fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu ze Zrinjskim Mostar

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com

Pewne zwycięstwo; cud na Łazienkowskiej; więcej luzu; „masz być jak Tommy Lee Jones w Ściganym”; pewny Kapuadi - to najważniejsze punkty po czwartkowym rewanżowym meczu ze Zrinjskim Mostar.

1. Pewne zwycięstwo
Ani przez moment nie dało się odnieść wrażenia, że zwycięstwo nad Zrinjskim jest w jakimś stopniu zagrożone. Wprawdzie pierwsze piętnaście minut, aż do strzelenia bramki, nie napawało optymizmem, bo goście starali się szybko wyjść na prowadzenie, ale Legia dobrze grała w defensywie. Po strzelonej bramce przez Rafała Augustyniaka to „Wojskowi” dominowali na boisku i nie dopuścili zespołu z Mostaru do wielu bramkowych okazji. Jedynie uderzenie, które sprawiło jakieś problemy Dominikowi Hładunowi, to to z ostatnich minut meczu. Poza tym nasz bramkarz był praktycznie bezrobotny. Cieszy, że szybko objęte prowadzenie i podwyższenie wyniku wystarczyło w tym dniu i w drugiej połowie można było trochę uspokoić grę, zwłaszcza, że w niedzielę czeka nas bardzo trudne i ważne spotkanie z Lechem Poznań.



2. Cud na Łazienkowskiej
W ostatnich meczach Legii było widać, że coś zaczyna drgać jeśli chodzi o rzuty rożne. W pierwszej fazie sezonu podopieczni trenera Kosty Runjaicia nie mieli żadnych pomysłów, jak sforsować defensywę rywala po wykonaniu tego stałego fragmentu gry. Albo grali na krótko i nic nie wychodziło, albo wrzutki łapał pewnie bramkarz, albo brakowało szczęścia w wykończeniu. Warto przypomnieć fakt, że w samej Ekstraklasie legioniści wykonali 74 rzuty rożne, z których nie padł żaden gol. Cud zdarzył się jednak w spotkaniu z Zrinjskim, bo Legia w końcu zdobyła bramkę po takowym dośrodkowaniu. Na zegarze była 14. minuta, kiedy to z narożnika piłkę zacentrował Josué, ta jeszcze przeszła pod nogami Pekharta i trafiła do Rafała Augustyniaka, który mocnym uderzeniem dał Legii prowadzenie. Po meczu Pekhart stwierdził, że mocniej pracują na treningach nad stałymi fragmentami gry. Miejmy nadzieję, że częściej będziemy widzieli tego efekty, zwłaszcza, że mamy dobrych piłkarzy jeśli chodzi o dośrodkowania, jak i wykończenie akcji.

3. Więcej luzu
Po pierwszej połowie widać było, że to jeszcze nie jest ta Legia, którą widzieliśmy w pierwszej fazie sezonu, czyli pewna w ofensywie, z mnóstwem rozwiązań akcji, dryblingami - tego zdecydowanie brakuje od kilku meczów. Zmieniło się to trochę w drugiej połowie, gdy pojawił się większy luz w akcjach ofensywnych. Podopieczni trenera Kosty Runjaicia nie byli jednowymiarowi i wszystko nie polegało na podaniu Josué do Pawła Wszołka i oczekiwaniu, aż reprezentant Polski coś zrobi. Chociaż właśnie pierwsza taka akcja miała miejsce po podaniu Wszołka do Muciego, ten odegrał do Elitima, którego uderzenie zostało zablokowane. W 69. minucie miała miejsce najlepsza akcja meczu. Ernest Muci minął na lewej stronie zawodnika gości, zagrał w pole karne do Josué, który sprytnie odegrał do Wszołka, ale ten spudłował. Oby to był dobry prognostyk na wychodzenie z kryzysu, w jakim była Legia.

4. „Masz być jak Tommy Lee Jones w Ściganym”
Trudno przejść obojętnie obok ostatnich dobrych meczów Jurgena Çelhaki. Albańczyk coraz pewniej zadomawia się w wyjściowym składzie, przy czym uwalnia ofensywne zapędy Bartosza Slisza. W meczu z Zrinjskim Kosta Runjaić postanowił, że obok Albańczyka zagra Juergen Elitim. Chyba trener przeprowadził z nim rozmowę przed meczem, że w tym spotkaniu ma być jak w słynnym filmie - „masz być jak Tommy Lee Jones w Ściganym”. Celhaka był wszędzie, szybko doskakiwał do rywali, nie odpuszczając żadnej piłki. Martwiło mnie, że bardzo szybko otrzymał żółtą kartkę i będzie grał trochę asekuracyjnie, by nie wylecieć z boiska. Jednak nic tego nie miało miejsca, Albańczyk grał pewnie, niekiedy mocno atakując przeciwników, byle nie dopuścić ich do sytuacji podbramkowej. Na ten moment wydaje się być pewniakiem do pierwszego składu. Posiada więcej cech defensywnych od Elitima, a przy tym może dać więcej swobody innym graczom z środkowej strefy.

5. Pewny Kapuadi
Muszę przyznać, że najwięcej obaw o defensywę nie mam w stosunku do Rafała Augustyniaka, a właśnie Steva Kapuadiego. Według mnie to właśnie były gracz Wisły Płock w wielu meczach był najmniej pewnym zawodnikiem w obronie. To wszystko jednak zmieniło się w czwartek. Kapuadi był najpewniejszym zawodnikiem, który zaliczył bardzo dużo dobrych interwencji. Jeśli miałbym zapisać coś na minus - i to też w przypadku mocnego czepiania się - to byłaby to sytuacja z 25. minuty, kiedy na przebój przedarł się przez defensywę rywala, ale tuż przed ich polem karnym stracił piłkę i poszła z tego kontra, którą zatrzymał Patryk Kun. Ze statystyk można zauważyć, że Kapuadi stoczył z rywalami pięć pojedynków, z których trzy wygrał. Na 39 podań 31 wykonał celnie. Warto zaznaczyć też świetne uderzenie nowego gracza Legii z 60. minuty gry, kiedy to huknął sprzed pola karnego i piłka minimalnie przeszła nad poprzeczką bramki Marko Maricia. Oczywiście to pierwszy tak dobry mecz Steva w barwach Legii, ale miejmy nadzieję, że nie ostatni.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.