Analiza
Punkty po meczu z Rakowem Częstochowa
Test oblany; sami sobie strzelamy; nie ma Kapustki – nie ma grania; na jedno tempo; bez jaj - to najważniejsze punkty po niedzielnym meczu Legii Warszawa z Rakowem Częstochowa.
1. Test oblany
„W przerwie reprezentacyjnej działaliśmy kompleksowo. Poprawialiśmy praktycznie każdą fazę gry. Wreszcie mieliśmy czas, aby solidnie poćwiczyć i przeprowadzić dłuższe jednostki treningowe. Pracowaliśmy nad formacjami, funkcjonowaniem całej drużyny, stałymi fragmentami gry (…) Ten okres jeszcze bardziej utwierdził nas w przekonaniu, że jesteśmy świetnym zespołem pod względem relacji, zrozumienia między zawodnikami i wiary w to, co robimy. To dla nas niezwykle ważne” – mówił trener Goncalo Feio przed meczem z Rakowem.
Niestety w niedzielę można było odnieść wrażenie, że niewiele z tych założeń zostało zrealizowanych. W wielu fragmentach meczu wydawało się, że cofnęliśmy się w rozwoju albo stanęliśmy w miejscu. Legioniści praktycznie nie tworzyli groźnych sytuacji podbramkowych, a dwie najlepsze należały do stoperów, którzy ich nie wykorzystali. Zespół Goncalo Feio był statyczny, przewidywalny i bezradny wobec zwartej obrony Rakowa. Test z silniejszym rywalem został oblany, a kolejne wyzwania czekają już za rogiem. Legia stanie przed nowymi próbami, które mogą jeszcze bardziej obnażyć jej braki.
2. Sami sobie strzelamy
Czy Raków rozegrał świetny mecz i zasłużył na wygraną? Niekoniecznie. Czy Legia była lepsza i nie powinna przegrać? To dyskusyjne, bo mecz był typowym widowiskiem na 0-0, przeznaczonym dla koneserów defensywnego futbolu. O wyniku zadecydowała jedna akcja, którą spokojnie można by zilustrować muzyką z programu Benny'ego Hilla. Cała sytuacja zaczęła się w 39 minucie i 35 sekundzie, a zakończyła przed upływem minuty, co oznacza, że można było przerwać ją znacznie wcześniej. Zacznijmy jednak od początku.
Najpierw w środkowej strefie boiska Bartosz Kapustka otrzymał piłkę, ale złym przyjęciem wpędził się w kłopoty. Nie mając możliwości rozegrania, próbował prowadzić piłkę w dół boiska, jednak szybko ją stracił, co otworzyło gościom drogę do kontrataku. Kapustka częściowo naprawił swój błąd, gdy przy polu karnym Legii zablokował strzał Lázarosa Lábrou, ale piłkę odbił jeszcze Patryk Makuch i zagrał z powrotem do Lábrou. Pojedynek między Kapustką a greckim skrzydłowym wygrał legionista, ale od razu popełnił błąd.
fot. Canal+ Sport
Zamiast szybko ją wybić, zatrzymał się, próbując ruszyć dynamicznie do przodu, co wykorzystał gracz Rakowa, podchodząc blisko niego. Pod naciskiem przeciwnika Kapustka zagrał piłkę w taki sposób, że trafiła ona pod nogi Jeana Carlosa Silvy. Ten ruszył w stronę pola karnego Legii, mijając po drodze Alfarelę, Kapustkę, Nsame i Vinagre.
fot. Canal+ Sport
W szesnastce dwóch zawodników Legii podjęło błędne decyzje. Kacper Tobiasz początkowo wyszedł do wrzutki, ale nagle się cofnął, a Paweł Wszołek natomiast popełnił prawdziwe piłkarskie faux pas: widząc za sobą Michaela Ameyawa, pozwolił mu podać piłkę do niepilnowanego kolegi z zespołu. Koczerhin przypadkowym kiksem wyeliminował z akcji Augustyniaka i Goncalvesa, a Jak widać na powtórkach, Barcia oraz pomocnicy byli zbyt daleko od zawodnika Rakowa, a Luquinhas i Vinagre zbyt późno próbowali powstrzymać Carlosa.
3. Nie ma Kapustki – nie ma grania
W poprzednich dwóch sezonach byliśmy bardzo uzależnieni od gry Josué. Gdy Portugalczyka brakowało, ofensywna gra Legii praktycznie nie istniała. W obecnym sezonie widać pewną analogię – jeśli słaby dzień ma Bartosz Kapustka, jedyne na co stać zespół z Warszawy, to stałe fragmenty gry lub długie przerzuty od obrony do ofensywy. Niestety, „Kapi” nie miał swojego dnia w meczu przeciwko Rakowowi. Często tracił piłkę (aż 12 razy), rzadko pokazywał się do gry, a jedyny pozytywny moment w jego występie to dośrodkowanie z rzutu rożnego, po którym Nsame uderzył w poprzeczkę. Znów stajemy się zależni od jednego zawodnika w środkowej strefie boiska.
Luquinhas stracił formę i najczęściej gdy ma piłkę przy nodze, zaraz szybko ją traci. Goncalves natomiast ma poważne problemy zarówno z przyjęciem piłki, jak i z grą w defensywie, więc trudno oczekiwać, że to on weźmie na siebie odpowiedzialność za kreowanie akcji ofensywnych czy tworzenie sytuacji podbramkowych dla napastników.
4. Na jedno tempo
Wielokrotnie słyszeliśmy, że Legia ma grać szybciej, stosować wysoki pressing, a piłka ma być cały czas w ruchu. Jednak w wielu meczach tego jeszcze nie widać. W spotkaniu z Rakowem przez pierwsze 15 minut legioniści grali pressingiem, wymieniając piłkę szybko i na jeden kontakt. Natomiast to, co działo się po pierwszym kwadransie, trudno wytłumaczyć.
fot. Canal+ Sport
Legioniści grali jednostajnie, znów nie byli w stanie wymienić kilku podań z rzędu. Na powtórkach widać, że większość zawodników była schowana za przeciwnikami, nie wychodzili na pozycję, grając w jednym tempie. Gracze z defensywy mieli do dyspozycji jedynie dłuższe podania do napastników, z których jeden nie imponuje szybkością, a drugi miał problemy z przyjęciem nawet prostych piłek. Pod względem taktycznym Raków bardzo skutecznie odciął nasz środek pola. Ani Kapustka, ani Luquinhas nie zdołali się wyróżnić. Pressingu praktycznie nie było, bo wszystko działo się w jednym tempie, bez momentów przyspieszenia – chyba że za takie uznamy wrzutki w pole karne z okolic 25–30 metra.
5. Bez jaj
Można mieć pretensje do sztabu szkoleniowego, dyrektora sportowego, właściciela czy piłkarzy. Można narzekać na założenia taktyczne, wybór składu, fakt, że drużyna z każdym rokiem staje się coraz słabsza, brak funduszy na solidne wzmocnienia, a także brak pomysłów na takie wzmocnienia. Jednak moim największym rozczarowaniem w obecnej Legii jest brak „jaj”. Chodzi mi o to, że poza Arturem Jędrzejczykiem nie ma w drużynie zawodnika z charakterem, który może nie być wirtuozem, ale potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność, zganić kolegów w trakcie meczu, podpowiedzieć, wesprzeć. Kapitan Legii to jedyny gracz, który ma ambicje i wolę walki za te barwy. Reszta zachowuje się tak, jakby wystarczyło, że pensja za kolejny mecz wpadnie na konto. Przegrana? Trudno, zaraz kolejny mecz, może tym razem się uda.
Bez zaangażowania jednak się nie uda, bo umiejętności w tej drużynie jest coraz mniej. Niektórzy tylko machają rękoma, robiąc błędy na boisku, zamiast przyjąć krytykę i zacząć grać lepiej. Obecna Legia to zespół bez charakteru – charakteru zwycięzców i ludzi, którzy rozumieją, co te barwy znaczą dla wielu kibiców.
Kamil Dumała