fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Jagiellonią Białystok

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com

Czyli się da?; Złe miłego początki; Element zaskoczenia; Pululu schowany do kieszeni; „Mori” bohaterem; Kontrowersje - to najważniejsze punkty po środowym meczu Legii Warszawa z Jagiellonią Białystok w którym legioniści wygrali 3-1.



1. Czyli się da?
Po meczu z Radomiakiem Radom mało kto wierzył, że w starciu z Jagiellonią Białystok zobaczymy zupełnie inną drużynę – taką, która przechyli szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Na szczęście „Wojskowi” w końcu się zmobilizowali i zaprezentowali z bardzo dobrej strony, zwłaszcza w drugiej połowie. Mecz nie obył się bez kontrowersji, o których później.

Widać było, że legioniści podeszli do tego spotkania inaczej i dali z siebie więcej niż w poprzednich meczach. Być może wpływ miała na to nowa taktyka z dwójką napastników, ale według mnie to jedynie dodatkowy aspekt – tak naprawdę drużyna przebudziła się dopiero po przerwie. W końcu można było uśmiechnąć się po meczu i choć przez kilka dni cieszyć się myślą, że Legia znów wygrała, zamiast bezradnie czekać na wyrok.

2. Złe miłego początki
Tytuł to lekkie nadużycie, bo Legia bardzo dobrze weszła w mecz. Grała wysokim pressingiem, skutecznie organizując się w defensywie, ale to właśnie ona jako pierwsza straciła bramkę. Tak, wiem – to my strzeliliśmy gola, ale Kacper Chodyna znajdował się na spalonym, więc trafienie nie zostało uznane. Przeanalizujmy jednak straconą bramkę przez Legię od samego początku akcji.

fot. TVP Sportfot. TVP Sport

Sytuacja bramkowa Jagiellonii zaczęła się od wznowienia gry przez gości spod własnej bramki i trwała minutę. Przez ponad 30 sekund rywale próbowali przejść z linii obrony do fazy ofensywnej, aż w końcu zrobili to. Na screenie widać, że Kacper Chodyna spóźnił się do rywala podającego piłkę, a Paweł Wszołek przegrał pojedynek ze swoim przeciwnikiem, dodatkowo go faulując.

fot. TVP Sportfot. TVP Sport

Piłki nie potrafili odebrać ani Chodyna, ani Kapustka, więc ta dotarła przed pole karne do Jesúsa Imaza, przy którym znajdowało się trzech legionistów (1 – Gual, 2 – Morishita, 3 – Kapuadi). Wystarczyło mocniej podejść do Hiszpana, tym bardziej że w tej strefie mieliśmy przewagę, którą jednak zbyt łatwo oddaliśmy.

fot. TVP Sportfot. TVP Sport

W kolejnej fazie akcji widzimy, że Vinagre odpuścił kontrolę rywala i pozwolił mu zbyt swobodnie dośrodkować w pole karne. Tam Ziółkowski niestety nie kontrolował swojego przeciwnika, który wyszedł zza jego pleców. Zabrakło też asekuracji ze strony drugiej linii Legii, która powinna śledzić zawodników wbiegających w szesnastkę.

fot. TVP Sportfot. TVP Sport

I dochodzimy do kluczowego momentu – gola Jarosława Kubickiego. Jan Ziółkowski w ostatniej chwili próbuje jeszcze interweniować, ale jest już za późno, a piłka przechodzi mu między nogami. Zadziwia mnie też bierność pozostałych legionistów – na screenie widać, że strzelec gola jest pozostawiony bez opieki, mimo że w jego pobliżu znajduje się czterech zawodników Legii, którzy nie upilnowali jego wejścia w pole karne i kompletnie go odpuścili.

3. Element zaskoczenia
W poprzednich meczach podopieczni trenera Gonçalo Feio rzadko stosowali elementy zaskoczenia w ofensywie. Jeśli już się pojawiały, to głównie za sprawą wejść Steva Kapuadiego w pole karne rywala.

fot. TVP Sportfot. TVP Sport

Taki właśnie manewr zastosowano w 53. minucie, gdy Legia rozegrała rzut wolny na krótko. Piłka trafiła do Morishity, który idealnie dośrodkował na głowę Jana Ziółkowskiego. W tej akcji warto wyróżnić również Szkurina – wziął on na siebie obrońcę, co pozwoliło młodemu stoperowi Legii lepiej ustawić się w polu karnym, wykorzystać pustą przestrzeń i skutecznie wbiec w szesnastkę.

Na pochwałę zasługuje także decyzja Morishity o oddaniu strzału. Wykorzystał on swój moment w meczu z Jagiellonią, pokazując, że Legia zbyt rzadko sięga po ten wariant – zejście do środka w polu karnym i uderzenie po długim rogu. Nasi skrzydłowi rzadko decydują się na taki ruch, a przecież zarówno Kacper Chodyna, Vahan Bichakhchyan, jak i Morishita potrafią uderzyć i nie powinni rezygnować z tego elementu w swojej grze.

4. Pululu schowany do kieszeni
W meczu z Radomiakiem, oglądając duet stoperów Jan Ziółkowski – Sergio Barcia, łapałem się za głowę. Obaj popełniali mnóstwo błędów, a Hiszpan miał negatywny udział we wszystkich straconych przez Legię bramkach. Młody obrońca zaliczył kilka dobrych interwencji, ale zawinił przy drugim golu i popełnił zarówno większe, jak i mniejsze błędy. Zastanawiałem się, jak wypadnie na tle mocniejszych rywali, takich jak Imaz czy Pululu – poprawa nastąpiła natychmiast.

Zarówno Steve Kapuadi, jak i Jan Ziółkowski zagrali bardzo pewnie, praktycznie chowając groźnego napastnika Jagiellonii do kieszeni. 25-letni Pululu od samego początku rywalizował głównie z młodym obrońcą Legii, ale pierwsze dwa–trzy ostre wejścia Janka od razu wybiły go z rytmu. W razie potrzeby wyręczał go lepiej zbudowany Kapuadi, który również nie pozwalał piłkarzowi Jagiellonii na zbyt wiele. Napastnik nie miał tego dnia dobrego meczu, a szkoda, że nie udostępniono oficjalnych statystyk – chętnie sprawdziłbym, ile pojedynków wygrali nasi defensorzy.
Po raz kolejny potwierdza się, że młody zawodnik może wchodzić do pierwszego składu, ale musi być otoczony pewniejszymi i bardziej doświadczonymi piłkarzami, od których może się uczyć. Nie można go zestawiać z zawodnikami prezentującymi niższy poziom, którzy wyglądają, jakby dopiero zaczynali profesjonalną grę w piłkę.

5. „Mori” bohaterem
W końcu! Długo czekaliśmy na jakiekolwiek efektu gry Morishity w tym roku. Japończyk miał ostatnio słabszy okres – częściej marnował akcje, niż je wykorzystywał. Ba, często tracił piłkę w prostych sytuacjach, narażając zespół na groźne kontrataki.

Mecz w Pucharze Polski również nie zaczął się dla niego najlepiej. W pierwszej połowie był często schowany za rywalami, unikał wychodzenia do piłek i grał zbyt zachowawczo. Dopiero po przerwie się przebudził. W drugich 45 minutach brał na siebie większą odpowiedzialność za grę po lewej stronie, zwłaszcza że Vinagre nie prezentował się najlepiej. Natomiast w końcówce meczu dwukrotnie wykazał się przytomnością w polu karnym, pokonując Sławomira Abramowicza.

Szczególnie przy pierwszym golu zachował się znakomicie – mógł podać do lepiej ustawionego portugalskiego lewego obrońcy, ale zamiast tego dostrzegł przestrzeń do zejścia do środka i uderzenia po długim rogu. Morishita jest już bardzo blisko double-double w tym sezonie, co imponuje, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego trudne początki w Legii.

6. Kontrowersje
Pali się! I to jak cholera! Media wręcz płoną po środowym meczu Legii Warszawa z Jagiellonią Białystok w ćwierćfinale Pucharu Polski. A wszystko przez duet Szymon Marciniak – Piotr Lasyk i ich decyzje dotyczące dwóch sytuacji w polu karnym Legii. Pierwsza – ręka Ilji Szkurina. Druga – rzekomy faul Pawła Wszołka. Jeśli o mnie chodzi, to pierwszego karnego pewnie bym podyktował, ale drugi? To klasyczne padolino w wykonaniu zawodnika Jagiellonii.

Ale najlepsze dopiero przed nami. To, co dzieje się w mediach, rozbawia mnie do łez. Przecież od lat wiadomo, że nic nie klika się lepiej niż kontrowersje wokół Legii. No ale jeśli sędziowie podejmą decyzję, która jakimś cudem jest dla Legii korzystna? Nie daj Boże! Skandal! Katastrofa! Koniec świata!

Śmieszy to tym bardziej, że przecież co kolejkę mamy błędy sędziów wypaczające wyniki meczów Ekstraklasy. I co? I nic. Cisza jak makiem zasiał. Brak 20 programów analizujących każdą klatkę VAR-u. Brak "ekspertów", którzy eksperckie tytuły nadali sobie sami. Nie ma lamentu, że w Lidze Mistrzów takich karnych by nie gwizdali. Ale teraz? Temat będzie wałkowany przez cały tydzień, może nawet doczekamy się opinii zagranicznych ekspertów, którzy z powagą ocenią dramat polskiego futbolu.

Szkoda tylko, że taka dociekliwość magicznie znika, gdy błędy są na niekorzyść Legii. Ręka w meczu z Radomiakiem? Faul na Chodynie w poprzednim starciu z Jagiellonią? Eee tam, zdarza się! Przecież to Legia, więc sędzia może się pomylić. W drugą stronę? Oj nie, nie, nie, wtedy to już jawny skandal!

P.S. Była nawet nadzieja, że arbitrzy „uporządkują” temat krnąbrnego i niepokornego Feio, gdyby tylko „dobrze poprowadzili mecz”. No ale cóż, sędziowie sami przyznali, że ich decyzje były poprawne. Dla „ekspertów” to oczywiście za mało, więc z mojej strony dodam tylko jedno: błędy sędziowskie będą jeszcze wielokrotnie w tym sezonie, a płacz na social mediach nic nie zmieni. Potrzebne są zmiany w środku środowiska, a nie głaskanie arbitrów w programach telewizyjnych. Bo im więcej ich się usprawiedliwia, tym gorzej sędziują.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2025 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.