Relacja z trybun: Gdzie są wyniki?!
Z jednej strony trzeba przyznać, że na zakończenie okresu wakacyjnego wśród kibiców naszego klubu powiało optymizmem – Legia awansowała do fazy grupowej Ligi Konferencji, a jednocześnie w lidze radziła sobie naprawdę nie najgorzej. Z drugiej jednak należy zdawać sobie sprawę z tego, iż w tym czasie – przynajmniej jeśli chodzi o ligowe podwórko – z tuzami się nie mierzyła. Niestety, pierwsze dwa istotne wrześniowe sprawdziany oblała, co bez wątpienia zasiało wśród nas przynajmniej niepewność co do umiejętności i właściwego przygotowania naszych zawodników. Fakt, przegrywała minimalnie – jednobramkowo, ale porażki to porażki i nic tego nie zmieni.
Nadzieję na pokazanie się z lepszej strony miało przynieść sobotnie spotkanie przy Łazienkowskiej, podczas którego „Wojskowym” przyszło się zmierzyć z górnośląskim Górnikiem, który do Warszawy przyjeżdżał zmęczony i podłamany przegraną w dogrywce z zaprzyjaźnionym z legionistami Radomiakiem. Jak się jednak później okazało, skóry tanio nie chciał sprzedać.
Po ponadprzeciętnie ciepłym wrześniu ostatni weekend tego miesiąca, a jednocześnie początek kalendarzowej jesieni, przyniósł nam obniżenie temperatury o kilkanaście stopni. Prawdziwemu legioniście chłód jednak nie straszny i dlatego na stadion zmierzały tłumy. Finalnie zameldowaliśmy się na nim w niemal 24500 głów, a klub przed meczem po raz koleny ogłosił "sold out". Warto odnotować, że przed wejściem na trybuny prowadzono zbiórki na kolejne oprawy meczowe przygotowywane przez naszych ultrasów. Ponadto, legijny spiker ogłosił, że w ostatnim czasie na Legii goszczono grupę dzieci z Paczkowa, która niejako przymusowo została wysłana do Warszawy na tzw. zieloną szkołę w związku z kataklizmem powodziowym, jaki w połowie września nawiedził południe naszego kraju.
„Trójkolorowi” przyjechali do stolicy pociągiem specjalnym w 637 głów, wspierani przez fanów GieKSy (49 osób) oraz Baníka Ostrawa (3 kibiców). W przeważającej mierze zajęli miejsca w górnej części sektora gości, w którym wywiesili 6 flag (w tym jedną funeralną). Praktycznie przez pełne 90 minut mocno dopingowali swój zespół, w tym także bez koszulek. Naturalnie nie obyło się bez wzajemnych „uprzejmości”, które fani obu drużyn uskuteczniali zarówno przed początkiem rywalizacji, jak i w jej trakcie. Jedną z najlżejszych stanowiła przyśpiewka „J**** Górnik jak za dawnych lat!”.
fot. Mishka / Legionisci.com
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego kierujący tego wieczora naszym dopingiem „Staruch” gorąco zachęcał nas do pełnej mobilizacji wokalnej podczas całej konfrontacji z „Żabolami”, tak aby śpiewy rywali nie dotarły nawet przez ułamek sekundy do naszych uszu. Trzeba otwarcie przyznać, że kibicowska brać wzięła sobie apel naszego gniazdowego do serca, bo o ile jeszcze przed samym meczem górnicy jakkolwiek momentami byli słyszalni na „Żylecie”, o tyle później ich śpiewy praktycznie w ogóle nie przedostawały się w kierunku naszej trybuny.
Tuż przed samym początkiem rywalizacji odśpiewaliśmy klasycznie „Sen o Warszawie” oraz hymn naszego klubu, po czym skupiliśmy się na wykonywaniu hitu z Wiednia, co wychodziło nam naprawdę przyzwoicie. Dało się odczuć, że każdy z nas chciał możliwie jak najmocniej wkręcić się w doping. Tę moc poczuli chyba także sami futboliści obu drużyn, jako że podczas jednej z wyprowadzanych akcji bardzo szybko – dosłownie – rozorali butami murawę tuż przed „Źyletą”.
Gdy stopniowo rozkręcaliśmy się z naszymi śpiewami, pozdrowiliśmy nasze zgody i odtańczyliśmy legijnego walczyka, piłkarze gości zadali nam cios, wykorzystując jedenastkę po zagraniu ręką Luquinhasa w polu karnym. Nie pomogło skandowanie Kacpra Tobiasza – Kamil Lukoszek idealnie kopnął bowiem futbolówkę w kierunku naszej bramki i pozwolił wyjść zabrzanom na prowadzenie. Na tablicy świetlnej była dopiero dziesiąta minuta spotkania, a Legia już musiała rzucić się do odrabiania strat. Nie zniechęciło nas to zupełnie. Pomagaliśmy „Wojskowym” najlepiej jak umieliśmy. „Jazda z k******!” – krzyczeliśmy w kierunku naszych grajków, by zachęcić ich do nacierania na bramkę rywali. Świetnie i przez dość długi czas uskutecznialiśmy także „Gdybym jeszcze raz...”, „Do boju, Legio marsz!”, czy „Legiooo!” z machaniem szalikami i przysiadaniem. Co nas tego wieczora denerwowało, to nawet nie tyle nieudolność naszych piłkarzy, co postawa samego arbitra. Łukasz Kuźma, bo o nim mowa, raz po raz podejmował trudne do zrozumienia decyzje, wskutek których w przeważającej mierze albo przerywano grę na korzyść rywali lub nie dyktowano rzutów wolnych po faulach na naszych zawodnikach. Trudno się zatem dziwić, że po swoich kilku „gwizdnięciach” szybko stał się antyulubieńcem warszawskiej publiczności, a w jego stronę (jak również i całego PZPN) ciśnięto gromy, także na dwie trybuny.
Przez fakt, że sędzia co chwilę podnosił nam ciśnienie, ze zdwojoną siłą staraliśmy się wspierać legionistów, by ci raz po raz nacierali na przeciwników i w końcu władowali im upragnioną przez nas bramkę. „Legiaaaaa! Legia Warszawaaa!” – darliśmy się wniebogłosy. Gdy Rúben Vinagre dośrodkował piłkę w pole karne, świetnie wyskoczył do niej Radovan Pankov i głową pokonał Michała Szromnika. „Wojskowi” wyrównali, a my mogliśmy rzucić się sobie w ramiona i liczyć na to, że piłkarze pójdą za ciosem, by przechylić szalę na naszą korzyść. „Jeszcze jeden!” – łaknęliśmy kolejnego trafienia, po czym – jak nietrudno zgadnąć – kontynuowaliśmy przyśpiewkę, która przyczyniła się do strzelenia wyrównującego gola. By jeszcze mocniej podkreślić nasze żądania, dokładaliśmy do pieca gromkim i wielokrotnie powtarzanym „Legia, Legia, Legia, Legia goooool!”. Niestety, do przerwy musieliśmy się zadowolić wynikiem remisowym 1-1.
W przerwie meczu przy gnieździe „UZaLeżnieni” rozprowadzali legijne vlepki w cenie 10 złotych. Spiker z kolei podziękował w imieniu klubu wszystkim kibicom, którzy odpowiedzieli na apel o pomoc dla powodzian.
Drugie 45 minut pojedynku rozpoczęliśmy tradycyjnie od „Mistrzem Polski jest Legia”, po czym zapewniliśmy naszych grajków o wsparciu dla nich donośnym „Jesteśmy z Wami, hej Legio, jesteśmy z Wami!”. Choć dwoiliśmy się i troiliśmy, aby pomóc naszym piłkarzom na boisku, a naprawdę nie można nam było zarzucić braku zaangażowania w doping, wynik cały czas się nie zmieniał. Mimo że „Wojskowi” przeważali i próbowali co jakiś czas przeprowadzać jakieś składne akcje, to niestety za każdym razem albo brakowało przysłowiowej kropki nad „i” w postaci przyzwoitego trafienia albo... skutecznie przeszkadzał nam w tym arbiter Kuźma, który dzięki swoim poczynaniom nawet usłyszał przyśpiewkę na swoją „cześć”: „Kuźma cw**, allez, allez, allez!”. ;)
W tej części meczu zdecydowanie najlepiej wychodziło nam śpiewanie „Dziś zgodnym rytmem”, „Za kibicowski trud”, czy – ponownie – „Do boju, Legio marsz!”. Prawdziwą petardę zostawiliśmy jednak na końcówkę spotkania, gdy od 76. minuty przez dobrych kilka minut z impetem uskutecznialiśmy „Nie poddawaj się!”, wierząc, że wygrana jest w zasięgu legionistów. Na sam deser wykonaliśmy jeszcze kilka przyśpiewek z naszego repertuaru, w tym m.in. „My kibice z Łazienkowskiej” czy „Niepokonane miasto”, jednak żadna z nich nie dała już rady wspomóc naszych futbolistów w odniesienie zwycięstwa.
Ostatecznie musieliśmy zadowolić się rezultatem wypracowanym przez oba zespoły jeszcze w pierwszej połowie rywalizacji. Jeśli jednak walczy się o mistrzostwo Polski, a w przypadku Legii Warszawa żadna inna opcja po prostu nie wchodzi w grę, nie można pozwalać sobie na tak głupią utratę punktów. Nie można się zatem dziwić, że dobitnie wyraziliśmy swoje niezadowolenie względem piłkarzy, trenera i włodarzy klubu poprzez zadanie im dwóch pytań: „Co wy robicie, czy tak o mistrza walczycie?!” oraz „Gdzie są wyniki, hej k****, gdzie są wyniki?!”.
Sytuacja, w której obecnie znajduje się stołeczny klub, nie stanowi raczej powodu do radości. W tym momencie bowiem do liderującego Lecha tracimy 10 punktów. Oczywiście, wiadomo, że generalnie to wszystko jeszcze można odrobić, tyle że trzeba zacząć seryjnie punktować. Bez tego niestety w najbliższych tygodniach Legii może nie być łatwo.
A przed nami prawdziwy egzamin – już w ten czwartek o godzinie 18:45 w ramach pierwszej kolejki fazy grupowej Ligi Konferencji na naszym stadionie rozegrany zostanie pojedynek z hiszpańskim Realem Betis. Kilka dni później zaś udamy się na wyjazd na Podlasie, gdzie późnym wieczorem w niedzielę Legię czekać będą zmagania z białostocką „Jagą”.
Jednocześnie przypominamy, że w najbliższą środę o godzinie 19:00 w hali przy Obrońców Tobruku koszykarze naszego klubu zmierzą się z norweskim Fyllingen Basketballklubb w ramach rozgrywek European North Basketball League.
P.S. Na „Żylecie” wywieszono transparent „Manian, walcz jak na Legionistę przystało”.
Frekwencja: 24 438
Goście: 637
Flagi gości: 6
Legia Warszawa 1-1 Górnik Zabrze - Mishka / 66 zdjęć
Legia Warszawa 1-1 Górnik Zabrze - Kamil Marciniak / 46 zdjęć
Legia Warszawa 1-1 Górnik Zabrze - Piotr Galas / 109 zdjęć
Legia Warszawa 1-1 Górnik Zabrze - Michał Wyszyński / SKLW / 22 zdjęcia