Młyn Galatasaray na meczu koszykarskiej Ligi Mistrzów z Legią - fot. Bodziach
REKLAMA

LL! on tour: Galatasaray - Legia

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Nie przywykliśmy za bardzo, by piłkarze Legii nie grali w europejskich pucharach, choćby na etapie kwalifikacji. Na szczęście, w Europie drugi kolejny sezon występują nasi koszykarze, i to w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Nawet jeśli nie są to najbardziej prestiżowe koszykarskie rozgrywki na Starym Kontynencie (a nie są), to jednak można być dumnym z tego, jaki postęp zrobiła nasza sekcja, która jeszcze dziesięć lat temu występowała na czwartym poziomie rozgrywkowym.

Już w minionym sezonie nasz zespół bardzo dobrze radził sobie w europejskich pucharach - wtedy w rozgrywkach niższego szczebla - FIBA Europe Cup. Nie na wszystkie mecze legionistów można było się udać ze względu na ograniczenia covidowe - tak było ze spotkaniami w rosyjskim Permie, niemieckim Bayreuth i holenderskim Leiden. Ponadto nasz zespół zagrał z udziałem publiczności w Porto, Oradei, Szolnoku, a w 1/4 finału z Bolonii z zespołem z Reggiany. W Lidze Mistrzów trafiliśmy grupę całkiem ciekawą, z jednym rywalem, wobec którego trudno przejść obojętnie. Galatasaray Stambuł to niezwykle utytułowany klub, a w kibicowskim światku trudno byłoby znaleźć kogoś, kto nie kojarzy jakże wymownego hasła "Welcome to hell" eksponowanego na ich starym piłkarskim stadionie, im. Alego Sami Yena, który został zamknięty w 2011 roku, a Galata przeniosła się wówczas na dwukrotnie większy, ponad 50-tysięczny stadion. Gdyby dodać do tego historie legionistów (o tym jak Turasy okrążyli autokar z kibicami z Warszawy i bujali nim we wszystkie strony), którzy przyjechali wspierać Legię w rywalizacji z Besiktasem w 1996 roku (w Pucharze UEFA)... zwyczajnie nie można było opuścić takiego wyjazdu. I chociaż ceny lotów do Stambułu do najtańszych nie należą, tak się doskonale złożyło, że kilka tygodni przed meczem w tzw. "szalonej środzie z LOT-em" udało się nabyć bilety lotnicze za mniej niż 50 procent ich nominalnej ceny (2000 zł).

W Turcji większość kibicowskich ekip udziela się nie tylko na meczach piłkarzy, ale regularnie wystawia młyny na koszykówce (dotyczy to przede wszystkim Galaty i Besiktasu, ale i Fenerbahce miewa przebłyski na ważniejszych meczach kosza), siatkówce kobiet, piłce nożnej kobiet (tutaj częściej niż na meczach piłkarzy odpalane jest piro) czy... koszykówce na wózkach. W przypadków derbowych meczów w tej ostatniej dyscyplinie nie raz dochodziło w Stambule do awantur i przerwanych meczów.



Koszykarze Galatasaray w ostatnich kilku latach (od 2017 roku) swoje mecze rozgrywają z dala od stadionu piłkarskiego, po tym jak przenieśli się ze starej, klubowej hali, która została zamknięta. Obecnie ich "domem", podobnie jak koszykarzy Anadolu Efes (czołowej drużyny grającej w Eurolidze) jest 16-tysięczny obiekt Sinan Erdem Dome, znany również jako Ataköy Dome. Na czas budowy swoich hal, w przeszłości grali tu również koszykarze Besiktasu (2015-16) i Fenerbahce (2010-12).

Spotkanie Galatasaray z Legią rozgrywane było we wtorek o godzinie 19:00 czasu lokalnego. Hala Sinan Erdem znajduje się w dzielnicy Ataköy, niespełna godzinę jazdy komunikacją od ścisłego centrum. Niewiele ponad kilometr od obiektu znajduje się stacja (Bakırköy) najnowszej linii metra "Marmaray" (przejeżdżającego pod Bosforem), więc dotarcie do hali nie było jakimś wielkim wyzwaniem, szczególnie znając wcześniej system komunikacji miejskiej w tej olbrzymiej, 16-milionowej metropolii jaką jest Stambuł.



Na meczach "Galaty" w obecnym sezonie pojawia się średnio 5-6 tysięcy kibiców. Niby nieźle, ale wydawało się, że w tak dużym obiekcie liczba ta będzie wyglądać słabiutko. Ostatecznie blisko 7 tysięcy fanów prezentowało się całkiem przyzwoicie - niemal zupełnie pusta pozostała jedynie jedna z trybun za koszem, przeznaczona dla dziennikarzy. Naprzeciwko niej "Galata" wystawiła młyn, który pojawił się na swoich miejscach z odpowiednim wyprzedzeniem - na ok. 45 minut przed meczem, tak by gorąco przywitać swoich koszykarzy wybiegających na rozgrzewkę (po odprawie), jak również by solidnie wygwizdać legionistów.

Całe oflagowanie zostało przygotowane i wywieszone grubo przed meczem, zanim na trybuny wpuszczeni zostali kibice. Taki dziwny zwyczaj, który można zauważyć w coraz to nowych miejscach w Europie. W miejscu młyna gospodarzy zawisła flaga doskonale znana również z meczów piłkarskich Galatasaray - "Ultras aslan", czyli głównej kibicowskiej ekipy żółto-czerwonych. Znanej również jako "Cimbom". Były też inne, mniejsze płótna "ua" oraz flaga "Galatasaray" po drugiej stronie boiska. Przy samym parkiecie rozstawionych było parę rzędów krzeseł - te miejsca były najdroższe, nie licząc oczywiście umiejscowionych na górze loż VIP. Z drugiej strony ceny biletów na mecz z Legią były wyjątkowo niskie i najtańsze wejściówki można było kupić za ok. 30 złotych. Bardzo tanio, w porównaniu z cenami na mecze piłkarskie, jak również na spotkania innych drużyn koszykarskich w tym mieście.



Atmosfera, którą stworzyli fanatycy Galaty, była naprawdę bardzo dobra - zdecydowanie lepsza od tej, jakiej doświadczyliśmy (stojąc bardzo blisko ich młyna) na meczu ich piłkarzy przed czterema laty, lepsza również od tej jaką na piłce tworzy Besiktas czy Fenerbahce. Tutaj od początku do końca czuć było fanatyzm. Kluczowe jest umiejscowienie samego młyna - na trybunie za koszem, dosłownie trzy metry od parkietu. Galata wystawiła ok. 500-osobowy młyn, w którym dominowali małolaci i małolaty. Były wśród nich również kobiety z hidżabami na głowach. Trybuny nie milkły nawet na moment. Raz po raz niosła się pieśń "We are the best Galatasaray", śpiewana głównie na meczach koszykarskich. Miejscowi bardzo żyli meczem, wygwizdując każdą niemal akcję legionistów, starając się wywierać na nich presję, podobnie jak na sędziach, kiedy ci podejmowali decyzje niekorzystne dla ich drużyny.

Pieśni Galaty co jakiś czas się powtarzały, ale podobnie jak klubowy (przynajmniej koszykarski) hymn, miały odpowiednią moc i energię. Nie było tam przydługich i smętnych melodii, a energiczny doping kierowany był przez 45-letniego wodzireja, który był jednym ze starszych osób na tej trybunie. Ale bez problemu potrafił pociągnąć małolatów do dopingu, wspieranego bębnem. Było trochę tańców, parę razy pieśni śpiewane na dwie strony plus zachęcanie do dopingu kibiców z pozostałych trybun. Kiedy tureckie pikniki podniosły się z miejsc, poziom decybeli szybko się podniósł, ale zaangażowanie prostych nie trwało zbyt długo. Mimo wszystko, "Galata" stworzyła najlepszą atmosferę na meczu z koszykarską Legią w Europie. Może nie było aż takiej wrogości jak przed paru laty w Prisztinie, gdzie niewiele brakowało, a "Plisat" zaatakowałby koszykarzy po meczu. Z drugiej strony, od kiedy na trybunach i na obiektach sportowych jest sporo policji, tureccy kibice są bardzo karni i trzy razy pomyślą zanim rzucą czymkolwiek. Po 25 latach nie widać tu w ogóle pozostałości po dziczy, jaka była obecna w latach 90., i której wówczas doświadczyli legioniści.



Ze sportowego punktu widzenia... szkoda, bo zabrakło naprawdę niewiele, by sprawić sporą niespodziankę. Jeszcze 2,5 minuty przed końcem spotkania legioniści byli "w grze", ale ostatecznie brak sił sprawił, że gospodarze wygrali dość pewnie (86-71), choć wynik zupełnie nie oddaje przebiegu tego ciekawego meczu. Po drugiej porażce Legii w grupie BCL, teraz trzeba szukać punktów w rywalizacji z mistrzem Belgii (mającym również bilans 0-2). Trzecie miejsce zapewnia bowiem grę w play-in (do dwóch wygranych) o awans do kolejnej fazy grupowej. A przed Legią jeszcze cztery mecze Ligi Mistrzów na pierwszym etapie rozgrywek: 26 października z BC Oostende (na Torwarze), 22 listopada w Belgii (dwa dni wcześniej ostatni w tym roku mecz FC Den Haag), 6 grudnia w Izraelu (Holon) i na koniec, 20 grudnia (g. 20:00 na Torwarze) z Galatasaray.






fot. Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.