więcej pracuje z zespołem, również w defensywie. Pekhart zaś pracuje głównie w polu karnym. Szuka miejsca, sposobności, wydaje się być skoncentrowany na przechytrzeniu obrońców. I nieustannie czyha na swą szansę. To właśnie pokazał w Krakowie i zrobił swoje. Z dwóch sytuacji strzelił dwa gole. A że jest może mało zgrabny w swych poczynaniach? Stanko Svitlica też był. Najważniejsze, to umieć odpowiednio je wykorzystać.

4. Trener wybrnął z kłopotów. Z jednej strony można Vukovica zganić za to, jak wyglądał jego zespół przed przerwą, gdy przez większą jej część grał statycznie, jednostajnie i bez przekonania. Widać było, że zawodnicy nie radzą sobie z walecznymi wiślakami. Z drugiej strony trenerowi należy się pochwała za to, jak odmienił zespół w przerwie. Zmienił nie tylko taktykę i ustawienie, ale też, choć w mniejszym stopniu, podejście piłkarzy, którzy grali już żwawiej. Dużą różnicę zrobiło przesunięcie głębiej Gwilii z pozycji podwieszonego napastnika i ustawienie go obok Antolicia (siódma asysta w sezonie). Do środka przeszedł wówczas Luquinhas, a na lewym skrzydle grę rozruszał zmiennik Cholewiak. Wynik i poprawa jakości gry świadczą o słuszności decyzji szkoleniowca.

5. Niepokojąca forma kilku graczy. Wszołek, Martins, Karbownik, Luquinhas, czy w pierwszej połowie zagubiony i powolny w grze Gwilia, to zawodnicy o znacznie wyższych możliwościach niż te, które zaprezentowali w Krakowie. Ich nie najlepsza forma może być problemem dla trenera w kluczowym momencie sezonu. Na szczęście jednak, nawet mimo kontuzji, ławka Legii jest względnie szeroka, a i pomysłów Vukoviciowi nie brakuje.

6. Nie da się naprawić wszystkich błędów w ustawieniu Karbownika. Młody zawodnik uchodzi za największy talent i usilnie przedstawiany jest, jako przyszły rekordzista transferowy Ekstraklasy. My jednak oceniamy jego grę na pozycji lewego obrońcy, a tu wygląda to dość przeciętnie. Być może rzeczywiście jego miejsce jest w środku boiska, nie zmienia to jednak faktu, że gdyby nie pomoc w defensywie Jędrzejczyka, to młodzian nie cieszyłby się tak dobrą opinią i przyzwoitymi liczbami (pięć asyst), a jego błędy w grze obronnej byłyby przedmiotem szerszej dyskusji. W Krakowie źle się ustawił przy akcji bramkowej Wisły, niepotrzebnie zbiegł do środka, odsłaniając swą strefę i tym samym dając czas Burlidze na oddanie strzału.

7. Złota nóżka z Portugalii. Wchodzenie w drybling po zatrzymaniu się to wyższa futbolowa sztuka. Skoro Rocha spróbował, to widocznie potrafi. Tym razem jednak nie wyszło.


8. Piękny gest Vukovicia na konferencji. „Chciałbym zadedykować te zwycięstwo Piotrkowi Rockiemu, chłopakowi, którego miałem szczęście spotkać na swojej drodze. Wyrazy współczucia dla jego rodziny - bardzo nas ta wiadomość zasmuciła. Pamiętam, że właśnie w meczu z Wisłą strzelił gola dającego jedyne trofeum superpucharu. Niech spoczywa w pokoju”. Gratulacje trenerze. Wyniku i postawy.

9. Legia – Wisła 10-1. Już dawno w ekstraklasowym dwumeczu Legia nie wbiła rywalowi aż 10 bramek. Rezultat robi wrażenie i świadczy tyleż o sile „Wojskowych”, co o organizacyjnej i sportowej degrengoladzie „Białej gwiazdy”, drugiego po Legii najbardziej utytułowanego polskiego klubu w XXI w.

Autor: Jakub Majewski
Twitter: QbasLL

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.