fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Realem Betis

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com

Europa da się lubić; dojrzałość; idealna para?; taktyka; musimy porozmawiać o Pekharcie; czyli się da? - to najważniejsze punkty po czwartkowym meczu Legii Warszawa przeciwko Realowi Betis Balompié.

1. Europa da się lubić
Trzeba przyznać, że Legia w Europie potrafi się podobać. Wszyscy pamiętamy świetne mecze z Realem Madryt, Spartakiem Moskwa, Aston Villą, Leicester i innymi rywalami z piłkarskiej czołówki. Tym razem zespół z Warszawy również postanowił napisać kolejną kartę w historii europejskich pucharów. Niektórzy powiedzą, że Legia grała z rezerwami Betisu i nie ma z czego się cieszyć. A jednak! Po pierwsze - Legia zagrała bardzo dojrzale i dobrze, jak na swoje ostatnie standardy. Po drugie - zdobyła cenne punkty do rankingu, które przysłużą się nie tylko jej, ale i innym polskim klubom w przyszłości. Po trzecie – do klubowej kasy wpłynie 400 tys. Euro. Co do rezerw Betisu… fakty są takie, że praktycznie każdy z tych zawodników miałby pewne miejsce w większości klubów Ekstraklasy. Nie ma co umniejszać zwycięstw Legii czy Jagiellonii w czwartkowy wieczór, należy się cieszyć, że zostały one odniesione z rywalami, którzy mieli nas pożreć. Tym razem to my byliśmy łowcą, a oni zwierzyną.



2. Dojrzałość
W końcu Legia zagrała bardzo dojrzale. Przeciwko Betisowi praktycznie wszystko od pierwszej do ostatniej minuty funkcjonowało, jak należy. Piłkarze wiedzieli, jak poruszać się po boisku, jak pressować przeciwników oraz kiedy zwolnić lub przyspieszyć grę. Gdy hiszpański zespół rozpoczynał akcję od obrony, nasi ofensywnie grający zawodnicy od razu do nich podchodzili, nie dając chwili wytchnienia i spychając ich do linii bocznej boiska. Betis w tej sytuacji miał tylko jedno wyjście – posyłać długie podania do przodu, które - dzięki dobremu ustawieniu - zazwyczaj padały łupem defensywy "Wojskowych".

fot. Polsat Sportfot. Polsat Sport

Kiedy jednak piłka trafiała przed pole karne Legii, obrona wciąż radziła sobie bardzo dobrze. Widać było, że Kapuadi i Pankov mają przydzielone krycie indywidualne i nie odpuszczali ani na chwilę. Dzięki Oyedele defensywa miała dodatkowego gracza, który wspierał w obronie i wywiązywał się ze swoich zadań bez zarzutu. W miarę upływu drugiej połowy Betis coraz częściej przebywał na połowie Legii, dlatego zrozumiałe były defensywne zmiany trenera Feio, który wpuścił na boisko Augustyniaka i Celhakę, by zagęścić środek pola. Dodatkowo „August” często schodził między stoperów, tworząc formację z pięcioma obrońcami. Betisowi trudno było przedrzeć się przez taką obronę, dlatego pozostawały im strzały z dystansu, które były blokowane przez legionistów.

3. Idealna para?
Już po meczu z Górnikiem Zabrze można było zauważyć, że Steve Kapuadi i Radovan Pankov to idealny duet, który świetnie się uzupełnia. Czwartkowy mecz w Lidze Konferencji to tylko potwierdził. Obaj gracze byli bardzo pewni w swoich interwencjach, praktycznie nie odpuszczając przeciwnikom ani na chwilę. Kapuadi trzykrotnie zablokował strzały piłkarzy z Hiszpanii, a szczególnie zasługuje na uznanie jego interwencja z ostatnich minut, gdy ciałem zasłonił bramkę Tobiasza po uderzeniu Assane Diao. Z kolei Pankov, jeden z najbardziej walecznych zawodników Legii, nigdy nie odpuszcza żadnej sytuacji i szybko stara się pressować po stracie piłki. W ostatnich minutach dawał się we znaki Abde Ezzalzouliemu, ale dzięki pewnej grze kilka razy spokojnie odebrał mu piłkę i rozpoczął akcje ofensywne od własnej bramki.

Gdy spojrzymy na statystyki, obaj gracze cechują się dużą skutecznością w wygrywaniu pojedynków. Kapuadi wygrał jeden pojedynek na ziemi (z jednego) oraz dwa na trzy w powietrzu. Pankov wygrał dwa pojedynki na ziemi z trzech, ale w powietrzu nie stoczył żadnego. U Serba można także zauważyć wysoki procent celnych podań (84%), podczas gdy u Francuza wynosi on 79%. Obaj razem stracili piłkę tylko 13 razy na rzecz rywali, co jest bardzo dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę, że w poprzednich meczach zdarzało się, że jeden zawodnik potrafił stracić piłkę 21 razy.

4. Taktyka
Trochę o taktyce już wspomniałem wyżej, np. o pressingu ofensywnych graczy i grze defensywnej Maximiliana Oyedele. Warto jednak zauważyć, że obecna taktyka z czterema obrońcami wydaje się optymalna dla Legii. Każdy wie, co ma robić, nikt nie porusza się po boisku jak dziecko we mgle, a zawodnicy dobrze wiedzą, kiedy podejść do przeciwnika i, co najważniejsze, za kogo są odpowiedzialni. Wcześniej, grając z trzema obrońcami i wahadłowymi, gdy któryś z wahadłowych ruszył do przodu, reszta zawodników często gubiła się w ustawieniu. Teraz piłki za plecy naszej obrony są coraz rzadsze, co jest korzystne, zwłaszcza dla wolniejszych graczy defensywy Legii. Wcześniej, gdy Wszołek lub Vinagre ruszali do przodu, z tyłu powstawała luka, którą rywale mogli wykorzystać, zagrywając długą piłkę na skrzydło.

Pokuszę się o tezę, że duże znaczenie ma wstawienie do składu Maximiliana Oyedele. Nie chodzi już tylko o samego zawodnika, ale o jego typ. „Maxi” nie biega zbyt dużo, co na początku wydawało mi się wadą, ale nadrabia to niesamowitą antycypacją ruchów przeciwnika i doskonałym ustawieniem, dzięki któremu skutecznie odbiera piłki. Ważnym aspektem jest także jego fizyczność. Zawodnik grający na jego pozycji powinien być w stanie przepchnąć przeciwnika, a nie odbijać się od niego. Tego typu piłkarza brakowało w środku pola Legii. Celhaka i Gonçalves do tej pory często tracili piłkę, odbijając się od rywali.

5. Musimy porozmawiać o Pekharcie
Uważam, że czas porozmawiać o naszym pierwszym napastniku, czyli Tomášie Pekharcie. Czeski, wysoki napastnik to podstawowy gracz Legii w ostatnich meczach, co budzi zdziwienie u niektórych kibiców. Z jednej strony to rozumiem, ale z drugiej – stanę w obronie tego zawodnika. W meczu z Betisem Pekhart wykonał tytaniczną pracę. Gdy Legia próbowała wyjść z własnego pola karnego, mogła posyłać długie podania do Pekharta, który wygrywał większość pojedynków w powietrzu i zgrywał piłkę do swoich kolegów. Dzięki czemu łatwiej miała defensywa Legii, gdyż ta piłka nie wracała pod ich pole karne. Ogółem wygrał osiem pojedynków na dziewięć prób, co stanowi świetny wynik. Dla porównania jego zmiennik Nsame stoczył cztery pojedynki, wygrywając zaledwie połowę. Różnica jest ogromna.

Jednak od napastnika w Legii oczekuje się przede wszystkim zdobywania bramek, a tego Pekhart nie robi od dłuższego czasu, co sprawia, że wielu kibiców uważa, iż gra z nim mocno nas ogranicza. Z tym stwierdzeniem się zgadzam, ale teraz proszę mi wskazać zawodnika, który na pozycji „9” zastąpi Czecha w pojedynkach i jednocześnie będzie regularnie strzelał bramki. Nsame to statyczny napastnik, Gual często kiwa się sam ze sobą, a Alfarela wciąż potrzebuje czasu na aklimatyzację, przy czym jego wcześniejsze sezony nie wskazują, że będzie regularnie zdobywał bramki. Pozostaje Jordan Majchrzak, który nie dostaje wielu szans w pierwszym zespole, chociaż uważam, że powinien otrzymać swoje minuty, aby pokazać się na tle rywali w Ekstraklasie.

6. Czyli się da?
Na koniec skupmy się na jednej rzeczy, a mianowicie na zaangażowaniu naszych piłkarzy w meczu z Betisem w porównaniu do spotkań w Ekstraklasie. Wielu twierdzi, że w lidze zawodnicy odpuszczają mecze, sądząc, że skoro grają w barwach Legii Warszawa, to rywale położą się przed nimi i mecz sam się wygra. Po części się z tym zgadzam, bo irytuje to wybieranie sobie meczów przez zawodników Legii, a potem tłumaczenie, że "tragedii nie ma" i nie należy ich oceniać zbyt surowo, bo wciąż patrzymy na stratę do lidera, jakim jest Lech. Jednak sytuacja jest tragiczna, bo czwarty rok z rzędu bez zdobycia mistrzostwa Polski to zdecydowanie za długo jak na Warszawę i za to powinni odpowiedzieć najważniejsi w klubie – od właściciela, przez dyrektora, trenera, aż po zawodników.

Z drugiej strony, w europejskich pucharach zawodnicy mają szansę się wypromować. Wiadomo przecież, że dla wielu Legia to tylko przystanek w drodze do lepszych lig, i ci bardziej obiecujący gracze prędzej czy później będą szukać nowych wyzwań gdzieś indziej. Oczywiście na czwartkową dobrą grę Legii miał wpływ również styl Betisu, który był bardziej otwarty, w przeciwieństwie do drużyn, które przyjeżdżają na Łazienkowską, stawiając autobus we własnym polu karnym. Mimo to nie zmienia to faktu, że wymiana 2-3 podań w lidze często graniczyła z cudem.

Miejmy nadzieję, że w niedzielę uda się wygrać i potwierdzić, że mecz z Betisem to nie tylko jednorazowe przebudzenie naszych „asów”, ale dowód na rosnącą formę. Bo bez wygranej z Jagiellonią ten czwartkowy mecz będzie jedynie miłym wspomnieniem w szarej rzeczywistości Legii.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.