REKLAMA

W piłkarskim raju. Odcinek 12.

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W tym roku minęła 25. rocznica pierwszego awansu Legii do Ligi Mistrzów. Od tamtej pory jeszcze tylko dwukrotnie polskie kluby grały w najsłynniejszych klubowych rozgrywkach świata – Widzew w sezonie 1996/97 i ponownie „Wojskowi” w 2016/2017. Zapraszamy na cykl tekstów przypominających wydarzenia sprzed ćwierćwiecza. Poniżej odpowiadamy na pytanie: jak mistrz Polski ograł mistrza Anglii.

Czytaj:
W piłkarskim raju. Odcinek 1.
W piłkarskim raju. Odcinek 2.
W piłkarskim raju. Odcinek 3.
W piłkarskim raju. Odcinek 4.
W piłkarskim raju. Odcinek 5.
W piłkarskim raju. Odcinek 6.
W piłkarskim raju. Odcinek 7.
W piłkarskim raju. Odcinek 8.
W piłkarskim raju. Odcinek 9.
W piłkarskim raju. Odcinek 10.
W piłkarskim raju. Odcinek 11.

Do dwumeczu z Blackburn legioniści przystępowali w szczytowej formie. W lidze ogrywali kolejnych rywali, zwykle bez specjalnego wysiłku i koncentracji. Jacek Bednarz wspominał mecz z Siarką w Tarnobrzegu: „W tamtym spotkaniu nawet się nie spociłem. Gdybyśmy tam zagrali nawet w dziewięciu, to pewnie też byśmy wygrali”. Było 7-2, a „Wojskowi” zagrali na pełnym luzie, choć trzeba oddać tarnobrzeżanom, że wynik powinien być dla nich korzystniejszy, gdyby sędzia ukarał kartkami faulującego w polu karnym Macieja Szczęsnego. Cezary Kucharski, była gwiazda Siarki, opowiadał zaś w magazynie „Gol”, że nawet na odprawie zawodnicy nie chcieli analizować gry gospodarzy i woleli poświęcić czas na opracowania wideo dotyczące Blackburn Rovers.



Gdy legionistom się ciut bardziej chciało, to mecze kończyły się wysokimi wynikami, jak np. ten z Hutnikiem Kraków (6-1) i przed rywalizacją z Blackburn legitymowali się bilansem 10-1-1. Mimo tego, zajmowali drugie miejsce za Widzewem, który wyprzedzał ich o jeden punkt. Głównie jednak ich myśli krążyły wokół Champions League.



W klubie zaś zaczynało już dziać się nie za dobrze. Inwestor Janusz Romanowski zgodził się na połowiczny podział pieniędzy od UEFA – 50% dla niego i 50% dla piłkarzy. Rządzący Legią wojskowi mieli pozostać z niczym. To oczywiście nie podobało się mundurowym, którzy też chcieli zarobić na kurze znoszącej złote jajka.

Zespół na razie jednak pozostawał poza tym. Ich wyobraźnię rozpalały nadchodzące mecze z mistrzem Anglii. W tamtej drużynie grali niesamowici piłkarze. Dość wspomnieć największą gwiazdę Alana Shearera, autora 34 goli w sezonie 1994/95, wkrótce najdroższego napastnika świata, Chrisa Suttona, kupionego za rekordowe 5 mln funtów z Norwich, Collina Hendry`ego, reprezentanta Szkocji, wybranego najlepszym obrońcą Premier League w sezonie 1994/95, reprezentantów Anglii: Davida Batty`ego i Graeme Le Saux i Henninga Berga, reprezentanta Norwegii uczestnika Mistrzostw Świata w 1994 i 1998 r. oraz Euro 2000, późniejszego trenera Legii. Do tego dochodziło kilku ogranych w lidze piłkarzy, z Timem Sherwoodem na czele. Aż sześciu z nich znalazło się w jedenastce sezonu. Ta ekipa zdobyła mistrzostwo Anglii w 1995 r., gdy o jeden punkt wyprzedziła Manchester United. Zespół prowadził legendarny szkocki piłkarz i menadżer Kenny Dalglish, który w czerwcu 1995 r. został dyrektorem sportowym, a na ławce zaczął zasiadać Ray Harford. Wszystko zaś odbywało się za pieniądze lokalnego milionera Jacka Walkera, potentata w branży stalowej, który nie szczędził środków na klub.

Jednak w sezonie 1995/96 Rovers przechodzili kryzys. Drużyna pałętała się w drugiej połowie tabeli, a w Lidze Mistrzów przegrała dwa pierwsze mecze – najpierw u siebie 0-1 ze Spartakiem Moskwa, a potem na wyjeździe 1-2 z Rosenborgiem Trondheim. Spotkania z Legią miały być dla nich trampoliną, pozwalającą odbić się od dna tabeli i włączyć do rywalizacji o wyjście z grupy B.

Legioniści podchodzili do rywalizacji z Blackburn podekscytowani. Bednarz: „ Spartak i Rosenborg, to nie były zbyt medialne zespoły, choć przecież bardzo dobre. Ale Blackburn? Gwiazdozbiór. Alan Shearer, Chris Sutton, David Batty, Collin Hendry, Tim Flowers, Tim Sherwood, Graeme Le Saux, ten Ripley… Kuuuurczę, no naprawdę… Same te nazwiska spowodowały, że czuliśmy się wyjątkowo, że przyjdzie nam z nimi grać”. Jednocześnie jednak byli pewni siebie. Nie zamierzali Anglikom odpuścić. "Uważam, że powinniśmy pokonać Blackburn. W tej chwili jesteśmy lepszą drużyną niż Anglicy" - mówił przed meczem Maciej Szczęsny. A ci wcale nie byli pewni siebie. Trener Harford przed spotkaniem mówił, że będą zadowoleni i z remisu.

Mecz w Warszawie odbył się 18 października 1995 r. Goście przylecieli dzień wcześniej i przeżyli szok kulturowy, szczególnie gdy zobaczyli stadion i boisko. W szatni przywitał ich taki smród i grzyb na ścianach, że przed meczem postanowili przebierać się już w hotelu. Jednocześnie pytali, czy to obiekt treningowy Legii i ciężko było im uwierzyć, że za chwilę zagrają tam mecz w Lidze Mistrzów. W tunelu zaś o odpowiednie przywitanie gości zadbał już Marek Jóźwiak, który darł się i udawał, że uderza głową w blaszane ściany. Wszystko to mogło mieć wpływ na postawę ekipę z Wysp w spotkaniu z Legią. Na pewno jednak nie było decydujące. Kluczowym czynnikiem bowiem była sportowa forma „Wojskowych”, którzy wówczas wspięli się na swe wyżyny.

Trener Janas nie mógł wystawić do gry kontuzjowanych Krzysztofa Ratajczyka i Tomasza Wieszczyckiego. Na pozycji lewego obrońcy kryjącego zagrał więc dotychczasowy pewniak Zbigniew Mandziejewicz, który grywał też jako defensywny pomocnik, a na tej pozycji wystąpił Radosław Michalski. Wieszczyckiego natomiast zastąpił Ryszard Staniek. Do składu wrócił natomiast najlepszy Jerzy Podbrożny, ale po zatruciu kroplówką (niejasnego pochodzenia i podaną w zbyt dużej ilości) na zgrupowaniu reprezentacji nie był nadal w pełni sił. Poza tym na murawę wybiegli Maciej Szczęsny, Marek Jóźwiak, Jacek Zieliński, Grzegorz Lewandowski, Leszek Pisz, Jacek Bednarz i Cezary Kucharski.

Mecz rozpoczął się od mocnego uderzenia. W 4. minucie atak przeprowadził Kucharski, obrońca jednak odebrał mu piłkę, ale wybił ją niedokładnie i ta trafiła do Stańka, a ten przypadkowo odegrał „Kucharzowi”. Napastnik dynamicznie wpadł w pole karne i szukał podaniem Podbrożnego, ale piłka do niego nie dotarła. „Guma” powalczył jednak o jej odzyskanie i wytrącił ją obrońcy, a futbolówka poleciała do nadbiegającego Bednarza, który uderzył mocno prawą nogą tak, że wydawało się iż zatrzepotała w siatce. Piłka jednak minęła bramkę po zewnętrznej stronie słupka.

Na boisku od pierwszej minuty trwała ostra walka. Legia nie pękała. Na kopniaki odpowiadała kopniakami, na ciosy łokciami ciosami łokciami. Jednocześnie obie strony prowadziły otwartą grę, przy wysokim tempie. Legioniści szukali przestrzeni na skrzydłach, często zagrywali w te sektory, a tam Bednarz i Lewandowski ścigali się z obrońcami. Podobnie jak we wcześniejszych meczach, Kucharski też schodził do boku, tam szukał miejsca, by się rozpędzić do podań z głębi pola. W 10. minucie goście stracili piłkę przed swoim polem karnym. „Ben” wbiegł w „szesnastkę” i dośrodkował w kierunku Podbrożnego i gdyby dobrze dograł, to mistrzowie Polski mieliby znakomitą sytuację. Podał jednak za wysoko.

Blackburn nie umiało ułożyć sobie gry w środku boiska, zdecydowaną przewagę w tej strefie mieli „Wojskowi”. Nie umieli jednak zorganizować akcji. Jednocześnie mądrze rozprowadzali piłkę, dobrze się asekurowali. Trwało ostre siłowanie się. Jóźwiak grał na Suttona, Mandziejewicz na Shearera, a za plecami mieli Zielińskiego, doskonale łatającego wszystkie dziury, który przy tym potrafił podłączyć się do akcji ofensywnej i wyprowadzić akcję z własnej połowy.

Rovers w tym czasie grali wysoko, odsuwało rywala od własnej bramki, ale też pozostawiali otwartą przestrzeń. Janas, który latał incognito do Blackburn i trybun obserwował ich spotkania, musiał to dostrzec i próbował wykorzystać. Warto wspomnieć, że relacje wideo pomagał mu zdobyć były premier Polski Jan Krzysztof Bielecki, który wówczas był dyrektorem i przedstawicielem Polski w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie. Prywatnie zaś był zapalonym kibicem piłkarskim.

Pierwsze 20 minut było wyrównane, choć to Legia była jakby bardziej aktywna w ofensywie i stworzyła sobie dogodną okazję bramkową. Kolejna przyniosła „Wojskowym” prowadzenie. Bramkarz Tim Flowers wybił piłkę z pola karnego. Mandziejewicz do spółki z Bednarzem wygrali główkowy pojedynek i „Mandzia” podał na wolne pole po lewej stronie boiska w kierunku Kucharskiego. Futbolówka została jednak wybita, ale nasz lewy obrońca doskonale przewidział, gdzie poleci i zagarnął ją Anglikom, a następnie podbiegł kilkanaście metrów i podał ponownie do Kucharskiego. Goście po dwóch szybkich stratach nie zdążyli się zorganizować w defensywie. Berg spuścił z oczu naszego napastnika, by rozpaczliwie próbować go dogonić. „Kucharz” był jednak za szybki. Grający w środku obrony Sherwood, nie odważył się zaatakować rozpędzonego Polaka i cofał się w „szesnastkę”. Z asekuracją pędził Batty, ale też nie zdążył. Tymczasem Sherwood źle się ustawił i Kucharski minął go prostym zwodem po lewej stronie pola karnego i wyszedł na pozycję strzałową, choć kąt był ostry. Zawodnik złożył się do uderzenia lewą nogą, ale w ostatniej chwili sunący wślizgiem Henry zablokował strzał. Piłka poleciała w górę i spadła na głowę niepilnowanego Podbrożnego, którego pozostawił właśnie ratujący sytuację Szkot. „Guma”, by uderzyć futbolówkę głową musiał się jednak cofnąć w trakcie wyskoku. Udało mu się jednak zmieścić ją w siatce między Flowersem, a stojącym na linii obrońcą. Mistrz Polski wyszedł na prowadzenie z mistrzem Anglii.



Kucharski tak wspominał tamtą sytuację: „Gdy dobiegłem do linii końcowej, chciałem wycofać piłkę, ale zauważyłem, że nikogo tam nie ma. Próbowałem więc strzelić jednak Colin Hendry mnie zablokował. Na szczęście Jurek Podbrożny znalazł się tam, gdzie powinien być. Miałem ciąg na bramkę, byłem szybki z piłką, potrafiłem dryblować. Jakiś więc swój udział [w golu] miałem. Może wtedy jeszcze nie byłem gotowy, by strzelać gole na tym poziomie?”.

Po zdobyciu bramki legioniści uspokoili grę, zagęszczając strefę na przedpolu własnej „szesnastki”, a na bokach ciężko pracowali Bednarz z Lewandowskim, i zaczęli być ostrożniejsi, szukając okazji na przejęcie piłki i przeprowadzenie kontrataku. Dwukrotnie podejmowali próby prostopadłych podań do Podbrożnego, ale ten nie był jeszcze w pełni formy i przegrywał pojedynki z obrońcami – najpierw bark w bark, a potem szybkościowy. Blackburn zaś brakowało jakości w organizacji ataku. Nie radzili sobie choćby z pułapkami ofsajdowymi zastawianymi przez warszawską defensywę (czterokrotnie do przerwy).

Pierwszą groźną sytuację pod bramką Szczęsnego stworzyli dopiero w 37. minucie, gdy po faulu Zielińskiego, za który obejrzał drugą w rozgrywkach żółtą kartkę, eliminującą go z występu na Eawood Park, z rzutu wolnego dośrodkował Sherwood. W polu karnym najwyżej wyskoczył Batty i uderzył piłkę głową tuż nad poprzeczką.

W końcówce pierwszej części gry Legia przesunęła grę na połowę gości i zamknęła ich po tej stronie boiska. Anglikom udało się jednak dojść do jeszcze jednej sytuacji strzeleckiej. W 44. minucie błysnął w końcu Shearer, który na 30 metrze otrzymał górne podanie, przyjęciem na klatkę piersiową spokojnie zmylił Zielińskiego i wpadł w pole karne. Polski obrońca jednak szybko skorygował swą pozycję i do końca przeszkadzał Anglikowi w uderzeniu. W efekcie napastnik strzelił słabo i wprost w znakomicie ustawionego Szczęsnego. Był to jedyny celny strzał gości przed przerwą. Zresztą Legia też tylko raz trafiła w światło bramki. Z tą różnicą, że równocześnie do bramki.

Początek drugiej połowy podobny był do końcówki pierwszej. Legia grała spokojnie, ale wydawała się groźniejsza, przy czym rywala neutralizowała ciężką pracą. Warto podkreślić przy tym, że Rovers grali dość wolno i przewidywalnie, ale to wcale nie umniejsza mistrzom Polski. „Wojskowym” brakowało jednak dokładności w podaniach, zwłaszcza tych ostatnich, które mogły otworzyć do stworzenia okazji strzeleckiej. Goście raz poważnie zagrozili „Wojskowym”, gdy głową uderzał Sutton, ale Szczęsny sprężyście odbił się od ziemi i efektownie wybronił strzał.

Po 10 minutach Anglicy przesunęli grę na połowę gospodarzy i zyskali przewagę optyczną, ale nic z niej nie wynikało. Niewykluczone zresztą, że był to taktyczny zabieg trenera Janasa, który chciał wciągnąć rywali na własną połowę, by otworzyć wolne przestrzenie do kontrataków. Udało się po godzinie gry. Środkiem popędził Kucharski, wypuścił Bednarza na prawe skrzydło, który ściął do środka na lewą nogę i oddał strzał, ale za słaby. Chwilę potem Sutton otrzymał podanie z głębi boiska, przedłużone niefortunnie głową przez Jóźwiaka, ale Szczęsny odważnym, by nie powiedzieć szalonym, a na pewno akrobatycznym wyjściem w ostatniej chwili go uprzedził.

Niewiele później okazję miał Podbrożny po podaniu Kucharskiego. Jego uderzenie jednak zablokował wślizgiem Hendry. W 65. minucie Pisz został sfaulowany ok. 30 metrów od bramki Flowersa, nieco po lewej stronie. Kapitan Legii ustawił piłkę i uderzył ją bardzo mocno. Futbolówka leciała z dużą prędkością i o centymetry górą minęła poprzeczkę. W 72. minucie legioniści stworzyli sobie najlepszą okazję w II połowie. Pisz rozegrał krótko rzut rożny z Bednarzem, ten wrzucił piłkę na 15 metr, gdzie wybił ją obrońca, ale do Lewandowskiego na 30 metr. „Lewy” szybko podał do Kucharskiego w prawy narożnik pola karnego. Napastnik wrzucił piłkę między obrońcami, Sherwood pomylił się i wystawił futbolówkę na strzał Michalskiemu. Ten, nieatakowany, uderzył z 6 metrów, ale prosto we Flowersa.

W tym czasie Legia odsunęła grę na środek boiska i nadal szukała możliwości szybkich wypadów. Udało się w 81. minucie, gdy Pisz podał z własnej połowy do Lewandowskiego, ten popędził z piłką i zagrał prostopadle do Podbrożnego. „Gumiś” ograł w polu karnym Hendrego, a że wracali też inni obrońcy, to odegrał do Kucharskiego, który uderzył z pierwszej piłki lecz skiksował. Futbolówka poleciała pod linię końcową i tam dogonił ją Pisz, a następnie płasko i mocno podał do Podbrożnego na 5 metr. Niepilnowany napastnik strzelił mocno zewnętrzną częścią stopy wysoko nad poprzeczką. To powinno być już 2-0.

W końcówce legioniści organizowali kolejne ataki, ale znów legionistom brakowało zakończenia. Tymczasem to goście mogli zdobyć bramkę, gdy Szczęsny po długim zagraniu w kierunku Suttona bardzo niepewnie interweniował przed polem karnym. Uczynił to jednak na tyle szczęśliwie, że udało się wybić futbolówkę.

Mistrz Polski wygrał więc z mistrzem Anglii 1-0 i było to zwycięstwo tyleż zasłużone, co za niskie. Po trzech kolejkach Ligi Mistrzów zajmowali drugie miejsce w grupie z dorobkiem sześciu punktów. Prowadził Spartak z kompletem zwycięstw, a trzeci był Rosenborg z jedną wygraną. Bez punktów pozostawał mistrz Anglii.

Autor: Jakub Majewski

Czytaj:
W piłkarskim raju. Odcinek 1.
W piłkarskim raju. Odcinek 2.
W piłkarskim raju. Odcinek 3.
W piłkarskim raju. Odcinek 4.
W piłkarskim raju. Odcinek 5.
W piłkarskim raju. Odcinek 6.
W piłkarskim raju. Odcinek 7.
W piłkarskim raju. Odcinek 8.
W piłkarskim raju. Odcinek 9.
W piłkarskim raju. Odcinek 10.
W piłkarskim raju. Odcinek 11.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.