Nasze oceny
Plusy i minusy po meczu z Rakowem
Legia Warszawa przegrała w niedzielny wieczór w Częstochowie z Rakowem 2-3 i tym samym zanotowała już 8. ligową porażkę w tym sezonie. Wiele zmian taktycznych trenera Goncalo Feio nie sprawdziło się i szczególnie pierwsza połowa w wykonaniu legionistów wyglądała słabo. Roszady w drugiej połowie spowodowały częściową odmianę gry, jednak stołecznej drużynie zabrakło czasu, by odrobić wszystkie straty. Zapraszamy na oceny, jakie wystawiliśmy "Wojskowym" za ten mecz.
Juergen Elitim - Jeden z nielicznych promyków nadziei po tym meczu. Zwiastowało to już rewanżowe spotkanie z Molde, ale w Częstochowie Kolumbijczyk potwierdził, że powraca do optymalnej dyspozycji po długiej nieobecności. Poza pierwszym kwadransem, w którym pomocnika było mało, stanowił główny punkt rozegrania większości akcji i był jedynym elementem wprowadzającym trochę kreatywności, pomysłowości i przyspieszenia. Dużą jakość miały jego górne podania, przerzuty i dośrodkowania, a szczególnie to z 75. minuty na dalszy słupek powinno skończyć się asystą, jednak Marc Gual zawahał się i nie zdołał domknąć tego zagrania. Generalnie, gdy Kolumbijczyk miał piłkę przy nodze, wiadomym było, że będzie potrafił zrobić z nią jakąś różnicę i celnie podać. Mógł trochę lepiej zachować się przy drugiej straconej bramce, bo dał ograć się Iviemu Lopezowi w nieco zbyt prosty sposób. Generalnie był to naprawdę dobry występ Elitima.
Marc Gual - Hiszpan przez cały mecz starał się, był skoncentrowany i zaangażowany. Szczególnie w pierwszej połowie był, zaraz po Juergenie Elitimie, najjaśniejszym punktem zespołu. Pokazywał się do rozegrania, zabierał za indywidualne rajdy i tym razem był w tym wszystkim znacznie skuteczniejszy. Szczególnie zaimponował pod tym względem w 32. minucie, kiedy z łatwością ograł dwóch rywali niedaleko pola karnego i wyłożył piłkę na dobrą pozycję do Bartosza Kapustki, niestety nie zakończyło się to bramką. Na starcie drugiej połowy dobrze znalazł się w "szesnastce", wygrał pozycję z Erickiem Otieno i choć na raty, wpakował piłkę do siatki, zdobywając swoją 4. bramkę w ostatnich 5 meczach i dając sygnał zespołowi do dalszej walki. W 75. minucie powinien wykończyć dośrodkowanie Elitima, jednak trzeba pochwalić go za to, że to on najpierw odebrał piłkę na połowie rywala i rozpoczął tę akcję. Może gdyby reszta drużyny grała lepiej, Gual nie byłby oceniony tak pozytywnie, ale na tle całego zespołu w tym spotkaniu znacznie się wyróżniał.
Paweł Wszołek - W tym meczu Polak po raz pierwszy od dawna ustawiony został wyżej, jako skrzydłowy, choć w niskiej obronie ustawiał się bardziej jako wahadłowy bądź boczny obrońca. Pierwsza część w jego wykonaniu była po prostu słaba. W ofensywie nie istniał, a w defensywie wielokrotnie się gubił. Przy pierwszym straconym golu zachowywał się chaotycznie i ostatecznie złamał linię spalonego. Po przerwie udało mu się jednak odmienić swoją grę i to już od samego początku. Najpierw w 49. minucie świetnie znalazł w polu karnym Ilję Szkurina, dogrywając mu piłkę na pustą bramkę, choć zrobił to trochę za mocno i utrudnił napastnikowi wykończenie, jednak już minutę później w trudniejszej sytuacji obsłużył Marca Guala, ale jako że Hiszpan trafił do bramki dopiero po dobitce pierwszego strzału, Wszołek nie może pochwalić się kolejną asystą. Można więc powiedzieć, że napastnicy Legii zabrali mu dwie dodatkowe liczby do jego sezonowych zdobyczy. Bardzo dobra reakcja Wszołka na słabszą dyspozycję, ale za pierwszą połowę nie można było przyznać mu plusa.
Radovan Pankov - Podobnie jak Paweł Wszołek, Serb ustawiony był na innej pozycji - prawej obronie - ale także zmieniał swoją pozycję w defensywie przesuwając się bliżej środka. Generalnie był najmniej chaotycznym z defensorów tego dnia, ale także nie ustrzegł się błędów. Szczególnie kosztowny mógł być ten z końcówki meczu, w 80. minucie pomylił się w interwencji, co mógł wykorzystać jeden ze skrzydłowych Rakowa i tylko przytomność Kacpra Tobiasza, który wyszedł wysoko poza pole karne uratowała go przed doprowadzeniem do sytuacji sam na sam. W ostatniej akcji meczu został upomniany żółtą kartką, ale podjął dobrą decyzję, przerywając faulem kontratak Rakowa, który mógł upokorzyć Legię. Przez większość meczu nie wkładał również zbyt wiele do ofensywy, jednak odpłacił się nieco na początku drugiej połowy. Najpierw wygrał walkę o górną piłkę, co było zalążkiem dogodnej sytuacji Ilji Szkurina, a chwilę później przytomnym podaniem między dwoma zawodnikami Rakowa uruchomił Białorusina, co zapoczątkowało pierwszą akcję bramkową. Całościowo przyzwoity występ.
Steve Kapuadi - Na drugim biegunie jeśli chodzi o obrońców Legii w meczu z Rakowem był Kapuadi, choć chyba znajduje się już tam od feralnej kontuzji nosa, a spotkanie z Molde było odstępstwem od normy. Francuz był zdekoncentrowany, popełniał fatalne decyzje, które skutkowały wręcz dziecinnymi błędami. Defensor kilkukrotnie stracił posiadanie na własnej połowie, czy to niecelnie podając, czy przegrywając pojedynek z rywalem w bardzo prosty sposób. Pierwszy poważny błąd zanotował już w 20. minucie, jednak jeszcze gorzej zachował się 7 minut później, gdy stracił piłkę na rzecz Adriano Amorima, który na jego szczęście zmarnował sytuację oko w oko z golkiperem Legii. Kapuadi zawalił także przy dwóch straconych golach. Przy drugim trafieniu nie zastosował pułapki ofsajdowej, dał się wyprzedzić napastnikowi, który bez wahania wykończył szybki kontratak. Jeśli chodzi o trzecią bramkę Rakowa, wiadomo, że największą winą obarczony jest Kacper Tobiasz, jednak Kapuadi również nie zachował koncentracji, słabo asekurował bramkarza i dał się wyprzedzić Amorimowi, który wykorzystał błąd. Forma i zachowania Francuza w ostatnich meczach są bardzo martwiące.
Bartosz Kapustka - Kapustka w meczu z Rakowem po raz kolejny zaprezentował się na boisku bez wyrazu. Brakowało mu dynamiki, błysku i zaangażowania, które powinny charakteryzować piłkarza jego klasy i które nie raz już prezentował. Przebywał na murawie, rozgrywał kilka akcji, lecz nie wnosił do gry Legii nic wyjątkowego. Tak naprawdę dało się go zapamiętać tylko z niewykorzystanej sytuacji po podaniu Marca Guala, po której poszła bramkowa kontra Rakowa, a z pozytywów - dobrze zachował się w akcji, która doprowadziła do sytuacji Ilji Szkurina - to on wypracował tę akcję. Od zawodnika z jego doświadczeniem i potencjałem należy wymagać jednak znacznie więcej, zwłaszcza w klubie o takiej renomie, którego zresztą jest jednym z kapitanów. Niestety, kolejny raz dało się odczuć, jakby brakowało mu determinacji i chęci do gry.
Ruben Vinagre - Kolejny słabiutki mecz w tym roku w wykonaniu Portugalczyka. Nie błyszczał w ofensywie, brakowało jego dynamiki, przyspieszenia, dobrego zachowania w pojedynkach, za to szukał najprostszych rozwiązań i nie podejmował praktycznie żadnego ryzyka. Dodatkowo wręcz fatalna była jakość jego dośrodkowań, szczególnie tych ze stałych fragmentów gry, które nie kreowały niczego. Jeszcze gorzej było w defensywie, a Erick Otieno będzie się chyba śnił Portugalczykowi jeszcze przez dłuższy czas. Vinagre najczęściej był spóźniony, przegrywał pojedynki, po których nie miał już jak dogonić rywala. Wielokrotnie dał się również ograć prostymi dryblingami, gdyż często szedł "na raz". Przy pierwszym golu dla gospodarzy był najbliżej dośrodkowującego Iviego Lopeza, jednak kompletnie odpuścił skrzydłowego, w żaden sposób nie próbował utrudnić mu oddania centry. Vinagre po powrocie po kontuzji coraz częściej zaczyna brakować odpowiedzialności i wygląda, jakby mało mu zależało. Opuścił boisko w 87. minucie.
Ryoya Morishita - Czy ktoś widział Japończyka? Na przedmeczowej grafice rzeczywiście widniało nazwisko Morishita, jednak musiałem sprawdzić kilka razy, czy to na pewno nie był jakiś błąd i Legia wybiegła na boisko bez jednego zawodnika. Skrzydłowy był anonimowy w tym meczu, nie istniał. Przez 87 minut pobytu na boisku zanotował tylko 28 kontaktów z piłką i 16 celnych podań. Na początku meczu jeszcze szukał swojego miejsca, pokazywał się do podań, jednak z każdą minutą coraz bardziej znikał i unikał gry. Naprawdę nie można nic więcej napisać o tym występie Japończyka. Był po prostu cieniem samego siebie, zaliczył nieprzystający do niego występ.
Artur Jędrzejczyk - Chaotyczny występ doświadczonego defensora, co było szczególnie widoczne przy pierwszym golu. "Jędza" kompletnie nie potrafił odnaleźć się w polu karnym, nie wiedział kogo kryć i ostatecznie nie pokrył nikogo, a za jego plecami znajdował się strzelec gola. Jego skuteczność w pojedynkach z rywalami również nie była tak dobra, jak zawsze, momentami dawał się przepychać. Zdecydowanie nie wychodziło mu również rozegranie, brakowało mu celności i grał w tym elemencie dość ryzykownie. Widać było, że obrońca odczuwa chyba najbardziej spotkanie w środku tygodnia w europejskich pucharach i niekoniecznie jest w pełni gotowy do gry. Zszedł z boiska w 54. minucie.
Ilja Szkurin - Dostał kolejną szansę w tym meczu, tym razem teoretycznie jako jedyny wysunięty z przody napastnik, ale nie był w stanie pokazać się z dobrej strony. Białorusin miał bardzo trudne zadanie – walka z fizycznymi obrońcami Rakowa wymagała od niego dużej siły i sprytu, ale nie potrafił się odnaleźć w tym spotkaniu. Grał dużo tyłem do bramki, chciał wspomagać rozegranie, jednak brakowało mu celności. Zanotował tylko 6 celnych podań, a patrząc, że również tylko jedną mniej stratę, pokazuje to jego wkład w grę drużyny. W 49. minucie zmarnował świetną okazję wypracowaną przez Pawła Wszołka, nie trafił do pustej bramki, choć trzeba przyznać, że mimo wszystko podanie skrzydłowego nie było łatwe do uderzenia z pierwszej piłki, może warto było przyjmować. Chwilę później nieco się odpłacił, dobrze pokazał się przed polem karnym, wbiegł w "szesnastkę" i dograł piłkę do Pawła Wszołka, rozgrywając akcję bramkową. Oprócz tego nie wniósł do gry Legii praktycznie nic. Był niewidoczny, nie stworzył zagrożenia i nie radził sobie w starciach z przeciwnikami. Opuścił murawę w 54. minucie.
Kacper Tobiasz - Po udanym powrocie w spotkaniu z Molde i wobec kontuzji Vladana Kovacevicia, młody golkiper otrzymał kolejną szansę. Nie może zaliczyć tego występu do udanych, w końcu wpuścił aż trzy bramki. Może nie dostałby minusa, bo przy dwóch pierwszych trafieniach nie miał możliwości na skuteczne interwencje, a w drugiej połowie kilka razy udało mu się wybronić groźne strzały gospodarzy, lecz niestety bramkarz popełnił kolejny karygodny błąd. W 47. minucie próbując złapać strzał z dystansu Jean Carlosa w "koszyczek", zrobił to bardzo niechlujnie i wypuścił piłkę z rąk wprost pod nogi skrzydłowego Rakowa, który pokonał go po raz trzeci. Tym samym przekreślił szanse na odrobienie strat i zdobycz punktową. Tego typu błędy są niewybaczalne, zwłaszcza gdy drużyna walczy o cenne punkty. To właśnie ta pomyłka zostanie zapamiętana z jego występu i może być wspominana jeszcze przez długi czas.
Zmiennicy
Luquinhas - Wszedł na boisko w 54. minucie. Od razu rozkręcił grę drużyny lewą stroną. Był niezwykle aktywny i przede wszystkim skuteczny w swoich poczynaniach. Wygrywał większość pojedynków z rywalami, szczególnie pokonywał ich szybkościowo, był ruchliwy i nieprzewidywalny z piłką przy nodze. Pokazał pazerność, po raz pierwszy dobrze uderzył w 70. minucie, ale w ostatnim momencie został zablokowany przez jednego z rywali. W 85. minucie dobrze dopadł do fatalnie wybitego dośrodkowania z rzutu rożnego przez Frana Tudora, opanował piłkę w polu karnym i świetnie przymierzył technicznie przy prawym słupku, dając jeszcze nadzieję na odrobienie strat. Kolejne dobre wejście skrzydłowego z ławki pokazujące, że jest już w pełni gotowy do gry po kontuzji i trzeba to wykorzystać.
Patryk Kun, Wojciech Urbański - Przebywali na murawie przez niecałe 10 minut. Grali zbyt krótko, by ocenić ich występ.
Kacper Chodyna - Pojawił się na boisku wraz z Luquinhasem, jednak w przeciwieństwie do Brazylijczyka, nie wniósł do gry drużyny kompletnie nic. Pokazywał się do gry znacznie rzadziej, zdecydowanie mniej ryzykował i przede wszystkim nie grzeszył skutecznością. W 65. minucie mógł wyjść sam na sam z bramkarzem Rakowa, jednak sędzia uznał, że skrzydłowy przy walce o pozycje faulował jednego z obrońców gospodarzy, choć była to kontrowersyjna decyzja. Przez resztę swojego pobytu na murawie pozostawał niemal niewidoczny – unikał pojedynków, rzadko brał na siebie ciężar gry i nie wykazywał się ani kreatywnością, ani dynamiką.