Relacja z trybun: Niewykorzystany potencjał
Po wyjazdowej wygranej Legii z Brøndby nadzieje na awans do fazy grupowej wzrosły, ale biorąc pod uwagę grę naszej drużyny, trzeba było sporo optymizmu, by wierzyć w wyeliminowanie wicemistrzów Danii. Choć sezon wakacyjny w pełni, a w dodatku początek długiego weekendu, o frekwencję mogliśmy być spokojni. Wszystkie bilety rozeszły się ze sporym wyprzedzeniem, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Przyzwyczailiśmy również do wysokiej formy wokalnej, która w europucharach zazwyczaj była na jeszcze wyższym poziomie... i niestety pod tym względem wyszło wyjątkowo słabo. Naprawdę, takiego dopingu już dawno nie było na naszym stadionie.
Duńczycy do Warszawy przyjechali w przyzwoitej liczbie, ok. 720 osób. Ze sporym wyprzedzeniem przybyli na stadion i właściwie cała ich ekipa zajęła miejsca na górnej kondygnacji sektora gości już na godzinę przed rozpoczęciem spotkania. Kiedy piłkarze gości wybiegali na rozgrzewkę, Brøndby śpiewało na ich cześć przyśpiewki, a niebawem zaczęło prowadzić doping (przez kilka minut). Fan Brøndby mieli na wyposażeniu kilka flag na kijach, którymi machali przez całe spotkanie. Wśród oflagowania m.in. płótno grupy Alfa, transparent przeciwko nowoczesnemu futbolowi, czy "SN14" z przekreślonym napisem "UEFA". Wywiesili także kieszonkową flagę Gryfa Słupsk, z którymi utrzymują dobre relacje od paru lat (m.in. zaprosili ich na turniej kibicowski w 2022r.). W trakcie meczu wywiesili na dosłownie minutę transparent "PDW" dla czterech fanów słupskiego klubu. Pod względem dopingu, tak jak i na pierwszym domowym meczu, jak również wyjeździe na Ł3 z 2009 roku (kiedy zajęli lewą część - patrząc od murawy - trybuny Krytej, co miało związek z budową nowego stadionu i wyburzeniu pozostałych trybun), pokazali się z bardzo dobrej strony.
Duńczycy na początku meczu zaprezentowali racowisko (ok. 60 rac), co mimo wczesnej godziny rozgrywania meczu, dało bardzo fajny efekt. Później, w wiadomym celu, rozłożyli płótno 1,5x1,5 metra, które zdecydowanie nie zdało egzaminu, bo przy wyjściu ze stadionu, policja niestety bez problemu wyłapała piromanów.
Obchody Święta Wojska Polskiego spowodowały spore utrudnienia komunikacyjne, w związku z czym większość fanów musiała docierać na stadion transportem publicznym, w dodatku ze sporym wyprzedzeniem. Może warto by klub, regularnie promujący podróżowanie komunikacją, dogadał się z miastem ws. darmowej komunikacji w dni meczowe dla posiadaczy biletów/karnetów, jak to ma miejsce w wielu europejskich miastach i jak to miało miejsce choćby przy okazji środowego meczu o Superpuchar Europy?
Kiedy rozpoczynał się mecz z Brøndby było niesamowicie gorąco, ale nie jest to żadne usprawiedliwienie dla wokalnej postawy Żylety, jak i całego stadionu. Dopingiem tego dnia kierował Michał, ale trzeba uczciwie przyznać, że mimo zaangażowania i szczerych chęci, nie udało się rozkręcić. Na Żylecie zostały wywieszone do góry kołami "fanty" zdobyte przy okazji środowego meczu Atalanty z Realem w Superpucharze Europy - dwie flagi ekipy z Bergamo plus transparent "Centrollo siempre presente", a także płótno grupy Castizo Realu.
Już początek meczu nie nastrajał najlepiej - piłkarze z eLką na piersi grali bardzo niedokładnie, notując kuriozalne straty, przez co można było dostać zawału. Około 30. minuty ruszyliśmy z pieśnią "Nie poddawaj się...", którą kontynuowaliśmy kilka minut później, po straconej bramce z rzutu karnego. Niestety nasza sytuacja nie prezentowała się najlepiej, a wynik 0-1 oznaczał dogrywkę. Do końca meczu było jeszcze sporo czasu, a nadziei na poprawienie rezultatu nie było widać. "Jesteśmy z wami hej Legio jazda z k..." - skandowała Żyleta, starając się poderwać zespół do ataków. Te były sporadyczne, ale jeden z nich, tuż przed przerwą, o dziwo przyniósł wyrównującą bramkę. I właśnie ryk jaki miał miejsce tuż po golu na 1-1, pokazał jaki tego dnia był... niewykorzystany potencjał wokalny.
Piłkarzy schodzących do szatni żegnały okrzyki "Legia walcząca do końca". Po zmianie stron, na Żylecie zaczęło powiewać kilkadziesiąt flag na kijach. Przestały tylko na moment - kiedy w 55. minucie spotkania odśpiewaliśmy hymn narodowy. W jego trakcie miała miejsce druga podczas tego meczu weryfikacja VAR. Kiedy arbiter udał się do monitora, sprawdzając potencjalny rzut karny dla Duńczyków, czarne myśli przeszły nam przez głowę. Od razu przeleciały obrazy europejskich wyjazdów z zeszłego roku, które teraz w moment mogły pozostać jedynie marzeniem. Kiedy sędzia pokazał, by wznowić grę od bramki, odetchnęliśmy z ulgą.
W drugiej połowie w naszym repertuarze pojawił się okrzyk, którzy niektórzy mogą pamiętać z wyjazdu do Chojnic na Puchar Polski w 2018 roku - "Fani Gryfa mają hiva". A wszystko to za sprawą symbolicznej delegacji gryfitów z malutką flagą w narożniku sektora Brøndby. W samej końcówce spotkania głośniej udało się wykonać "Gdybym jeszcze raz miał urodzić się", a na pięć minut przed końcem spotkania, ruszyliśmy z pieśnią "Nie poddawaj się...". Wierząc, że dający nam awans - remis, uda się utrzymać do końcowego gwizdka. Na boisku trwała "obrona Częstochowy", jakbyśmy grali z Realem, albo przynajmniej Aston Villą. Każda akcja Duńczyków była "nagradzana" solidnymi gwizdami. Zaś kolejne udane interwencje Kacpra Tobiasza, Żyleta nagradzała skandowaniem imienia i nazwiska naszego golkipera. Końcowy gwizdek sędziego został przyjęty z dużą ulgą i radością. Udało się awansować do czwartej rundy kwalifikacyjnej do Ligi Konferencji.
Razem z piłkarzami zaśpiewaliśmy "Gdybym jeszcze raz", a także skandowaliśmy "Dziękujemy, dziękujemy", pozdrawiając po raz kolejny Tobiasza. Fani Brøndby na opuszczenie stadionu musieli poczekać godzinę. My zaś w dobrych humorach ruszyliśmy do domów, choć gdyby ktoś raz jeszcze kazał nam obejrzeć całe spotkanie z Brøndby... można by wyleczyć się z oglądania piłki na dłuuugo. Zanim jeszcze piłkarze podeszli pod Żyletę, miało miejsce solidne spięcie pomiędzy obiema ekipami na środku boiska, w trakcie którego portugalski szkoleniowiec Legii pokazał środkowymi palcami kibicom spod Kopenhagi, jakim wynikiem zakończyło się rewanżowe spotkanie.
Jeszcze na koniec taka ciekawostka, bowiem w Warszawie od lat nikt nie może poradzić sobie z doprowadzeniem do tego, by przy 25 tys. osób na trybunach, zasięg działał normalnie albo przynajmniej by na stadionie funkcjonowało jakieś sensowne wi-fi. A że jest to możliwe można przekonać się w wielu innych miejscach - choćby przy okazji wizyty w Danii, gdzie Brøndby udostępnia bezpłatną sieć, która śmiga jak należy. Z zasięgiem nie ma także problemu po drugiej stronie Wisły na Stadionie Narodowym, przy ok. 60 tys. widzów na trybunach. Może warto wziąć się za ten temat na poważnie?
Przed nami niedzielny mecz przyjaźni z Radomiakiem, na który w sprzedaży pozostało jeszcze trochę biletów. Z kolei przed północą poznaliśmy rywala w kolejnej rundzie LKE - choć pewnie wiele osób liczyło na bliski wyjazd do Rygi, tym razem czeka nas rywalizacja z Dritą Gniljane, z którą Legia grała tylko raz - w sezonie covidowym, gdy rozgrywane było tylko jedno spotkanie (w Warszawie), w dodatku bez udziału publiczności. Choć ekipa z Kosowa swoich meczów nie może rozgrywać na swoim stadionie, a w Prisztinie (a ekipa "Plisat" z Prisztiny to ich największa kosa), to potrafią wybrać się tam w kilkadziesiąt autokarów, szczególnie na spotkanie o dużym znaczeniu. A do takich na pewno zalicza się ich rywalizacja z Legią. Możemy być pewni, że i do stolicy przyleci reprezentacja Intelektualët.
P.S. Na Żylecie wywieszony został transparent "Adi Siedlce trzymaj się".
Frekwencja: 26 823
Kibiców gości: ok. 720
Flagi gości: 8
Autor: Bodziach
Legia Warszawa 1-1 Brøndby IF - Mishka / 91 zdjęć
Legia Warszawa 1-1 Brøndby IF - Maciek Gronau / 68 zdjęć
Legia Warszawa 1-1 Brøndby IF - Michał Wyszyński / SKLW / 52 zdjęcia
przeczytaj więcej o: Legia Warszawa UEFA doping zakaz Broendby IF Liga Konferencji Brondby relacja z trybun