fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: (Nie)wykorzystany potencjał

Hugollek, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Jeśli do minionego piątku ktoś z nas jeszcze łudził się, że mimo straconych punktów w Legnicy z Miedzią (2-2) i z Lechem przy Łazienkowskiej (2-2) Legia będzie jeszcze się liczyła w walce o mistrzostwo Polski, to w Grodzisku Wielkopolskim najpewniej stracił resztki wiary. Poznańska Warta, która od momentu powrotu na najwyższy szczebel piłkarskich rozgrywek gra na stadionie Dyskobolii, pokonała bowiem „Wojskowych” 1-0 i przerwała ich kapitalną serię 19 spotkań bez porażki, która trwała od października ubiegłego roku. Dodatkowo, jako że Raków wygrał swój mecz na Dolnym Śląsku, przewaga częstochowian nad zawodnikami stołecznego klubu wzrosła do 11 punktów, co obecnie daje legionistom już jedynie matematyczne szanse na wywalczenie krajowego trofeum, a i pozycja wicelidera Ekstraklasy wcale nie jest jeszcze taka pewna.



Na wyjazd do oddalonej o około 50 kilometrów od Poznania miejscowości ruszyliśmy kawalkadą w pół tysiąca osób. Mimo że nasz przejazd przebiegał dość sprawnie, na rozczłonkowanym, przystadionowym parkingu (znajdującym się w dwóch odrębnych miejscach) nasza grupa zjawiła się nieco ponad pół godziny przed meczem. Musieliśmy zatem jak najszybciej uskuteczniać wchodzenie na wielkopolski obiekt. Wpuszczanie na szczęście przebiegało bez większych problemów. Ogólnie trudno było oprzeć się wrażeniu, iż w Grodzisku Wielkopolskim czas stanął w miejscu. Piękny zachód słońca, mech i trawa rosnące gdzieniegdzie między rzędami wypłowiałych, zielonych krzesełek, czy ukruszony w wielu miejscach beton zdecydowanie pozwalały starym, stadionowym wyjadaczom poczuć atmosferę minionych bezpowrotnie cudownych, kibicowskich lat, a najmłodszym fanom dać namiastkę tego, co swego czasu stanowiło naszą codzienność.

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem nasi zawodnicy sami z siebie podeszli w okolice naszego sektora i brawami podziękowali nam za naszą obecność. Odwdzięczyliśmy się im tym samym, licząc, że dzięki ich postawie w dobrych nastrojach wejdziemy w ten ostatni przed majówką weekend.

fot. Wpytek / Legionisci.com
fot. Wpytek / Legionisci.com

Warciarze, dla których w zasadzie każdy ekstraklasowy pojedynek to wyjazd, dość nieśmiało dopingowali swój zespół. Ożywiali się głównie wtedy, gdy próbowali wbijać nam szpile. Co ciekawe, „Duma Wildy” mając chyba dość tych ciągłych wojaży, na zajmowanych przez siebie trybunach wywiesiła wymowny, dwuczęściowy transparent, skierowany do prezydenta Poznania: „Stadion dla Warty, Jaśkowiak!!! Prezydencie Jaśkowiak!! Kiedy Warta wróci do Poznania???”. „Biało-Zieloni” z początku ograniczali się z reguły do niezbyt donośnych okrzyków: „Zieloni, zieloni!” czy „Poznańska Warta!”. Z biegiem czasu jednak ich skromny młyn starał się jakkolwiek dawać radę, choć gdy tylko dokładaliśmy do pieca, z przeciwległej strony boiska niosło się piękne echo naszych śpiewów. W drugiej połowie rywalizacji zaprezentowali pod zadaszeniem skromną oprawę, którą stanowiły zielona koszulka-sektorówka z numerem „12” oraz niewielkie flagi w barwach poznańskiego klubu. Jak na możliwości fanów „Swojskiej Bandy” to i tak całkiem nieźle.

Gdy nasi piłkarze weszli na murawę, z naszych gardeł popłynęła jedyna słuszna melodia: „Mistrzem Polski jest Legia”. Potem wjechaliśmy z impetem z naszą wyjazdową przyśpiewką „Jesteśmy zawsze tam!”. Nasze śpiewy na obcym terenie już dawno nie brzmiały tak dobrze. W naszym 500-osobowym kolektywie istniał piekielnie mocny potencjał, który skrzętnie staraliśmy się wykorzystać. Jak zostało już wspomniane, wiele z naszych pieśni echem odbijało się od trybun zajmowanych przez warciarzy. Wybitnie dobrze wykonywaliśmy: „Tylko Legia!”, „Dziś zgodnym rytmem”, „My kibice z Łazienkowskiej” czy „Do boju Legio, marsz!” z przysiadaniem. Pozdrowiliśmy także nasze zgody oraz zakomunikowaliśmy wszystkim zgromadzonym, która trybuna ma prawo mienić się tą najlepszą w Polsce.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Jako że w poprzednią niedzielę gościliśmy na Estadio WP na zakazie kilkusetosobową delegację Lecha i z powodów kurtuazyjnych nie mieliśmy możliwości ich stosownie „pozdrawiać”, tym razem nadarzyła się ku temu fantastyczna okazja. Jak się bowiem nietrudno domyślać, większość fanów „Biało-Zielonych” to także kibice „Kolejorza”. Aby potwierdzić nasze przypuszczenia graniczące z pewnością, rzekliśmy pokerowe „sprawdzam”, zarzucając „A my Lecha...!”. Na reakcję „miejscowych” nie musieliśmy długo czekać – ci „odwdzięczyli” się nam kilkunastoma wyrazami, które słyszymy zawsze niemal na każdym krajowym obiekcie. My zaś nie pozostaliśmy dłużni i odpowiedzieliśmy gromkim: „Pie***** cię, poznański psie!”.

Ta chwila „wymiany zdań” dodała nam tylko jeszcze więcej animuszu, dzięki czemu zarówno dawno przez nas niewykonywane „Leeeeegia, Leeegia gooool, lalalalala!” czy hit z Lokeren miały naprawdę konkretne brzmienie. Na deser zostawiliśmy sobie jednak hit z Wiednia, który wykonywaliśmy przekozacko przez dobrych kilka minut. Tuż przed przerwą czasu starczyło nam już jedynie na odśpiewanie „Warszawy”. Jak wskazał sam „Staruch”, który tego wieczora kierował naszym dopingiem, świetną postawę wokalną poznaje się po tym, że czas na stadionie upływa arcyszybko. Na trybunach prezentowaliśmy się znacznie lepiej niż futboliści na boisku. Piłkarsko bowiem w tej części meczu z boiska wiało raczej nudą, choć „Wojskowi” mieli kilka okazji do wyjścia na prowadzenie. Bezbramkowy remis kończący pierwsze 45 minut pojedynku zwieńczyliśmy głośnym „Jesteśmy z Wami, hej Legio, jesteśmy z Wami!”, ufając, że druga połowa przyniesie nam wyczekiwaną radość w postaci gola.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Drugą połowę rozpoczęliśmy od hymnu Legii, a potem dość długo i rytmicznie uskutecznialiśmy „Za kibicowski trud” oraz „Nasza Legio, będziemy zawsze z Tobą!”. Gdy nasz gniazdowy zarzucił „Ceeeee...!”, „miejscowi” nie mogli sobie odmówić przyjemności skierowania w naszą stronę riposty. Nie z nami jednak te numery. Gotowi na taką ewentualność, odpowiedzieliśmy warciarzom: „Twoja stara!”. Ci rozjuszeni, że nie wyszła im szydera, ponownie próbowali nam dopiec przerobionym „Mistrzem Polski jest Legia!”. By ich dosadnie uciszyć, usłyszeli od nas „Deszcze niespokojne” oraz „przypominajkę” odnośnie narodzin.

W międzyczasie piłkarze, którzy w drugiej połowie atakowali bramkę znajdującą się przed naszym sektorem, strzelili ku naszej uciesze gola, a my rzuciliśmy się sobie w ramiona. Niestety, nasza radość trwała zaledwie kilka sekund. Sędzia bowiem odgwizdał pozycję spaloną. „Legio, klubie Ty nasz, pokaż k***** jak w piłkę grasz!” oraz „Hej Legia gooool!” – wołaliśmy do grajków, by ci jeszcze mocniej napierali na rywali. Na nasze nieszczęście sprawy sportowe przybrały dla nas negatywny bieg. To bowiem „Biało-Zieloni” pokonali w 67. Minucie Kacpra Tobiasza i objęli prowadzenie w meczu. Nie zamierzaliśmy się jednak załamywać i błyskawicznie zaczęliśmy głośno wykrzykiwać w kierunku murawy: „Legia walcząca do końca!”. Świetnie prezentowaliśmy się również podczas odśpiewywania „Gdybym jeszcze raz...” z przysiadaniem oraz „Nie poddawaj się”.

Z każdą upływającą minutą sytuacja na boisku robiła się niestety coraz bardziej napięta, co spowodowało, że momentami zaczęliśmy się coraz bardziej koncentrować na oglądaniu samego spotkania niż na donośnych śpiewach, które miały pomóc naszym zawodnikom w wywalczeniu choćby jednego punktu. Nie ulega wątpliwości, że im bliżej końca piłkarskiego widowiska, tym nasz doping coraz bardziej „siadał”. Ani „Niepokonane miasto” ani „Legia CWKS” na melodię Wodeckiego nie miały już w sobie tej właściwej mocy, dzięki której w przeszłości wielokrotnie potrafiliśmy odmieniać losy już straconych meczów.

Gdy sędzia Sylwestrzak zakończył pojedynek, musieliśmy przełknąć gorzką pigułkę i pogodzić się z pierwszą od wielu miesięcy porażką. Straciliśmy także miano jedynej niepokonanej drużyny w 2023 roku. Cóż, my swój potencjał wykorzystaliśmy praktycznie na maksa; szkoda, że grajki nie wykorzystały swojego i nie doprowadziły chociaż do remisu.

Gdy zawodnicy podeszli przed nasz sektor, usłyszeli od nas mocne zapewnienie: „Jest zawsze z Wami, ‘Żyleta’ jest zawsze z Wami!”. Następnie zbili z nami piątki i niektórzy dali swoje koszulki. Ponadto oznajmiliśmy naszym piłkarzom, że mają nadal „walczyć, trenować”, bo „Warszawa musi panować”.

Warto dodać, że wśród młodych kibiców w naszym sektorze obecny był Jaś, który otrzymał koszulkę od Kacpra Tobiasza. To ten sam chłopiec, który w tym samym miejscu przed niemal dwoma laty przecisnął się przez kraty i „wparował” na murawę, gdzie na ręce wziął go Mahir Emreli i zrobił z nim rundę po boisku. Malec także wtedy otrzymał legijny trykot.

Po zakończeniu meczu nad wyraz szybko i sprawnie opuściliśmy wielkopolski obiekt i udaliśmy się do fur, by ruszyć w drogę powrotną do Warszawy. Finalnie w stolicy zameldowaliśmy się o czwartej nad ranem.

Przed nami mazowiecki pojedynek na Estadio WP – w piątek o 18:00 Legia zagra z Wisłą Płock. Już teraz zachęcamy, aby w ten ostatni przed majówką wieczór licznie stawić się przy Łazienkowskiej i gorącym śpiewem wspomóc naszą drużynę, która niestety chyba jest w dołku. Potem zobaczymy się 2 maja na Stadionie Narodowym, gdzie w finale Pucharu Polski „Wojskowi” zmierzą się z „Medalikami”.

Frekwencja: 4248
Kibiców gości: 500
Flag gości: 4 („Jesteśmy Waszą Stolicą”, „‘Żyleta’ jest zawsze z Wami”, „Ultras Legia” oraz „Legia Warszawa”)

Fotoreportaż z meczu - 65 zdjęć Woytka

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.