Nasze oceny
Plusy i minusy po meczu z Puszczą
Legia Warszawa w końcu zdobyła komplet punktów w 2025 roku. Legioniści pewnie pokonali Puszczę Niepołomice 2-0, choć wynik meczu powinien być znacznie wyższy. O pierwszej połowie w wykonaniu podopiecznych trenera Goncalo Feio można mówić w samych superlatywach, ale druga część pozostawiała sporo do życzenia. Zapraszamy na oceny, jakie wystawiliśmy "Wojskowym" za sobotni mecz.
Bartosz Kapustka - To był w końcu taki Kapustka, którego pamiętaliśmy z dobrych występów w pierwszej części sezonu. Brał na siebie ciężar gry, non stop pokazywał się do podań w środku pola, a gdy je dostawał, to starał się przyspieszać grę. Pomocnik nie grał na alibi, jak w dwóch poprzednich meczach, szukał niekonwencjonalnych rozwiązań, nie bał się również indywidualnych rajdów i pojedynków z rywalami. Pomagał również sporo w defensywie, agresywnie doskakiwał do przeciwników i kilka razy udało mu się skutecznie odebrać piłkę i rozprowadzić kontratak. W 15. minucie znalazł się w odpowiednim miejscu pola karnego i choć miał początkowo lekkie problemy, to ostatecznie udało mu się "otworzyć" wynik spotkania. Uczestniczył również w drugiej akcji bramkowej, rozprowadzając piłkę na skrzydło do Pawła Wszołka. Przez resztę spotkania, poza wcześniej wspomnianym rozprowadzaniem kontr, próbował kilku strzałów z dystansu, ale praktycznie żaden nie doszedł do celu. Miejmy nadzieję, że ten mecz zwiastuje powrót Kapustki do formy już na stałe.
Paweł Wszołek - Ciągnął ataki drużyny na prawej flance, szczególnie w pierwszej połowie był niezwykle aktywny. Bardzo dobrze i obiecująco wyglądała jego współpraca z Bartoszem Kapustką, ale również z nowym skrzydłowym - Wahanem Biczachczjanem. Biegał wzdłuż linii bocznej i harował na całej długości boiska, zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Jego centry były znacznie groźniejsze i dokładniejsze niż zazwyczaj. W 35. minucie świetnie podał po ziemi między obrońcami w kierunku Jana Ziółkowskiego, co było kluczowym zagraniem przy bramce Steve'a Kapuadiego. W drugiej części był jednym z motorów napędowych większości kontrataków, a szczególnie wykazał się w 72. minucie, kiedy najpierw włożył głowę przed wybijającego piłkę przeciwnika, przebiegł przez dużą część boiska i wystawił piłkę "na ladę" Kacprowi Chodynie. W defensywie również funkcjonował pozytywnie, choć momentami pozwalał rywalom na zbyt wiele dośrodkowań z bocznej strefy.
Steve Kapuadi - Francuz jest zdecydowanie zawodnikiem z najlepszą formą na początku roku. W meczu z Puszczą świetnie ustawiał się w defensywie i mimo że nie miał zbyt wiele pracy, to w każdej pojedynczej sytuacji zachowywał się bez zarzutów. Czynnie funkcjonował w rozegraniu, wychodził wyżej na połowę rywala i próbował przyspieszać ataki. Po raz kolejny pokazał, że ma nosa do dochodzenia do sytuacji strzeleckich. W 35. minucie zebrał w polu karnym piłkę odbitą od Jana Ziółkowskiego, zastawił obrońcę i obrócił się wraz z nim i piłką, po czym pewnym strzałem wykończył atak, podwyższając prowadzenie. Tak mądrych zachowań i instynktu łowcy pozazdrościłby niejeden napastnik z Ekstraklasy, a przecież Kapuadi jest obrońcą. Niestety, musiał opuścić murawę już na samym początku drugiej połowy, bo po niefortunnym zderzeniu z Maximillianem Oyedele uraz nosa i obfite krwawienie nie pozwalały mu na dalszą grę.
Jan Ziółkowski - Młodzieżowiec otrzymał swoją szansę wobec kontuzji Radovana Pankova. Był to dla niego pierwszy mecz w wyjściowym składzie od wrześniowego spotkania z Motorem Lublin. Trzeba przyznać, że Ziółkowski po raz kolejny pokazał, jak wielki talent posiada i zdecydowanie wykorzystał okazję na udowodnienie swojej przydatności. We własnym polu karnym był zawsze tam, gdzie było potrzeba i szczególnie w powietrzu funkcjonował wręcz idealnie. Błysnął również w kwestii podań w ofensywie. W 7. minucie zagrał fenomenalną piłkę z własnej połowy wprost do znajdującego się tuż przed polem karnym Juergena Elitima, który jednak w sytuacji sam na sam trafił tylko w słupek, zabierając Ziółkowskiemu asystę, która spokojnie mogłaby być nominowana do asysty sezonu. W 35. minucie, choć zdecydowanie szczęśliwie, udało mu się zanotować ostatnie podanie przy bramce Steve'a Kapuadiego. W drugiej połowie miał znacznie więcej pracy, co kompletnie mu nie przeszkadzało i nie popsuło jego występu, choć momentami nadużywał agresji wobec rywali.
Maximillian Oyedele - Jako że w meczu z Piastem dał pozytywną zmianę, trener Feio zdecydował się wystawić go w sobotnim spotkaniu w wyjściowej jedenastce i był to zdecydowanie strzał w dziesiątkę. Rządził na całej szerokości i długości środka pola. Wspomagał kolegów z drużyny zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Zdarzały mu się momenty dekoncentracji, które kończyły się głupimi stratami, jednak Oyedele jak pirania walczył o każdą piłkę, momentalnie wracał za rywalem i często udawało mu się odzyskać piłkę skutecznym wślizgiem. Oprócz kilku momentów, w pojedynkach był nie do przepchnięcia, a sam wielokrotnie pokonywał rywali balansem ciała czy skutecznym dryblingiem. W 6. minucie zebrał wybitą piłkę przed pole karne i niepilnowany uderzył po ziemi, jednak piłka zamiast dokręcać, to odkręcała się od bramki. Widać było w nim luz i zalążki powrotu do dobrej dyspozycji sprzed kontuzji. Zszedł z boiska w 85. minucie.
Vladan Kovacević - Mimo że bośniacki golkiper był praktycznie całkowicie bezrobotny jeśli chodzi o grę na linii, to wprowadzał masę pewności do poczynań drużyny. Śmiem stwierdzić, że dawno w barwach Legii nie było tak pewnego bramkarza w grze na przedpolu. Wyłapywał praktycznie każdą piłkę, która leciała w okolice 5. metra, ale nie bał się także wychodzić wysoko poza bezpieczne miejsce czy podejmować ryzyko w postaci piąstkowania. Duża część ataków pozycyjnych rozpoczynała się od niego, nie stał wyłącznie w miejscu i starał się pomagać zespołowi w każdym aspekcie. Z poziomu trybun widać było również, jak Bośniak, mimo krótkiego pobytu w warszawskim klubie, dyrygował kolegami z boiska i podpowiadał im w wielu sytuacjach.
Juergen Elitim - Bardzo dyskretny występ Kolumbijczyka. Cały czas widać, że nie odzyskał jeszcze 100% pewności siebie po długiej kontuzji. Elitim niechętnie uczestniczył w atakach drużyny i raczej nie próbował robić nic niekonwencjonalnego, szukał najprostszych zagrań, choć kilka razy udało mu się skutecznie napędzić zespołowe akcje i zaskoczyć rywala ciekawym podaniem. Ogółem zanotował tylko 34 kontakty z piłką, co tylko potwierdza to, że Kolumbijczyk nie czuje pełni mocy i woli usunąć się w cień, szczególnie gdy drużynie idzie dobrze. Były jednak momenty, w których udało mu się ruszyć indywidualnie z piłką, wyprzedzając rywala i dając mu się faulować. W 7. minucie odebrał fenomenalne zagranie Jana Ziółkowskiego i o ile przyjęcie i opanowanie piłki przez Elitima również robiło wrażenie, to wykończenie zdecydowanie do poprawy. Opuścił murawę w 64. minucie.
Ryoya Morishita - Pierwsze minuty w wykonaniu Japończyka były bardzo dobre. Cały czas szukał swojego miejsca w okolicach pola karnego, zmieniał strony i wypatrywał możliwości zagrożenia bramki przeciwnika. Kilkukrotnie schodził z lewej flanki do środka, by spróbować technicznych strzałów z prawej nogi, jednak rzadko który z nich sprawiał problemy bramkarzowi. W 15. minucie dobrze pograł z klepki z Gualem, uciekł rywalowi na prawym skrzydle i dograł górą na pole karne, notując asystę przy trafieniu Bartosza Kapustki. Niecałą minutę później miał szansę na własne trafienie, jednak jego uderzenie z pierwszej piłki po centrze Wahana Biczachczjana skutecznie i efektownie wybronił Kewin Komar. I to w zasadzie tyle... w dalszej części meczu Japończyk praktycznie nie istniał, a w drugiej połowie już w ogóle nie było go widać. W 58. minucie mógł wyjść w kontrataku sam na sam z bramkarzem, jednak piłka nieco zaplątała mu się w nogach, co sprawiło, że mógł już tylko szukać faulu rywala na czerwoną kartkę, co ostatecznie nie wyszło. Mimo wszystko dał na pozycji lewego skrzydłowego dużo więcej niż w innym ustawieniu.
Wahan Biczachczjan - Ormianin dobrze wszedł w mecz, by później założyć na siebie pelerynę niewidkę. W 5. minucie rozprowadził szybki kontratak, po którym strzały oddali kolejno Marc Gual i Maximillian Oyedele, jednak bezskutecznie. Biczachczjan w tej sytuacji dobrze podłączył się do ataku i mógł oddać uderzenie z pola karnego, jednak Hiszpan zabrał mu tę możliwość. W 16. minucie posłał świetne dośrodkowanie z prawej strony na dalszy słupek, ale strzał Ryoyi Morishity wybronił golkiper, tym samym nie pozwalając skrzydłowemu zanotować pierwszej "liczby" w barwach Legii. W dalszej części meczu nie był już tak aktywny, często wymieniał się pozycjami z Pawłem Wszołkiem, zostając nieco niżej, bliżej środka pola. Na pewno był to jak na razie najlepszy mecz Biczachczjana w stołecznej drużynie, jednak ma jeszcze bardzo dużo do poprawy. Został zmieniony w 64. minucie.
Marc Gual - Podobnie jak dwóch poprzedników, na plus można zapisać mu pierwsze 15-20 minut. Był aktywny zarówno w polu karnym, jak i, a może nawet przede wszystkim, poza nim. Dawał możliwości do szybkiego rozgrywania, odgrywał futbolówkę z pierwszej piłki jak m.in. przy pierwszej akcji bramkowej. Sam próbował zaskoczyć golkipera gości kilkoma strzałami z dystansu, z czego jeden trafił nawet w słupek. Po tym fragmencie wrócił stary, irytujący, indywidualny Gual. Na całej przestrzeni spotkania tracił mnóstwo piłek, miał masę nieudanych dryblingów, a z 13 pojedynków z rywalami wygrał tylko 2 i aż 19 razy stracił piłkę. W 52. minucie odebrał na dalszym słupku zgranie głową Jana Ziółkowskiego po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, jednak w perfekcyjnej sytuacji zawahał się, nie oddał momentalnie strzału i dał czas defensorowi na zapanowanie nad sytuacją. W ostatnich kilkudziesięciu minutach kilka razy udało mu się pomóc kolegom z drużyny w rozprowadzeniu kontrataków, jednak jeszcze więcej razy marnował okazję na skuteczny, szybki atak. Nie wiadomo, czy Gual swoją dyspozycją denerwuje najbardziej kibiców, trenera, kolegów z drużyny czy samego siebie. Chyba jednak każdy już powoli ma dość tego, co w ostatnim czasie wyczynia Hiszpan.
Ruben Vinagre - Choć wydawało się, że słabe spotkanie z Piastem w wykonaniu Vinagre było tylko wypadkiem przy pracy, to niestety mecz z Puszczą potwierdził, że po urazie Portugalczyk ma problemy, by powrócić do starej dyspozycji. Boczny obrońca starał się rozruszać lewą stronę, jednak był w tym wszystkim niezwykle nieskuteczny. Operował głównie po boku, brakowało jego zejść do środka, w których połykał wiele przestrzeni. O ile w krótkim rozegraniu jeszcze radził sobie dość dobrze, to jakość jego dośrodkowań aż raziła w oczy. Podobnie jeśli chodzi o wykonanie stałych fragmentów gry. Miał także spore problemy w defensywie, w której, jak potwierdził trener Feio, przegrywał wiele pojedynków, również tych szybkościowych. Został zmieniony w 85. minucie. Miejmy nadzieję, że Vinagre błyskawicznie powróci do swojej starej formy, bo przed Legią bardzo intensywny okres, a zastępstwa brak.
Zmiennicy
Artur Jędrzejczyk - Zmienił na murawie kontuzjowanego Steve'a Kapuadiego. Weteran w swoim 395 występie w barwach Legii pokazał, że jeszcze nie zardzewiał. Królował we własnym polu karnym, szczególnie w pojedynkach o górne piłki. Skutecznie asekurował Rubena Vinagre i zabezpieczał ataki rywali lewą stroną. Był czujny i bardzo dobrze reagował na wszystkie wydarzenia boiskowe. W 88. minucie zagrał idealne podanie z własnej połowy wprost do Wojciecha Urbańskiego, jednak pomocnika przed strzałem powstrzymał jeden z defensorów. Jędrzejczyk naprawdę udowodnił, że w niektórych momentach może wnieść jeszcze sporo jakości i spokoju do gry drużyny.
Wojciech Urbański - Pojawił się na boisku w 64. minucie. Starał się, pokazywał do podań i chciał uczestniczyć w kontratakach drużyny. Walczył z rywalami, naciskał ich i próbował odbierać piłkę w średnim pressingu. Pomocnikowi nie udało się jednak wnieść do poczynań zespołu nic konkretnego, był mocno niedokładny. Warto jednak docenić, że młodzieżowiec starał się wnieść trochę ożywienia w uśpione działania ofensywne zespołu w drugiej połowie.
Rafał Augustyniak i Oliwier Olewiński - Weszli na boisko w 85. minucie. Grali zbyt krótko, by ocenić ich występ. Olewińskiemu gratulujemy debiutu w pierwszej drużynie.
Kacper Chodyna - Wszedł na murawę w 64. minucie. Wydawało się, że może z ławki, na podmęczonego rywala, Chodyna wniesie jakąś jakość, da dużo w kontratakach. Rzeczywiście, skrzydłowy pokazywał się do gry i uczestniczył w szybkich atakach, jednak zagrania do niego w większości niweczyły starania o skuteczną akcję. Gubił się z piłką przy nodze, nie potrafił podjąć odpowiednich decyzji, przez co wielokrotnie w głupi i prosty sposób tracił piłkę. W 72. minucie stanął przed idealną szansą na zdobycz bramkową, dostając podanie od Pawła Wszołka. Niepilnowany przebiegł prawie pół boiska, wyszedł sam na sam z Kewinem Komarem i mając kilka możliwości - dryblowania golkipera, strzału obok i nad nim czy podania do ustawionego obok na pustą bramkę Marca Guala - uderzył wprost w bramkarza. Naprawdę nie dało się w tej sytuacji zrobić czegoś gorzej. Widać, że Chodyna jest pogubiony, nie może się odnaleźć i wygląda, jakby miał ogromne problemy z koncentracją.