Relacja z trybun: Pomylone święta i ultra zasady
Wyjazdy na ŁKS trafiają się nam w ostatnich latach dość sporadycznie. Czwartkowy wyjazd był dopiero drugim na nowy stadion Łódzkiego Klubu Sportowego. Był to jednocześnie dla nas trzeci z kolei wyjazd - po Nikozji i Mielcu. I choć nie wypełniliśmy klatki do ostatniego miejsca, to zaprezentowaliśmy się bardzo przyzwoicie pod względem wokalnym. Czego nie można powiedzieć o miejscowych, których frekwencja i doping najwyraźniej nie są najmocniejszą stroną.
Dość powiedzieć, że łódzki wodzirej raz po raz starał się zmobilizować "Galerę" do większego wysiłku, tym, że legionistów wciąż słychać lepiej. I dodajmy, że na tę postawę nie miał wpływu wynik spotkania, który ostatecznie był dla nas korzystny, ale w pierwszej połowie przewaga piłkarzy I-ligowca nie podlegała dyskusji, a na trybunach cały czas był to mecz do jednej bramki.
Na wyjazd do Łodzi wyruszyliśmy o 13:47 z dworca Warszawa Gdańska pociągiem specjalnym. Podróż krótka i sprawna - po niespełna dwóch godzinach zgodnie z planem wysiedliśmy na Łodzi Kaliskiej. Stamtąd w eskorcie policji udaliśmy się w krótki, kilkuminutowy spacer w stronę nowego stadionu ŁKS-u. Jako że mecz rozpoczynał się o godzinie 18:00, mieliśmy sporo czasu - aż nadto, by w komplecie wejść na trybuny. Ostatecznie tego dnia było nas 777 z siedmioma flagami - "Lucjan Brychczy - Twe oddanie, nasz szacunek", "Lucjan Brychczy. Nasza Legenda, szacunek na zawsze", "1916", "Teddy Boys 95", "Warsaw Fans Hooligans", "Mocno Legia", "Legia Warszawa".
Frekwencja po stronie łodzian była beznadziejna. Szczególnie w pierwszych minutach spotkania, kiedy ich młyn prezentował się wręcz żałośnie, a w miarę wypełniona była jedynie jedna z prostych. Przed rozpoczęciem meczu, mając informacje nt. durnych pomysłów miejscowych ultrasów, wywiesiliśmy transparent "Kto podświetli folię smartfonem ten pedał", a także skandowaliśmy "Chcesz być kondomem, podświetlasz folie smartfonem!". Ale na tę beznadziejną prezentację ŁKS-u trzeba było poczekać do początku drugiej połowy.
Spotkanie w Łodzi poprzedziła minuta ciszy ku pamięci Lucjana Brychczego - naszej legendy. W klatce zawisła wtedy jedynie flaga poświęcona "Kiciemu" przepasana kirem. Warto dodać, że łodzianie potrafili zachować się jak należy i uszanowali minutę ciszy, kończąc ją oklaskami. W przeciwieństwie do k..., które swoje żale potrafią wypłakać jedynie na transparentach.
Ale, żeby nie było - to ostatni moment, kiedy z obu stron było jeszcze kulturalnie, bowiem liczba wzajemnych "uprzejmości" była baaaardzo konkretna. Legioniści skomentowali fatalną frekwencję miejscowego młyna okrzykiem "Hej k..., co was tak mało?!". Później zaś z sektora gości niosły się okrzyki "Łódzka k... aejaejao", "Cała Łódź...", "Łódź to jest wioska...", "Ch... w d... Łodzi", czy "Trzyliterowa...". Łodzianie nie pozostawali dłużni.
W pierwszej połowie na murawie przeważali gospodarze, którzy w pierwszej lidze nie radzą sobie najlepiej. Piłkarze Legii nie mogący wyprowadzić piłki z własnej połowy - to nie był najlepszy prognostyk... Pod koniec pierwszej części spotkania ŁKS rozpoczął już przygotowania do prezentacji oprawy. Trochę im się z tym zeszło.
Wcześniej jeszcze miejscowi zaprezentowali anonsowaną przez legionistów przed meczem oprawę - taki styl ultras, jakiego nie chcielibyśmy widzieć na naszych stadionach. Na prostej kibice zaczęli podświetlać swoimi telefonami przygotowane folie aluminiowe tworzące barwy. Jakby nie lepiej wyglądała owa prezentacja z foliami podświetlanymi, jak na normalnych ultrasów przystało, pirotechniką. Miejscowi odnieśli się naprędce przygotowanym transparentem w młynie - "Folia telefonem podświetlona. To nie ty rozdajesz tu karty, k...o pier...a!". Nasz komentarz był jednoznaczny i po tej przełomowej choreografii skandowaliśmy "Hej k... - oprawa roku!", "Co wy robicie, cały ruch ultras hańbicie!".
Kiedy łodzianie wywiesili transparent "Mikołaj już w kominie, Ełkaesiaków prezent nie ominie!" i szykowali się do dalszej prezentacji (sektorówka z Mikołajem z pirotechnicznymi prezentami), fani Legii skandowali "Co o świętach pier..., wy Chanukę obchodzicie!" i "Was Mikołaj już nie szuka, wasze święta to Chanuka". Później łodzianie odpalili race oraz strzelające fajerwerki, po obu stronach sektorówki, co doprowadziło do kilkuminutowej przerwy w grze.
Jako że sytuacja na boisku zaczęła w końcu wyglądać jak należy i nasi gracze szybko po zmianie stron zdobyli dwie bramki, doping miejscowych siadł zupełnie. jeszcze raz uderzyliśmy w niemających argumentów łodzian - hasłami "Puśćcie doping z telefonów" i "Z telefonu będzie głośniej!". Kiedy zaś Gual zdobył trzeciego gola, z naszej strony niosło się "Trójka do zera, trafiła Legia frajera".
Nasz doping tego dnia stał na bardzo dobrym poziomie - trzeba przyznać, że wszyscy trzymali formę i fason. A przez cały mecz na naszym sektorze powiewała flaga na kiju z podobizną Lucjana Brychczego. Na ok. 10 minut przed końcem ryknęliśmy głośno "Gdybym jeszcze raz miał urodzić się...". ŁKS swoje kompleksy w pełnej krasie pokazał w końcówce meczu. Szaliki i odzież anty-legijna już nikogo nie dziwi w tej wiosce. Chyba jeszcze nikt w naszym kraju nie zrobił... anty-racowiska. Łodzianie zaś pod koniec meczu odpalili kilkadziesiąt rac ułożonych w "LTSK", oczywiście bluzgając przy tym w najlepsze. Odpowiedzieliśmy dobrze znaną pieśnią pieśnią "Bo Warszawa jest od tego, aby j... was na całego" oraz okazjonalnym okrzykiem "Na brak napletka wam nie pomoże tabletka".
Kiedy wydawało się, że nie wydarzy się już nic godnego uwagi, stojący na gnieździe rabin zarzucił przerobioną pieśń "Gdybym jeszcze raz" i z perspektywy całego spotkania, był to zdecydowanie najgłośniejszy moment w wykonaniu gospodarzy. Bo wcześniej smęcili tylko pod garbatymi nosami. "Koniec wesela, wracajcie do Izraela" - w tradycyjny sposób legioniści żegnali miejscowych Icchaków.
My zaś kiedy piłkarze podeszli pod nasz sektor, ryknęliśmy raz jeszcze "Gdybym jeszcze raz", następnie podziękowaliśmy piłkarzom za wygraną i awans do kolejnej rundy Pucharu Polski (w której po trzech latach czeka nas domowe spotkanie PP), a następnie wspólnie zaśpiewaliśmy "Warszawę". Kiedy gospodarze dawno czmychnęli do swoich domostw, my czekaliśmy równo dwie godziny na wyjście z sektora, później kolejnych kilkanaście minut na otwarcie kolejnej bramy. I w końcu przemaszerowaliśmy na pobliski dworzec Łódź Kaliska. Do stacji Warszawa Gdańska dotarliśmy kilkanaście minut po północy.
A już w niedzielę czeka nas kolejna eskapada - tym razem na Dolny Śląsk, na mecz z Zagłębiem Lubin.
P.S. W sektorze gości wywieszony został transparent "Łuki Kiero walcz bracie" (Wolscy Fanatycy).
Frekwencja: 8951
Kibiców gości: 777
Flagi gości: 7
Autor: Bodziach
przeczytaj więcej o: Legia Warszawa pociąg specjalny pirotechnika ŁKS Łódź specjal oprawa Mikołaj relacja z trybun LTSK Galera