fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Miedzią Legnica

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Grajmy w piątki; podłoga piłka to lawa; przyszła, naszła, weszła; liderzy bez formy; głupie żółte kartki; przerwa - to najważniejsze punkty po piątkowym spotkaniu pomiędzy Legią Warszawa a Miedzią Legnica. Legioniści wygrali 3-2 po dwóch golach Filipa Mladenovicia i jednym Pawła Wszołka.



1. Grajmy w piątki
Leżą nam te piątki w Ekstraklasie. W piątki wygraliśmy w tym sezonie już czterokrotnie, raz zremisowaliśmy, odwracając wynik meczu z Górnikiem Zabrze i przegraliśmy wysoko z Cracovią. Wydawało się, że z Miedzią będzie podobny wynik, jak z „Pasami”, jednak „Wojskowi” potrafili odkręcić wynik meczu i mimo wyniku 0-2, zdołali zwyciężyć. Ostatnio taka sztuka udała się za trenera Magiery, kiedy to Legia pokonała 4-2 Koronę Kielce. Patrząc na przebieg meczu przeciwko Miedzi, to ponownie Legia wróciła z bardzo dalekiej podróży, wygrała, jednak z mocniejszym rywalem ponownie byłby być może pogrom. Przed zespołem bardzo, bardzo dużo pracy.



2. Podłoga, piłka to lawa
W popularnej w dzieciństwie zabawie udawało się, że podłoga to lawa i trzeba było ją omijać. W przypadku piątkowego meczu miałem wrażenie, że legioniści chcieli wrócić do młodości, ale tym razem jako lawę potraktowali piłkę. To co wyczyniali w pierwszych 20 minutach meczu trudno było pojąć. Najpierw Rafał Augustyniak zagrał pod nogi Maxime Domingueza, który dostarczył piłkę do Ángelo Henríqueza i Miedź cieszyła się z prowadzenia. Po wznowieniu gry wyczyn Augustyniaka chciał powtórzyć Kapustka i to mu się udało. Na szczęście Henríquez nie doszedł do piłki. W 14. minucie Bartosz Slisz „ładnie” pograł z Augustyniakiem, a po stracie tego drugiego Luciano Narsingh nie miał problemów z pokonaniem Tobiasza. Ten sam zawodnik miał jeszcze sytuację na 0-3, ale jego lob obronił bramkarz "Wojskowych". Tylu błędów w szeregach Legii, co w pierwszych dwudziestu minutach spotkania, nie widziałem dawno, a kibicuję jej od sezonu 2001/2002.

3. Przyszła, naszła, weszła
Żeby się nie pastwić tak mocno nad Legią, trzeba powiedzieć, że swój dzień ewidentnie miał Filip Mladenović. Chociaż, żeby być sprawiedliwym, należy to jedynie napisać o ofensywnych zapędach defensora, bo w obronie było słabo. Ponownie często nie wracał we własne pole karne, zostawiając samego Maika Nawrockiego na lewej stronie i wielką dziurę. Jednak w ofensywie „Mladen” popisał się przepiękną bramką, kiedy to z pierwszej piłki z woleja, po długim rogu wykończył idealne dogranie Josué. W 56. minucie nieczysto trafił w piłkę po dośrodkowaniu Pawła Wszołka, ale na szczęście ponownie po uderzeniu z woleja piłka znalazła się w siatce Pawła Lenarcika. Mladenović wykorzystał co mógł, w myśl: przyszła, naszła i weszła.

4. Liderzy bez formy
To co rzuca się w oczy praktycznie od początku tego sezonu, to bardzo słaba forma liderów zespołu. Za takich uznać można Josué, Mladenovicia, Wszołka, Kapustkę czy Carlitosa. Większość zawodników jest bez formy, oczywiście Carlitos w pierwszych meczach świetnie się spisywał i mocno zaznaczył swój powrót do Legii, jednak od dwóch-trzech spotkań nie jest już tak skuteczny i więcej gra pod siebie. Do Hiszpana można mieć jednak najmniej pretensji, bo przyszedł do zespołu najpóźniej. Portugalski kapitan Legii nie rozpieszcza grą w tym sezonie, traci wiele piłek, nie jest już tak usposobiony ofensywie, jak w poprzednim sezonie. Przeciwko Miedzi miał asystę drugiego stopnia i jedną asystę, gdy świetnie zagrał do Mladenovicia, ale wymagamy od niego więcej. Tak samo jak od Pawła Wszołka, który miejmy nadzieję, że po bramce i asyście przeciwko zespołowi trenera Łobodzińskiego, zacznie notować coraz więcej liczb, bo tego ewidentnie brak w porównaniu z poprzednim sezonem. Legia jest daleko od swojej optymalnej formy, chociaż trzeba zadać ważne pytanie, jaka jest właściwie forma Legii? Od początku sezonu jeszcze jej nie ujrzeliśmy, jednak może po przerwie reprezentacyjnej coś „drgnie” w tym temacie i zobaczymy wypracowane schematy, lepszą grę.

5. Głupie żółte kartki
Ostatnia rzecz, nad którą trzeba się pochylić po piątkowym meczu, to głupie żółte kartki. Po przerwie reprezentacyjnej legionistów czeka bardzo ciężkie spotkanie z Lechem Poznań. Dla każdego z nas jest to bardzo ważny mecz i mamy nadzieję, że Legia zagra lepiej niż z Rakowem czy Cracovią. Niestety, z tego spotkania wypisał się Josué, który dostał 4. żółtą kartkę w tym sezonie. Kartka została zdobyta w bardzo głupi sposób i była całkowicie zbędna. Portugalski kapitan „Wojskowych” nie otrzymał jej za faul, tylko za dwukrotne odepchnięcie zawodnika Miedzi, który stał zbyt blisko, kiedy to legioniści wykonywali rzut rożny. Nie potrafię pojąć, po co wykonał taki ruch, czy zrobił to specjalnie, czy po prostu to była juniorska reakcja. Po meczu Paweł Wszołek dobrze określił, że „grając za granicą, czy przede wszystkim w Anglii, to bardzo by bolało finansowo.” Ta kartka była zbędna, głupia i tylko osłabiła zespół przed ważnym meczem.

6. Przerwa
To co cieszy po piątkowym meczu, to przerwa reprezentacyjna. To czas odpoczynku dla kibiców, a dla zespołu pracy. Miejmy nadzieję, wytężonej i ciężkiej pracy, która w końcu przyniesie kibicom większą radość z gry Legii. Na reprezentację wyjeżdżają tylko Filip Mladenović i Kacper Tobiasz, więc jest duża szansa na popracowanie nad pewnymi elementami gry, wypracowanie stylu (którego nie widać zbyt mocno) czy przepracowanie kilkunastu jednostek treningowych, których np. w okresie przygotowawczym nie miał Paweł Wszołek. Czekamy na efekty, bo Legię po przerwie sprawdzi Lech Poznań.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.