Analiza
Punkty po meczu z Koroną Kielce
Wtopa; bramkarza, jak tlenu; strzel w ten prostokąt; ofensywny Kapuadi; powrót Elitima i debiut Wahana - to najważniejsze punkty po inauguracji rundy wiosennej w Ekstraklasie.
1. Wtopa
Wśród kibiców, można było zauważyć pewne stonowanie emocji – nie wszyscy z ekscytacją wyczekiwali na niedzielne starcie Legii z Koroną Kielce. W powietrzu unosiło się zmęczenie sezonem, który dopiero minął półmetek. Po meczu nastroje fanów wcale się nie poprawiły…
Podopieczni Gonçalo Feio nie mają już żadnego marginesu błędu w walce o mistrzostwo Polski. I nie są to moje fantazje (chodzi o mistrzostwo), lecz słowa płynące prosto z gabinetów Legii. Niestety, pierwszy mecz w nowym roku zakończył się wtopą. Legioniści, grając niemal w najmocniejszym składzie, nie potrafili pokonać Korony Kielce, drużyny znajdującej się w strefie spadkowej.
Z drużyn rywalizujących o czołowe lokaty w Ekstraklasie to właśnie Legia zaliczyła najgorszy możliwy wynik – w momencie, gdy pojawiła się szansa na zbliżenie do czołówki i wykorzystanie remisu Cracovii z Rakowem. Oczywiście sezon jeszcze się nie skończył i teoretycznie wszystko może się zdarzyć, ale na ten moment ewentualny sukces trzeba rozpatrywać w kategoriach niespodzianki, a nawet cudu. Niestety, po raz kolejny potwierdza się, że największym problemem Legii jest ona sama.
2. Bramkarza, jak tlenu
Wszyscy widzimy, że największym problemem Legii jest brak napastnika, ale bądźmy szczerzy – to tylko jeden z wielu trybów w większym mechanizmie, który po prostu nie działa poprawnie. Gdy spojrzymy na skład Legii całościowo, widzimy drużynę złożoną z wielu przeciętnych graczy (przepraszam piłkarzy za to określenie, ale taka jest prawda), która niby walczy o mistrzostwo, ale tak naprawdę nie jest w stanie wyprzedzić kilku zespołów znajdujących się przed nią – co potwierdzają wyniki. Niedzielny mecz mógł być jedynie wypadkiem przy pracy, ale niestety po raz kolejny uwypuklił bolączki Legii, w tym trwający od lat problem z obsadą bramki.
Z lekkim zdumieniem przyjąłem informację, że Gabriel Kobylak wygrał rywalizację o bluzę z numerem „1”, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze występy zarówno w Legii, jak i w Radomiaku. W meczu z Koroną zaliczył jedną niezłą interwencję, ale to, co zrobił przy straconym golu, woła o pomstę do nieba. Spójrzmy na tę sytuację z dwóch perspektyw.
fot. Canal+ Sport
fot. Canal+ Sport
Drugi screen jest kluczowy, ponieważ przedstawia widok niemal identyczny z tym, jaki miał bramkarz. Widać jak na dłoni – naprawdę tylko niewidomy by tego nie zauważył – że Augustyniak ma na plecach szybkiego rywala. A jednak „Kobi”, zamiast pomyśleć, jak najlepiej rozegrać piłkę, zagrał ją lekko do „Augusta”, który nie był w stanie jej dobrze opanować, co doprowadziło do utraty bramki. Bramki, której nie powinno być. To właśnie bramkarz, jako ostatnia ostoja defensywy, powinien widzieć całe boisko i podejmować najlepsze możliwe decyzje, a nie popełniać takie błędy i jeszcze mieć pretensje do pomocnika. W tej sytuacji wina leży w stu procentach po stronie golkipera.
Dla mnie to niezrozumiałe, zwłaszcza że to nie pierwsza tak głupio stracona bramka przez Legię. Rozumiem ryzyko, chęć budowania akcji od tyłu i zwiększania opcji rozegrania, ale w niektórych momentach trzeba po prostu włączyć myślenie i wykopać piłkę jak najdalej od własnego pola karnego. Tylko tyle i aż tyle.
3. Strzel w ten prostokąt
Możemy mówić o przeciętnej kadrze, braku transferów i innych problemach, ale bądźmy obiektywni – gdyby Legia wykorzystała swoje sytuacje, to nawet grając w dziewiątkę, mogła spokojnie wygrać ten mecz.
Jeszcze przed „minutą grozy” swoją szansę miał Wojciech Urbański, który świetnie minął obrońcę Korony w polu karnym, ale jego uderzenie wybronił Mamla. W pierwszej połowie Bartosz Kapustka uderzył obok bramki, a najlepszą okazję tuż przed przerwą zmarnował Rafał Augustyniak, trafiając z jedenastego metra jedynie w słupek. Po zmianie stron na listę strzelców powinien wpisać się debiutujący w Legii Wahan Biczachczjan, swojego drugiego gola mógł dołożyć Kapuadi, dogodnej okazji nie wykorzystał Goncalves, a w końcówce szansę miał również Pankov.
Oczywiście Korona także miała swoje sytuacje, ale wydaje się, że Legia stworzyła trzy niemal stuprocentowe okazje, których nie potrafiła zamienić na gola. To kolejny mecz, w którym legioniści nie byli w stanie przekuć licznych sytuacji podbramkowych na bramkę i zapewnić sobie zwycięstwa. Przeraża liczba okazji, które muszą wykreować, by w końcu trafić do siatki.
4. Ofensywny Kapuadi
Nie Gual, nie Kapustka, Chodyna czy Biczachczjan, a Kapuadi był najgroźniejszym zawodnikiem ofensywy Legii w niedzielnym starciu z Koroną Kielce. To właśnie środkowy obrońca stworzył najwięcej zagrożenia pod bramką Rafała Mamli.
fot. Canal+ Sport
Już w 10. minucie posłał świetne podanie nad obrońcami do Wojciecha Urbańskiego, który mimo minięcia rywala w polu karnym uderzył tak, że bramkarz Korony zdołał skutecznie interweniować. Kilkanaście minut później Kapuadi przebojem przedarł się przez defensywę gości, lecz żaden z pomocników nie wykorzystał jego zagrania. W 40. minucie znalazł się we właściwym miejscu w polu karnym, wykorzystał błąd rywala i wpakował piłkę do siatki. Mógł powtórzyć ten wyczyn w drugiej połowie, ale jego uderzenie głową poszybowało nad bramką.
Poza dwoma błędami na początku drugiej połowy, które mogły kosztować Legię stratę gola, Kapuadi był jednym z najlepszych zawodników na boisku. Francuski defensor miał jeden z najwyższych współczynników kluczowych podań – tyle samo co Pankov i tylko jedno mniej niż najlepszy pod tym względem Augustyniak. Co więcej, nawet jedno z jego dośrodkowań było celniejsze niż wszystkie próby nowego nabytku Legii.
5. Powrót Elitima i debiut Biczachczjana
W meczu z Koroną nie zabrakło kilku pozytywów, a jednym z nich był niewątpliwie powrót na boisko Juergena Elitima. Kolumbijski pomocnik pojawił się na murawie w 78. minucie, zastępując Kacpra Chodynę. Trudno ocenić jego występ, bo w ciągu 15 minut nie miał zbyt wielu okazji do wykazania się, ale widać, że piłka mu nie przeszkadza, a jego obecność może być dużą wartością dodaną dla zespołu. Szkoda, że sytuacja z końcówki meczu, kiedy uderzył obok bramki Korony, nie zakończyła się golem.
W niedzielnym spotkaniu zadebiutował również Wahan Biczachczjan, ale trzeba przyznać, że jego pierwszy występ w barwach Legii był mocno przeciętny. Ormianin sprawiał wrażenie zagubionego, a wiele jego prób rozegrania piłki kończyło się niepowodzeniem. W jednej z takich sytuacji jego podanie wszerz zostało przechwycone przez zawodnika Korony, co mogło kosztować Legię utratę bramki. Były piłkarz m.in. Pogoni Szczecin miał jednak także swoją szansę na zapewnienie drużynie zwycięstwa, lecz przegrał pojedynek sam na sam z Rafałem Mamlą. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne występy będą dla niego znacznie bardziej udane.
Kamil Dumała