fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo po niedzieli: Mądrość

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia notuje najgorszy start sezonu od czasu jaskiniowców. Oczywiście winnym tego stanu rzeczy szybko okrzyknięty został trener Czesław Michniewicz i tę narrację skwapliwie podchwyciłyby władze klubu, o ile w ogóle by jej nie zainspirowały. A właściwie zostałby okrzyknięty, gdyby nie znakomita postawa zespołu w europejskich pucharach. Sprawa więc nie jest taka oczywista i jednowymiarowa.

A przynajmniej do meczu w Neapolu, bo w przypadku porażki, zwłaszcza dotkliwej, hamulce puszczą. Być może również legijnym prezesom.

Czesław Michniewicz to 11 trener Legii w ostatnich 10 latach. Trener, który pewnie wygrał Ekstraklasę i zrobił coś ekstra - awansował do grupy Ligi Europy, w której po dwóch kolejkach ma komplet punktów. Przez te wszystkie lata przyzwyczailiśmy się w Legii, że jak coś nie idzie, to zmieni się szkoleniowca i to jest remedium. Zespół odżywa, prezentuje się lepiej przez kilka miesięcy, a gdy przychodzi pierwszy kryzys, to znów następuje zmiana. Dla kibiców to wręcz normalne. Oni nie muszą liczyć się z kosztami i lekką ręką chcą wyrzucać trenerów. Tymczasem to zawsze droga albo bardzo droga operacja. Bo nie tylko trzeba liczyć koszty bieżące, ale i przyszłe - nowy sztab, nowi piłkarze, którzy będą potrzebni do nowej koncepcji. Tymczasem klub ze 170 milionami długu musi zawsze pięć razy obejrzeć każdą złotówkę.

Jednocześnie pozwoliliśmy sobie wmówić, że problemem Legii są trenerzy. Owszem, bywało różnie. Romeo Jozak i Dean Klafurić byli przebierańcami, Ricardo Sa Pinto zachowywał się jak niezrównoważony, ale pozostali jacyś byli. Lepsi, gorsi, ale zawsze w pełni zaangażowani, oddający całą swą wiedzę. Kibic jednak zawsze wierzył, że może być lepiej, że każdy nowy oznacza wyższe kwalifikacje, czasem ocierające się o magię. Tak jest też z Michniewiczem. Niedawno był niemal noszony na rękach, uważany za naturalnego kandydata do objęcia posady selekcjonera kadry, z przyszłością w zagranicznych klubach. I co się stało w półtora miesiąca? Jest gorszym trenerem? Zgłupiał? Oduczył się zawodu? Jest taki sam, a nawet lepszy niż gdy zaczynał pracę w Warszawie, choćby dlatego, że wzbogacił się o bezcenne doświadczenia. Czy piłkarze pod jego rządami się nie rozwinęli? Mladenović ma za sobą sezon życia, tak jak Pekhart, Kapustka się odrodził, pięknie rozwinęli się Juranović i Karbownik, w pełni wykorzystywał potencjał Emreliego i Nawrockiego. To może drużyna pod jego wodzą się nie rozwinęła? Michniewicz znalazł swój sposób na ten zespół, wyznaczył mu kierunek i wykorzystywał środki, jakimi dysponował. A pamiętajmy, że jego wizja gry dość znacząco rozjeżdża się z tą, którą proponują jego przełożeni. Przynajmniej tak można wnioskować po transferach do klubu - nie są to piłkarze, jakich potrzebował szkoleniowiec skutecznego wdrażania swoich pomysłów taktycznych. Owszem, jego Legia nigdy nie grała tak efektownie, jak choćby ta Vukovicia w najlepszym czasie, ale akurat jego drużyny nigdy nie imponowały fajerwerkami. Zwykle za to były bardzo dobrze poukładane w defensywie i, co najważniejsze, realizowały cele. Mioduski musiał przecież o tym wiedzieć, gdy zatrudniał Michniewicza, a tym samym godzić się na to. W Legii, jako się rzekło, też zadania wykonał.

Czemu zatem oglądamy katastrofę w Ekstraklasie? Powodów jest kilka. Przede wszystkim Legia nie zbudowała kadry na grę na dwóch frontach. Piłkarzy mamy dużo, ale do grania bardzo niewielu. Teoretycznie najsilniejszy skład nie ma wartościowych zmienników. Jeśli za Emreliego wejdzie Pekhart, a za Muciego Lopes, jak to miało miejsce w niedzielę, to obniżenie jakości na boisku jest widoczne. W drużynie nie ma zawodników, którzy byliby w stanie realizować wizję Michniewicza: Karbownik odszedł, Kapustka kontuzjowany, Juranović odszedł, Mladenović stracił formę, podobnie jak Luquinhas, czy Pekhart. W ofensywie brakuje jakości, co najbardziej jaskrawe było właśnie w meczu przeciw Lechowi. Nie ma też lidera, który potrafiłby zmobilizować kolegów, potrząsnąć nimi, nie mówiąc już o wzięciu na siebie odpowiedzialności za grę i wynik. Drużynie brakuje też charakteru, charyzmy, zwłaszcza, gdy na boisku nie ma Artura Boruca. Jedni patrzą na drugich, potem na trenera i bezradnie rozkładają ręce. I to nawet nie jest zarzut do piłkarzy, taką po prostu mają naturę. Trudno też kwestionować klasę nowo pozyskanych zawodników, ale równie trudno przyjąć, by byli to ludzie pasujący do koncepcji trenera. Patrząc zupełnie z boku wygląda to tak, jakby mobilizowali się tylko na mecze w Europie. Możliwe więc, że nie są to po prostu gracze mentalnie, a niektórzy również zdrowotnie, gotowi do rywalizacji na dwóch frontach.

Przy czym widać, że Michniewicz nie trzyma się za wszelką cenę swoich idei. Zmienia, szuka, próbuje nowych rozwiązań. Na to jednak trzeba czasu, a w Legii nigdy go nie ma. Zwłaszcza teraz, gdy gramy co trzy dni. Warto pamiętać przy tym, że tylko latem przyszło 10 nowych piłkarzy, w większości nie będących do gry, potrzebujących tygodni na dojście do siebie. Zespół jest w wiecznej przebudowie, ale mającej kolejne etapy i to jest właśnie taki moment, moment, gdy trener musi dobrać skuteczną taktykę do posiadanego materiału.

Oczywiście przegranie Ekstraklasy w październiku to niecodzienny wyczyn, ale nie zawsze będziemy wygrywać, do czego, mam wrażenie, wielu się mocno przyzwyczaiło i zaczęło traktować jak oczywistość. Natomiast nadal jesteśmy w grze o grę w eliminacjach Ligi Konferencji Europy i Puchar Polski. Do tego trzeba jak najlepiej punktować w Lidze Europy, tak by zarobić, wyjść z grupy i nazbierać jak najwięcej punktów do rankingu UEFA. Celów do zrealizowania jest więc sporo. Czesław Michniewicz zaś swą dotychczasową pracą zasłużył, by spróbować je osiągnąć. No bo jakie konkretnie zarzuty można sformułować wobec niego? Ciężko pracuje, nie ustaje w analizie i poszukiwaniach rozwiązań taktycznych i personalnych. OK, może zbyt długo stawiał na Mladenovicia, ale czy ktoś rozsądny naprawdę uważa to za czynnik przesądzający o niepowodzeniach? Mówi się czasem o wyczerpaniu formuły współpracy z piłkarzami. Ale co to właściwie oznacza? Że trener znudził się zawodnikom? Po pierwsze to nie oni powinni decydować, a po drugie te relacje są dobre. Oczywiście, zdarzają się niesnaski, zwłaszcza wśród tych, którzy nie grają, ale na boisku może znaleźć się góra 16, a kadra jest dużo bardziej rozbudowana. Niemniej, nie, to nie to.

Swoją drogą dziwi mnie, jak bardzo kibice są wyrozumiali wobec piłkarzy. Niedawno przecież Artur Jędrzejczyk stwierdził, że to głownie oni są winni niepowodzeń w eliminacjach europejskich pucharów w poprzednich czterech latach. Legioniści są głaskani ze wszystkich stron. Tymczasem taki Luquinhas w ostatnim półroczu zagrał ze dwa dobre mecze, Pekhart przestał strzelać, a nawet namaszczony na króla strzelców Emreli miewa spore wahania formy. I właśnie jeśli coś rzeczywiście mógłbym zarzucić trenerowi Michniewiczowi, to właśnie stosunek do swych podopiecznych. Może należałoby nimi potrząsnąć? Jak? Już w tym głowa trenera.

W mojej ocenie obecnie zwolnienie trenera byłoby tylko karą za fatalne wyniki w lidze, obarczeniem trenera winą za słabości całego klubu, a nie środkiem zaradczym. Tymczasem dla dobra Legii potrzebne jest, mówiąc językiem rządzących klubem, wdrożenie programu naprawczego. Przydałoby się więc dogłębne przeanalizowanie przyczyn, bo problem jest wielowymiarowy, i wyciągniecie wniosków. Na chłodno. I w bliskiej współpracy z trenerem, a nie tak, jak bywało to w latach minionych. Tu nie ma łatwych odpowiedzi i prostych rozwiązań. Pora wykazać się mądrością, panie prezesie.

Autor: Jakub Majewski

WYNIKI SONDYJak oceniasz pracę Czesława Michniewicza na stanowisku trenera Legii?
SUMA GŁOSÓW: 95781
START: 02.12.2020 / KONIEC: 30.10.2021

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.