Fani Legii w Kaliszu - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Po pięciu latach znów w finale!

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia w Kaliszu nie grała od 42 lat, więc nic dziwnego, że dla większości z nas była to pierwsza wizyta w tym mieście przy okazji meczu Legii. Oczywiście na sektorze byli też ci, którzy zaliczyli wyjazd na finał Pucharu Polski z Pogonią Szczecin na kaliskim stadionie w czerwcu 1981 roku, po którym trofeum wróciło z legionistami do stolicy.



Tym razem na nieco zmienionym stadionie w Kaliszu dopiero o finał walczyliśmy z II-ligowym KKS-em, który w tym sezonie wyeliminował już trzy ekstraklasowe zespoły (Widzew, Górnika i Śląsk). Obecny obiekt znajduje się dokładnie w tym samym miejscu, na którym rozgrywano finał PP z 81 roku, ale brak pozostałości po dawnym obiekcie - nowy powstał w roku 2011-12, a następnie pięć lat później dobudowano na nim bieżnię lekkoatletyczną i jedną wysoką trybunę, która nijak się ma do pozostałych,.

Zainteresowanie biletami na ten wyjazd było sporo większe aniżeli pojemność sektora gości. Sześć godzin przed pierwszym gwizdkiem ruszyliśmy w trasę. Im bliżej byliśmy celu podróży, tym większe zastępy mundurowych obecne były na naszej drodze. W okolice samego stadionu dotarliśmy stosunkowo późno, bo mniej więcej na 45 minut przed meczem. Policja tak eskortowała wszystkich, że do celu dotarliśmy w dwóch grupach, a samochody zostawiliśmy na jednej z ulic oraz pastwisku.

Dojście z "parkingu" na stadion to raptem kilkusetmetrowy przemarsz, podczas którego trzeba było jedynie uważać na miny pozostawione przez konie, bowiem służby tego dnia prezentowała pełne wyposażenie - włącznie z końmi i armatkami wodnymi. Można było się poczuć niemal jak od strony sektora gości przy Łazienkowskiej - z tym, że zamiast Kanału Piaseczyńskiego, szliśmy wzdłuż rzeki Prosna. Do wejścia na teren stadionu prowadziły zaledwie dwie bramki, a jako że nasze bilety były za duże jak na stadionowe czytniki, przydawało się doświadczenie w origami. Po sprawdzeniu biletów trzeba było przejść jeszcze ze 150 metrów i dopiero tam znajdowały się kolejne bramki - już bezpośrednio prowadzące na nasz sektor.



W momencie rozpoczęcia meczu, na naszym sektorze znajdowało się zaledwie ok. 60 osób. To wtedy gospodarze zaprezentowali pierwszą oprawę (na wyjście piłkarzy), kiedy jeszcze zdecydowana większość z nas czekała na wejście. KKS wywiesił transparent "Pod tym znakiem zwyciężysz", nad nim rozciągnął malowaną sektorówkę z klubowym herbem ze skrzydłami, a całość uzupełniły chorągiewki (niebieskie i czarne oraz zielone i czarne) i 30 rac. Dopiero kilkanaście minut po tej prezentacji kaliszanie wywiesili oflagowanie - płótna Kotwicy, Elany, Unii Oświęcim (obecna w 38 osób) oraz własne - "KKS Kalisz", "Onion Gang", "RK'97" i "Emigracja". Ponadto w młynie zawisł transparent "Lewaki łapy precz od Św. JP II". Oprócz wspomnianej Unii Oświęcim, wspierani byli przez Widzew (ponad 100), Elanę, Kotwicę oraz FK Zemun (1).



My doping rozpoczęliśmy w dwudziestej minucie gry, kiedy już cała nasza grupa zajęła miejsca w sektorze gości, który wypełniliśmy do ostatniego miejsca. Na płocie wywiesiliśmy dwie flagi - "Legia Warszawa" oraz "Ultras Legia". Doping w naszym wykonaniu stał na przyzwoitym poziomie, ale... bez szału. Podobnie zresztą można powiedzieć o miejscowych, którzy choć wypełnili stadion do ostatniego miejsca (blisko 8,2 tys. fanów), na który zjechali kibice z wielu ościennych miejscowości, i wystawili chyba rekordowy młyn w swojej historii, to ich śpiewy były ledwo słyszalne. I to pomimo dachu nad ich trybuną.

Dość szybko przeszliśmy do rzeczy i już po kilku minutach śpiewów zachęciliśmy cały stadion w Kaliszu do wspólnego wykonania doskonale znanej pieśni pod adresem Widzewa. Jakież było poruszenie wśród miejscowych, kiedy później z sektora gości niosło się jeszcze "W d...ę je...a, toruńska k...a Elana" oraz "Cebularze ch... wam w twarze". Kaliszanie, którzy od pewnego czasu nie kryją swoich sympatii w stronę RTS-u (wcześniej przez kilka lat wypierali się tejże miłości), natychmiast poczerwienieli i zrazu ruszyli z ubliżaniem Legii. "Nasza Legia najlepsza w Polsce jest... pier...i KKS, pier...i KKS" - usłyszeli w odpowiedzi.



Nasi piłkarze zdobyli gola już w 90. sekundzie gry, więc siłą rzeczy tego trafienia zdecydowana większość z nas nie widziała. Ci, którzy byli też nie mieli najlepszego widoku na akcję bramkową ze względu na sporą odległość klatki od murawy. A spora część zauważyła korzystny dla nas wynik dopiero w przerwie. Można powiedzieć, że słaba widoczność boiskowych poczynań naszych zawodników to w przypadku tego meczu jeden z atutów kaliskiego stadionu. Nasi gracze, jak rzadko, grali taką padakę, że tylko cudem udało się utrzymać korzystny wynik.

W drugiej połowie gospodarze założyli w ścisłym młynie peleryny w barwach klubowych - niebieskie, białe i zielone. Na koniec zaprezentowali jeszcze gęste flagowisko. My z kolei po przerwie, po odliczaniu i przy akompaniamencie pieśni "Gdybym jeszcze raz miał urodzić się...", odpaliliśmy 50 rac. Co ciekawe, KKS, który zdążył skserować już pół legijnego repertuaru (w tym również pieśń "Gdybym jeszcze raz"!), tym razem nie zaśpiewał tejże pieśni z swojej wersji. Chyba kaliszanom przez chwilę głupio się zrobiło, szczególnie wobec licznej delegacji zgód, którą gościli tego dnia... Za to nie mieli żadnych obiekcji w śpiewaniu swoich pieśni na melodie RTS-u i Partizana.



Później, podobnie jak przed miesiącem w Zielonej Górze, zaśpiewaliśmy "O zwycięstwo walcz, ukochana ma, puchar będzie nasz, Legio Warszawa". W samej końcówce na tyle uwierzyliśmy w końcowy sukces, że ruszyliśmy z pieśnią "Puchar jest nasz lalalalalala". Niewiele brakowało, a miejscowi doprowadziliby do dogrywki... a przypomnijmy, że już dwukrotnie w tym sezonie mieliśmy okazję spędzać na pucharowych wyjazdach po 120 minut. Tym razem udało się jednak awansować bez dodatkowego czasu gry, więc po meczu mogliśmy poświętować chwilę z piłkarzami awans do finału Pucharu Polski, w którym nie graliśmy od pięciu lat! Jeśli swego czasu mecze finałowe nam mocno spowszedniały, to teraz na pewno za nimi zatęskniliśmy i cieszyć może fakt, że majówkę spędzimy w stolicy.



Gospodarze również podziękowali swoim piłkarzom za ambitną walkę, skandując "KKS dzięki za walkę". Kiedy nasi gracze podeszli pod sektor zaśpiewaliśmy, zgodnie z tradycją "Gdybym jeszcze raz...", a później "Jędza" zarzucił "Kto wygrał mecz?!". Cały zespół rzucił w trybuny stroje meczowe, nie brakowało również wspólnych zdjęć i doskonałej zabawy, choć styl tego zwycięstwa był diametralnie różny od tego, które legioniści odnieśli w weekend z Rakowem. Drugiego maja nikt jednak nie będzie pamiętał kaliskiej kopaniny - wszyscy będziemy wówczas zmierzać na stadion Narodowy (o ile policja albo politycy nie odwalą antykibolskiego numeru jak przed rokiem). Finałowego rywala poznaliśmy w środę i będzie nim Raków. To oznacza również, że Legia sezon 2023/24 rozpocznie meczem o Superpuchar Polski (15/16 lipca), tydzień później rozegra pierwsze spotkanie ligowe, a jeśli nie zdobędziemy mistrzostwa w obecnym sezonie, udział w Lidze Konferencji Europy rozpoczniemy 27 lipca.

Ale na razie wróćmy na ziemię. Teraz przed nami parę dni przerwy, a w świąteczny poniedziałek czeka nas wyjazd do Legnicy. Trzeci w historii i wszystko na to wskazuje, że jakiś czas ostatni do tego cygańskiego miasta. Niespełna 30 minut po końcowym gwizdku w Kaliszu, mogliśmy opuścić stadion i udać się na pobliską polanę, skąd ruszyliśmy w stronę stolicy. Do Warszawy wróciliśmy około 3 nad ranem.

Frekwencja: 8166
Kibiców gości: 400
Flagi gości: 2

Autor: Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.