REKLAMA

Nasze oceny

Plusy i minusy po meczu z Rakowem

Maciej Frydrych, źródło: Legionisci.com

Po słabym, lecz bardzo mądrze zagranym meczu Legia Warszawa pokonała w finale Pucharu Polski Raków Częstochowa. O tym, że kolejne trofeum trafiło do gabloty stołecznego klubu zadecydowały rzuty karne.

Rafał Augustyniak - Już na początku starcia świetnie uprzedził Iviego. Zrobił to z ogromnym spokojem, co odróżniało jego grę od innych zawodników Legii. Był pewny siebie, ale przede wszystkim bardzo zrównoważony i na murawie wykazywał się ogromną inteligencją. Błędy? Poważne przydarzyły mu się dwa. W 12. minucie nie zahamował prostopadłej piłki, przez co Gutkovskis stanął oko w oko z Tobiaszem, a w 42. minucie za lekko i niedokładnie wydelegował futbolówkę z własnego pola karnego. Jest to jednak tylko kropla w oceanie, zważając na fakt, jak często musiał ratować warszawiaków z opresji. Najważniejsze interwencje? W 18. minucie podbił głową dośrodkowaną futbolówkę w pole karne Legii, uprzedzając tym samym czyhającego na nią Gutkovskisa. Sześć minut później ryzykownym, ale celnym wślizgiem ponownie powstrzymał snajpera częstochowian. W 33. minucie mądrze klatką piersiową oddalił zagrożenie. To nawet nie wszystkie jego dobre zachowania w pierwszej części spotkania. Augustyniak się nie mylił, był bardzo ruchliwy i energiczny, a gdyby nie on, to śmiem twierdzić, że legioniści nie wstawiliby do gabloty kolejnego trofeum. Rozegrał spotkanie po profesorsku, uniósł ciężar gatunkowy tego spotkania. Ręce same składały się do oklasków.



Kacper Tobiasz - Już w 8. minucie nie dał się zaskoczyć, tylko sparował piłkę uderzoną przez Iviego z rzutu wolnego. Minęło kilka minut, a Tobiasz kolejny raz stanął na wyżynach swoich możliwości, kiedy to wygrał pojedynek z Gutkovskisem, który powinien wpisać się na listę strzelców. W 24. minucie nogą wybronił płaską próbę Koczerhina. Jeszcze w końcówce pierwszej połowy ponownie okazał się lepszy w starciu z Gutkovskisem. Tobiasz utrzymywał legionistów przy życiu i tak było do końca. Bronił świetnie przez pełne 120 minut, a dodatkowo wygrał ostateczny pojedynek nerwów, który pozwolił świętować zdobycie pucharu przez "Wojskowych". Pokazał swoje wysokie umiejętności oraz spokój, gdyż dla niego był to szczególnie trudny mecz.

Artur Jędrzejczyk - W polu karnym doskonale grał głową i dobrze się ustawiał. Nie miał tak spektakularnych interwencji jak Augustyniak, ale przecież nie o to chodzi. "Jędza" spokojnie pracował w defensywie, ale kiedy trzeba było, potrafił podostrzyć i wybić z rytmu przeciwnika. Biła od niego pewność siebie, a przede wszystkim świadomość umiejętności w odbiorze. Nie można powiedzieć na niego złego słowa, tym bardziej że dla obrońcy to 12. trofeum zdobyte z "eLką" na piersi. Jędrzejczyk stał się najbardziej utytułowanym legionistą w historii.

Josue - Wielokrotnie pokazywał, jak fantastycznie potrafi utrzymać się przy piłce. Niezależnie czy Portugalczyk miał rywala na plecach, czy był faulowany, on non stop panował nad futbolówką. Spokój - to najlepsze słowo, które opisuje grę kapitana w finale. Walczył w środku pola, kradł czas i robił wszystko, aby doprowadzić swój zespół do triumfu. Opuścił boisko podczas dogrywki.

Paweł Wszołek - W ofensywie nie istniał, podobnie jak cała Legia. Warto jednak docenić jego koncentrację oraz pewne powroty do obrony. W tym spotkaniu musiał skupić się przede wszystkim na defensywie, co bez dwóch zdań mu się udało. Zagrał tak, jak przystało na doświadczonego zawodnika, gdyż wiedział, że po czerwonej kartce dla Ribeiro nie będzie pierwszoplanową postacią. Wszołek był w cieniu, ale wykonywał swoją pracę bardzo sumiennie.

Bartosz Slisz - Ciężko pracował w defensywie, choć w pierwszej odsłonie finału przydarzały mu się błędy. Później wykazywał większe skupienie. Grał agresywnie, dzięki czemu często przerywał ataki częstochowian. Trochę za dużo było strat, ryzykownych zagrań, które po prostu się nie opłacały. Z pewnością nie można odmówić mu nieustępliwości i waleczności. Dodatkowo warto docenić, że wytrzymał to spotkanie pod względem kondycyjnym i wykorzystał jedenastkę.

Tomas Pekhart - Często wracał do defensywy, co było bardzo ważne w momencie, kiedy zespół stracił jednego ze stoperów. Starał się wskórać coś w ofensywie, ale był osamotniony. Napastnika rozlicza się z goli, lecz trzeba docenić dobrą postawę Czecha na boisku. Walczył, a gdzie tylko mógł, to wstawiał głowę, aby tylko nie oddać za darmo futbolówki rywalom. Opuścił murawę w 62. minucie.

Filip Mladenović - Uderzył z woleja w 40. minucie, ale zupełnie się pomylił. W 61. minucie świetnie wrócił za Ivim do własnego pola karnego, po czym bez faulu zabrał mu futbolówkę. Serb dobrze wyglądał w defensywie, bo ze sporą koncentracją i opanowaniem odbierał futbolówkę rywalom. Zagrał jak rasowy boczny obrońca. Szkoda, że jego dobry występ został przyćmiony przez sytuację po spotkaniu. Nieważne czy Mladenović prowokował, czy był prowokowany. Można przegrać z klasą lub bez niej, lecz to samo tyczy się zwycięzców. Serbowi zabrakło chłodnej głowy, a obrazki, jakie oglądaliśmy po spotkaniu, nie powinny mieć miejsca.

Bartosz Kapustka - Dużo biegał i z pewnością ten finał kosztował go sporo sił. Wydaje się, że czasami był za mało zaangażowany w odbiór. Kapustce brakowało agresji, a momentami decyzyjności. Niekiedy za łatwo mijali go rywale. Był to "bezpłciowy" występ. Opuścił murawę w 86. minucie.

Ernest Muci - Był niewidoczny. Kiedy już miał piłkę przy nodze, podejmował złe, nietrafione decyzje. Nie wnosił za wiele w poczynania warszawiaków. Nie był mobilny, a dodatkowo w jego grze brakowało pomysłu. To był słaby mecz w wykonaniu Albańczyka. Opuścił boisko w 43. minucie.

Yuri Ribeiro - To nie było jego spotkanie, bo praktycznie nie wziął w nim udziału. W 4. minucie sfaulował wychodzącego oko w oko z Tobiaszem Tudora. Nie musiał tego robić, tym bardziej, że był to sam początek spotkania. Niestety, jego kara ustawiła resztę finału, a trener Runjaić był zmuszony zmienić swój plan na to spotkanie. Koniec końców trofeum uniosła Legia, ale gdyby było inaczej, to pretensje do Ribeiro byłyby znacznie większe. Ta słaba interwencja z pewnością nie przekreśla jego udanej rundy wiosennej, ale jest sytuacją do analizy. Głowa do góry!

Zmiennicy

Maik Nawrocki - Wszedł na murawę w 43. minucie. Potrzebował nieco czasu, aby wejść w to finałowe spotkanie. Był trochę niepewny i niedokładny, ale po zmianie stron prezentował się znacznie lepiej. Grał odważnie i z pewnością się nie wahał. Niełatwym zadaniem jest wejście z marszu w takie spotkanie, jednak on uniósł tę presję.

Patryk Sokołowski - Na boisku pojawił się w 106. minucie. To było świetne wejście pomocnika na plac gry. Sokołowski uspokajał grę, a dodatkowo walczył jak mało kto. Od zmiennika oczekuje się świeżej krwi, on ją dostarczył. Był gotowy wbiec na murawę i dać z siebie wszystko.

Maciej Rosołek - Na boisku znalazł się po nieco ponad godzinie gry. Nie zaprezentował niczego nadzwyczajnego. Walczył o futbolówkę, lecz brakowało mu wzrostu czy fizyczności.

Jurgen Celhaka - Na boisku pojawił się w 86. minucie. Z początku nie nadążał za grą Rakowa, ale z czasem wyglądał lepiej. W stu procentach nie uspokoił sytuacji na murawie, ale nie było to złe wejście.

Makana Baku - Na murawie zameldował się w 106. minucie. Nie można mieć do niego większych pretensji. Wszedł i robił wszystko, co w jego mocy, aby zyskiwać kolejne minuty, a przede wszystkim nie stracić gola.


REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.