Analiza
Punkty po meczu z Radomiakiem Radom
Mokrą ścierą w twarz; wkłady; charakteru nie pokazali; wejście smoka; Pankov grał z zielonymi; Przybył i pozwiedzał Warszawę - to najważniejsze punkty po niedzielnym meczu Legii Warszawa z Radomiakiem Radom.
1. Mokrą ścierą w twarz
Ileż to już razy w swoim życiu kibicowskim dałem się nabrać, że akurat teraz Legia ruszy, że wygra mecz, doskoczy do czołówki i za trzy tygodnie będziemy w miarę umiarkowanie zadowoleni z końcówki sezonu. I co się stało w meczu z Radomiakiem? Znów dostałem mokrą szmatą w ryj. Zamiast drużyny walczącej o każdą piłkę, zamiast schematów taktycznych, walki, zaangażowania, ofensywnych nowinek, po raz kolejny widziałem bezjajeczny zespół, który na boisku był za karę. Po raz kolejny zawiedli wszyscy, a do winy nie poczuwa się w zasadzie nikt. Oczywiście czerwona kartka nie pomogła, ale bądźmy szczerzy - Radomiaka w obecnej formie powinniśmy pokonać nawet w 10, zwłaszcza, że chcemy osiągnąć jakiś sukces, a tym niewątpliwie by był awans do europejskich pucharów. Przynajmniej taki jest przekaz klubu, ale mnie to nie zadowala.
2. Wkłady
Niestety, obecna Legia to jest jedynie zlepek, jak to się popularnie pisze, wkładów w koszulkach z „L” na piersi. Nie widać tu wielu zawodników, którzy wiedzą w jakim klubie są i czego od nich oczekują kibice czy zarząd klubu (chociaż mam wątpliwości czego oni oczekują). Dla nich to kolejny przystanek w karierze, wejdą na boisko, zarobią swoje i jak przegrają, to przegrają. Nie mają świadomości, ile dla nas znaczy ten klub, te barwy i ta koszulka. Ostatni raz taki strzępek drużyny widziałem za trenera Michniewicza, gdzie większość miała gdzieś, co się wydarzy na boisku. Walki i zaangażowania tu nie było, było kolejne spotkanie na chodzonego, bez żadnego pomysłu w ofensywie, bez zwarcia bloku defensywnego. Legia przegrała zasłużenie. Wystarczyło raz zagrać na jeden kontakt, dośrodkować na długi słupek czy uderzyć z około 30. metra, by Hładun musiał wyciągać trzy razy piłkę z siatki. Niewiele muszą zrobić rywale, by zgarnąć trzy punkty w meczu z tak słabą Legią. Mam wrażenie, że musimy wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, żeby cokolwiek osiągnąć w ofensywie.
3. Charakteru nie pokazali
Szerokich echem odbił się wywiad Pawła Wszołka po spotkaniu z Radomiakiem. Może nie tak szerokim, jak Macieja Rosołka po spotkaniu z Puszczą Niepołomice, ale pan Paweł przejdzie do historii obecnego sezonu. Otóż stwierdził, że „Cokolwiek powiem, to każdy będzie się śmiał. Uważam, że pokazaliśmy charakter jako drużyna. Nie zawsze się wygrywa, grając jednego mniej. Sądzę, że mimo walki w dziesięciu, kontrolowaliśmy mecz”. Oczywiście nie zamierzam się śmiać z tej wypowiedzi, bo zwyczajnie do śmiechu mi już nie jest, jak i wielu kibicom Legii Warszawa, ale pragnę zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Otóż zgodzę się, że podopieczni trenera Goncalo Feio kontrolowali to spotkanie, ale tylko w pierwszej połowie, chociaż i tak dopuścili do jednej czy dwóch groźniejszych akcji Radomiaka. Po pierwszych 45 minutach nie powiedziałbym, że legioniści przegrają ten mecz. Dobra gra w obronie, asekuracja, to wszystko było, a i od czasu do czasu jakiś wypad do ataku się udał, ale bez większych konkretów. Natomiast to co się stało w drugiej połowie, idealnie oddaje ten sezon pełen nadziei (pierwsza połowa) aż do upadku (drugie 45 minut). Odniosę się jednak do najważniejszej rzeczy w tej wypowiedzi, czyli charakteru, który podobno pokazali na boisku. Otóż nie zgodzę się z tą opinią. Nie widziałem charakteru i woli walki, kiedy Radomiak miał autostradę do bramki Hładuna przy pierwszym golu. Wystarczyło mocniej doskoczyć do rywala i tej akcji by nie było. Nie widziałem tego samego po stracie Morishity przy drugim golu, gdzie Japończyk tak wracał, jakby dopiero zaczynał swoją przygodę z piłką nożną i nie wiedział czym się to je. Tak samo przy trzeciej bramce - Celhaka nie podszedł ambitnie do rywala, a odpuścił totalnie. Tak nie gra drużyna, która pokazała charakter. Tak wygląda drużyna, która akurat go nie posiada.
4. Wejście smoka
W 54. minucie na boisku za Steva Kapuadiego pojawił się Jurgen Çelhaka. Albańczyk miał pewnie za zadanie scalić Legię w środku pola i odcinać rywali od akcji w środkowej strefie boiska, plus gra miała być trochę ostrzejsza właśnie w tym obszarze boiska. Niestety, ta zmiana nie wyszła na dobre trenerowi Feio. Celhaka nie zaliczył dobrego wejścia na boisko. Środkowy pomocnik był jednym z zamieszanych w każdą bramkę dla gości. Przy pierwszej mógł wyżej i agresywniej podejść do gracza z Radomia. Chociaż wiadomo, że dużą winę za tę sytuację ponoszą Artur Jędrzejczyk i Yuri Ribeiro, którzy dali się ograć jak dzieci.
fot. Canal+ Sport
Przy drugim golu główne pretensje można mieć do Morishity, który w łatwej sytuacji stracił piłkę, ale również wracał za przeciwnikiem, jakby na plecach niósł plecak z kamieniami. Spójrzmy jednak na reakcję Celhaki, a raczej jej brak. Znów nie było zaangażowania, mocniejszego podejścia do przeciwnika, który idealnie dośrodkował obok swojego agenta w barwach Legii (Pankova), a Vágner Dias pewnie umieścił piłkę w siatce.
fot. Canal+ Sport
Przy trzecim golu identyczne zachowanie Albańczyka, znów nie doskoczył, nie podszedł bliżej. Zastanawiam się, skąd ten brak zaangażowania u tego zawodnika, zwłaszcza, że znany jest z agresywniejszego podejścia do rywala, chociaż tutaj główną winę zwaliłbym na Pankova oraz Hładuna, którzy totalnie odpuścili w tej sytuacji.
fot. Canal+ Sport
5. Pankov grał z zielonymi
Trudno było wybrać najsłabszego zawodnika w Legii w tym meczu. Konkurencja była ogromna i tak naprawdę oprócz Elitima nie mam przy kim postawić plusa bądź oceny neutralnej. To co wyczyniał Pankov, przechodziło ludzkie pojęcie. Serb zamieszany był przy dwóch straconych golach, bo krycie rywala i doskok jest mu obce, ale to ile razy w prostych sytuacjach podawał piłkę do rywali, daje prawo do napisania, że graliśmy w 9, bo Pankov grał z zielonymi. Do kolegów z zespołu zagrał 69 piłek i aż trzynaście z nich było niecelnych, podobny wynik osiągnął Josue, ale ten podał cztery piłki więcej. Raz nawet serbski zawodnik dośrodkował piłkę w pole karne, ale lepiej przemilczeć tę próbę. Wielokrotnie próbował uruchomić kolegów na wahadłach, ale te piłki były podawane wprost pod nogi rywali albo wychodziły poza linię boiska. Kolejny bardzo słaby występ tego zawodnika, który na ten moment nie jest żadnym wzmocnieniem defensywy Legii.
6. Przybył i pozwiedzał Warszawę
Można mieć bardzo dużo pretensji do piłkarzy za mecz z Radomiakiem, ale trzeba napisać coś o jednym z głównych „bohaterów” tego widowiska, czyli sędzim Jarosławie Przybyle. Delikatnie pisząc, to nawet w 1 procencie nie był dobry występ tego pana. W ogóle nie panował nad wydarzeniami na boisku. Można się sprzeczać czy czerwona kartka dla Kapustki była zasłużona, bo tutaj opinie ekspertów są podzielone, ale już późniejsze faule w wykonaniu jednych i drugich zawodników i kary za te przewinienia pozostawiają wiele pytań. Bruno Jordão spokojnie mógł w dwóch sytuacjach niczym wylecieć z boiska, ale arbiter postanowił nie dawać kar. Żeby być sprawiedliwym, należy napisać o Pankovie, który w ostatnich minutach powinien otrzymać kolejną żółtą kartkę i też udać się do szatni. Przybył do Warszawy, pozwiedzał, udawał, że sędziuje mecz i udał się do siebie.
Kamil Dumała