fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Mityczny mecz

Hugollek, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Wtorkowe spotkanie przeciwko Termalice, która po kilku latach powróciła do najwyższej klasy rozgrywkowej, pierwotnie miało się odbyć pod koniec sierpnia ubiegłego roku. Władze Legii złożyły jednak wniosek o jego przełożenie, jako że „Wojskowi” rywalizowali wówczas ze Slavią Praga o udział w fazie grupowej Ligi Europy. Początkowo pojedynek obu drużyn miał się odbyć w środku zimy – na początku lutego, lecz ostatecznie przesunięto go na przedwiośnie, przez co legioniści rozegrali z tą samą drużyną najpierw mecz wyjazdowy, w którym zaledwie zremisowali bezbramkowo.



W wyniku tych terminarzowych zawirowań rywalizacja ta urosła do miana mitycznego spotkania. Z jednej strony bowiem Legia traciła punkty jak na zawołanie i leciała w dół ligowej tabeli na łeb na szyję, ale z drugiej każdy z nas dopisywał do stanu licznika wirtualne plus trzy punkty, dzięki którym sytuacja „Wojskowych” miała się nieco poprawić. Dzień 15 marca miał wszystko zweryfikować. Wprawdzie statystyka działała na korzyść legionistów, zważywszy że naszemu klubowi udało się wygrać cztery ostatnie mecze, lecz nie należy zapominać, że w obecnych rozgrywkach piłkarze zdążyli się już także zapisać wieloma niechlubnymi osiągnięciami w historii Legii.

Niestety, zarówno dzień tygodnia, jak i godzina rozpoczęcia meczu oraz ranga przeciwnika, spowodowały, że tego wieczora trybuny Estadio WP zapełniły się jedynie w niewielkim stopniu (niecałe 9500 osób), choć trzeba podkreślić, że nie zawsze stanowi to wadę. Na stadion przychodzą bowiem wtedy osoby nieprzypadkowe, którym dobro klubu naprawdę leży na sercu i którzy są z nim na dobre i na złe. A i zapał oraz potencjał bywają większe, co dobitnie pokazał pojedynek przeciwko łęcznianom, kiedy ćwiczyliśmy nową, jakże rytmiczną, przyśpiewkę.

Przed meczem Nieznani Sprawcy prowadzili zbiórkę pieniędzy na oprawy. Pamiętajmy, aby nie przechodzić obojętnie obok kibiców ze skarbonami i porządnie sypnąć groszem, bo tylko w taki sposób ruch ultras ma szansę nadal prężnie się rozwijać.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Niska frekwencja spowodowała, że zgromadziliśmy się bliżej środka „Żylety”, tak aby nasz doping, którym dyrygował „Staruch”, brzmiał możliwie jak najlepiej. Na początku klasycznie odśpiewaliśmy „Sen o Warszawie” oraz „Mistrzem Polski jest Legia”, a następnie daliśmy znać nielicznie przybyłym „Słoniom”, która trybuna zasługuje na miano najlepszej w naszym kraju. A skoro już o przyjezdnych mowa, to przyjechali oni do Warszawy w kilkadziesiąt głów, wywiesili trzy flagi (dwie kibicowskie i jedną ukraińską) i przez większość meczu tylko biernie przyglądali się poczynaniom futbolistów na murawie.

Dzięki ostatnim „wyczynom” naszych grajków ponure widmo spadku do pierwszej ligi nieco się oddaliło, choć z pewnością nie zostało jeszcze w pełni zażegnane. Z tego względu od pierwszego gwizdka sędziego Przybyła staraliśmy się robić wszystko, co w naszej mocy, aby dobra passa „Wojskowych” była kontynuowana. Dzięki przyśpiewkom takim jak „Warszawska Legio, zawsze o zwycięstwo walcz” czy dobitnemu i przenikliwemu buczeniu podczas akcji wypracowywanych przez Termalikę staraliśmy się pomóc naszym kopaczom w utorowaniu drogi do bramki rywali. Nie należało to jednak do najprostszych zadań, jako że początkowo piłkarzom za bardzo nie szło, a ich gra przypominała „padakę”, której w tym sezonie zdążyliśmy się naoglądać aż nadto. Nie traciliśmy jednak nadziei i z jeszcze większą mocą angażowaliśmy się w śpiew, próbując rozruszać przy okazji także sąsiednie trybuny klasycznym pytaniem „Kto wygra mecz?!”, a na które mogła paść jedynie słuszna odpowiedź.
Pozytywnie podładowani nakręcaliśmy się jeszcze bardziej, a Legia zaczęła powoli przejmować inicjatywę na boisku. Całkiem nieźle wychodziło nam wykonywanie „Do boju, Legio marsz!”. Co więcej, to właśnie wtedy padła pierwsza bramka dla „Wojskowych”. Jej autorem okazał się Josué, który ostatnimi czasy wyrasta na wyróżniającą się postać w stołecznym zespole, a któremu dodatkowo po raz pierwszy udało się pokonać rywali w ekstraklasie. Taki zastrzyk adrenaliny podziałał na nas wszystkich mocno motywująco. Po pozdrowieniu zgód przeszliśmy do konkretów i dalszego szlifowania nowej pieśni „Gdybym jeszcze raz miał urodzić się...”. Trzeba przyznać, że ta przyśpiewka naprawdę ma w sobie to „coś”.

Minęło raptem kilka minut, a mogliśmy się cieszyć z podwyższenia wyniku. Wszołek dograł piłkę do Pekharta, a ten bez większego trudu pokonał Pawluczenkę. Zdecydowanie chcieliśmy więcej i... doczekaliśmy się. Chwilę przed przerwą uskutecznialiśmy utwór „Nasza Legio, jesteśmy zawsze z Tobą” ze słynnym już „rarowaniem” w refrenie. Mateusz Wieteska wziął sobie chyba te słowa do serca, bo znakomicie wykorzystał podanie Josue i głową skierował futbolówkę do siatki. Dzięki temu trafieniu mogliśmy po raz pierwszy od dłuższego czasu zaśpiewać: „Trójka do zera, trafiła Legia frajera!”, a także – stosownie do okoliczności – zaintonować: „Pierwszy gol, drugi gol, trzeci leci...” z końcówką „...ta drużyna z Niecieczy to słabość”. Cóż, trudno się z tym nie zgodzić. Legioniści zdecydowanie zdominowali „Słonie” w pierwszej połowie zaległej rywalizacji.

Jeszcze przed przerwą odnieśliśmy się do trwającej od niemal trzech tygodni sytuacji na Ukrainie, spowodowanej najazdem Rosji na graniczące z nami państwo. „J**** Putina, mordercę i sk********!” – krzyczeliśmy głośno. Zachęcaliśmy także sąsiadujące z „Żyletą” sektory, aby włączyły się w nasz apel: „J**** Ruskich i Putina, hej, hej!”.

fot. Michał Wyszyński / SKLW
fot. Michał Wyszyński / SKLW

Drugą połowę spotkania rozpoczęliśmy klasycznie od hymnu Legii oraz kawałka, którego nie słyszeliśmy przy Łazienkowskiej przez co najmniej pół roku, choć mając w pamięci brak rozpieszczania nas przez grajków golami, to chyba nawet zdecydowanie dłużej. Madagaskarowe „Wyginam śmiało ciało”, bo o tej przyśpiewce mowa, zabrzmiało niestety przeciętnie. Zdecydowanie lepiej wychodziło nam śpiewanie hitu z Wiednia czy „Za kibicowski trud”. Prawdziwa moc przyszła jednak ponownie z nowym hitem. „Gdybym jeszcze raz...”, mimo naprawdę niewielu osób na trybunach, wydobywało się z naszych gardeł w rewelacyjny sposób i miało w sobie trudnego do wyobrażenia i opisania „powera”.

Jako że w tym sezonie jesteśmy głodni bramek, nader często dopingowaliśmy „Wojskowych” gromkim „Legia, Legia, Legia, Legia goooool!”. Przyniosło to swój efekt. W trakcie długo wykonywanego i przekonująco brzmiącego „Niepokonanego miasta” padła ostatnia (jak się później okazało) bramka dla Legii. Potworny błąd defensywy niecieczan spowodował, że piłkę natychmiast przejął Pekhart i pewnym strzałem po raz drugi w tym meczu pokonał golkipera Termaliki. Należy jedynie liczyć na to, że król strzelców poprzednich rozgrywek wreszcie odblokował się ze swojej strzeleckiej niemocy.

Czwarty gol spowodował wybuch radości w naszych szeregach i „podśmiechujki”, że nasi zawodnicy chyba przed każdym meczem powinni brać udział w zakrapianych imprezach w towarzystwie dam, jako że im to najwyraźniej służy. ;) Na brawa swoją postawą na murawie zasłużył Josue, który przy korzystnym wyniku wcześniej opuścił plac gry.

W końcówce mogliśmy radośnie zaśpiewać, że Legia dziś 3 punkty ma, ale nie zapomnieliśmy także o niezmiennym przesłaniu do prezesa, które wybrzmiewa z trybun od wielu meczów. Tuż przed końcem rywale zdobyli honorową bramkę, ale to już nic nie zmieniło. Efektowne zwycięstwo Legii w mitycznym meczu stało się faktem, zamieniło punkty wirtualne na realne i pozwoliło przesunąć się warszawskiemu zespołowi na jedenastą pozycję w tabeli. Niestety, teraz już nie możemy mówić o tym, że nadal mamy jedno spotkanie w zapasie.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Przed nami nieco dłuższa chwila oddechu, jako że w sobotę nie pojedziemy do Częstochowy. Wszystko z powodu przebudowy sektora gości i braku odpowiednich pozwoleń na przyjęcie grupy kibiców przyjezdnych. Najbliższy mecz z naszym udziałem „Wojskowi” rozegrają dopiero 2 kwietnia o godzinie 20:00 przy Łazienkowskiej, w którym zmierzą się z gdańską Lechią. Wcześniej zapraszamy jednak na spotkanie siatkarzy Legii z Krispolem Września, które odbędzie się w najbliższą sobotę 19 marca o godzinie 17:00 w hali przy Niegocińskiej 2a. Zachęcamy także do wsparcia sekcji siatkarskiej, która zmaga się z poważnymi problemami finansowymi.

Na Żylecie zawisł transparent „Guciu, wracaj do zdrowia ZK”.

Frekwencja: 9437
Goście: 35
Flagi gości: 3

Fotoreportaż z meczu - 56 zdjęć Woytka
Fotoreportaż z meczu - 26 zdjęć Michała Wyszyńskiego

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.