Tomas Pekhart i Wojciech Golla - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu ze Śląskiem Wrocław

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Po przerwie reprezentacyjnej wróciła Ekstraklasa. Legia Warszawa grała na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław i niestety doznała drugiej porażki z rzędu. Mecz zakończył się wynikiem 1-0 dla gospodarzy.

1. Bez fajerwerków
Szczerze trzeba przyznać, że spotkanie pomiędzy Śląskiem a Legią nie stało na wysokim poziomie. W pierwszej odsłonie sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo, a gra głównie skupiała się na środkowej strefie boiska. Legia stworzyła sobie dwie sytuacje podbramkowe. Najpierw obok bramki główkował nowy nabytek Yuri Ribeiro, natomiast w doliczonym czasie gry uderzenie głową André Martins bez problemów wyłapał Michał Szromnik. W drugiej połowie było trochę lepiej. Legia stworzyła kilka sytuacji podbramkowych, jednak same widowisko nie stało na najwyższym poziomie. Tak naprawdę emocje i to te negatywne pojawiły się po bramce dla Śląska, jednak były to już ostatnie minuty meczu.

2. Nieskuteczność
Na pomeczowej konferencji prasowej trener Czesław Michniewicz zwrócił uwagę na bardzo ważną kwestię, która kulała i kuleje od kilku spotkań. „Jak nie będziemy strzelać bramek, nie będziemy wygrywać meczów. Śląsk zagrał bardzo dobre spotkanie, my mieliśmy kilka dobrych momentów, ale nie zamieniliśmy ich na gola” – powiedział trener. Rzeczywiście skuteczność w lidze od dłuższego czasu pozostawia wiele do życzenia. W ostatnich 12 meczach Wojskowi zdobyli zaledwie 7 bramek. W niedzielę w pierwszej połowie najlepszą sytuację miał Martins, ale uderzył zbyt łatwo dla bramkarza. W drugiej po dwóch dośrodkowaniach nowego nabytku Legii, czyli Kastratiego, strzelał na bramkę Pekhart, ale raz świetnie interweniował Szromnik, a następnie rosły napastnik z Warszawy nie trafił w bramkę. W doliczonym czasie gry w słupek uderzeniem sprzed pola karnego trafił jeszcze Ernest Muçi. Czas popracować nad skutecznością, bo bez strzelania bramek nie można myśleć o zdobyczy punktowej.

3. Indywidualności, nie zespół
W meczu ze Śląskiem ciężko zaobserwować było styl legionistów. Wcześniej głównie polegał on na dośrodkowaniach wahadłowych w pole karne w poszukiwaniu Pekharta. W tym sezonie już to nie działa. Dośrodkowań jest mało, a jeśli się pojawiają to niezbyt dużej jakości sportowej. Czeski napastnik natomiast jak dochodzi do sytuacji, to już nie jest tak skuteczny jak w poprzednim sezonie. Czas coś w tym aspekcie zmienić - w kadrze jest wiele indywidualności, ale nie przekłada się to na zespół. Ze Śląskiem Rafael Lopes był niewidoczny, nie stwarzał sytuacji Czechowi. Jak na boisku pojawił się Emreli próbował grać szybko i dynamicznie, ale do takiej gry z kolei nie pasuje Czech. Miejmy nadzieję, że w kolejnych meczach się to poprawi, zwłaszcza w tych, gdzie to Legia musi prowadzić grę. Inaczej gra się z kontry, jak to bywało w europejskich pucharach, a inaczej w ataku pozycyjnym.

4. Czas się obudzić
Łatwo się pisze po meczu, że czas się obudzić, nie będąc nigdy na boisku w koszulce Legii, ale czas zrozumieć, że oprócz europejskich pucharów bardzo ważne są rozgrywki ligowe. Tylko dzięki wygranej w Ekstraklasie legioniści będą mogli ponownie starać się dostać do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Obecnie po pięciu kolejkach na koncie Legii jest zaledwie sześć punktów i zostały jej do rozegrania dwa mecze zaległe. Trzeba zacząć punktować, bo potem może tych oczek może zabraknąć w ogólnym rozrachunku. Aktualnie zespół trenera Michniewicza znajduje się w strefie spadkowej Ekstraklasy. Jak to w ogóle brzmi…

5. Debiuty
W meczu ze Śląskiem obejrzeliśmy dwa debiuty nowych zawodników, ponadto w wyjściowej jedenastce pierwszy raz znalazł się Yuri Ribeiro. Były gracz Nottingham Forest FC rozegrał poprawne spotkanie. W pierwszej połowie główkował po rzucie rożnym obok bramki Szromnika i wypracował naprawdę niezłą sytuację Martinsowi. W drugiej pojawiał się pod bramką przeciwnika, ale raz zapomniał się szybciej wrócić pod własne pole karne i tylko niecelne uderzenie Bartłomieja Pawłowskiego uratowało mu skórę. W przerwie na boisku pojawił się Lirim Kastrati, który zmienił Kacpra Skibickiego. Zawodnik z Kosowa zagrał na prawym wahadle i stworzył swoimi podaniami dwie bardzo dobre okazje Pekhartowi. Z pewnością debiut może zapisać na plus. W 67. minucie za Bartosza Slisza pojawił się Ihor Charatin. Były gracz węgierskiego Ferencvárosi TC wszedł trochę bojaźliwie w mecz, podawał do przeciwników, zaliczył dwie straty, jednak z pewnością nie będziemy go skreślać po kilku minutach na boisku.

6. Gol kuriozum
Chyba po raz pierwszy spotkałem się z taką bramką, jaka wpadła dla Śląska w meczu z Legią. Idealnie całą sytuację opisał na pomeczowej konferencji trener, mówiąc: „Odległość pomiędzy sędzią liniowym i Martinsem była niewielka. Martins automatycznie stanął, gdy sędzia podniósł chorągiewkę, podobnie zresztą jak zawodnik Śląska. Widzieliśmy to dokładnie. Sędzia opuścił chorągiewkę, a Martins stał dalej. Popełnił błąd, pewnie bramka by nie padła, bo był bliżej bramki niż zawodnik Śląska. Oczywiście, gra się do gwizdka, więc był to ewidentny błąd, ale to zachowanie odruchowe, instynktowne.” Trudno nie zgodzić się z tymi słowami. Zarówno Martins jak i Muçi stanęli na boisku i odpuścili dojście do zawodnika Śląska, widząc podniesioną chorągiewkę sędziego liniowego. Albańczyk jednak wiedział, że to on zagrywał piłkę i nie będzie mowy o spalonym, dlatego akurat w jego przypadku trochę odpuszczenie jest niezrozumiałe. Z drugiej strony gra się do gwizdka, którego nie było. Koncentracja u liniowego i zawodników Legii oblała egzamin, niestety z niekorzyścią dla legionistów.

7. Sędziowie?
Wyraźnie zaznaczyli swoją obecność.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.