Relacja z trybun: Stara bieda
Po stracie punktów w meczu z Jagiellonią doszło do zmiany na stanowisku pierwszego trenera Legii. Nasz klub coraz bardziej oddala się od gry w kolejnym sezonie w europejskich pucharach. Mimo wszystko do Częstochowy ruszaliśmy z pozytywnym nastawieniem, licząc że szkoleniowiec mający opinię "zamordysty", będzie w stanie zmotywować nasze gwiazdy do maksymalnego wysiłku.
Sektor gości na stadionie Rakowa nie dość, że ma fatalną widoczność, to jeszcze jest wyjątkowo skromny. Nic więc dziwnego, że pula wejściówek (302 szt.) rozeszła się błyskawicznie, a zainteresowanie było wyraźnie większe. W drogę do Częstochowy ruszyliśmy samochodami na ponad 5 godzin przed rozpoczęciem spotkania. Na klimatyczny parking znajdujący się około kilometra od stadionu, pośród częstochowskich "penthausów", dotarliśmy ponad półtorej godziny przed meczem. Maszerując w stronę stadionu po raz kolejny mogliśmy podziwiać miejsca, gdzie cywilizacja nie dotarła, a które mogłyby służyć za scenerię np. do filmu "Ludzie bezdomni". I chyba nie przypadkiem dwa kilometry od stadionu znajduje się ulica Stefana Żeromskiego.
Niestety tym razem wpuszczanie do klatki nie przebiegało tak sprawnie, jak to miało miejsce latem, gdy przyjechaliśmy tutaj na mecz o Superpuchar. Wyjątkowo skrupulatnie sprawdzano dane z biletów, a cała nasza grupa zdołała wejść na trybuny dopiero w pierwszych minutach spotkania. Dlatego też, doping rozpoczęliśmy w ósmej minucie gry.
Raków błyskawicznie wyprzedał wszystkie bilety, ale posiadając tak niewielki stadion, nie powinno to dziwić. W młynie częstochowian wspierała m.in. grupa Chemika Kędzierzyn, a ponadto gospodarze wywiesili wysoki transparent "Raków do końca!", który wydawało się, że będzie częścią jakiejś większej prezentacji. Nic bardziej mylnego - powisiał, powisiał i w końcu został zdjęty z oflagowania. W trakcie meczu machali kilkoma flagami na kijach. Ponadto RKS wywiesił transparent "Katyń 1940 pamiętamy" (nawiązujący do rocznicy Zbrodni Katyńskiej), a później także mało czytelne płótno skierowane do prezydenta miasta - "Matyjaszczyk - spieprzaj lepiej daleko! 14 lat niszczenia Rakowa wystarczy. Won!".
W naszym sektorze wywieszona została jedna flaga, która rozciągnięta została na całą szerokość trybuny - "Centralny Wojskowy Klub Sportowy". W drugiej połowie w naszym sektorze wywieszony został również transparent "Belmo trzymaj się". Choć akustyka stadioniku Rakowa jest żadna, widoczność jeszcze gorsza, skoncentrowaliśmy się na tym, w czym jesteśmy najlepsi - głośny, bezustanny, niekoniecznie kulturalny doping. Tak jak przed dwoma laty, nie mogliśmy powstrzymać się od kilku humorystycznych akcentów w naszym repertuarze. I tak, skandowane było najpierw "Chemik Kędzierzyn wsadził kut...a do jeżyn" (pod adresem zgody Rakowa), następnie "tematycznie" pocisnęliśmy (niemającą nic wspólnego z częstochowską ekipą) - "Gwardia Koszalin wsadziła chu... do malin", by skończyć okrzykiem pod adresem miejscowych - "Fani Rakowa potem go wzięli do rowa". Ot, taka humoreska, by urozmaicić niezbyt porywające piłkarskie widowisko.
W Legii ostatnio doszło do zmiany trenera, a wydaje się, że nieunikniona jest także roszada na stanowisku trenera w Rakowie. Częstochowianie na część obecnego na trybunach byłego trenera śpiewali m.in. "Marek Papszun aejaejao". W pierwszej połowie mieliśmy okazję świętować bramkę Pekharta, niedługo później to miejscowi cieszyli się z bramki Yeboaha. Tyle że arbiter odgwizdał spalonego, więc jak można się było domyślać, w stronę częstochowian niosło się głośne "Taki ch..., taki ch...!". Podobnie jak przy okazji sytuacji z drugiej połowy, gdy Raków cieszył się z podyktowanego rzutu karnego, który po VARze został anulowany. Piłkarsko nie ma jednak sensu skupiać się na tym spotkaniu. Po pierwsze legioniści grali dalej "starą biedę", po drugie - z klatki naprawdę widoczność jest żadna. Właściwie ciekawi jesteśmy, ile osób po kilku minutach meczu spędzonego w tej ekskluzywnej loży, zaczęło szukać terminów do okulisty. A biorąc pod uwagę formę naszych kopaczy, warto przy okazji umówić się do neurologa.
Przez cały mecz dopingowaliśmy naprawdę nieźle. Doping urozmaicony był naprawdę sporadycznymi bluzgami - "J... Raków i Chemika, hej, hej", "Medaliki piją siki - hej, hej". Po wyrównującej bramce staraliśmy się zmotywować piłkarzy do walki okrzykiem "Legia walcząca do końca", a następnie pieśnią "Do boju Legio marsz, zwycięstwo czeka nas...". Pod koniec meczu zaśpiewaliśmy jeszcze "Gdybym jeszcze raz" i "Nie poddawaj się...", a ostatecznie bramkowy remis z przebiegu spotkania trzeba uznać za najniższy wymiar kary. Co oczywiście nikogo z nas nie satysfakcjonuje, bowiem po tym jak w wyścigu żółwi uciekło nam mistrzostwo, z każdym kolejnym tygodniem oddalają się również europejskie puchary.
Kiedy piłkarze podeszli po meczu w stronę naszego sektora (na bezpieczną odległość, jakby przeczuwając, że wspólnego świętowania nie będzie), usłyszeli jedynie "Legia to my, Legia to my, ejaeja Legia to my". Dziesięć minut później stadion opustoszał zupełnie, nam z kolei przyszło czekać ok. 40 minut na wyjście z sektora i ponowny spacer ścieżką krajoznawczą w stronę parkingu. Droga powrotna przebiegała bardzo sprawnie, nie licząc psiarni, która blokowała oba pasy ruchu drogi ekspresowej, byśmy przypadkiem nie wrócili do stolicy zbyt szybko. W domach zameldowaliśmy się po godzinie drugiej nad ranem.
W najbliższą niedzielę dopingujemy Legię na meczu ze Śląskiem - ponownie przy Ł3 będzie komplet widzów, a także liczna grupa przyjezdnych, którzy do Warszawy przyjadą pociągiem specjalnym. Chyba nikogo nie trzeba motywować do głośnego dopingu. Do końca sezonu pozostały nam już tylko trzy mecze wyjazdowe - Mielec (za dwa tygodnie), a następnie Poznań i Grodzisk Wielkopolski (gdzie swoje mecze rozgrywa Warta).
Frekwencja: 5500
Kibiców gości: 302
Flagi gości: 1
Autor: Bodziach