Andre Martins i Ivi Lopez - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Rakowem Częstochowa

Kamil Dumała - Wiadomość archiwalna

Legia Warszawa na własnym boisku przegrała 2-3 z Rakowem Częstochowa. Bramki dla Wojskowych zdobyli Mahir Emreli oraz Ihor Charatin, natomiast dla gości dwukrotnie Ivi López oraz Fran Tudor.

1. Stracone ważne punkty
Koniecznie zacząć punktować w lidze - takie hasło przyświeca Legii od kilku tygodni. Piłkarze trenera Czesława Michniewicza przegrali z Rakowem Częstochowa 2-3 i ich sytuacja w tabeli powoli robi się nieciekawa. Oczywiście do rozegrania zostały jeszcze dwa zaległe spotkania, ale patrząc na dotychczasowe wyniki w lidze, trudno mieć pewność, że zakończą się one wygranymi zespołu z Warszawy.

2. „Zabójcze” stałe fragmenty gry
Raków załatwił Legię w sobotę stałymi fragmentami gry. Najpierw w 29. minucie Cezary Miszta niepotrzebnie wyszedł z bramki, ewidentnie sfaulował Sebastiana Musiolika i sędzia podyktował rzut karny, który pewnie na bramkę zamienił Ivi López. W drugiej połowie piłkę po dośrodkowaniu z rzutu rożnego w polu karnym przedłużył Vladislavs Gutkovskis, a niepilnowany Fran Tudor nie miał problemów, by skierować ją z bliskiej odległości do bramki. W polu karnym było ośmiu zawodników Legii i pięciu Rakowa, który i tak zdobył gola, bo trzech graczy pilnowało nie wiadomo kogo. Ostatni gol dla Rakowa wpadł po pięknym uderzeniu z rzutu wolnego wykonywanego przez Ivi Lópeza. Zespół trenera Marka Papszuna stworzył sobie jeszcze dwie sytuacje ponownie po rzutach wolnych, ale dwukrotnie interweniował Cezary Miszta, nie dopuszczając do straty bramki.

3. Skuteczność, nieszczęsna skuteczność
Pewnie gdyby swoje wszystkie sytuacje wykorzystali gracze Legii, nastroje po sobotnim meczu byłyby zgoła inne. Ponownie mamy do czynienia ze starymi koszmarami. Zawodnicy trenera Michniewicza, mając kilka niezłych sytuacji podbramkowych, nie potrafili skierować piłki do bramki. Marnowanie sytuacji zaczęło się po bramce na 2-3 Ihora Charatina. Najpierw Tomáš Pekhart nie porozumiał się z Rafaelem Lopesem i żaden z zawodników nie potrafił w dogodnej sytuacji skierować piłki do siatki. W 81. minucie Lopes natomiast fatalnie spudłował z kilku metrów, wręcz podając piłkę pod nogi Kacpra Trelowskiego. W ostatnich minutach mieliśmy jeszcze dwie niezłe okazje Mahira Emreliego, ale raz posłał głową piłkę obok bramki, a w drugiej sytuacji jego uderzenie wybił na rzut rożny bramkarz. Jeśli chce się wygrywać, to nie wypada marnować takich sytuacji. Zwłaszcza, że w wielu spotkaniach podobnych okazji brakuje i najczęściej decyduje jeden gol. Czas na treningach popracować nad umieszczaniem piłki w siatce i przenieść to na mecze.

4. Przegrany środek pola, brak skrzydeł
Podobnie jak w meczu Pucharu Polski z Wigrami Suwałki, tak i w spotkaniu z Rakowem trener zdecydował się zagrać czwórką obrońców i skrzydłowymi. Niestety, ta taktyka, zwłaszcza w pierwszej połowie gry, nie sprawdziła się. Kacper Skibicki był niewidoczny, natomiast akcje Lirima Kastratiego nie tworzyły dużego zagrożenia pod bramką rywala, oprócz poprzeczki André Martinsa. Statystyki są niestety nieubłagane - zwłaszcza dla Skibickiego, który na trzy pojedynki nie wygrał żadnego, do kolegów podawał tylko siedem razy (!), z czego trzy razy niecelnie. U Kastratiego wyglądało to zdecydowanie lepiej, bo podawał 48 razy (35 celne zagrania) i na 12 pojedynków wygrał w pięciu.
Martwi także środek pola. Z perspektywy trybun wydawało się, że został on przegrany przez naszych zawodników, którzy nie radzili sobie m.in. z Ivi Lópezem. Zarówno Martins, jak i Slisz stoczyli po dziewięć pojedynków, ten pierwszy wygrał pięć, natomiast Slisz tylko trzy. Nie wychodziły im odbiory piłek, często sami ją także tracili. Portugalczyk popełnił błąd przy trzeciej bramce, niepotrzebnie faulując przed polem karnym, z czego następnie skorzystał López.

5. Statyczni i przewidywalni
Trudno nie odnieść wrażenia, że od wielu meczów Legia jest bardzo przewidywalna zwłaszcza jeśli chodzi o budowanie akcji ofensywnych - próba dłuższego zagrania do napastnika lub skrzydłowych/wahadłowych przez środkowych obrońców bądź rozszerzanie piłki na skrzydła i wrzutki w pole karne. Niestety, stało się to czytelne dla rywali. W niektórych sytuacjach, zwłaszcza w drugiej odsłonie gry, aż prosiło się, by któryś z piłkarzy uderzył sprzed pola karnego, tego jednak nie uświadczyliśmy zbyt często.

Inny zarzut, który można odnieść do gry Legii w meczu z Rakowem, to zbyt statyczna gra. W niektórych sytuacjach - zwłaszcza przy bardzo niekorzystnym rezultacie - należało przyspieszyć grę, szybciej przenosić piłkę pod pole karne rywala. Niestety, niektóre wznowienia piłki od bramki trwały zbyt długo, bo mało kto wychodził na pozycję, głównie stojąc w miejscu, nie pokazując się do rozegrania.

6. Czerwona lampka
Po kolejnej porażce w lidze musi zapalić się czerwona lampka. Wiadomo, za wcześnie, by rozmyślać, że mistrzostwo zostało przegrane bądź już trzeba zwolnić trenera, choć takich głosów jest coraz więcej. Trzeba jednak naprawdę wrócić do regularnego punktowania w lidze, bo przy kolejnych potknięciach nie będzie łatwo dogonić czołówki. Przed podopiecznymi trenera Michniewicza ciężkie mecze - w fazie grupowej Ligi Europy mecz przeciwko Leicester City FC, a następnie mecz w Ekstraklasie z Lechią Gdańsk. Miejmy nadzieję, że wyniki będą na tyle dobre, iż obędzie się bez nerwowej atmosfery w trakcie przerwy reprezentacyjnej.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.