Nasze oceny
Plusy i minusy po meczu z Zagłębiem
W spotkaniu inaugurującym sezon Ekstraklasy 2024/25 Legia Warszawa zwyciężyła 2-0 z Zagłębiem Lubin. Zapraszamy do ocen, jakie wystawiliśmy legionistom za ten mecz.
Luquinhas - Tak jest - wrócił stary, dobry Luquinhas. Od początku spotkania defensorzy Zagłębia mieli z nim ogromne problemy, Brazylijczyk im się urywał, mijał ich balansem ciała, przez co, tradycyjnie, był bardzo często faulowany. To zresztą przez faul na nim na początku drugiej połowy czerwoną kartkę otrzymał Michał Nalepa. Pomocnik był aktywny przez 90 minut, non stop pokazywał się do piłki i chciał brać na siebie ciężar gry. Robił ogromną różnicę swoimi indywidualnymi rajdami środkiem pola, choć zdarzało mu się kilka niebezpiecznych start, których musi wystrzegać się w następnych spotkaniach. Świetny powrót na Łazienkowską okrasił zdobyczą bramkową w doliczonym czasie gry. Po Brazylijczyku zdecydowanie nie widać dłuższego rozbratu z piłką, a ten występ cieszy i napawa ogromnym optymizmem.
Marc Gual - Mimo że nie trafił do siatki, Hiszpan pokazał się z bardzo dobrej strony. Być może dlatego, że w końcu jest ustawiony na swojej pozycji. Schodził poza linię ataku, pokazując się do podań, chciał być ciągle pod grą. Był pierwszym z zawodników Legii aktywującym się w pressingu i nigdy nie odpuszczał swojemu rywalowi. Wdawał się w wiele pojedynków z defensorami, które nierzadko wygrywał, a również jego próby dryblingu w tym meczu były zdecydowanie skuteczniejsze niż dotychczas. W 21. minucie udało mu się zdobyć ładnego gola, świetnie wygrał pozycję z obrońcą i uderzył nie do obrony, ale wcześniej był minimalnie wysunięty na pozycję spaloną. Ta sytuacja i 5 oddanych strzałów w spotkaniu pokazuje, że Gual jest głodny bramek, a jego widoczna zwiększona pewność siebie w końcu je mu przyniesie. Choć w drugiej połowie nieco przygasł, głównie przez grę Legii na wrzutki z uporem maniaka, to występ napastnika zdecydowanie pozytywny.
Steve Kapuadi - Francuz naprzeciwko siebie miał naprawdę twardy orzech do zgryzienia w postaci Pieńki, prezentującego świetną dyspozycję. Defensor radził sobie z nim jednak bez większych zarzutów, a musiał ubezpieczać jeszcze gorzej radzącego sobie z polskim skrzydłowym Morishitę. Wyglądał fenomenalnie w pojedynkach powietrznych, w których nie miał sobie równych, wygrywając ich 7 z 8. Kapuadi często włączał się w rozegranie, a jak pokazują statystyki, był zawodnikiem z największą liczbą kontaktów z piłką - 85. Zauważalne również było to, że bardzo często próbował uruchomić napastników długimi podaniami za linię obrony, co nieraz zdawało się ciekawym i dobrym w wykonaniu pomysłem. Solidny występ obrońcy na tle zawodnika, który stanowił największe zagrożenie z ekipy z Lubina.
Jan Ziółkowski - Po raz kolejny młody defensor udowadnia, że mimo braku doświadczenia, potrafi grać świetnie i bez kompleksów. Miał najmniej do roboty z całej trójki obronnej, gdyż Zagłębie najczęściej atakowało skrzydłami, ale bardzo dobrze ubezpieczał resztę kolegów z defensywy, jak np. w 57. minucie, gdy Pieńko ograł Pankova, a Ziółkowski pewnym wślizgiem w polu karnym naprawił jego błąd. Nie miał problemów z ustawianiem się i interpretowaniem podań rywali. Podobnie jak Kapuadi, wyglądał świetnie w powietrzu - wygrał 6 z 7 górnych pojedynków. Jak na razie, Ziółkowski odpłaca się z naddatkiem trenerowi Feio za powierzone mu zaufanie.
Radovan Pankov - Serb mógł dołączyć do pozostałej dwójki kolegów z defensywy z pozytywnie ocenionym występem. Być może z całego trio był nawet tym najpewniejszym jeśli chodzi o zadania obronne. Miał najwięcej odbiorów, interpretacji, wyjaśniał wiele sytuacji, również tych powietrznych. Błąd popełnił praktycznie jednokrotnie, gdy w pojedynku urwał mu się Pieńko i tylko dzięki przytomności Ziółkowskiego, skończyło się jedynie na rzucie rożnym. Również włączał się w kreowanie akcji i to właśnie w tym aspekcie momentami nie było kolorowo. Pankov nieraz miał problemy z decyzyjnością, zbyt długo zwlekał z oddaniem piłki i nacisk ze strony rywala na Serbie powodował straty piłki, które na szczęście nie skończyły się niczym groźnym. Za działania defensywne ogromy plus, ale w następnych meczach takie błędy w rozegraniu mogą się srogo zemścić.
Claude Goncalves - Nieco dyskretny występ Portugalczyka, a na pewno wielu spodziewało się po nim więcej. W zadaniach defensywnych wyglądał pewnie, często kasował akcje Zagłębia, choć nie ustrzegł się drobnych błędów. Można było zauważyć również, że w niektórych momentach jego warunki fizyczne mogą stanowić dla niego problem. Jednocześnie był zdecydowanie zwrotniejszy od bardziej rosłych rywali. Nieco słabiej wyglądało to w rozegraniu. Choć defensywny pomocnik często starał się rozpoczynać akcje "Wojskowych", duża liczba jego podań wędrowała do tyłu bądź po prostu nie napędzała poczynań warszawiaków. Świetnie zachował się przy wyprowadzeniu kontrataku w końcówce meczu, po którym padła bramka ustalająca wynik. Debiut bardziej pozytywny niż negatywny, ale Goncalves może zaoferować zdecydowanie więcej.
Kacper Tobiasz - Występu młodego golkipera nie da się ocenić, gdyż był zdecydowanie bezrobotny. W pierwszej połowie przy jednym ze strzałów z dystansu interweniował niepewnie, choć przyczyną może być to, że piłka odbiła się od ziemi nieznacznie przed bramkarzem. Na szczęście obrona rodem z siatkówki okazała się skuteczna. Kiedy musiał reagować na przedpolu, to robił to skutecznie. W drugiej połowie chyba ani razu nie dotknął piłki.
Paweł Wszołek - Wahadłowy jak zwykle brał czynny udział w grze i był ruchliwy, co pokazują aż 63 kontakty z piłką w tym meczu. Na samej aktywności jednak nic nie da się osiągnąć. Na 10 dośrodkowań i górnych zagrań ani jedno nie było celne. Również skuteczność krótkich podań stała tylko na poziomie 71%. Dodatkowo Wszołek stracił piłkę najwięcej razy z całej drużyny - 22. Lepiej wyglądała jego gra w defensywie, dobrze uzupełniał się z Pankovem, ale w tym spotkaniu miał okazję udzielać się w niej rzadko, praktycznie cały czas był w ofensywie, w której kompletnie nic mu nie wychodziło. Mimo wszystko, udało mu się zanotować asystę przy trafieniu Augustyniaka, choć to i tak bardziej defensor wywalczył swoją pozycję i dobrze się ustawił. Niestety, pierwszy mecz sezonu w wykonaniu Polaka wyglądał jak większość z rundy wiosennej poprzednich rozgrywek - marnie.
Bartosz Kapustka - Polak ma bardzo ciężkie zadanie, bo musi wejść w buty najlepszego zawodnika poprzedniego sezonu, kontuzjowanego Juergena Elitima. W meczu z Zagłębiem zdecydowanie mu to nie wyszło. Choć próbował wziąć na siebie ciężar rozgrywania, to przydarzyło mu się wiele błędnych wyborów i niecelnych podań, które trafiały pod nogi rywali. Miał również małą skuteczność wygranych pojedynków. Widać było w pomocniku dużą irytację ze swoich poczynań i pewnie jak najszybciej postara się wyeliminować błędy, bo jego rola na boisku jest arcyważna w kontekście tego, jak Legia chce grać. W sobotę jednak jego słabsza dyspozycja zmuszała drużynę do częstszej gry na wrzutki niż prób ataków środkiem boiska. Opuścił boisko w 78. minucie.
Tomas Pekhart - Można powiedzieć, że był to występ, do jakich Czech w ostatnim czasie przyzwyczaił - jeśli nie dostanie dobrego podania w polu karnym, to z jego gry nic nie wynika. Napastnik był często opóźniony w pressingu, przez co rywale, mimo starań jego pozostałych kolegów, wychodzili spod niego w prosty sposób. Pekhart przez nieco ponad godzinę gry miał tylko 20 kontaktów z piłką, z czego 6 zakończyło się jej stratą. Dobrze na pozycji znalazł się tylko raz, w 41. minucie, gdy dobrym dośrodkowaniem na głowę obsłużył go Gual, a Czech minimalnie spudłował. 35-latek w sobotę był po prostu bezproduktywny.
Ryoya Morishita - Kolejny występ Japończyka w barwach Legii bez żadnych konkretów. Niby coś próbował, niby pokazywał się dobrze na pozycję, ale nic nie wychodziło. Tak naprawdę dopiero po jego zejściu z murawy w 58. minucie legioniści zaczęli częściej rozgrywać akcje lewą stroną. Celność jego dośrodkowań również pozostawiała wiele do życzenia. W defensywie, choć bywały gorsze występy w jego wykonaniu, często nie dawał sobie rady z aktywnym tego dnia Tomaszem Pieńką. Morishita wciąż nie może znaleźć swojej formy w Warszawie, a czasu na przekonanie do siebie ma coraz mniej.
Zmiennicy
Rafał Augustyniak - Defensor pojawił się na murawie w 65. minucie. Od początku uspokoił grę w defensywie, ale również włączał się do rozegrania i akcji ofensywnych. W 86. minucie ładnym, technicznym strzałem z granicy pola karnego "otworzył" wynik spotkania. Augustyniak musi mieć jakiś patent na strzelanie świetnych bramek przeciwko Zagłębiu, gdyż taka sama sztuka udała mu się w poprzednim sezonie. Świetna zmiana w wykonaniu 30-latka.
Ruben Vinagre - Dla wypożyczonego do Legii Portugalczyka był to debiut w jej barwach. Pojawił się na boisku w 58. minucie. Pokazał, że posiada dobrą technikę i przegląd pola. Rozruszał ataki lewą flanką, miał cały czas głowę w górze i szukał kolegów z drużyny. Miał także swój udział przy drugiej bramce, gdy mocnym wstrzeleniem piłki w pole karne zaskoczył Buricia, który wybił ją wprost pod nogi Luquinhasa. Jego dośrodkowania były precyzyjne, choć po żadnym z nich nie udało się zagrozić bramce. Znacznie gorzej wyglądały jego centry ze stałych fragmentów gry, które w sobotnim meczu szwankowały. Pierwsze wrażenie wywarł pozytywne, wydaje się, że lewe wahadło z czasem może być dobrze zabezpieczone.
Artur Jędrzejczyk - Wszedł na murawę w 78. minucie. W zasadzie, doświadczony defensor nie miał większego wpływu na wynik. Dobrze podłączał się do rozegrania, a w defensywie, w parze z Augustyniakiem, wyglądał solidnie.
Igor Strzałek - Młody pomocnik wszedł z ławki w 78. minucie. Starał się być aktywny i choć nie w bezpośredni sposób, miał wpływ na zdobycie obu bramek "Wojskowych". Przy golu Augustyniaka absorbował uwagę defensorów, wbiegając w pole karne i dając więcej przestrzeni obrońcy na strzał, a przy trafieniu Luquinhasa prostopadłym podaniem napędził Goncalvesa, który dalej rozprowadził kontratak. Strzałek pokazał, że może być w tym sezonie przydatnym zawodnikiem.
Blaz Kramer - Pojawił się na boisku w 65. minucie i od razu mógł zdobyć gola. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego ładnie wywalczył swoje miejsce, wbiegając w pole karne, a uderzenie głową przeszło minimalnie obok słupka. Potem z minuty na minutę gasł. Mało pokazywał się na pozycję, miał problemy z ustawianiem i przegrywał większość pojedynków z defensorami. W 75. minucie, przy stanie 0-0, zmarnował świetny kontratak i choć indywidualny rajd mu wyszedł, to po technicznym strzale piłka powędrowała wysoko w trybuny. Słoweńcowi w głowie chyba nadal siedzi nieudany transfer do Turcji, bo widać w nim dekoncentrację.