fot. Raffi / Legionisci.com
REKLAMA

Podsumowanie 23. kolejki Ekstraklasy

Bartosz Kuciński, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W piątek rozpoczęła się 23. kolejka Ekstraklasy. Na początek Stal Mielec przegrała u siebie z Piastem Gliwice, a następnie Lech rozgromił beznadziejną ostatnio Lechię aż 5-0. Niespodziewanej porażki na własnym stadionie doznał Widzew w meczu z Wartą. Po emocjonującym meczu Legia wygrała w Zabrzu 1-0, ale w niedzielę Raków pewnie opkonał Pogoń i utrzymał 9-punktową przewagę w tabeli. W meczu ważnym dla dolnej części tabeli Miedź podzieliła się punktami Jagiellonią. Na koniec kolejki Zagłębie wygrało w Radomiu.

23. kolejka:

Stal Mielec 0-2 Piast Gliwice

Kolejną kolejkę zaczęliśmy znowu w Mielcu, gdzie widowiska mogliśmy szukać ze świecą. Enty raz rozczarowała nas drużyna Adama Majewskiego, czyli trenera, który jest naprawdę dobrym szkoleniowcem, a szczególnie na pochwałę zasłużył jesienią, kiedy to Stal obijała się o miejsca dające możliwość grania w pucharach. Jednak po zimowym okienku w Mielcu pojawiła się wielka luka, chodzi tu o brak Saida Hamulicia. Holender był tak ważną częścią układanki, zdobywał bramki, kreował akcje. W sumie wystarczy spojrzeć, ile Stal zdobyła bramek na wiosnę... odpowiadamy - jedną, zdobytą przez Hinokio w meczu z Cracovią i to tyle. Trener Majewski na zastępstwo dostał Rauno Sapinena, który swoją bramkostrzelnością nie grzeszy, a szkoda, bo Stal na jesieni to była niezła paczka. Piast po raz kolejny przepchał mecz zdobywając dwie bramki w końcówce. Pierwsza to gol Patryka Dziczka z rzutu karnego sprokurowanego przez Macieja Wolskiego, który wystawił rękę i ta trafiła w piłkę podczas walki o pozycję z Jorgem Felixem. Druga to pokaz szybkości Kamila Wilczka, zawodnik ten dostał piłkę mniej więcej na połowie i po prostu z nią przebiegł i pokonał Bartosza Mrozka. Strzał ten zamknął mecz i nadzieje mielczan na jakiekolwiek punkty. Tu coś musi się wydarzyć, bo owszem Adam Majewski nie jest cudotwórcą, ale wydaje się, że da się z tego sklecić drużynę, która coś będzie strzelać. Na szczęście dla Stali w przyszłym meczu wystąpi Koki Hinokio. “Vuko” wraz ze swoim zespołem punktuje całkiem nieźle i zmierzaja coraz bliżej w strefę utrzymania. Panie Vuković szacun, że ogarnął pan tak zdezorganizowaną jesienią drużynę jaką był Piast.

Lech Poznań 5-0 Lechia Gdańsk
W spotkaniu kończącym piątkowe rozgrywki w tej kolejce zmierzył się Lech, który jest ostatnio w kiepskiej formie – 1-2 z Zagłębiem i 1-2 ze Śląskiem, a przecież w czwartek mecz z Djurgarden w LKE. Trzeba było się przełamać i poprawić swoje morale, aby wejść dobrze w mecz ze Szwedami. Przeciwnikiem była Lechia, czyli drużyna ze strefy spadkowej, która nie wygrała od pięciu spotkań, kompletnie nieogarnięta, bez żadnych postaci (oprócz Zwolińskiego) i z trenerem pod presją. Z tego bigosu wykreowało nam się pięć goli, ale do jednej bramki. Od początku poznaniacy dominowali, bo w ok. 30 sekundzie Karlstoerm powinien otworzyć wynik, ale nie trafił. W drugim kwadransie Rebocho dośrodkował w pole karne tam po zamieszaniu trafił Antonio Milić. Druga bramka to pokaz złej gry Dusana Kuciaka. Kubicki podał do Słowaka, na którego nabiegał Skóraś i zamiast podać do boku albo wziąć na zamach, to po prostu załadował w reprezentanta Polski i piłka wtoczyła się do siatki. Numer trzy to kolejne dzieło golkipera Lechii, po rzucie rożnym Sousa huknął z woleja, ale tam, gdzie stał Kuciak, a ten zamiast złapać to odbił pod nogi Ishaka, który na raty wpakował piłkę do bramki. Bramka czwarta to poezja. Kristofer Velde znalazł sobie trochę miejsca i strzelił z dystansu i to skutecznie, bo piłkarze “Kolejorza” mogli się cieszyć z kolejnej bramki. Trafienie ostatnie to również sprawka Velde, który uderzył identycznie jak kilka minut temu tylko, że piłka odbiła się od obrońców i zmyliła Dusana Kuciaka. Podsumowując Lech dobrze nastawił się na mecz w pucharach i dodał sobie pewności siebie. Dobrą formę można oczekiwać od Filipa Bednarka, który zachował czyste. W Lechii po staremu kolejna porażka przybliża do 1. ligi, a Marcin Kaczmarek raczej na dniach pożegna się z posadą.

Widzew Łódź 0-2 Warta Poznań
Sobotę zaczęliśmy w towarzystwie Widzewa i Warty. Oba zespoły znajdują się w górnej części tabeli, ale to łodzianie byli uznawani za faworyta, nie ma co się dziwić: własny stadion, drużyna grająca ofensywnie, dobry mecz przy Łazienkowskiej w poprzedniej kolejce. Jednak sensacyjnie wygrali “Zieloni”, ale nie bez powodów, bo to oni pokazali się z lepszej strony i strzelili dwie bramki. Pierwsza zaczęła się od świetnego podania Konrada Matuszewskiego do Zrelaka, który z pierwszej piłki pokonał Henricha Ravasa. Numer dwa to trafienie godne gola kolejki. Maciek Żurawski przyjął futbolówkę na klatę, zabawił się z rywalem i strzelił z powietrza pod poprzeczkę. Bardzo ładna bramka byłego zawodnika Pogoni. Widzew nie popisał się, ba nie strzelił ani razu w bramkę co jest szczególnie wymowne, bo RTS przez cały sezon pokazywał ofensywne warianty futbolu. Być może to przez brak Jordiego Sancheza, który pauzował za kartki. W zamian za to na szpicy zagrał Łukasz Zjawiński, ale się nie popisał. Miał świetną okazję, kiedy musiał tylko dołożyć głowę, a ten odbił ciałem i piłka wyleciała za linie bramkową. Łodzianie po raz kolejny stracili punkty i jak na razie komplet zgarnęli tylko ze Śląskiem. Z możliwych osiemnastu Widzew zdobył tylko siedem. Potwierdza się to co mówili eksperci - widzewiacy będą grać tak samo, ale ucierpi na tym stan punktowy. Warta zagrała świetne spotkanie i wnioskując po ostatnich tygodniach to wygląda naprawdę dobrze i do trzeciego Lecha tracą tylko sześć punktów mając jeden mecz zaległy i jest możliwe to, że zespół Dawida Szulczka zakręci wokół strefy dającej możliwość gry w europejskich pucharach.

Korona Kielce 1-0 Wisła Płock
Do Kielc przyjechała Wisła Płock, czyli drużyna, która ostatnio wygrała 11 listopada z Cracovią. Korona w ostatniej kolejce dostała pięć bramek od Warty Poznań, ale ogółem gra przyjemnie dla oka i dobrze punktuje. Jak się okazało to “Scyzorykom” udało się strzelić jedyną bramkę w tym meczu. Gol ten to poezja naszej ligi. Ronaldo Deaconu wrzucił z kornera, piłka “połamała” palce Kamińskiego i upadła przed nosem Piotra Malarczyka, ten po prostu dołożył nogę i jak się później okazało zamknął wynik w 67. minucie. Wisła po raz kolejny przegrała i jest najgorszą drużyną na wiosnę. Na możliwych piętnaście punktów drużyna z Płocka zdobyła okrągłe ZERO. Może być to spowodowane odejściem Davo, który za grosze trafił do belgijskiego KAS Eupen. W przeciętnym klubie z Ekstraklasy po pięciu z rzędu porażkach trener zostałby dawno zwolniony, ale władzę mają jeszcze cierpliwość i cenią słowackiego szkoleniowca za to co zrobił na początku sezonu, kiedy to Wisła po kolei wszystkich rozjeżdżała. No dobra, ale już za dużo o tej Wiśle, przejdźmy do Korony. Trzeba przyznać, że gospodarze nie dominowali i wymęczyli nas tym prowadzeniem, ale dowieźli. Ich sytuacja w lidze ulegała poprawie i należy pochwalić trenera Kamila Kuzerę za uratowanie swojej drużyny i na szczęście odmienny styl gry do rąbanki Leszka Ojrzyńskiego. Drużna z Kielc ma dwa punkty straty do 14. Górnika Zabrze. Jak na razie zapowiada się, że Korona nie spadnie i będziemy mieli dwóch nieoczywistych spadkowiczów. Wisła włączyła się do walki o utrzymanie i ma pięć punktów przewagi nad 16. miejscem.

Górnika Zabrze 0-1 Legia Warszawa
Po 539. dniach do sędziowania meczów Legii wrócił Bartosz Frankowski. Po piśmie Dariusza Mioduskiego do PZPN-u o nieprzydzielaniu tego arbitra do meczów “Wojskowych” nie prowadził spotkania warszawskiej drużyny prawie półtorej roku. Argumentem była maksyma “czas leczy rany”, ale czy wyleczył? Jak się okazało to sędzia grał główną rolę w tym widowisku, a nie piłkarze dawnego klasyku. Na początku zaczęło się od weryfikacji czy Mvodo kopnął Josue, gdy ten się cieszył z kolegami po bramce Pekharta. Potem za wybicie dwóch jedynek Rafałowi Augustyniakowi wlepił żółtą kartkę Van den Hurkowi. Kilka minut później za symulkę kapitan Legii otrzymał drugi żółty kartonik w konsekwencji czerwony. Nie no super! Tam przed chwilą chłop wypluł dwa zęby i nie będzie mógł się uśmiechać na zdjęciach z rodziną, a tu upadł bez powodu i od razu czerwona…. To był kapitan, jedna z najbarwniejszych postaci ligi, piłkarz, dzięki któremu ten mecz ogląda się z większą przyjemnością. Owszem takie zachowania powinno się karać, ale musi być w tym konsekwencja, a Frankowskiemu tradycyjnie jej zabrakło. Ale dość już o arbitrze, bo niepotrzebnie się denerwujemy. Na boisku w sumie nie działo się wiele. Oprócz jednej akcji, gdy Slisz odebrał futbolówkę Mvodo podał szybko do Kapustki, a ten po raz kolejny posłał ciasteczko, tym razem do Muciego, który przedryblował obrońcę i wrzucił na pole karne, gdzie strzałem głową na bliższy słupek akcję skończył Pekhart. Właśnie po tej bramce Mvodo kopnął Portugalczyka. Prawie całe spotkanie dominowała Legia, do czasu, gdy Josue dostał czerwień to warszawiacy spuścili z tonu. Wówczas trener Runjaić wprowadził defensywnych zawodników i to Górnik przejął pałeczkę, ale obrona Legii z Hładunem w bramce dzielnie przetrwała ataki zabrzan. Mecz zakończył się jednobramkowym zwycięstwem nad Górnikiem. Zabrzanie muszą zakasać rękawy, bo w walce o utrzymanie nie zawsze pomoże sędzia jak dziś. Legioniści w niedzielę będą kibicować Pogoni, aby ta urwała punkty Rakowowi.

Miedź Legnica 1-1 Jagiellonia Białystok

W Legnicy zmierzyły się dwa zespoły bijące się o utrzymanie. Mecz był nawet lekko interesujący, ale strzelcy nie popisali się skutecznością. Strzałów było ponad 30, a celnych tylko 9. Sytuacji zmarnowanych było na potęgę, ale właściwie tylko u gospodarzy, bo “Jaga” nie pokazała wiele. Miedź zamiast wygrać i wydostawać się z bagna, marnowała setki i ostatecznie zremisowała. Pierwsza bramka w tym spotkaniu to uderzenie Jagiellonii. Nene dostał piłkę i strzelił po widłach, a Stefanos Kapino nawet nie drgnął. Fantastyczne trafienie, równie ładne, co gol jesienią przeciwko Miedzi. Gospodarze odpowiedzieli szybko, bo pięć minut później Mijusković strzelił identycznie jak w Płocku dwa tygodnie temu, z tą różnicą, że asystował mu Dimitar Velkovski. Później bramek już nie ujrzeliśmy, tylko zmarnowane okazje “Miedzianki”. Na początku drugiej połowy asystent przy bramce dla Miedzi strzelił z rzutu wolnego, ale minimalnie nad poprzeczką. Chwilę później Drygas miał przed sobą całą bramkę, ale po uderzeniu z 16. metra futbolówka wylądowała w rękach Zlatana Alomerovicia. W 65. minucie Olaf Kobacki dostał podanie z góry, był w sytuacji dwa na jednego do bramki dziesięć metrów... a pomocnik Miedzi źle przyjął futbolówkę i spokojnie mógł ją złapać bramkarz. Pod koniec to już musiała być bramka. Henriquez dostał podanie i biegł, miał przed sobą tylko bramkarza i... trafił prosto w niego. A mogło być 4-1, 3-1, chociaż 2-1, skończyło się na remisie. Jak to mówi klasyk “szkoda gadać”.

Pogoń Szczecin 0-2 Raków Częstochowa

Hitem kolejki był mecz Pogoni z Rakowem. Rywalizowały ze sobą drużyny z topu i mogliśmy oczekiwać wielu emocji. “Portowcy” od początku podeszli wysokim pressingiem, ale niczego nie stworzyli, bo brakowało wykończenia. Pozwalali strzelać Rakowowi, ale na nic się to zdało. Aż w końcu Władysław Koczerhin z dystansu uderzył po długim słupiku i piłka wylądowała w siatce. Ukrainiec uderzył bez żadnych trudności, trafienie będzie konkurować z innymi golami o tytuł najładniejszej bramki kolejki. Na początek drugiej połowy Marek Papszun ściągnął Iviego Lopeza a wprowadził Wdowiaka. Brzmi zaskakująco, ale szkoleniowiec Rakowa tak uczynił ze względu na słabą postawę Hiszpana. Drugi gol Rakowa to "kopiuj, wklej". Gutkovskis posłał piłkę na przedpole, tam czekał Jean Carlos i strzelił identycznie jak z Jagiellonią. Kolejne piękne trafienie w tym meczu. Pogoń chciała odpowiedzieć - Almqwist odebrał futbolówkę Arseniciowi, był w dobrej sytuacji i uderzył, ale Kovacević odbił pod nogi Dąbrowskiego, a ten mając pustą bramkę chybił. Mecz do wybitnych nie należał, ale na brak emocji nie mogliśmy narzekać. Raków nie wywrócił się i kontynuuje swoją serię szesnastu meczów bez porażki, a Pogoń po dwóch zwycięstwach znowu przegrywa i musi się obawiać czyhającej za plecami Warty Poznań.

Cracovia 1-1 Śląsk Wrocław

Na zakończenie weekendu “Pasy” przyjęły Śląsk. WKS przyjechał z plamą na koszulce, bo przecież kilka dni temu przegrał 0-3 z KKS-em Kalisz. Na początku wydawało się, że szybko tę plamę spiorą. Obrońca posłał długą lagę, futbolówka spadłą pod nogi Yeboaha, a ten zaczął swój taniec w polu karnym, ale po minięciu kilku rywali piłkę wybił przytomnie defensor Cracovii. Na nieszczęście piłkarzy spod Wawelu na piłkę nabiegał Łukasz Bejger i z ostrego kąta otworzył wynik. Cracovia starała się odpowiedzieć, a zdecydowanie najaktywniejszym w szeregach gospodarzy był Makuch. Trzykrotnie uderzał on na bramkę Leszczyńskiego, ale nie był w stanie zaskoczyć bramkarza wrocławian. W drugiej połowie “Craxa” szybko doprowadziła do wyrównania. Jugas wrzucił w pole karne do nikogo, ale do spadającej piłki dobiegł Kakabadze, który doszedł do linii końcowej i wzdłuż bramki podał do Bochniaka. Zawodnik był metr od bramki i całą miał dla siebie więc nie skompromitował się i trafił. W Krakowie zaczęło mocno sypać i nie zobaczyliśmy wielu sytuacji. Pod koniec meczu okazję na 2-1 miał Jastrzębski, nie brakowało wiele, bo piłkę z linii bramkowej wybił Ghita. Ostatecznie nic nie zmieniło w wyniku i oba zespoły podzieliły się punktami.

Radomiak Radom 0-1 Zagłębie Lubin
Na koniec kolejki Radomiak zmierzył się z Zagłębiem. Gospodarze znani są z tego, że ostatnio tracą bardzo mało bramek. Jedyny strzelony gol przeciwko drużynie z Mazowsza to ten w meczu z Lechią, kiedy to Zwoliński strzelił z karnego w końcówce, ale wówczas Radomiak miał pewną wygraną i rozluźnił się w końcówce. Mimo że drużyna Lewandowskiego nie traci bramek, to mało też strzela. Wyłączając poprzedni mecz mieli na koncie jedno trafienie. Na szczęście w Gdańsku pomnożyli swoją zdobycz bramkową trzykrotnie. W Lubinie ostatnio tendencja wzrostowa i po dwóch porażkach (z Legią i Piastem) zaświeciło się światełko w tunelu. Drużyna Waldemara Fornalika wygrała z Lechem i Miedzią. Aby dobra passa miała kontynuację należało wygrać w Radomiu. I to się udało. Bramek nie ujrzeliśmy wiele, bo tylko jedną, ale trafienie było niczego sobie. W 33. minucie Zagłębie miało rzut wolny z siedemnastego metra. Do piłki podszedł Damjan Bohar, wziął oddech, przymierzył i pięknie strzelił. Gabriel Kobylak musiał skapitulować i uznać wyższość Słowaka. Trzeba przyznać, że w tej kolejce mieliśmy kilka naprawdę ładnych trafień i w walce o gola kolejki nie będzie łatwo. Potem miedziowi solidnie bronili się przed atakami rywali w drugiej połowie. Sasa Zivec zablokował ręką dośrodkowanie Damiana Jakubiaka, ale sędzia nie odgwizdał rzutu karnego. Wcześniej okazje do pokonania Sokratisa Dioudisa mieli Mike Cestor i Leonardo Rocha, ale żadna z nich nie została wykorzystana. Ostatecznie to Zagłębie zgarnęło do Lubina komplet punktów i trener Fornalik będzie mógł spać spokojnie, bo od spadku co raz bardziej się oddalają. Radomiak poniósł porażkę i znajduję się na ósmym miejscu.

Aktualna tabela Ekstraklasy
Terminarz i wyniki Ekstraklasy
Klasyfikacja strzelców

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.