Nasze oceny
Plusy i minusy po meczu z Piastem
Niemoc Legii Warszawa na początku 2025 roku trwa. Tydzień po remisie z Koroną Kielce, legioniści przegrali w Gliwicach z Piastem 0-1. Legioniści nie potrafili wykorzystać przewagi optycznej, a w ich grze brakowało elementów przyspieszenia i zaskoczenia. Klasycznie już szwankowała również skuteczność, a bramka dla przeciwnika padła w bardzo łatwy sposób. Zapraszamy na oceny podopiecznych Goncalo Feio za ten mecz.
Steve Kapuadi - Jedyny zawodnik, o którym można powiedzieć, że na początku 2025 roku trzyma dość równą formę. Po solidnym spotkaniu z Koroną, w którym jednak nie ustrzegł się błędów, przyszedł bardzo dobry występ przeciwko Piastowi. Kapaudi był pewnym punktem w obronie, było go bardzo ciężko przejść i dobrze ustawiał się w polu karnym. Francuz po raz kolejny pokazał również pazerność w ofensywie. W 58. minucie uderzył na bramkę głową z najbliższej odległości po zgraniu Rafała Augustyniaka, jednak fenomenalną interwencją popisał się bramkarz Piasta. Dwie minuty później defensor znalazł się w identycznej sytuacji, jednak ponownie to Frantisek Plach popisał się między słupkami. Wydaje się, że Kapuadi nie mógł nic więcej zrobić w tych sytuacjach, a samo znalezienie się na tych pozycjach i oddanie celnych strzałów należy pochwalić. Jedynym minusem jego występu była głupio zarobiona żółta kartka w doliczonym czasie gry. Być może, przy posusze na pozycji napastnika i zmyśle ofensywnym, który pokazuje Kapuadi na początku roku, warto zastanowić się, czy nie przetestować go ustawionego wyżej. Prawdopodobnie i tak dałby więcej niż pozostali dwaj napastnicy obecni w kadrze Legii.
Radovan Pankov - Podobnie jak Kapuadi, wyglądał dość solidnie, choć trochę mniej kontrolował to, co dzieje się na boisku. Szczególnie można pochwalić go za grę defensywną w powietrzu, Serb wygrywał większość górnych pojedynków i wyjaśniał praktycznie każde dośrodkowanie rywali. Momentami zdarzało mu się jednak gubić koncentrację. W 33. minucie dał się wyprzedzić Erikowi Jirce po prostopadłym podaniu na pole karne, ale zdołał go jeszcze dogonić, wypchnąć do ostrego kąta i znacznie utrudnić oddanie groźnego strzału. W drugiej połowie koncentracji było jeszcze mniej - był bliski straty we własnym polu karnym, ale w ostatnim momencie zdołał wybić piłkę poza "szesnastkę", a później dał się wyprzedzić Jorge Felixowi i zirytowany odepchnął rywala, dając szansę na groźne dośrodkowanie. W 67. minucie Serb w rywalizacji z napastnikiem Piasta nabawił się urazu stawu skokowego i musiał przez to przedwcześnie zakończyć swój występ. Obrońcy życzymy szybkiego powrotu do zdrowia.
Juergen Elitim - Ciężko jest ocenić grę Kolumbijczyka po tak długim rozbracie z piłką, tym bardziej, że był to jego dopiero pierwszy występ w wyjściowym składzie w tym sezonie. Momentami znikał, widać było, że boi się jeszcze podejmować większe ryzyko i wchodzić w sytuacje stykowe z rywalami. Z piłką przy nodze potrafił jednak zrobić różnicę. Kilkukrotnie posłał świetne, długie podania za linię obrony, które stworzyły Legii korzyść i przy lepszych decyzjach jego kolegów z drużyny, mogły doprowadzić do sytuacji bramkowych. W 61. minucie miał również szansę na swoją imponującą bramkę, jednak jego strzał z woleja lecący w okolice poprzeczki wybronił Frantisek Plach. Pomocnikowi nie można odmówić starań i chęci zrobienia czegoś więcej, ale widać, że będzie potrzebował jeszcze sporo czasu, by powrócić do swojej dawnej dyspozycji i stać się prawdziwym liderem środka pola i rozegrania Legii. Zszedł z boiska w 79. minucie.
Marc Gual - Co tu dużo komentować? Ten, kto oglądał sobotni mecz, wie, co wyprawiał w nim hiszpański napastnik. Dla tych, którzy nie oglądali - proszę wyobrazić sobie, że był to jeden z najgorszych meczów Guala w tym sezonie, a to mówi bardzo dużo. W zasadzie nie udało mu się w tym spotkaniu nic, chyba że przed meczem został zwerbowany w szeregi Piasta, bo po podaniach wprost pod nogi zawodników gospodarzy i dryblingach kończonych za każdym razem stratą można było sądzić, że tak właśnie się stało. Zresztą po jednej z takich strat Piast poszedł z kontrą, która została przerwana faulem, a dośrodkowanie z rzutu wolnego zakończyło się stratą bramki. Gdy Gual mógł w końcu trafić do siatki rywala, po świetnym dryblingu i zagraniu na pole karne Wahana Biczachczjana, to jak rasowy snajper... nie trafił w piłkę. Indywidualizm i nieporadność Guala zaczyna coraz bardziej razić, czara goryczy powoli zaczyna się przelewać, a jakościowego zmiennika na tę pozycję jak nie było, tak nie ma.
Bartosz Kapustka - Spadek formy pomocnika było widać już pod koniec rundy jesiennej, ale wydaje się, że mimo okresu przygotowawczego, nic się nie poprawiło, a wręcz jest coraz gorzej. Miał ogromne problemy z rozegraniem, większość jego bardziej ryzykownych podań, zwykłych zagrań do przodu przyspieszających akcje było kompletnie niedokładnych. Kapustka miał również kłopoty z prostym opanowaniem futbolówki, a jego akcje nie sprawiały żadnego zagrożenia. Przy straconym golu kompletnie stracił krycie Jorge Felixa, który zmylił go balansem ciała, a później Kapustka nie miał już jak zablokować jego uderzenia. Jeśli w taki sposób prezentuje się główny rozgrywający i kreator akcji stołecznej drużyny, to nie możemy od niej oczekiwać zbyt wiele.
Ruben Vinagre - To chyba głównie dobrej dyspozycji Portugalczyka zabrakło, by osiągnąć jakikolwiek korzystny wynik w tym spotkaniu. Vinagre był aktywny, brał na siebie ciężar gry, miał ponad 100 kontaktów z piłką, ale mało z tego wychodziło. Nie potrafił zaczarować rywali tak, jak w poprzednich meczach, był zdecydowanie bardziej przewidywalny i znacznie częściej tracił futbolówkę. Widać to było głównie w momentach ryzyka, kiedy boczny obrońca próbował na własnej połowie mijać rywali, schodząc do środka pola, a momentami kończyło się to na zagrożeniu własnej bramki. Dodatkowo jego dośrodkowania były beznadziejne, szczególnie te ze stojącej piłki. Na 9 takich prób ani jedna nie była celna. Dyspozycja Vinagre na początku 2025 roku może martwić, ale należy pamiętać, że on też dopiero wraca po kontuzji, która wyeliminowała go ze znacznej części zimowych przygotowań.
Rafał Augustyniak - Podobnie jak w przypadku Kapustki, tak i u Augustyniaka widać zdecydowany spadek formy względem tego, co prezentował w ostatnich miesiącach 2024 roku. Z ostoi defensywy, łączącej ją z ofensywą, pozostało bardzo mało. Nie dość, że Augustyniak rzadko podłączał się do ataków, szczególnie w pierwszej połowie, to jego gra w destrukcji również nie była skuteczna. Dawał się wyprzedzać w prosty sposób, jak m.in. w 40. minucie, kiedy po odbiorze piłki Marcowi Gualowi, rozpędzony rywal przebiegł obok niego i Augustyniak musiał ratować się faulem, co wiemy jak później się skończyło. Z pozytywnych rzeczy można zapamiętać jego zgranie piłki głową z 58. minuty do Steve'a Kapuadiego. Opuścił boisko w 67. minucie.
Paweł Wszołek - Wszołka było w tym meczu sporo przy piłce, ale mało mu wychodziło. W większości sytuacji szukał jak najprostszych rozwiązań, oddawał piłkę do najbliższego kolegi z drużyny. Momentami mogło się wydawać, jakby bocznemu obrońcy totalnie nie chciało się grać, robił wiele rzeczy kompletnie od niechcenia. Nie miał ani jednej próby dośrodkowania, a żadne z jego 4 długich zagrań z dalszych stref boiska nie było celne. W defensywie również był niestabilny, rywale często mu się urywali i wyprzedzali go z łatwością. Tak było m.in. w 53. minucie, gdy nie przykrył dobrze Miguela Munoza, który oddał celny strzał głową. Jedyne z czego można zapamiętać jego występ, to zgranie piłki do Steve'a Kapuadiego po dośrodkowaniu z 60. minuty. Liczmy, że Wszołek szybko ustabilizuje swoją dyspozycję, bo nie ma żadnego zastępstwa na swoją pozycję.
Wahan Biczachczjan - Można powiedzieć, że Ormianin z ofensywnego tria był najlepszym elementem, co wiele mówi o obecnej jakości ataku Legii. Szczególnie w pierwszej połowie skrzydłowego było dużo, pokazywał się do piłki, ale nie potrafił z nią zrobić kompletnie nic. Poza udanym dryblingiem i dograniem piłki po ziemi w kierunku Marca Guala z 12. minuty, co naprawdę mogło się podobać i powinno skończyć się asystą, nie da się przypomnieć żadnej korzyści, którą Biczachczjan by wypracował. Podobnie jak Vinagre, jego jakość dośrodkowań, także tych ze stałych fragmentów gry, pozostawiała bardzo wiele do życzenia. W większości kończyły się one już na pierwszym rywalu. Początek Ormianina w stołecznej drużynie nie jest udany i jak na razie potwierdza się, że Biczachczjan jest tylko piłkarzem momentów i przez większość czasu na boisku nie daje większej korzyści.
Kacper Chodyna - Chodyna kompletnie nie istniał. Przez 79 minut gry, przy znacznie większym posiadaniu piłki Legii nad Piastem, skrzydłowy był przy piłce zaledwie 29 razy. Czy gdy był już przy futbolówce, można za cokolwiek go pochwalić? Absolutnie nie. W porównaniu do Biczachczjana, Chodyna nie miał nawet najmniejszych momentów, w których można byłoby powiedzieć, że wniósł coś do gry warszawskiego zespołu. W 19. minucie, choć był na spalonym, otrzymał świetne górne podanie na pole karne od Juergena Elitima, nawet udało mu się dobrze opanować piłkę, jednak później jak zwykle zbyt długo zwlekał, zastanawiał się, co z nią zrobić, ostatecznie wybierając najgorszą opcję z możliwych, czyli strzał z bardzo ostrego kąta w momencie, gdy w głębi pola karnego miał 3 niepilnowanych kolegów z drużyny. W zasadzie zastanawiające jest, po co był trzymany na boisku aż do prawie 80. minuty.
Vladan Kovacević - Sobotni mecz był debiutanckim dla Bośniaka w barwach Legii. Trzeba jednak przyznać, że w tym pierwszym spotkaniu nie wniósł oczekiwanego od niego spokoju. Przez większą część meczu nie miał zbyt wiele do roboty, ale mógł zachować się lepiej w kluczowym momencie tego starcia. W 40. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i zgraniu piłki głową Kovacević interweniował, jednak w taki sposób, że wybił piłkę wprost pod nogi niepilnowanego Jorge Felixa i przy tej dobitce nie miał już szans na skuteczną interwencję. Gdyby tylko golkiper zdecydował się na piąstkowanie, a nie wybicie piłki otwartą dłonią, wszystko mogłoby potoczyć się w tej akcji inaczej. W 53. minucie, choć na raty, dobrze obronił strzał głową Miguela Munoza, który wcale nie był łatwy, bo piłka odbiła się od murawy tuż przed bramkarzem. Można również mieć uwagi do Bośniaka za jego dalekie wykopy, które były po prostu bezsensowne i kompletnie niecelne. Na plus natomiast wygląda jego gra na przedpolu. Widać, że ma w tym elemencie znacznie więcej jakości niż pozostali golkiperzy Legii. Ogółem jednak debiut na minus, ale trzeba pamiętać, że ostatni mecz zagrał na początku grudnia, a z zespołem odbył jak na razie tylko jeden trening.
Zmiennicy
Jan Ziółkowski - Zmienił na murawie kontuzjowanego Radovana Pankova. Jakość defensywy po jego wejściu w ogóle nie spadła, a może nawet nieco wzrosła. Był pewnym punktem obrony, dobrze się ustawiał i reagował w pojedynkach z rywalami. Momentami trochę za dużo ryzykował i grał zdecydowanie zbyt ostro. Po jednym ze wślizgów, mimo że trafił w piłkę, otrzymał żółtą kartkę, bo zrobił to z bardzo dużym impetem i zahaczył rywala. Przez kontuzję Serba, to prawdopodobnie on dostanie szansę w najbliższych spotkaniach i zobaczymy, czy będzie potrafił udowodnić swoją wartość.
Maximillian Oyedele - Pojawił się na boisku w 67. minucie. Starał się być aktywny zarówno w defensywie, jak i ofensywie, jednak nie zawsze mu wychodziło. Próbował naciskać rywali, grał bardzo blisko nich i podobnie jak Ziółkowskiemu, czasem wychodziło mu to zbyt agresywnie i także otrzymał niepotrzebne napomnienie w doliczonym czasie gry. Przez ostatni kwadrans spotkania próbował napędzić akcje drużyny i wyglądał, jakby był jedynym zawodnikiem, który do końca chce walczyć o lepszy wynik. Przy aktualnej formie Augustyniaka, może i Oyedele dostanie swoją szansę gry w wyjściowym składzie.
Mateusz Szczepaniak - Wszedł na boisko w 79. minucie i widać było, że chce pokazać się z dobrej strony. Młodzieńcza fantazja jednak czasem go zawodziła i jego próby były dość łatwo interpretowane przed defensorów gospodarzy. Były również takie momenty, w których skrzydłowemu udawało się zrobić coś więcej czy wywalczyć stały fragment gry. Szczepaniak pokazał przez te kilka minut, że wcale nie odstaje poziomem od swoich znacznie starszych kolegów z pozycji, a może dzięki chęci pokazania się, byłoby z niego więcej pożytku.
Tomas Pekhart - Wszedł na murawę w 79. minucie, by "ratować" wynik jako drugi napastnik na boisku. Zanotował 2 kontakty z piłką, z czego jeden był we własnym polu karnym przy wybiciu głową dośrodkowania rywali ze stałego fragmentu gry. Jako że zmienił Juergena Elitma, czyli jedynego kreatywnego zawodnika, który w miarę dobrze funkcjonował w tym spotkaniu, był kompletnym osłabieniem gry drużyny i w zasadzie po jego wejściu było już wiadomym, że Legia w tym meczu nie zdobędzie choćby punktu.