Jamel Morris kontra Maciej Lampe - fot. Bodziach
REKLAMA

Koszykówka

W czwartek czwarty mecz play-off w Szczecinie

Bodziach, źródło: Legionisci.com / Legiakosz.com - Wiadomość archiwalna

Żadna z rywalizacji ćwierćfinałowych nie zakończyła się w trzech spotkaniach. Również Legia, po porażce we wtorek w Szczecinie, musi rozegrać mecz numer cztery, który odbędzie się w czwartek o 17:35 w hali przy Twardowskiego w Grodzie Gryfa.

Legioniści w pierwszym meczu w Szczecinie słabo weszli w mecz, grając zbyt miękko w obronie, nieskutecznie w ataku, dając zbierać rywalom piłki na naszej tablicy. Dopiero po zmianie stron, zobaczyliśmy zupełnie inny zespół. Legia zaczęła grać tak jak w drugim meczu serii, nie pozwalała rywalom w obronie na zbyt wiele, w końcu skutecznie zaatakowaliśmy, efektem czego zbliżyliśmy się w zaledwie kilka minut na dystans jednego punktu. Niestety, przełamania nie było. Jeszcze w końcówce nasi gracze raz jeszcze zaatakowali i na półtorej minuty przed końcem spotkania, po trójce Karolaka zbliżyliśmy się ponownie na punkt. Niestety później nie zastawiony został w polu trzech sekund Fakuade, a Morris zbyt szybko próbował rozegrać akcję w ataku, co skończyło się stratą. Gdyby jeszcze sędziowie uważniej przyjrzeli się akcji, w której Medford wywrócił się o wysuniętą nogę Fakuade, przy prowadzeniu szczecinian +4... a tak Legii pozostało faulowanie i próba zdobywania punktów po krótkich akcjach. Tego dnia King nie dał sobie wyrwać wygranej z rąk i to zdecydowanie najlepszy mecz serii w wykonaniu ekipy z Pomorza Zachodniego. - Podnieśliśmy się po fatalnej pierwszej połowie w naszym wykonaniu. Zagraliśmy zdecydowanie lepiej, ale w końcówce zabrakło nam dyscypliny i spokojnej głowy - powiedział trener naszej drużyny, Wojciech Kamiński po porażce 81:88 we wtorek.



Dwa dni ma nasz sztab na analizę tego spotkania i dokonanie ewentualnych korekt. Przede wszystkim czwartkowy mecz musimy zacząć z taką energią, z jaką we wtorek wyszliśmy na parkiet dopiero po przerwie. Na pewno więcej muszą dać również nasi podkoszowi - w meczu trzecim, punktował jedynie Lichodiej, a Kulka, Wyka i Watson dali łącznie zaledwie 5 punktów, niewiele powalczyli w obronie, co we wcześniejszych spotkaniach nie zdarzało się. Kiedy Wyka w pierwszym meczu szybko łapał przewinienia (ale i wtedy miał 8 zbiórek w 12 minut), sporo do gry wnieśli przede wszystkim Kulka (wyśmienity w obronie, ale i pewny siebie w ataku) i w kilku akcjach Watson. Mecz czwarty to już popis Watsona, który raz za razem sprawdzał wytrzymałość obręczy. Tego na pewno zabrakło, ale dobrze grający w obronie Fakuade i Lampe, robili wszystko, aby nasi podkoszowi nie mieli komfortu w polu trzech sekund rywala.

W Szczecinie obręcze są wyjątkowo twarde, piłki po rzutach odbijają się dość nietypowo, więc i zastawienie musi być nieco skorygowane - na pewno łatwiej odnaleźć się tu graczom Kinga, którzy na co dzień trenują na tym parkiecie. Nie jest to jednak wytłumaczenie słabszej gry na tablicach - nasi gracze jeszcze w środę (przed południem) oraz w czwartek rano będą mieli treningi w tej hali i okazję, by przyzwyczaić się do tego, jak zachowuje się piłka po niecelnych rzutach.



W porównaniu do dwóch pierwszych spotkań, King zmienił system gry obronnej. Już nie naciskają tak mocno na naszych rozgrywających na naszej połowie, zobaczywszy że dało im to zaledwie cztery przechwyty w dwóch meczach, a z pewnością zabrało sporo energii. - Wróciliśmy jako drużyna i w końcu mamy zwycięstwo. Czuję, że wykonaliśmy dobrą pracę przez 35-36 minut. Wszyscy w lidze wiedzą, że nie jest łatwo zatrzymać bardzo dobrze rzucającą Legię - powiedział po wtorkowym spotkaniu hiszpański szkoleniowiec Kinga, Jesus Ramirez.

Nasi gracze nawet w przegranym meczu bardzo dobrze wymuszali przewinienia rywali, oddając 30 rzutów z linii rzutów wolnych. W zespole Kinga we wtorek zdecydowanie więcej graczy miało wpływ na grę drużyny, co widać po tym, jak rozkładały się punkty w tym zespole. Najlepsze spotkanie w serii zagrał Lampe (pomimo dwóch spudłowanych rzutów w ostatnich dwóch minutach), tak jak w pierwszym meczu ważną postacią był Schenk (+15 z tym graczem dla szczecinian), wysoką dyspozycją popisał się Dominik Wilczek, a trudny do zatrzymania byli Tookie Brown i Cleveland Melvin (+11 z nim na parkiecie miał King).

W czwartek zaczyna się jednak zupełnie nowe spotkanie tej serii. Co było do tej pory liczy się tylko o tyle, że Legii do półfinału wystarczy wygrana, King musi wygrać, aby przedłużyć serię do piątego spotkania, które ew. odbędzie się w najbliższą niedzielę na Bemowie. Wiadomo, że zdecydowanie lepiej do półfinałów (te rozpoczną się dla zwycięzcy naszej pary już w środę, 14 kwietnia w Ostrowie Wlkp.) przystąpić mając kilka dni na odpoczynek i przygotowania do tej fazy, w której zespoły czeka jeszcze większa intensywność. Dwa pierwsze półfinałowe spotkania odbędą się dzień po dniu (środa i czwartek), po nich nastąpi dzień przerwy i ponownie dzień po dniu mecz numer trzy (sobota, 10 kwietnia) i ew. spotkanie czwarte (11 kwietnia).

Na razie koncentrujemy się tylko i wyłącznie na czwartym meczu serii z Kingiem. Walczymy o wygraną, jak zresztą w każdym spotkaniu obecnego sezonu, a dopiero później będziemy myśleć o dalszej fazie rozgrywek. Początek meczu w wybudowanej w 1985 roku, byłej hali Pogoni Szczecin (obecnie należącej do miasta, zarządzanej przez MOSRiR), przy ulicy Twardowskiego 12b o godzinie 17:35. W hali tej występują również piłkarze ręczni oraz futsaliści. Transmisja na żywo w Polsacie Sport Extra.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.