Goncalo Feio - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA
REKLAMA

Wywiad z trenerem

Goncalo Feio: Jestem perfekcjonistą

Woytek, źródło: Legionisci.com

- Służę klubowi, w którym pracuję. Mam nadzieję, że Legię też jestem w stanie wnieść na wyższy poziom i uważam, że zmierzamy w dobrym kierunku. Chcę dobrze wykorzystać każdy dzień. Nie chcę być po prostu kolejnym trenerem. Jeżeli kiedyś się obudzę i nie będę chciał być najlepszy, to dam sobie spokój i zajmę się czymś innym. Nie umiem inaczej - mówi Goncalo Feio. Zapraszamy do lektury obszernej przedsezonowej rozmowy z trenerem Legii.

Na jakim etapie jest proces budowy Legii Warszawa Goncalo Feio?
Goncalo Feio: - To jest proces niekończący się. Praca trenera jest pracą na żywym organizmie i ja nigdy nie będę zadowolony. Zawsze chcę więcej. Jest już wiele rzeczy, które zrobiliśmy i musimy pielęgnować. To nie jest tak, że jak czegoś się nauczyliśmy, to zostaje na zawsze. Trzeba tego pilnować.
Dla mnie najważniejsza jest sfera mentalna i aspekt ludzki. Uważam, że w tym elemencie dużo już zrobiliśmy. Proces zaczął się w poprzednim sezonie, mamy fundamenty, określone zasady i zachowania, które charakteryzują tę drużynę, ale też klub. Ważna jest także dyscyplina taktyczna – wszyscy bronią, wszyscy biorą udział w akcjach ofensywnych. Pracujemy nad zwiększeniem jakości pojedynków, grą w kontakcie, intensywnością, odbudową i poświęceniem dla drużyny. Nie mniej ważne jest to, jak zachowujemy się w trudnych momentach, czyli np. brak okazywania frustracji, odpowiednia mowa ciała, sposób w jaki komunikujemy się ze sobą. To jak podchodzimy do ludzi, którzy mają trochę gorszy moment lub kontuzję. Na te wszystkie sytuacje mamy ustalone zasady, dotyczą one drużyny, sztabu i całego klubu.
Ustaliliśmy jasne kierunki komunikacji. Najpierw patrzymy na każdego jak na człowieka, potem na to co i jak robi. Staramy się, by zawodnicy rozumieli co, kiedy i po co robią. Jeżeli na przykład piłkarz ma wziąć udział w aktywności działu marketingu, to musi być przygotowany i wiedzieć co dany sponsor daje klubowi, albo jak akcja, w której weźmie udział, przyciągnie kibiców na stadion.
Byliście obecni prawie na każdym treningu – widzieliście etos pracy tej drużyny i to jak trenuje. Już mamy tego pierwsze wyniki. Z każdym piłkarzem pracujemy tak samo, niezależnie czy jest kontuzjowany czy nie. Każdy zawodnik ma po meczu odprawę indywidualną, analizę na video z asystentami, bo oni odpowiadają za poszczególne formacje, czasami także ze mną.



Rywalizacja o pierwszą jedenastkę trwa?
- Rywalizacja nie polega na tym, by wyjść na mecz raz w tygodniu i wówczas walczyć. Wszyscy muszą nauczyć się rywalizować na każdym treningu. Żeby ta rywalizacja miała sens, liczymy zwycięstwa i przegrane z każdego ćwiczenia na każdym treningu. Zawsze ktoś wygrywa i ktoś przegrywa. W szatni jest tabela z listą goli, asyst, czystych kont bramkarzy itd. To ogromna praca i dotyczy sfery mentalnej.
Legia jest drużyną, która jest coraz bardziej twarda, ale w mądry sposób. Bywa, że w dobrych drużynach pojawia się przeświadczenie, że skoro mamy tyle jakości, to czasami można nie odbudować ustawienia, nie pressować. Nie, to nie jest OK.

Czyli to będzie niepokorna Legia?
- Nie jestem fanem pokory, polegającej na spuszczeniu głowy w dół. Pokora polega na tym, że każdy musi robić swoje, przygotowywać się do każdego przeciwnika niezależnie od aktualnej sytuacji, a szczególnie po kilku zwycięstwach z rzędu. To jest pokora, liczy się tylko ciężka praca. Uważam, że pod tym kątem mental drużyny jest już mocno zbudowany i to jest bardzo ważna rzecz. Wyjątkowe sezony są zbudowane przez wyjątkowe drużyny. Jeżeli nie będzie wyjątkowych relacji w drużynie, to nie zagra dobrego sezonu, bo pojawią się mecze, w których kogoś „zabraknie”. To było bardzo istotne, by zadbać o tę kwestię.

Jak drużyna rozwija się pod względem taktycznym?
- Z meczu na mecz kultura taktyczna tej drużyny różnie. W całym okresie przygotowawczym, mimo dwóch porażek, rywale nasi nie mieli wielu sytuacji. Ciężko było im wejść w nasze pole karne. W tej chwili mamy w obronie dwa systemy, w których możemy funkcjonować bez żadnego problemu. Z punktu widzenia taktycznego jesteśmy tam, gdzie chciałbym być. Drugiego systemu w ofensywie jeszcze nie wdrożyliśmy, bo uznałem, że to będzie za szybko, biorąc pod uwagę tempo w jakim to wszystko idzie. Jest dużo nowych piłkarzy – nie tylko wytransferowanych, ale także rekordowa liczba młodych, bo mieliśmy aż 11 wychowanków na zgrupowaniu - by dołożyć kolejne nowe elementy. We wrześniowej przerwie na kadrę będziemy zmieniali bodźce i pewnie wtedy to dołożymy.
Wszyscy piłkarze mają taką samą opiekę, chodzą na ten same treningi, mają te same narzędzia. Czasami można źle kopnąć piłkę – ok, piłka to gra błędów, ale taktycznie nie możemy wyglądać źle. Nasza praca polega na tym, by dociągnąć całą grupę do najwyższego poziomu.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

W Polsce zawsze pojawia się kwestia tego, że drużyny nie są gotowe na grę co trzy dni. Macie na to jakiś plan?
- Ja uważam, że to są mity – nie wierzę w to. Dla drużyn, które lubią przygotować się pod przeciwnika, granie co trzy dni powoduje, że nie ma potrzebnej objętości treningowej. W tym czasie waga odpraw taktycznych, czy praca poza czystym treningiem, który też jest treningiem, jest dużo większa. Dlatego też dni sparingów podczas okresu przygotowawczego były do tego dostosowane – to nie był przypadek.
Drugim wyzwaniem są kwestie fizyczne. Sezon jest podzielony na różne fazy, a każdy piłkarz ma swoją historię. Są zawodnicy, którzy są w stanie grać kilka meczów z rzędu bez obniżania swojej jakości, ale są tacy co np. po 2-3 meczach mają wyraźny zjazd. Są też zawodnicy, u których gra co trzy dni zwiększa ryzyko kontuzji np. o 60%. Jest też grupa, która może wszystko grać od deski do deski. Dlatego do każdego podchodzimy indywidualnie.
Kolejnym aspektem jest przygotowanie mentalne, świeżość umysłu, umiejętność błyskawicznego podejmowania decyzji. Układ nerwowy mocno wpływa na podejmowane decyzje. To jest coś, co trudno jest mierzyć, a przecież ten układ może być bardzo obciążony i czasami słabsza forma może być z tym związana. To jest dla nas wyzwanie, ale mamy na to wszystko przygotowane różne strategie.
Ważne też będzie zarządzaniem stylu gry zespołu. W moim idealnym świecie byśmy grali przez 90 minut pressingiem – to jest do zrobienia, ale ważne jest też oszczędzanie sił. Jeżeli prowadzimy w meczu i jesteśmy mocni w niskiej obronie, to czemu nie skorzystać np. z gry z kontry? Jeżeli to jest sposób gry, który nam oszczędzi siły fizyczne i mentalne, to będziemy to robili. Podałem tylko jeden przykład – musimy mieć różne strategie na konkretne sytuacje. Poza tym lubię, gdy mamy czyste konto.

Jak to jest z tym podnoszeniem intensywności?
- Każda zmiana metodologiczna potrzebuje czasu adaptacji dla piłkarzy. Pierwszy moment jest tym, w którym szanse na kontuzje są większe, bo zmieniają się bodźce. Jak przyszedłem do Legii, to stan kadry był już ciężki, więc to nie był moment, by specjalnie dokładać obciążenia.
W swoim życiu opracowywałem już wiele okresów przygotowawczych i w zasadzie nigdy nie miałem kontuzji zawodników, spowodowanych podniesieniem intensywności. Może to dlatego, że sposób w jaki trenujemy jest bardzo podobny do tego, w jaki później gramy i ciała zawodników się adaptują do pewnych rzeczy.
Mózg i ciało z punktu widzenia odbierania informacji, przetwarzania ich i szybkości podejmowania decyzji, wysyłania informacji do mięśni czy szkieletu – to wszystko jest do adaptacji. Oczywiście każdy ma swój sufit, ale rzadko który piłkarz go osiąga. Musimy mieć wyjątkową mentalność, by go przebić.
Tylko wyjątkowi trenerzy powodują, że większość piłkarzy osiąga ten sufit i jeszcze go przebija. Dobrymi, wybitnymi trenerami są ci, którzy powodują, że ludzie przebijają swój sufit pod kątem nauki, taktyki, fizyczności, zachowania jako człowiek i piłkarz, Uważam, że przebijanie sufitów jest potrzebne środowisku trenerskiemu.
Łączenie intensywności fizycznej i taktyczno-technicznej to jest coś, co wszyscy w Polsce musimy ciągnąć do góry - nie tylko meczowo, ale także treningowo. Tymczasem panuje przeświadczenie, że to piłkarze nie dają rady. Nie chce mi się wierzyć, że kraj w środku Europy, który ma 40 milionów ludzi, nie ma talentów czy możliwości żeby to robić. Uważam, że powinniśmy zwiększyć poziom kultury piłkarskiej. Aktualnie to jest proces, który idzie lepszym kierunku, ale jest potrzebny czas. To nie jest tak, że w polskiej piłce nie ma pieniędzy. Moim zdaniem z tych pieniędzy, które są, można stworzyć dobre projekty. W polskiej lidze rywalizacja jest na dużo wyższym poziomie. Nie ma takich mocarzy jak w lidze greckiej, tureckiej czy czeskiej, gdzie ci najwięksi co tydzień muszą wygrywać.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Kadra jest już zamknięta?
- Gdybyśmy mieli grać tylko w Ekstraklasie i Pucharze Polski, to moglibyśmy zostać z kadrą, którą mamy. Myślę, że to by wystarczyło. Jednak biorąc pod uwagę, że chcemy coś ugrać w Europie, to są potrzebne jeszcze dwa nowe nazwiska. Potem pozostanie nam podjąć mądre decyzje co do młodzieży i transferów wychodzących, ale najpierw muszą zostać zakomunikowane zawodnikom.
Wdrażanie młodych, jak Adkonis, Leszczyński czy Szczepaniak rozpoczęło się pod koniec ubiegłego sezonu. Janka Ziółkowskiego wszyscy odbierają już jako zawodnika „jedynki”. Oprócz nich doszedł jeszcze Viktor Karolak. Wszyscy przez okres przygotowawczy zebrali bardzo dużo minut. Duża część z nich zostanie i stworzymy grupę, która będzie oscylowała między pierwszą drużyną a akademią. Oni potrzebują grać, więc będą pomagali w Legii II. Na pewno młodzież wypadła bardzo pozytywnie, daje odpowiednią jakość.

Z wypożyczenia wrócił Igor Strzałek, o którym od dłuższego czasu mówi się jako dużym talencie.
- Igor jest mega utalentowanym zawodnikiem, co do tego nikt nie ma wątpliwości. Może przebiec nawet i 13 kilometrów, ale w jego przypadku chodzi o to, by biegać na odpowiedniej intensywności w odpowiednich momentach. Ma ogromne rezerwy, ale żeby je uwolnić, trzeba wyciągnąć go ze strefy komfortu. Ja trochę to robiłem – szczególnie gdy czasami wydawało mu się, że czegoś nie może, żeby uwierzył, że może to zmienić. Będą takie mecze, w których dominujemy całkowicie i wtedy wpuszczając takiego piłkarza, który potrafi grać na małej przestrzeni, kombinacyjnie, ma niezły strzał i stały fragment gry, to może wtedy wpływać na wynik meczu.
Ogólnie uważam, że powinniśmy być ostrożni z definicją dużego talentu. Jest takie przeświadczenie w Polsce, że drużyny nie radzą sobie w pucharach ze względu na taktykę czy technikę. Moim zdaniem to nie jest prawda – ta kwestia jest intensywność. Dlaczego tacy zawodnicy jak Lamine Yamal, Nico Williams, Jamal Musiala grają na Euro? To nie tylko topowe talenty, ale oni grają na nieprawdopodobnej intensywności. Definicją talentu nie może być tylko to, że ktoś umie dotykać piłkę. Żeby móc coś z tym robić, trzeba też mieć inteligencję - sam futbol uliczny nie wystarczy, ale przede wszystkim trzeba nadążać za grą. Młodych zawodników można uczyć tej intensywności.

SONDAJak oceniasz pracę Goncalo Feio na stanowisku trenera Legii?



Ruben Vinagre, który później dołączył do zespołu, szybko dojdzie do formy fizycznej?
- Ruben to jest gość, który ma nieprawdopodobny potencjał. W piłce nożnej trzeba mieć czasami szczęście, a życie pisze różne scenariusze. W momencie gdy on został zakontraktowany do Sportingu, to z akademii wyskoczył lepszy zawodnik.
O kwestie fizyczne w ogóle się nie martwię. Ważne, żebyśmy go odpowiednio wprowadzili, by nie złapał kontuzji. Prosiłem go, by zagrał spokojnie, pozycyjnie, podaniem, bez ściągania się, ale on tak nie umie. I tak jest od pierwszego treningu, gdzie od razu zanotował rekord HSRów [high speed running - przyp. redakcja] – on po prostu nie zna grania na innym tempie, bo to tego jest przyzwyczajony. To jest coś kapitalnego, intensywność nie będzie stanowiła dla niego problemu.
To zawodnik, który po jednej odprawie wychodzi na trening czy mecz i od razu wie, co ma robić bo w trójce obrońców pracował z najlepszym portugalskim trenerem w tym względzie Rubenem Amorimem. W Wolverhampton u Nuno Espirito Santo także grał w tym systemie, więc on wszystko wie. Naszym zadaniem jest teraz tylko odpowiednio nim zarządzić.

Dlaczego taki zawodnik się tutaj znalazł? Co z nim jest nie tak, gdzie jest haczyk?
- Haczyk? Legia powinna rozwijać się, ciągnąć się sportowo do góry. Mocno zabiegaliśmy o niego, takich zawodników chcemy w Legii. Wiadomo, że trzeba było włożyć dużo wysiłku w sprowadzenie Rubena czy Nsame. To, że nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że taki piłkarz trafia do ligi… może trzeba zacząć się przyzwyczajać. Jeżeli takie kluby jak Olympiakos, Fenerbahce czy Slavia są w stanie robić pewne rzeczy, to czemu Legia nie może? Wiadomo, że nie jesteśmy na tym samym pułapie finansowym, ale mamy inne argumenty.
Poruszę jeszcze jeden ważny aspekt. Ruben tu nie trafił, bo nagle chciał znaleźć się w Warszawie. On zrezygnował z dużych pieniędzy, bo uwierzył w nasz projekt. Zresztą to i tak nie było oczywiste, bo Sporting miał na stole lepszą ofertę z Panathinaikosu. W Grecji Ruben pewnie by zarabiał więcej, ale powiedział, że chce przejść do Legii. Przychodzi do rywalizacji, walki o skład jak każdy inny, a to gość, który był na pułapie Serie A i Premier League. To pokazuje, że jego poziom ambicji i wiara w to, co robimy, jest duża.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Po poprzednim sezonie odbudowy mentalnej potrzebowali Kacper Tobiasz i Maciej Rosołek. Jaki trener miał na to pomysł? Jak wygląda ich sytuacja, po tym jak musieli zmierzyć się z dużą falą krytyki?
- Kacper wygląda dobrze, potwierdził to w sparingach. To chłopak z Warszawy, kochany przez kibiców Legii. Uważam, że wiele się nauczył w ostatnim sezonie, bo to bardzo inteligentny chłopak. Od kiedy na mecz z Lechem wrócił do bramki, nie można mieć do niego pretensji. Cieszę się z tego, bo uważam, że ma bardzo dobry potencjał nie tylko na tu i teraz, ale także sprzedażowy. Niezależnie jak długo będę trenerem Legii, to na moim stanowisku muszę myśleć o przyszłości klubu.
„Rossi” jest napastnikiem - on potrzebuje bramek. W poprzednim sezonie Josue w Mielcu dał mu karnego, co na pewno mu pomogło. Maciek jest piłkarzem, który ma nieprawdopodobną umiejętność rywalizacji. Niezależnie czy jest krytykowany czy nie, to on pracuje tak samo. To dużo tłumaczy, bo sezony mijają, najczęściej nie jest pierwszym wyborem, a ciągle tu jest, zawsze coś tam gra i to wcale nie tak mało. To duża umiejętność. On nie chce odchodzić z Legii - to jest coś pięknego.

To w ogóle jest dla trenera napastnik? Miał za sobą udaną rundę na skrzydle za czasów Aleksandara Vukovicia.
- Zdecydowanie napastnik. Wiadomo, że wiele zależy od systemu, ale ważniejsze są zadania, jakie ma do zrealizowania. Jest bardzo mocny jeśli chodzi o atak przestrzeni, dobrze wchodzi między linie, ma dobrą finalizację. Ponadto jego zdrowie i dostępność są na najwyższym poziomie. W piłce nie chodzi tylko o pieniądze, ale także o europejskie puchary, trofea, których w innych klubach może nie być. Natomiast jako trener moim obowiązkiem bywa, żeby pomagać zawodnikom wybrać najlepszą ścieżkę dla swojej kariery i dzięki szczerej komunikacji z „Rossim”, myślę że mu w tym pomogę.

Co się zmieniło w poprzednim sezonie, że Kacper Tobiasz wrócił do bramki?
- Wrócił do bramki w moim piątym meczu jako trener Legii. Wcześniej bronił Dominik Hładun. Kacper wie, jak ważna jest stabilność, otoczenie mu pomogło i wykazał się gotowością na treningu. Po meczu z Radomiakiem porozmawiałem z Dominikiem Hładunem, który w tamtym momencie grał z dużym dyskomfortem w żebrach, które mogły wypłynąć na jego postawę. Mecz na Lechu pewnie wielu innych bramkarzy by przytłoczył, ale wiedziałem, że „Tobi” lubi takie spotkania i dobrze się w nich spisuje. I zagrał dobrze.

Grono bramkarzy zrobiło się duże, a nie chce nam się wierzyć, że wszyscy zostaną.
- Bramkarz to taka pozycja, na której nie da się na niej wystawić dwóch zawodników. Na innych można kombinować, ale tutaj hierarchia jest ważniejsza. W okresie przygotowawczym podzieliliśmy czas gry dla każdego sprawiedliwie. Zgadzam się, że pewnie nie zostaniemy w tym zestawie. Któryś z nich dostanie informację, że jest trójką. Marcel Mendes-Dudziński ma potencjał, jestem optymistycznie nastawiony po meczach i treningach. Dobrze prezentował się też Gabriel Kobylak, o „Tobim” już rozmawialiśmy. Mamy też młodszych jak Jakub Zieliński czy Wojciech Banasik, jest jeszcze wypożyczony Maciej Kikolski. Dominik chce grać i bardzo szanują taką postawę, dlatego od nas odejdzie.

fot. Mishka / Legionisci.comfot. Mishka / Legionisci.com

Jak wygląda życie Legii po Josue?
- Josue, podobnie jak Yuri czy Zyba, dostosowali się do tego, co chcieliśmy jako drużyna budować. Z punktu widzenia taktycznego zmieniła nam się charakterystyka w środku pola. Mieliśmy zawodnika, który głównie zdobywał przestrzeń podaniami. Teraz możemy mieć na tę pozycję zawodników, którzy są mocni w grze kombinacyjnej, albo zdobywają przestrzeń prowadzeniem piłki jak „Luqui”. Siłą rzeczy to zmienia dynamikę gry zespołu i pod to dopracowujemy taktykę. Wiadomo, że takich podań Josue jakie widzieliśmy w meczu z Zagłębiem Lubin możemy teraz nie mieć. Ale to oznacza, że w inny sposób będziemy konstruować sytuacje dla Guala i innych napastników.
Ogólnie czuję w drużynie świeżość, jest wielu nowych zawodników.

Na zgrupowaniu w Austrii wybrany został nowy, stary kapitan.
- To nie jest moja drużyna, a nasza drużyna, czyli wszystkich – piłkarzy, sztabu, ale także kibiców. Chciałbym żeby wartości, które nas łączą były podobne, by kibice identyfikowali się z tą drużyną. Chciałem, by drużyna miała wpływ na to w jakim kierunku idziemy. Wolałem, żebyśmy wybrali wszyscy – zawodnicy i członkowie sztabu. Tacy ważni piłkarze dla naszej szatni jak Elitim, Gual, Pankov, Pekhart – wszyscy jednogłośnie powiedzieli, że według nich ze względu na historię Legii kapitanem powinien być Polak albo piłkarz, który dobrze mówi po polsku. Powinien być też zawodnik, który ma doświadczenie międzynarodowe i określony status. Trzeba pamiętać, że tylko kapitan może rozmawiać z sędzią. Bycie kapitanem w meczu to jedna rzecz. Ważne, by być jeszcze liderem w szatni.

Kto jeszcze jest w radzie drużyny poza trójką kapitanów - Jędrzejczykiem, Kapustką i Augustyniakiem?
- Paweł Wszołek, Tomas Pekhart, Marc Gual, Juergen Elitim i Radovan Pankov. Weźmiemy jeszcze kogoś z grupy francuskojęzycznej, żeby wszyscy mieli swojego reprezentanta.

Czy dyrektor Śledź już podziękował Panu? Jeszcze kilka miesięcy temu młodzież chciała stąd uciekać, a teraz wszyscy chcą podpisywać nowe kontrakty i zostać tu jak najdłużej. To efekt tego, ilu chłopaków pojechało na zgrupowanie i perspektywa realnej szansy, by zaistnieć w „jedynce”.
- Jeżeli tak jest, to się cieszę. Sam się wywodzę z akademii, więc to dla mnie oczko w głowie. Jeżeli ktoś z młodych będzie regularnie grał, to będę z tego dumny, to będzie nasze duże zwycięstwo, również sztabu. Zależy mi na tym, żeby ci, którzy zostaną przy drużynie, byli w niej nie dlatego, że im coś obiecano. Nikt niczego za darmo nie dostanie. Jak będziemy chcieli Messiego, to też nie będzie miał pewnego placu gry. Będziesz lepszy, będziesz grał.
Obiecałem każdemu, że dostanie minuty w okresie przygotowawczym – każdy dostał. Poświęcamy dużo czasu młodym z akademii. Mamy listę kolejnych nazwisk, które w tym półroczu będziemy chcieli wdrażać. Na czele są tacy zawodnicy jak Jakub Zieliński, Pascal Mozie i kolejni. Idzie to w dobrym kierunku.
A z dyrektorem Marek Śledziem jestem umówiony na kolację. Zależy na tym, by relacje były jak najlepsze, by z akademii do pierwszej drużyny była jak najkrótsza droga.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Czy stałe fragmenty gry będą siłą Legii w nadchodzącym sezonie? Tuż przed startem przygotowań odeszła osoba, która była za nie odpowiedzialna. Na kim teraz spoczywa ten aspekt?
- Chciałbym, żeby to była nasza mocna strona. W poprzednich klubach byłem za ten aspekt odpowiedzialny, w Wiśle, w Grecji, w Rakowie, kiedy pod tym względem byliśmy najlepszą drużyną w lidze. Również w Motorze sam odpowiadałem za ten element.

W poprzednim sezonie Inaki Astiz zajmował się stałymi fragmentami w defensywie i one były niezłe. Teraz po prostu lekko zmieniliśmy ustawienie i dodaliśmy kilka zasad, by lepiej być przygotowanymi na przejęcie drugiej piłki i kontynuowanie akcji. Inaki szybko to zaadaptował i świetnie to prowadzi.
W ataku zmieniliśmy kilka zasad, które zwiększają skuteczność.

W sparingach strzeliliśmy pięć bramek po stałych fragmentach. Charakterystykę zespołu pod tym kątem też mamy niezłą. Nastąpiła zmiana metodologii. Wierzę w to, że mamy ku temu jakość. To jest bardzo ważna faza gry.

Podczas sparingów trener mocno zwraca uwagę zawodnikom np. że przegrali pojedynek, choć mecz jest pod kontrolą. To sposób na budowanie drużyny zwycięzców? Narzucanie im presji w każdym momencie?
- Nie przyszedłem do Legii, by być tylko trenerem Legii. To jest oczywiście fajne, ale to mnie nie zadowala. Nie interesuje mnie to jako cel ostateczny. Chcę tu być jak najdłużej. By tak się stało, muszę wygrywać. Nie boję się odpowiedzialności, żyję z przekonaniem, że musisz wyciągać maksa z każdego dnia. W życiu do tej pory najczęściej wygrywałem.
Nie boję się wyzwań, moim celem na ten sezon jest zdobycie mistrzostwa Polski, ale chcemy też grać w fazie grupowej Ligi Konferencji, tym bardziej, że jesteśmy rozstawieni. Każdy kibic, którego spotkałem, mówi mi: „trenerze, chcemy mistrzostwo”. Ja to wiem, nie trzeba mi tego mówić, tak samo wiedzą to piłkarze.
Na jednej z pierwszych opraw z piłkarzami powiedziałem, że może to być dla nas wyjątkowy sezon. W Legii u wszystkich czuć głód. Piłkarze są głodni tytułu, chcą wszystko wygrywać. Ludzie w klubie również czekają na sukcesy.

Ciągłe dążenie do perfekcji…
- Wyznaję filozofię środowiska wysokich wymagań od wszystkich. Nie ukrywam, że jestem perfekcjonistą i zwracam uwagę na rzeczy, na które inni by nie zwracali. Ale też każdy w drużynie wie, że jestem pierwszy do pomocy, każdy może się do mnie zgłosić.
Wsparcie dla zawodników jest bardzo duże. W dzień regeneracyjny, żeby piłkarze nie czekali na masaże, mają do dyspozycji aż 11 fizjoterapeutów. W jakim innym klubie tak mają? Piłkarze muszą żyć ze świadomością, że grają w Legii, więc muszą dawać od siebie odpowiedni poziom. My wszyscy musimy to robić. Rywalizacja jest kluczowa.

Ten perfekcjonizm czasami wpędzał trenera w kłopoty. Czy Goncalo Feio nauczył się nim zarządzać?
- To nie jest pytanie do mnie, tylko do ludzi, którzy ze mną pracują. Oni najlepiej wiedzą jakim jestem człowiekiem. Jednocześnie ten perfekcjonizm doprowadził mój poprzedni klub do miejsca, w którym jest teraz. Teraz w Motorze zaczyna się wyzwanie, bo trzeba tworzyć coś nowego.

Cały klub „wisiał” na Goncalo Feio?
- Tak. Nie potrzebowałem do tego kilku lat, nie potrzebowałem dwukrotnie zmieniać całej kadry zawodników. Zrobiłem to z tym samymi ludźmi – a to nie jest to samo. Jestem trenem, a nie selekcjonerem – moim najważniejszym zadaniem jest rozwój zawodników. Uważam, że to duża różnica. Służę klubowi, w którym pracuję. Mam nadzieję, że Legię też jestem w stanie wnieść na wyższy poziom i uważam, że zmierzamy w dobrym kierunku.
Gdy w życiu możesz robić to, co kochasz, to jesteś szczęściarzem. Nigdy nie wiesz, kiedy po raz ostatni będziesz mógł to zrobić. Dziś masz pracę, jutro nie masz. Ja chcę po prostu wykorzystać każdy dzień. Nie zależy mi specjalnie na tym, by mnie lubiano, choć wiadomo, że fajnie jest jeżeli cię lubią. Ważniejsze jest jednak to, by każdy kto miał ze mną do czynienia, piłkarz, trener, pracownik klubu, czuł, że stał się trochę lepszy. Chciałbym spowodować, by środowisko wokół mnie było lepsze i chciałbym być tak zapamiętany, jak mnie już tu nie będzie.
Nie chcę być po prostu kolejnym trenerem. Jeżeli kiedyś się obudzę i nie będę chciał być najlepszy, to dam sobie spokój i zajmę się czymś innym. Nie umiem inaczej.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Jak wygląda rola trenera w procesie decyzyjnym przy transferach?
- Jesteśmy w ciągłym kontakcie z Jackiem Zielińskim i Radosławem Mozyrką. Często także z prezesem Dariuszem Mioduskim, który akceptuje nasze ruchy. Czuję duże zaufanie od klubu. Jeżeli jest piłkarz, którego zaproponowałem, to sam chcę, by inne osoby go zanalizowały, byśmy byli jednogłośni przy ostatecznej decyzji. I to samo działa w drugą stronę. Jestem zadowolony z tego, że mamy tak wcześnie dużą liczbę transferów do klubu i dobrze współpracujemy.

Kto z nowych zawodników był zaproponowany co przyszli był zaproponowany?
- Luquinhas miał już wcześniej rozmowy z klubem, Goncalves był wcześniej podpisany. Chodyna był propozycją sztabu, również ze wsparciem Jacka Zielińskiego, bo ważna jest liczba Polaków w drużynie, a z punktu finansowego to nie zawsze jest łatwe zrealizowanie wewnętrznego transferu w Ekstraklasie. Nsame Legia interesowała się wcześniej, ale nie był osiągalny. Teraz przy dużym wysiłku z różnych stron okazało się możliwe. Ruben wyszedł ode mnie, ale cały proces był prowadzony przez Radka i Jacka. 19-letni Mendes-Dudziński przyszedł z Benfiki, ale to nie był mój pomysł. Rozmawiałem później z nimi, wierzą w Marcela, ale nie było akurat przestrzeni dla niego, a my przedstawiliśmy koncepcję dla niego.

Na koniec powiem tak: jestem trenerem Legii i uważam, że stworzono mi najlepsze warunki w Polsce. Posiadam w drużynie dużo potencjału, najpierw patrzę na to co mam w szatni, a dopiero później na zewnątrz. Nie będę robił z transferów żadnych wymówek, bo ich nie mam. Wszystko jest w naszych rękach.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.