Analiza
Punkty po meczu z Jagiellonią Białystok
Tylko punkt; dwie różne połówki; Tobiasz; w końcu zagrało; zmotywowany Hiszpan; defensywne zmiany; „international level” - to najważniejsze punkty po meczu Legii Warszawa z Jagiellonią Białystok.
1. Tylko punkt
Wszyscy zastanawialiśmy się, jak piłkarze zareagują po zwycięstwie nad Betisem w meczu z Jagiellonią. Cóż… reakcja nie była najlepsza. Legioniści wyglądali, jakby w tym tygodniu rozegrali co najmniej dwa mecze. Spotkanie zakończyło się remisem i wydaje mi się, że był to sprawiedliwy podział punktów. Oczywiście, całość psuje sytuacja z ostatnich minut, ale o tym później. Po raz kolejny straciliśmy ważne punkty. Można się cieszyć – jak niektórzy w zeszłym roku – że udało się odrobić choćby punkt do lidera (hurra!), ale gdy zestawimy cztery wrześniowe mecze po przerwie reprezentacyjnej, wygląda to dramatycznie – raptem 2 zdobyte punkty na 12 możliwych! Owszem, graliśmy z czołowymi zespołami Ekstraklasy, ale myśląc o mistrzostwie, musimy z tymi drużynami zdobywać punkty. Z tych dwóch punktów nie cieszyłby się nawet zespół środka tabeli, do którego obecnie należymy.
2. Dwie różne połowy
W pierwszej połowie Jagiellonia mocno zdominowała piłkarzy Legii. Gdyby nie dobre interwencje Kacpra Tobiasza, gospodarze mogli prowadzić o wiele wyżej niż 1-0. Spustoszenie w naszych szeregach defensywnych siał Afimico Pululu, który za wszelką cenę chciał pokazać się z jak najlepszej strony. Niewielu w zespole Legii mogło go powstrzymać, a on robił z obrońcami, co chciał. Jagiellonia, dopóki miała siły, dominowała, wygrywała większość pojedynków, mocno pressowała naszych zawodników i zmuszała ich do błędów.
Dopiero po przerwie Legia zaczęła się budzić. „Wojskowi” coraz mocniej atakowali, a Jagiellonia słabła z każdą minutą, co mogło być efektem ich czwartkowego spotkania z Kopenhagą. Legioniści próbowali wrzutek za wrzutką, ale długo nic z tego nie wynikało. Dopiero podanie po ziemi z bocznej strefy Kacpra Chodyny zakończyło się bramką. Marc Gual miał więcej okazji, ale świetnie w bramce spisywał się Sławomir Abramowicz.
Legia znów lepiej zagrała po przerwie, ale w pierwszej połowie podeszła do rywali zbyt bojaźliwie. Niestety, to nie przystoi takiemu zespołowi. Martwi fakt, że dopiero po przerwie, po rozmowie w szatni, wszystko się zmienia. Brakuje koncentracji i jakości od pierwszych minut.
3. Tobiasz
Mam duży problem z oceną Kacpra Tobiasza. Już na samym początku spotkania świetnie obronił strzał Pululu. Około 20. minuty ponownie stanął na wysokości zadania, łapiąc piłkę po rykoszecie po uderzeniu Mikiego Villara. Kilkanaście sekund później, ponownie po strzale z dystansu Afimico Pululu, Tobiasz doskonale wybił piłkę na bok. Jednak w 35. minucie popełnił duży błąd.
fot. Canal+ Sport
Wybrał najgorszą z możliwych opcji. Mógł podać długą piłkę do Vinagre albo krótko do Kapuadiego, który pewnie wyekspediowałby piłkę daleko od pola karnego. Tobiasz mógł również sam wybić piłkę, ale wybrał najtrudniejszą opcję, podając w taki sposób, że zarówno Luquinhas, jak i Vinagre nie mieli szans, aby ją opanować. Michal Sáček natychmiast to wykorzystał, idealnie podając do Imaza, a Hiszpan w sytuacji sam na sam zdobył bramkę.
Po przerwie Imaz ponownie próbował zaskoczyć naszego bramkarza, ale Tobiasz świetnie sobie poradził, instynktownie broniąc strzał końcami buta. Trudno jednoznacznie ocenić bramkarza Legii. Z jednej strony obronił kilka trudnych sytuacji, ale z drugiej, to jego błąd doprowadził do utraty bramki.
4. W końcu zagrało
Podopieczni trenera Gonçalo Feio wrzucali piłkę w pole karne Jagiellonii raz za razem, ale niewiele z tego wynikało. Abramowicz dobrze interweniował, a dośrodkowania często zatrzymywały się na pierwszym rywalu ustawionym w polu karnym. Wszystko trwało aż do 67. minuty, kiedy w końcu wszystko zadziałało tak, jak powinno.
fot. Canal+ Sport
Pierwszą kluczową interwencję przy bramce zaliczył Pankov, który podszedł do Pululu i tak go naciskał, że piłka spadła pod nogi Maximiliana Oyedele, a ten dokładnie rozprowadził grę na prawą stronę do Kacpra Chodyny.
fot. Canal+ Sport
W kolejnej fazie warto zwrócić uwagę na świetny ruch Marca Guala, który w tempo ruszył do płaskiego zagrania Chodyny i – mając przed sobą bramkarza – pewnie umieścił piłkę w siatce. W końcu dogranie z bocznej strefy przyniosło korzyść Legii, bo ileż można posyłać piłki w pole karne rywala, które w ogóle nie dochodzą do celu.
5. Zmotywowany Hiszpan
Kiedy na boisko wchodził Marc Gual, myślałem, że będzie to kolejny słaby występ tego zawodnika. Jednak się pomyliłem. Hiszpan zagrał ambitnie, był aktywny, nie tracił piłek w głupi sposób i stworzył kilka sytuacji podbramkowych. Niestety, w dwóch z nich doskonale interweniował Sławomir Abramowicz. Przez pół godziny na boisku Gual miał piłkę przy nodze częściej niż Pekhart i oddał znacznie więcej strzałów niż Czech.
Heatmapa Marca Guala (fot. Sofascore)
6. Defensywne zmiany
Jagiellonia z każdą minutą coraz bardziej gasła i wyglądała na wyczerpaną. Zamiast to wykorzystać, Legia zadowalała się wynikiem remisowym. W ostatnich minutach aż prosiło się o więcej wrzutek i wprowadzenie ofensywnych zawodników. Tymczasem trener Gonçalo Feio w ostatnim okienku zmian wprowadził defensorów – Artura Jędrzejczyka, Rafała Augustyniaka oraz pomocnika Wojciecha Urbańskiego. W ten sposób nie zwiększył siły ofensywnej pod bramką rywala. Byłem zaskoczony, że na boisko nie wszedł chociażby Nsame, który idealnie pasowałby do licznych dośrodkowań Legii i mógłby stworzyć zagrożenie pod bramką Abramowicza. Zamiast tego „Wojskowi” grali bardzo spokojnie, bez większego nacisku na przeciwnika, który ledwo trzymał się na nogach.
7. „International level”
Były trener reprezentacji Polski, Leo Beenhakker, mawiał o rokujących zawodnikach, że prezentują poziom międzynarodowy. Podobnie wielu wypowiada się o sędzim Szymonie Marciniaku. Mecz z Jagiellonią pokazał jednak, że choć Marciniak dobrze radzi sobie na arenie międzynarodowej, to w naszej lidze często stara się być głównym bohaterem spotkania, co prowadzi do błędów.
fot. Canal+ Sport
Taki błąd popełnił w 90. minucie, gdy Kacper Chodyna został sfaulowany w polu karnym przez Cezarego Polaka. Według prowadzących program „Liga+ Extra”, sędzia otrzymał informację z wozu VAR, by sprawdzić sytuację, jednak tego nie zrobił. Zamiast tego wolał ukarać żółtymi kartkami trenerów Legii za zgłaszanie pretensji, przybierając groźną minę.
Niestety, wyniku meczu nie cofniemy. Warto jednak zastanowić się, czy naprawdę możemy mówić o „eksportowym towarze”, jakim według wielu dziennikarzy jest sędzia Szymon Marciniak. W Ekstraklasie nie wystarczy pokazywać groźnej miny czy grać rolę „szefa”. Tu trzeba po prostu unikać prostych błędów. Tylko tyle i aż tyle, by reprezentować „international level”.
Kamil Dumała